czwartek, 13 grudnia 2012

Co sądzę o blogerze Seawolfie?

Od paru dni mam pewien kłopot, z którym zupełnie nie umiem sobie poradzić. Otóż wszystko zaczęło się już jakiś czas temu, kiedy z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie do dziś powodu, zaczęły do mnie nadchodzić prośby o to, bym powiedział, co ja sądzę o blogerze Seawolfie. Nie o Rybitzkim, nie o Seamanie, wreszcie nie o jakimś Wszołku, ale właśnie o Seawolfie. W pewnym momencie ich zrobiło się tak dużo, że ja postanowiłem o nim umieścić notkę w swoim „Elementarzu” i, krótko mówiąc, napisałem tam coś takiego, że ja o nim nic nie sądzę, ponieważ nie mam pewności, czy on w ogóle istnieje, a jeśli istnieje, to czy jest tym za kogo się podaje, a więc jakimś morskim wilkiem prowadzącym dzień w dzień kilka blogów na raz.
Dlaczego ja w ten sposób zakwestionowałem jego realność? Otóż powód był jeden. Ja, proszę sobie wyobrazić, wiem, czym jest prowadzenie bloga w taki sposób, by się zajmować nim dzień w dzień i to nie ot tak sobie, ale na poważnie. Ja mam, tak się niefortunnie złożyło, całą kupę wolnego czasu, a i tak bardzo często zwyczajnie nie daję rady. I to między innymi stąd wzięło się moje zapewnienie, że w momencie gdy ja jakoś odbuduję swoje zawodowe zaplecze, skończę z tą fatalną zbiórką, ale też już nie będę w stanie siedzieć tu od rana do wieczora. Bo to się zwyczajnie nie da.
Oczywiście, że jest cała masa blogerów, którzy, być może nawet mimo pracy zawodowej, potrafią napisać nawet kilka tekstów dziennie, tyle że powiedzmy uczciwie, co to są za teksty! Ja mówię o prowadzeniu bloga. A więc o czymś takim, z czym mamy do czynienia w przypadku owego Seawolfa. A zatem, tego nie rozumiem. Doszło jeszcze ostatnio już do tego, że ów Seawolf, ledwo co na tym swoim morzu pozakładał kilka blogów i zaczął się udzielać w paru papierowych redakcjach, natychmiast zabrał się za pisanie książki, no i ją za chwilę już zaczyna sprzedawać. A najlepsze już w tym wszystkim jest to, że on postanowił ją zatytułować „Alfabet Seawolfa”.
Już wyjaśniam, o co chodzi. Otóż, kiedy zaproponowano mi, żebym napisał coś co będzie mogło funkcjonować jako tak zwany „alfabet Toyaha”, w pierwszej chwili pomyślałem, że to jest bardzo dobry pomysł, i że ja to napiszę i w ten sposób też to zatytułuję. Jednak już po chwili, biorąc pod uwagę, że te alfabety już się to tu to tam pojawiały, i to zaczynając na autorach tak wybitnych jak Stefan Kisielewski, a kończąc na kimś takim jak Jerzy Urban, więc cóż tam po mnie? No i uznałem, że nie będę pisał klasycznego alfabetu, ale coś co ostatecznie przybrało formę znanego tu już „Elementarza”.
No i nagle patrzę, a Seawolf ogłasza, że on wydaje „Alfabet Seawolfa”. Że go po cichutku na tym swoim statku napisał, i teraz będzie go wydawał. No i teraz dopiero pojawił się nacisk, bym się za tego Seawolfa wreszcie wziął i powiedział, co ja o nim sądzę. I powiem szczerze, że byłem już bardzo tego bliski, kiedy wpadło mi w rękę ostatnie wydanie „Warszawskiej Gazety”, a w niej felieton tego gwiazdora mórz i oceanów. Felieton nosi tytuł „Trybunał” i napisany jest w ten oto sposób, bez żadnych upiększeń. To jest oryginał:
