Nie wiem, czy to jest coś, na co tylko ja zwróciłem uwagę, czy owo dziwactwo było już gdzieś dyskutowane, ale chciałbym się zastanowić nad czymś, co jest często nazywane „dobrym winem” nie dla określenia dobrego wina, ale dla popisania się tym, że jest się częścią towarzystwa. Jak gdzieniegdzie wiadomo, a już zwłaszcza na niektórych blogach, ja bez alkoholu nie funkcjonuję. I jest mi zupełnie obojętne, w czym się znajdują te procenty, rzecz w tym, by one były, i było ich na tyle dużo, by można było się nimi delektować. Piwo, wino, gin, nalewka, bimber, brandy, whisky – pokażcie mi flaszkę, a ja w jednej chwili wpadam w dobry nastrój. Przyznaję – wódy nie lubię i piję tylko w ostateczności. Cała reszta jednak służy mi jak najbardziej. Czasem sobie myślę, że gdyby mnie spotkało jakieś nieszczęście, a miałbym przy tym mnóstwo pieniędzy, to bym sobie kupił skrzynkę jakiegoś czterdziestoletniego malta i się zapił na śmierć.
Jak idzie o wino, najbardziej lubię czerwone wytrawne, ale oczywiście może być też jakiekolwiek inne, pod warunkiem, że nie będzie zbyt słodkie, bo ze słodyczy zdecydowanie wolę michałki. Jednak, jak mówię, wytrawne jest najlepsze. Jaki gatunek, jaki rocznik, jaki kraj pochodzenia, jaka cena – jest mi to całkowicie obojętne. Tyle tylko, że kiedyś zauważyłem, że kiedy ono jest z jakiejś wyższej półki, pije się wolniej, a zatem, jak się domyślam, ma ono w sobie coś, czego te tańsze wina nie mają, czy może nie ma tego, co tamte właśnie niefortunnie mają. Jestem pewien, że za chwilę ktoś mi powie, żebym się wreszcie zamknął, bo, jak widać, na winach się nie znam, a więc moje zdanie w tej kwestii się nie liczy. Mam jednak kolegę Michała Dembińskiego, który, akurat jak idzie o wina, i w ogóle alkohole, jakieś tam pojęcie z całą pewnością ma, i on na przykład, co chwilę poleca mi jakąś flaszkę, którą odkrył w Tesco, czy w Auchanie, którą właśnie sobie kupił za całe osiem, czy dziewięć złotych, i zapewnia, że jest bardzo dobra. I ja przy pierwszej okazji też wydaję te osiem czy dziewięć złotych, i okazuje się, że jest tak jak Michał mówił. Niedawno sam w sklepie obok odkryłem czerwone wytrawne z Argentyny za całe siedem złotych, i zapewniam, że byłem bardzo zadowolony.
Piję więc to wino, i już tylko się zastanawiam, czy to jest wino „dobre”, czy może „niedobre”. Mnie ono oczywiście smakuje, ale diabli wiedzą, co by się stało, gdyby mnie na tym procederze przyłapał jakiś profesor Sadurski, czy dziennikarz Mazurek, albo choćby blogerka Ufka? Co by oni powiedzieli? Jak by na mnie popatrzyli? Czy by tylko splunęli, czy jeszcze by coś dorzucili? Na przykład coś w rodzaju: „Poczekaj tylko aż napijesz się kiedyś naprawdę dobrego wina”. Zastanawiam się nad ich reakcją, i oczywiście chciałbym wiedzieć, co to znaczy „dobre wino”? Czy to jest wino, które piją Sadurski z Mazurkiem, czy może „dobre wino” to wino, na które Sadurskiego z Mazurkiem zwyczajnie albo nie stać, albo którego wartości oni z jakiegoś szczególnego powodu nie są w stanie rozpoznać? Czy jest taka możliwość, że któryś z nich mówi komuś „Stary, jeśli okaże się, że masz rację, masz u mnie butelkę dobrego wina”, a kiedy wreszcie z tym winem się pokazuje, zapada niezręczna cisza?
No właśnie. To jest coś, co mnie ostatnio parę razy zastanowiło. Ta właśnie fraza: „Stawiam butelkę dobrego wina”. Nie „flaszkę”, nie „butelkę whisky”, nie wreszcie „prawdziwą serbską rakiję”, ale właśnie to „dobre wino”. Na co ja mam liczyć, kiedy wreszcie dojdzie do tego rozstrzygającego momentu? Na butelkę za 60 złotych, czy na coś, co kosztuje powyżej stówy? Ja bym sobie świetnie poradził, gdyby to nie chodziło o wino, ale o whisky. Gdyby ktoś mi obiecał „butelkę dobrej whisky” i przyniósł mi dwunastoletniego Chivasa, to bym wiedział, że mam do czynienia z jakimś bałwanem. To jest na przykład powód, dla którego, ile razy mam się spotkać z moim kolegą LEMMINGIEM, wiem, że, skoro to już musi być Chivas, to z całą pewnością, nie dwunastoletni, którego mogę sobie kupić w „Żabce” za niecałą stówę. Ale jak ja mam rozumieć pojęcie „dobrego wina”? No i najważniejsze – czy którykolwiek z tych specjalistów jest w stanie mi to wyjaśnić?
