W minioną sobotę byliśmy przy okazji tak zwanych Andrzejek na wizycie u mojego teścia, no i przy tej z kolei okazji w moje ręce wpadło piątkowe wydanie „Gazety Wyborczej”. Biorąc pod uwagę, że na wieść, że oni piszą już nawet i o mnie, ledwo co sam osobiście, bez jakiegokolwiek przymusu kupiłem sobie „Gazetę Wyborczą” – tym razem w wydaniu sobotnim – mogę uczciwie stwierdzić, że jak idzie o ten szczególny kierunek reżimowej propagandy, jestem już pewnego rodzaju ekspertem.
Co zatem zauważyłem? Otóż nie ulega wątpliwości, że „Gazeta Wyborcza”, z intensywnością – jeśli porównać ich z takim choćby TVN-em – wręcz niewyobrażalną, zajmuje się przede wszystkim niszczeniem pisofaszyzmu. Oczywiście ze względu na charakter mojej wizyty i osobę gospodarza, nie wypadało mi siedzieć cały wieczór i czytać „Wyborczej”, a zatem sytuację znam dość pobieżnie, ale takie właśnie odniosłem wrażenie. Oni już dawno przekroczyli granice obsesji, i dziś się zachowują jak, nie przymierzając niektórzy blogerzy Salonu24 – z obu zresztą stron.
A więc wojna z PiS-em trwa i to trwa w wymiarze dla zwykłego człowieka niepojętym. To jednak co mnie uderzyło znacznie bardziej niż wspomniane antypisowskie obłąkanie, to charakter jaki uzyskał lokalny dodatek do „Wyborczej”, a więc coś co u nas akurat nosi nazwę „Gazeta Katowice”. Otóż – i to akurat zostało zdecydowanie potwierdzone przez mojego teścia – wygląda na to, że ta część projektu „Agory” została przekazana w ręce Ruchu Autonomii Śląska, i o ile w głównym wydaniu bez opamiętania wali się w jakiekolwiek ruchy po stronie Prawa i Sprawiedliwości, tu głównym wrogiem są władze Katowic z prezydentem Uszokiem na czele, oraz katowicki arcybiskup Wiktor Skworc. Pierwszy bohater natomiast jest już tylko jeden, czyli tak zwana „ślunska godka”.
I nie jest wcale tak, że ja tu sugeruję, iż katowickie wydanie „Gazety Wyborczej” jest napisane w śląskim narzeczu. Tak akurat to jeszcze nie jest, natomiast niemal cały obecny tam propagandowy przekaz – bo to w istocie rzeczy jest wyłącznie, od początku do końca, czysta propaganda – jest tak jednoznacznie zdefiniowany, że niezależnie od tego, czy oni będą te swoje teksty pisać po śląsku, czy po polsku z tym śmiesznym akcentem – sprawa pozostanie jak najbardziej oczywista: „Gazeta Katowice” to organ najbardziej zdesperowanej frakcji w Ruchu Autonomii Śląska.
Jeśli się odpowiednio długo spróbuje poobserwować to co tam się wyprawia, w pewnym momencie można mieć nadzieję, że nienawiść tych ludzi do Katowic jest tak wielka, że kiedy oni już zdobędą władzę, to z tego miasta uczynią jakąś przeklętą autonomię dla „goroli”, natomiast prawdziwe życie będzie się toczylo na obrzeżach, a więc w jakimś Nowym Bytomiu, czy Czerwionce, oczywiście uprzednio oczyszczonych z elementu wrogiego, a więc pewnie głównie Ślązaków, którzy nie nauczyli się mówić płynnie po niemiecku.