Tak się złożyło, że spędziłem noc w szpitalu, na internie, wśród osób cierpiących, pośród innych schorzeń na bezsenność. Nie sprzyja to, jak się można łatwo domyśleć, własnej senności, gdy trzeba było słuchać wołań o lekarstwo, o basen, o różne rzeczy, ba, nawet trafił się jeden, co wołał ‘Lech Wałęsa’. Nie był to jednak Wałęsa, nie, to był jakiś inny facet. Może ów słynny Sobowtór, o którym Wałęsa wspominał. Chciał działkę? Ciekawe. No, jak widać, spektrum było bogate. Z pewnością znalazłoby się audytorium do oglądania owego spektaklu pod tytułem Trybunał Stanu dla schwytanych zbrodniarzy kaczystowskich, choć muszę powiedzieć, że nikt nie oglądał telewizji, nie zaryzykowawszy 2 złotych, które należało wrzucić do skrzynki”… właśnie tak – „nie zaryzykowawszy”. No i dalej już o tym Trybunale, na tym samym co dotychczas poziomie językowego i umysłowego chaosu.
A więc oto przed nami Seawolf, jedyny jak dotychczas bloger, który wyszedł poza tę niszę i reprezentuje ją dziś w przestrzeni niemal już publicznej. I oto to pytanie, które wciąż słyszę, a dziś jeszcze częściej niż wcześniej – co ja sądzę o Seawolfie?
No i oto też ów dylemat, o jakim wspomniałem na początku. Pisać o tym Seawolfie, czy machnąć na niego ręką. Wypada coś tam napisać – i jak widać, ostatecznie to w jakiś tam sposób robię – a z drugiej strony wciąż wraca to jedno pytanie, dlaczego akurat o nim? Co w nim jest takiego, że wielu moich kolegów uważa, że on ma coś takiego, co go wyróżnia? Czy to możliwe, że chodzi wyłącznie o to, że on się tak nagle wylansował, i nikt nie wie, jak go należy traktować?
No dobra. Niech będzie. Skoro już się za niego zabrałem, to muszę to jakoś zakończyć. Otóż nie sądzę jednak, by on był podstawiony. Gdyby był podstawiony, to by nie pisał takich tekstów, jak ten, którego fragment wyżej zacytowałem. O tak perfidną prowokację, ich bym jednak nie podejrzewał. On musi być autentyczny. Oczywiście, tym kapitanem też zapewne w ogóle nie jest, ale w końcu, jak się zadumać nad fenomenem Internetu, nie on pierwszy, nie ostatni. Czemu więc go tacy Karnowscy, czy nawet sam Sakiewicz, przygarnęli? Diabli ich wiedzą. Coryllus by pewnie by powiedział, że to po to, by skompromitować blogosferę. Kto inny, że może on jest czyimś szwagrem, czy wujkiem, czy choćby kolegą. Ja tu pozostanę zupełnie neutralny i powtórzę, że nie wiem. Natomiast jedno jest pewne. On słaby jest. Po prostu słaby. Nawet nie warto się nim zajmować. To już lepiej pewnie mi było opowiedzieć o człowieku, któremu trzydzieści już lat temu poderwałem dziewczynę i on nas wszystkich za to ściga do dziś. Ostatnio jako bloger podpisujący się „Z Mordoru”. Ale to już może jutro.

