Gdyby ktoś się zastanawiał, co słychać u naszego dziś już trochę byłego kolegi LEMMINGA, śpieszę wyjaśnić. On wciąż jest z nami jak najbardziej, tyle że jeśli ma czas na to, by nie musieć zarabiać na życie, poświęca go właśnie na owo życie i – jak najsłuszniej zresztą – zajmowanie się tym blogiem ogranicza do niezbędnego minimum. A więc tyle wszystkiego, że czyta i kibicuje. Dla nas jest to oczywiście wielka szkoda, bo bez jego komentarzy nic już nie jest takie same, ale przynajmniej jego niezwykłe córeczki i równie niezwykła żona są zadowolone. A o cóż więcej może chodzić?
Dziś LEMMING przysłał mi link do wywiadu, jaki „Gazeta Wyborcza” uznała za stosowne przeprowadzić z człowiekiem, który swego czasu podobno był bardzo ważnym redaktorem zatrudnionym przez największą w Polsce sieć wydawnictw pornograficznych, i w którym to wywiadzie ów człowiek zwraca uwagę na kilka rzeczy, które dla nas akurat mogą się okazać dość interesujące.
Ja nie bez powodu w pewnym momencie użyłem słowa „podobno”. Rzecz bowiem w tym, że typ ten gada do nas anonimowo, a skoro tak, powinniśmy się spodziewać wszystkiego, miedzy innymi też tego, że to wszystko jest bujda na resorach, a całość wyszła spod paluszków jakiejś Dominiki Wielowieyskiej, czy Mikołaja Lizuta, którzy akurat przy okazji Świąt Bożego Narodzenia, kiedy to nawet głupie Biedronki są zamknięte, setnie się nudzili i postanowili zarobić parę ekstra groszy. Ktoś się od razu pewnie spyta, że skoro ja biorę pod uwagę, iż ta rozmowa to zwykła fikcja, czemu się nią w ogóle zajmuję? Otóż nawet jeśli to wszystko od początku do końcu wyszło zaledwie z mózgu Mikołaja Lizuta, to ja sądzę, że on, jako zapewne poważny specjalista od wszelkiego typu pornografii, a jednocześnie dziennikarz z pewną szczególną pozycją na rynku, nie mógł sobie pozwolić na wygadywanie kompletnych bzdur. I że coś w tym, co tam jest napisane, to musi być szczera prawda.
A zatem, co tam jest takiego, co mnie – a przy okazji LEMMINGA – mogło zainteresować? Parę zaledwie rzeczy. Pierwsza to taka, że podobno pornografia, jaką mamy w Polsce, to najgorszy ruski syf, gdzie nie chodzi o nic więcej, jak o zwykłe mięso. Najlepiej obsrane. Po drugie, cały ten biznes jest w rękach osób homoseksualnych, bo ze względu na swoje naturalne uwarunkowania, tylko oni są w stanie wytrzymać ten typ perwersji. No i po trzecie, że jeśli ten rynek w ogóle jeszcze istnieje, to wyłącznie ze względu na ludzi starszych już wiekiem i częściowo chorych psychicznie. Dlatego też wspomniane wcześniej pedały gros swojej produkcji kierują na rynek czeski, gdzie – również naturalnie – panuje większa tak zwana kultura pornograficzna.
No i teraz pewnie znów pojawi się pytanie, co nas – mnie i LEMMINGA – w tym wszystkim aż tak zainteresowało, że postanowiliśmy się tematem zająć? Otóż nie wiem oczywiście do końca, jak to było z nim, ale na mnie największe wrażenie zrobiło to mięso. Coś, co – ktokolwiek był faktycznym autorem wspomnianego tekstu – zostało opisane figurą „do porzygania”. Dlaczego? Otóż w tych właśnie dniach ukazał się kolejny numer tygodnika „Newsweek”, a w nim rozmowa z Wojciechem Karolakiem – kiedyś, przeciętnym nawet jak na polskie warunki, jazzowym muzykiem, a dziś już tylko mężem Marii Czubaszek. Jako że czasy mamy takie – a zalinkowany mi przez LEMMINGA tekst z „Wyborczej” tylko to potwierdza – że bez wspomnianego wcześniej gówna, nie ma nic, rozmowa „Newsweeka” prowadzona jest na odpowiednio starannie opracowanym poziomie. Cóż więc tam mamy? Nie będę tu wchodził w szczegóły, wystarczy powiedzieć, że to jest taki trochę Jerzy Urban z początków lat 90-tych, tyle że znacznie głupszy i oczywiście znacznie mniej zabawny.