Jeśli ktoś sądzi, że ja z braku lepszych tematów postanowiłem znów podrażnić się ze Ślązakami, to jest w głębokim błędzie. Dziś akurat nie chodzi mi o nich, lecz wyłącznie o „Gazetę Wyborczą” i to wszystko co za nią stoi, a czego ja nawet nie chcę znać. Otóż ja uważam, że obecny charakter jej katowickiego wydania nie jest ani sprawą przypadku, ani wynikiem politycznych afiliacji jego redaktorów. Wiadomo powszechnie, że wojna jaką Ruch Autonomii Śląska i stowarzyszona z nim Platforma Obywatelska wywołali tu na Śląsku osiąga niekiedy natężenie, którego nie powstydziliby się potykający się politycy obozów zwaśnionych w skali kraju. W związku z tym awantury z jakimi mamy tu do czynienia i nienawiść jakie one rodzą też potrafią osiągnąć nie byle jaką skalę. Jednak nie ma takiej możliwości, by projekt tak jednak doświadczony i tak starannie kontrolowany jak „Gazeta Wyborcza” pozwolił sobie gdziekolwiek na choćby minimalna dowolność. Jeśli katowicka ”Gazeta Wyborcza” stała się faktycznym organem RAŚ-u, to znaczy, że coś się szykuje. Jeśli „Gazeta Katowice” piórem swoich dwóch czołowych felietonistów, a więc Kazimierz Kutza PS „Kuc” i Michała Smolorza ps. „Kanar”, na zmianę niszczą albo Jarosława Kaczyńskiego albo abp. Skworca, to znaczy że to nie jest ani trochę zabawa, w jaką się zaangażowało paru śląskich folksdojczów, ale poważny plan. Jeśli wreszcie katowicka „Gazeta Wyborcza” stała się niemal biuletynem w gruncie rzeczy zarządzanego przez RAŚ Muzeum Miasta Katowic, to nadszedł czas, bym ja może zmienił swoje dotychczasowe, bardzo nieprzyjazne czemuś co nazywam „ślązactwem”, podejście do tego regionu i tych ludzi, i zaczął bronić porządnych Ślązaków przed Ślązakami zdecydowanie mniej porządnymi. Przed Ślązakami o których zaczynam myśleć, że są zwyczajnymi uzurpatorami. Zrzucanymi tu nam na jakichś ruskich spadochronach zaimportowanych przez ludzi z Warszawy.
Napisałem te słowa i od razu zrobiło mi się lepiej. Niedawno moja córka podała mi link do pewnego kabaretu i kazała mi go oglądać. Całe, panie, 20 minut! Kabaret jest jak najbardziej stąd, nosi nazwę „Kabaret Młodych Panów”, i rozśmiesza nas wyłącznie w narzeczu śląskim. Opierałem się jak mogłem, ale w końcu uległem. I muszę powiedzieć, że nie pamiętam, kiedy się tak śmiałem. Ja się, proszę Państwa śmiałem tak, że się zwyczajnie ze śmiechu popłakałem. To było coś najbardziej zabawnego od czasu Mumio. Proszę sobie popatrzeć i posłuchać. A ja już tylko się zastanawiam, co się z nimi stanie, kiedy nie daj Boże, Agora S.A. zaprowadzi tu swoje porządki. Zwłaszcza za ten żart ze skutkami braku wody w zbiorniku w Goczałkowicach. Akurat w sobotę, jasna cholera!
Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać. Zwłaszcza gdy wsparcie nadeszło z tak bardzo nieoczekiwanej strony.
Przy okazji, tradycyjnie już, wszystkich którzy uważają, że to moje pisanie na coś się przydaje, proszę o wspieranie go i przez kupowanie książek i przesyłanie tego co tam komu może zbywa na podany obok numer konta. Bez tego jest już po nas. Dziękuję.
Przy okazji, tradycyjnie już, wszystkich którzy uważają, że to moje pisanie na coś się przydaje, proszę o wspieranie go i przez kupowanie książek i przesyłanie tego co tam komu może zbywa na podany obok numer konta. Bez tego jest już po nas. Dziękuję.
To jest mniej więcej taki sam numer jak z Goralenvolk.
OdpowiedzUsuńNo tak, dobry tekst na Barbórkę :)
OdpowiedzUsuń(I tyle z mojej strony o Śląsku - a skecz przewesoły!)
A co do tej wyborczej... Ja w ostatnich dniach w związku z cala tą nawalanką wszedłem na ich strony.
Już dość dawno nie miałem kontaktu z tym bolszewickim badziewiem ale, przyznaję, nie spodziewałem się, że tam, poza młotkowaniem Jarosława właściwie nic nie ma. Wczoraj, kiedy tam zabłądziłem największym niusem było, że na Fejsie powstała grupa, która w sposób kulturalny nabija się z Kaczyńskiego - pisali z uznaniem, że można i tak. No i takie zdjęcie Jarosława, z tekstami na niby wycinkach z gazet. No jeśli to nie jest opętanie to ja nie wiem co to jest. Naprawdę, nie chce mi się o nich gadać. Wolę coś nie w temacie, pozwól:
Wczoraj cały dzień na SG Salonu wisiał anons Jankego, że dziś Paweł Lisicki zdradzi swoje plany na przyszłość. A dziś zdradził - że myśli o tym i o owym i prosi o konsultacje. Nosz q...
Mnie w tym momencie już naprawdę nie interesują te wszystkie rzygowiny z wyborczej czy onetu. Tam przynajmniej jest wszystko jasne.
@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńCo to takiego to Goralenvolk?
@Kozik
OdpowiedzUsuńOni są straszni! Po prostu straszni. I masz rację - nie mówimy dziś o Gazowni.