Idą Święta, a wszystko niemal jak na ostrzu noża. Bardzo zachęcam do kupowania jednej i drugiej książki. Naprawdę warto. To jednak co na teraz jest najważniejsze, to bieżące wsparcie. Bardzo proszę i dziękuję. I proszę wpaść jutro. Będzie o Maksiu Paterku.

37 komentarzy:

  1. To teraz trzeba wysłać pytanie do Seawolfa - co sądzi o Tayahu.

    Ogólnie konwencja jaką posługuje się Seawolf jest najbliższa grotesce.
    On jak wskoczy na falę to na niej płynie i jak dla mnie idzie mu to czasami całkiem dobrze. A to że to czasem jest odjechane...
    Czasem jest silne skojarzenie z Michalkiewiczem.

    Może on "pisze" to wszystko w głowie a po wachcie tylko wklepuje w komputer?
    Trzeba go o to też zapytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Remo
    Widzę, że jesteś jego fanem. To bardzo ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Seawolf moim zdaniem nie jest słaby. On jest dobry, nawet bardzo dobry w swojej kategorii.
    Od razu ciśnie się porównanie Toyah - Seawolf.
    Ale czy można porównywać Fryderyka Chopina z Sewerynem Krajewskim?

    Seawolf reprezentuje w blogosferze politycznej "podkasaną muzę" - pisze sprawnie, trochę do śmiechu, dobrze się go czyta, ale nic, ale to nic z tych jego tekstów po przeczytaniu nie zostaje.
    Czy to jest słabość? Pewnie w jakimś stopniu tak. Ale myślę, że teksty Seawolfa pełnią nieco inną rolę.
    Bo nie sposób słuchać tylko Chopina czy Mozarta. Czasami chce się posłuchać Krajewskiego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fanem to nie.
    Kiedyś czytałem wszytko co napisał a dziś już nie.
    Często mam przeczucie że mniej więcej wiem co napisze.
    Czasem lubię śmieszne teksty a czasem chce się czegoś dowiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak świat, światem twórcy zawsze miedzy sobą, czy w odniesieniu do siebie, spierali się, konkurowali, nawet obrażali, itd. Twórca jest bowiem takim dziwnym bytem, że potrzebuje wznieść się i świecić. A ile słońc może świecić jednocześnie, aby jeszcze słońcami pozostały?

    To jest bezwzględna potrzeba twórcza, a nie żadna tam osobowa przypadłość, jaką może się wydawać umysłom płytszym*/.

    Ten rodzaj agresywności twórczej jest jednym z motorów twórczości, bo rozgrywa się nie tylko na zewnątrz, ale również wewnątrz świata twórczego a to jest dla niego dobroczynne; zwłaszcza motywujące.

    Twórczość rządzi się prawami wspólnoty innej niż polityka. W polityce należy unikać uwypuklania różnic, bo polityka polega na gromadzeniu się. Coś takiego twórczość natomiast zabija.

    Sojusz twórczy może pojawiać się w drodze do sławy twórczej, lecz ona przychodzi jako indywidualna, a nie zbiorowa. Dlatego celowe są pewne syndykaty twórcze jak był np. Skamander, a obecnie jest syndykat twórczy toyaha i Coryllusa**/ obserwowany przez mnie z przyjemnością i życzliwością.

    Którym to toyahowi i Coryllusowi szczerze życzę powodzenia, bo zasługują jak mało kto w dzisiejszym świecie polskiej felietonistyki społecznej i historycznej.

    Seawolfowi też życzę tak szczerze, jak sobie samemu nie życzę nudy. Szkoda, że jest twórcą samotnikiem.


    --------------------
    */ nie pamiętam, by w szkole uczyli mnie o jakiejś osobistej przyjaźni między, powiedzmy, polskimi poetami romantyzmu, gdy już sławni byli.

    **/ chodzi mi o typ zjednoczenia się, a nie o imię konkretnej Muzy zatrudnionej w danym syndykacie.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Jan
    Czytałeś zacytowany przeze mnie fragment? To jest dobre? Bądź poważny, dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  7. @Remo
    Ja sądziłem że moje teksty są śmieszne.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Orjan
    Przepraszam bardzo, ale nie mogę się powstrzymać - Co się do ciężkiej cholery z Wami dzieje? Czy naprawdę musi zawsze upłynąć parę lat zanim się zorientujecie, co się dzieje?

    OdpowiedzUsuń
  9. No ale co się dzieje?
    Że Seawolf może być postacią fikcyjną?
    Czy to że co on pisze niewiele wnosi?
    Albo to że to co pisze jest słabe?
    W czym problem jest?