Czemu postanowiłem dziś się zajmować owym winem? Otóż wczoraj nasz kolega Raven59 wrzucił mi w komentarzu kawałek filmiku ze spotkania, jakie z Rafałem Ziemkiewiczem, Stanisławem Janeckim i Tomaszem Sakiewiczem zorganizowano w Klubie Ronina. To był tylko mały fragment, w którym chodziło jedynie o to, byśmy posłuchali, jak to Rafał Ziemkiewicz stroi sobie żarty z ustąpienia Bendykta XVI, ja jednak zwróciłem przede wszystkim uwagę na to, że Ziemkiewicz i Sakiewicz, występując przed zgromadzoną publicznością, zwyczajnie chleją. Właśnie tak – chleją. Siedzą przy tym stoliku, przed nimi kieliszki z winem, Ziemkiewicz coś tam plecie o tym, że Benedykt „podał się do dymisji”, i, raz jeden, raz drugi, z tych kieliszków sobie ciągną. To jest sam początek spotkania, a ja nie mogę nie zauważyć, że o ile Ziemkiewicz dopiero zaczyna, Sakiewicz już prawie skończył. No i myślę sobie, co tam się działo dalej? Czy im zależało tylko na tym, żeby mieć dobre wejście z „dobrym winem”, czy może przez następną godzinę barmanka z knajpy obok donosiła im kolejne flaszki? No i też chciałbym wiedzieć, co oni sobie myśleli, decydując się na owo „alkoholowe” rozwiązanie. Że to im ujdzie na sucho? Że ja sobie pomyślę, że przecież to „tylko” wino? Że przecież oni nie byli pijani? Przepraszam bardzo, ale, jeśli tylko któryś z nich zechce się ze mną założyć – może niekoniecznie o „dobre wino”, ale chętniej o „dobrą whisky” – ja jestem w stanie pokazać Sakiewiczowi, że będę przez godzinę się skutecznie zza tego stolika udzielał , i nikt po mnie niczego nie pozna. Z wyjątkiem jednak tego, że ja – jak najbardziej – chleję. I to jak najbardziej w pracy.
Patrzę na ten drobny fragment ostatniego występu tych mądrali w Klubie Ronina i chciałbym wiedzieć, czy to, że oni zdecydowali się na to wino, to był tylko przypadek, bo na przykład już za tydzień oni tam będą siedzieć z butelką wyborowej, czy może ich zdaniem – wino tak, natomiast wóda, czy piwo już niekoniecznie? Czy to możliwe, że oni doszli do przekonania, że ów prawicowo-patriotyczny target, na którym oni pasożytują, jest już tak głupi, że oni mogą sobie pozwolić naprawdę na wszystko, i nikt ani nie piśnie?
Pod zamieszczonym przez Ravena filmikiem, pojawił się komentarz, w którym ktoś chciał wiedzieć, co mnie w tych kieliszkach tak zaszokowało. Że czy to już nie wolno pić wina? Czy to możliwe, że ten rodzaj podejścia stał się już standardem, a Ziemkiewicz z Sakiewiczem świetnie to wiedzą, i faktycznie za tydzień zjawią się tam z piwem?
Otóż myślę, że nie. Myślę, że za tym ich zachowaniem stoi przekonanie o tym, że piwo pije młodzież, której nie stać na nic lepszego, wódę fizyczna hołota, którą nie stać na nic, ale na flaszkę zawsze, natomiast whisky jest niedobra. Poważni, kulturalni, prawicowi intelektualiści piją wino. Najlepiej dobre. Podejrzewam, że jest też bardzo możliwe, że im się tego wina nawet nie bardzo chciało pić. Że im by wystarczyła szklanka wody mineralnej dla przepłukania zaschniętych gadaniem ust, no ale uznali, że to by wyglądało tak jakoś byle jak. Że z tą wodą oni by nie robili odpowiedniego wrażenia. No i zaordynowali to wino.
Czy ono było „dobre”? Oczywiście, że tak. Oni „niedobrego” by w pysk nie wzięli. Poza tym, kto to widział, by podczas poważnego spotkania z publicznością chlać?
Jak jakiś Kwaśniewski - komunista.
Tradycyjnie proszę o wspieranie tego bloga. Okres ferii zimowych - a w Katowicach właśnie go przeżywamy - nas akurat stawia w sytuacji wręcz beznadziejnej. Jak będzie dalej - zobaczymy. Na razie ledwo przędziemy. No i przypominam też o promocji, jaką Gabriel zorganizował na moje trzy książki w swojej księgarni. Każdy kto kupi Liścia, Elementarz i Biustonosz, zapłaci za wszystko tylko 70 złotych plus cenę wysyłki. Polecam i dziękuję.