@ Toyah
OdpowiedzUsuńTo był taki projekt, który miał zdefiniować górali z Podhala i okolic Zakopanego jako "starożytnych Niemców" - potomków Gotów. Podobne numery Niemcy usiłowali robić wokół Mazurów, Kaszubów. Generalnie chodziło o to, żeby po pokonaniu Polski w 1939 rozbić więzi w społeczeństwie w celu łatwiejszego wynarodowienia. Też głównymi animatorami byli przyjezdni, tak jak teraz na Śląsku ten cały Gorzelik, aczkolwiek kilku autentycznych górali też w tym uczestniczyło.
Czytam właśnie o tym książkę, aczkolwiek sam termin słyszałem już bardzo dawno temu.
Książka nosi tytuł: Goralenvolk - historia zdrady", autor: Wojciech Szatkowski.
@Kozik, Janke też prosił o konsultacje w sprawie książki o Orbanie, którą jak się potem okazało, miał już gotową. I twierdził potem, że... żartował:)
OdpowiedzUsuńLisicki taki mądry i doświadczony dziennikarz, a zaczyna zdania od "Że". Może to przyzwyczajenie i płacz po Izoldzie?
@toyah,
OdpowiedzUsuńZostawiłem Panu komentarz o P. Trrr wiśta wio (Pantryjocie) pod poprzednim Pana wpisem o Internecie.
Arend (za Jaspersem) pisała o banalności zła, o złu, które wynika z bezmyślności. Może przyczyną zła tkwiącego w tego typu typku jest właśnie niedouczenie?
Wszak Wiśta wio pokazał już, że nie potrafi liczyć do stu i dostał za to prztyczek w nos od prof. Brody, co okazało się ciosem nokautującym.
Nie dziwię się, że mnie nie cenił, bo on nie ma pojęcia o tabliczce mnożenia, a co dopiero o tym, kim jest Euklides czy Cantor. To tak jakby krowie pokazać freski Piero.
@Kazimierz Mrówka
OdpowiedzUsuńŻe się nie zaczyna zdania od "że" to wcale nie jest taka pewna sprawa. Zdanie można zacząć w każdym wybranym momencie. Tyle że to trzeba umieć. A Lisicki i jego kumple są dziennikarzami wyłącznie w sensie umownym. No wie Pan, kiedy rozdawali te tabliczki, on powiedział: "To ja poproszę taką z napisem 'red'". No i dostał.
@Toyah
OdpowiedzUsuńO Goralenvolk jest ciekawy film dokumentalny:
http://www.tvp.pl/historia/rocznice-i-wydarzenia/ii-wojna-swiatowa/wideo/fakty/goralenvolk-film-dokumentalny/445413
Autorem wspomnianej przez Andrzeja książki o Goralenvolk jest wnuk zdrajcy Szatkowskiego.
@Kazimierz Mrówka
OdpowiedzUsuńJanke przynajmniej miał tę swoją książkę już. A ten napisał, że myśli o przyszłości. A pod spodem, jak to w internecie, jatka. I jakież to znaczące, że Lisicki nie wysilił się na ani jedną odpowiedź, choć było parę komentarzy całkiem życzliwych i merytorycznych - szczególnie podobały mi się te, że nigdy więcej Mistewicza ;)
Janke przynajmniej odpowiada na komentarze i tym też się różnią choć daleki jestem od chwalenia Jankego. To też niezły typek.
@Toyah
OdpowiedzUsuńA film ze skeczem zniknął. Ciekawe czy to przez ten wpis?
Jest tu:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=FG8z1KVedjo
@Kozik,
OdpowiedzUsuńMa Pan rację, Janke odpowiada, nawet na bardzo głupie komentarze.
Ale jest coś w nim coś, co mi nie pasuje. Na pewno nie podoba mi się jego mowa ciała, spinanie twarzy, gdy mówi itd. Merytorycznie też jakoś nie porywa. Ale jest dobrym biznesmenem, chyba. Dziennikarz-biznesmen.
Najlepszy był Wildstein, który wrzucał na salonie koszmarne kawałki nowej powieści, po czym znikał bez słowa.
Dla mnie dyskusja pod wpisem jest integralną częścią notki. Autor, który nie włącza się w dyskusje, traktuje swoich czytelników z góry.
Byłem ostatnio na konferencji, na której pojawił się pewien pan, tylko po to, by wygłosić swój referat, po czym zniknął.
To jest ten sam typ ludzi. Zaliczyć coś, ugrać swój mały interes i spadać.
@Kazimierz Mrówka
OdpowiedzUsuńO nie! Janke odpowiada wyłącznie na głupie komentarze. Komentarze które cokolwiek znaczą lekceważy kompletnie. On bardzo dobrze wie, że każda sensowna rozmowa go eliminuje z tego przekrętu.