    Oprócz tej pierwszej opcji w innych nie widzę zagrożeń.

    Czy może chodzi o to, że mimo to że to jest słabe to to pisanie "wychodzi" poza blogi internetowe?
    A skoro to jest słabe to nie powinno tak się dziać?
    Że niewidzialna ręka struje tak aby słabe było na wierzchu?

    OdpowiedzUsuń
  10. @toyah
    Kiedyś miałem więcej poczucia humoru lubiłem przeczytać Seawolfa teraz, gdy mamy co raz mniej powodów do radości, takie rozrywki nie szczególnie mnie bawią.
    Seawolf co raz bardziej przypomina mi tygodniowe przeglądy wydarzeń w Klubie Ronina - żarty prawicowych dziennikarzy z poważnych faktów.
    Nie, to nie dla mnie, niektórzy to lubią, dla mnie to takie spuszczanie ciśnienia z balona.
    Uważam to za szkodliwe.

    Mnie już nawet komentować się nie bardzo chce...

    OdpowiedzUsuń
  11. @Remo
    Chodzi o to, że on jest gorszy od siebie samego, a przez ten marynarski sznyt nawet ludzie tak przenikliwi jak Ty dają się na to nabierać. No weź wreszcie przeczytaj ten fragment, który ja tu zacytowałem. Naprawdę nie widzisz, jaki to jest bełkot?

    OdpowiedzUsuń
  12. @raven59
    Nie o to mi chodziło.

    OdpowiedzUsuń
  13. @toyah
    Wybacz ale ja tego fragmentu ni jak nie potrafię odebrać, nie rozumiem o co chodzi w tym przekazie, to jakiś bełkot.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Toyah

    Toż ja napisałem, że Seawolfa się czyta i nic po tym czytaniu nie zostaje.
    Zacytowany fragment jest dość charakterystyczny dla jego twórczości, ale nie znam całości, trudno oceniać i poddawać głębszej analizie.
    Powtórzę jeszcze raz. Seawolf jest dobry w swojej kategorii.
    Nie można rymowanek oceniać tak jak poezji.
    Inaczej - nie da się oceniać tak samo wierszy Herberta z tekstami Jana Pietrzaka (przy całym szacunku dla tego ostatniego).
    Albo - tenis stołowy i tenis ziemny. I to tenis i to tenis. I w jednym przypadku i w drugim przebija się piłeczkę przez siatkę przy pomocy rakiet. A jednak Natalia Partyka nie zagra z Agnieszką Radwańską.

    OdpowiedzUsuń
  15. @raven59
    No właśnie o tym mówię. To jest bełkot. Na poziomie formalnym i merytorycznym.

    OdpowiedzUsuń
  16. No może ten fragment to jest i bełkot.
    Ale co z tego?
    Seawolf tak pisze, to może się podobać albo nie i już.
    Dla mnie na dłużej przestaje być to strawne.
    To trochę jak skecze kabaretowe.
    Są bełkotliwe lub bardziej wysublimowane, taki świat jest - nic nie zrobisz.

    Teoria wentyla?
    Gdyby tak miało być, to oznaczałby to że Seawolf to jest jakiś projekt który ma cel.

    Jest taka metoda która polega na ośmieszaniu.
    Jak jest temat poważny nad którym ludzie zaczynają dumać to trzeba to obśmiać
    Wtedy nikt nie będzie się narażał na śmieszność mówiąc o tym.
    Przykład:
    http://youtu.be/ppNBPFess5A
    Był jeszcze Szymon Majewski który "obśmiewał" żądania odszkodowań za żydowskie mienie, ale nie mogę tego znaleźć.

    OdpowiedzUsuń
  17. @Jan
    Dalej jest o tym, że oni mogą wszystko i nic im nie grozi. Że gdyby Mazowiecki dziś podkablował biskupa Kaczmarka, włos by mu z głowy nie spadł. Podobnie jak jego synowi. Bo niedaleko pada jabłko od jabłoni. Daję słowo: tak to stoi. Nikt młodemu Mazowieckiemu by za jego ewentualne występki nic nie zrobił, "bo niedaleko pada jabłko od jabłoni".
    I proszę Cię, przestań już go bronić. On jest słaby nawet w swojej kategorii.