Skoro tych pytań się namnożyło tak wiele, pojawi się pewnie jeszcze jedno – skąd ja mianowicie wiem o tej rozmowie? Czyżbym aż tak dokładnie śledził to wszystko, do czego doszedł świat, że tygodnik, który jeszcze w roku 1980 próbowałem – bezskutecznie oczywiście – przemycić z zagranicy do Polski, a dziś jest w Polsce redagowany przez człowieka nazwiskiem Lis, też wpadł w pole mojego zainteresowania? No nie. A tak źle nie jest. Po prostu śledzę różnego rodzaju komentarze zamieszczane w Internecie, i wychodzi na to, że głos kogoś takiego jak Wojciech Karolak, rozpropagowany przez polskie wydanie „Newsweeka” – to jest naprawdę coś. Coś na miarę owej wspomnianej wcześniej pornografii, po którą ustawiają się w kolejkach starsi panowie, którzy nie potrafiąc obsługiwać komputera, nie wiedzą nawet, co tracą.
I myślę, że oto nadszedł dobry moment, by przejść do spraw naprawdę poważnych. Ja naprawdę w roku 1980 wracałem z mojej jedynej w PRL-u wyprawy za granicę i wiozłem ze sobą „Newsweeka”. No i go nie dowiozłem. Skasowano mi go, zanim znalazłem się w domu. Od tego czasu minęły 32 lata. Ci wszyscy którzy, podobnie jak moje dzieci, urodziły się już albo w nowej Polsce, albo tuż przed upadkiem starej, pewnie tego nie rozumieją, ale „Newsweek” to było coś. Dziś słyszę, ze Amerykanie ostatecznie swoje papierowe wydanie zamknęli. My tu w Polsce radzimy sobie świetnie. Publikując wywiad z Wojciechem Karolakiem, w którym on opowiada, jakie to zwyczaje panują u niego i jego żony w domu. Przyznam szczerze, że całości nie czytałem. Znam tylko omówienie dostępne na blogach. A zatem, nie umiem powiedzieć, czy tam też jest coś o sraniu w gardło. Z tekstu o pornografii zamieszczonym w „Wyborczej” można domniemywać, że przynajmniej być powinno.
Bardzo proszę o, oczywiście w miarę możliwości, wspieranie tego bloga. Koniec roku jest dla nas dość trudny. Liczyłem na to, że uda się jeszcze teraz rozpocząć sprzedaż nowej książki, niestety z przyczyn absolutnie niezależnych ode mnie, start został przesunięty już na nowy rok. Bardzo mi z tego powodu przykro, zapewniam jednak, że warto jest czekać. A ja wiem, co mówię. Dziękuję.
Bardzo proszę o, oczywiście w miarę możliwości, wspieranie tego bloga. Koniec roku jest dla nas dość trudny. Liczyłem na to, że uda się jeszcze teraz rozpocząć sprzedaż nowej książki, niestety z przyczyn absolutnie niezależnych ode mnie, start został przesunięty już na nowy rok. Bardzo mi z tego powodu przykro, zapewniam jednak, że warto jest czekać. A ja wiem, co mówię. Dziękuję.
Z tego co ja zrozumiałem, również tylko z tych komentarzy w sieci na temat wywiadu z osobnikiem o nazwisku Karolak, to wynika, że oni nie mają dzieci. I to jest według mnie duży pozytyw. Bo pewna pula wadliwych genów nie będzie miała ciągłości.
OdpowiedzUsuń@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńGeny to pikuś. Gorzej by było, gdyby oni to dziecko pobili na śmierc.
@Toyah
OdpowiedzUsuńA wiesz, ja zawsze miałem podejrzenie, że Lis to te żony ma dla picu.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńOni wszyscy sie żenią dla picu. A jak ktoś poważniejszy, to ma tylko partnerki.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNo, tak. I dla tego taki Badach był do niedawna dla mnie bardziej autentyczny niż teraz. Szkoda chłopaka...
@zawiślak
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale nie miałem okazji.
@Toyah
OdpowiedzUsuńAutentyczny jako człowiek, artysta. On jest tam gdzieś na płytach, ostatecznie na YT. Nie jest to oczywiście miła nam estetyka punk, ale jeżeli za punkrockersa weźmiemy takiego Georga Clintona, to Badach z epoki przedkwachowej jest taką naszą odpowiedzią na tą gwiazdę z USA. Na miarę tej naszej kulawej III RP, oczywiście. Tak to było chyba niegdyś w PRL z Połomskim i Sinatrą oraz Krawczykiem i "Królem", co?
O, był jeszcze Gąsowski i Sedaka czy Valens, zdaje się... Ty w popie siedzisz, i to tym jeszcze niezłym, to popraw mnie jakby co.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńSprawdziłem tego Badacha i przyznam, że jestem pod wrazeniem. Muzycznie, to akurat wolę Zauchę, którego on postanowił coverować. Natomiast ta cała historia z Kwaśniewskimi jest autentycznie porażająca.
Co do Gąsowskiego, nie ma o czym mówić. To było zawsze idealne zero.