Tradycyjnie proszę o wspieranie tego bloga. Okres ferii zimowych - a w Katowicach właśnie go przeżywamy - nas akurat stawia w sytuacji wręcz beznadziejnej. Jak będzie dalej - zobaczymy. Na razie ledwo przędziemy. No i przypominam też o promocji, jaką Gabriel zorganizował na moje trzy książki w swojej księgarni. Każdy kto kupi Liścia, Elementarz i Biustonosz, zapłaci za wszystko tylko 70 złotych plus cenę wysyłki. Polecam i dziękuję.
@Toyah
OdpowiedzUsuńFilmu nie widziałem, ale wnoszę, że tam oni siedzą, dyskutują popijając to wino, no i jest jakieś audytorium.
Muszę Ci powiedzieć, że zdziwiło mnie to picie "dobrego wina". Ja alkohol piję bardzo rzadko, do tego smakoszem żadnym nie jestem, ale siebie nie wyobrażam sobie w takiej akcji. Czy tak przed ludźmi, pewno w większości obcymi, a może i niespecjalnie przychylnymi można smakować "dobre wino" wydobywając z niego jakieś bukiety i inne tam? Nie wiem... Wsiowo to jakoś wygląda...
Czyj to w ogóle pomysł na takie biesiady?? Kondrat z Mazurkiem tam lobbują? Czy znany duet dziennikarstwa enologiczno-sensacyjnego Reszka/Majewski?
Juz wielokrotnie wcześniej oni tam, w różnych konfiguracjach osobowych, występowali z kieliszkami wina i/lub szklankami piwa (latem). Jakby chcieli być tacy au currant, to by mieli kieliszki z wodą mineralna.
OdpowiedzUsuńTeż lubię wypić.
Czerwone wytrawne - głównie z rejonu Bordeaux, ale również Chile, Argentyna, Australia. Powinno być aksamitne w smaku.
Białe wytrawne - głównie włoskie, im ostrzejsze w smaku tym lepiej mi wchodzi.
Nalewki - sam robię.
wóda - bardzo rzadko, praktycznie nie pijam
@zawiślak
OdpowiedzUsuńNikt nie lobbuje. Tam obok jest stołówka, a w stołówce wino. Zwykłe stołówkowe wino. Ale skoro oni je chleją, to pewnie jest dobre.
@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńTo ciekawe. Myślę, że następny etap, to będzie wódka z coca-colą.
@Toyah
OdpowiedzUsuńJest gorzej niż myślisz, tak jak napisał wyżej @Zawislak oni tam popijają wino regularnie, zwłaszcza podczas tzw. Przeglądów Tygodnia, potem niekoniecznie.
Tego wieczora dwóch (Ziemkiewicz i Sakiewicz) uczestniczyli w obu częściach (Przeglądzie i dyskusji o Nowej Endecji). No i to winko popijali, Sakiewicz od razu miał dwa kieliszki, jeden na stoliku, drugi zgrabnie trzymał na parapecie by w odpowiednim momencie po niego sięgnąć.
Natomiast nie myśl sobie, że wino przynosiła im barmanka.
W pewnym momencie Ziemkiewicz zawołał: Józku (no może Józek) znacząco pokazując Józkowi pusty kieliszek...
Za chwilę Józek (wiesz który Józek) przyniósł Rafałowi pełny kieliszek.
Myślę, że to była słodka zemsta za pytania, które Józek zadał Ziemkiewiczowi na początku drugiej części wieczoru (link do tej części wysłałem Ci mailem).
Ale kto chce może zapozna się z tymi pytaniami:
https://www.youtube.com/watch?v=TW0OUiFb6X4
Trzeba przyznać, ze formuła spotkań jest taka, że w bufecie (lub w barze wcześniej, gdy spotkania odbywały się na Świętokrzyskiej) w wino może się zaopatrzyć każdy z uczestników. Niektórzy z tego korzystają.
Mówiąc szczerze o ile dopuszczam smakowanie wina przez widzów, to picie przez głównych gości uważam za niedopuszczalne.
@Toyah
OdpowiedzUsuńDobre niechybnie!
Kiedy występuje Semka, to pewno ze stołówki wyjeżdża talerz z karminadlem.
@raven59
OdpowiedzUsuń"Józiu, przynieś no jeszcze piwa. A która to butelka? - Szósta, panie radco. Służę piorunem!… – odpowiadał Józio. - Już szósta?"
Patrz pan, a mówią, że tak się ta Warszawa zmieniła!
Przez widzów smakowanie? Na takim występie to tylko ocet poczujesz!
@raven59
OdpowiedzUsuńSuper że to opowiedziałeś. Jestem pewien, że każde tego typu świadectwo, to kolejny gwóźdź do ich wspólnej trumny.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńAlbo podwójny big mac.