    OdpowiedzUsuń
  18. @toyah

    Już Ci tyle razy powtarzałem, że dysponujesz najczulszym w blogosferze termometrem do pomiaru rzeczywistości, że chyba byś się obraził, za dalsze takie kadzenie :)

    To czemu nie zmierzyłeś, że on jest mi potrzebny przeciw nudzie?
    W końcu to u Ciebie komentuję (prawie wyłącznie u Ciebie), a nie u niego.

    W ogóle czytelnictwo dzisiejsze (przeważnie w necie) nie sprzyja przyswajaniu rzeczy głębszych niż koryto. Sam zaś lansujesz tezę, że korytem dzisiejszej świadomości jest pop. Można się wkurzać, ale ja się już osobiście nawkurzałem i nie będę się przepychał przy byle korycie. Najwyżej je z daleka pooglądam. Dla rozrywki.


    OdpowiedzUsuń
  19. @toyah

    Masz rację:

    bo niedaleko pada jabłko od jabłoni brzmi nieadekwatnie.

    powinno być:

    bo niedaleko pada jajko od kury

    Rzecz zaś merytorycznie w tym, iż przeważnie tam pada zbuk.

    :) Cieplutkie.



    OdpowiedzUsuń
  20. @orjan
    Zdanie "Młody Mazowiecki jest bezkarny, bo niedaleko pada jajko od kury" też nie ma sensu". O ile oczywiście jemu nie chodziło o to, że jajko to III RP, a kura to PRL.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kiedyś przeczytałem parę jego wpisów sadząc, ze znajdę tam jakieś branżowe smaczki. A tam żadnego wiatru od morza tylko "dowcipne" gotowce do zastosowania w dyskusji na dowolnie wybrany temat. Wydaje mi się, że Seawolf opuścił szerokie wody i pożeglował w kierunku obszarów mglistych i bagnistych. Gdy tam już dotrze będzie musiał coś zrobić ze swoim nickiem.

    OdpowiedzUsuń
  22. Seawolf ma kilka testów "morskich".
    O pracy w Korei Południowej było ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
  23. @Remo
    Jak idzie o teksty "morskie", to dla mnie niedoścignionym mistrzem pozostaje bloger jazgdyni. Kiedyś na tym blogu, dziś już tylko w Nowym Ekranie. Mówię Ci - rewelacja!

    OdpowiedzUsuń
  24. @toyah

    Może być III RP, albo II Mazełowiecki - tak, czy owak zbuk. Czuć go, gdy jabłka, nawet zgniłego, aż tak nie czuć.

    Poza tym jest różnica skąd się spada, albo wypada.

    A co z naszym kolegą @jazgdyni? bo ja NE ne cytom?

    OdpowiedzUsuń
  25. @Orjan
    @jazgdyni jest na NE niedościgniony ostatnio z przestrzeni jak jest do zagospodarowania pomiędzy lizaniem dupy a robieniem kupy w salonie jest bliższy temu pierwszemu.
    No i jest głęboko zawiedziony Jarosławem, mnie z tego powodu kOpara nie opadła.
    Trzecia droga zwycięża.

    OdpowiedzUsuń
  26. @Toyah
    @Remo
    Faktycznie, wystarczyło lepiej poszukać i oto są morskie smaczki. Mogę potwierdzić, że nie zmyśla. Reszta opinii bez zmian.

    OdpowiedzUsuń
  27. @toyah

    Seawolf wygląda na kolejny fakt medialny albo wyczyn mediologów, czy może teatrologów jakichś, którzy potrzebowali słupa więc wykorzystali rzeczywistego człowieka, aby sobie nakręcić projekt medialny.

    Przestałem czytać sygnowane ksywą "Seawolf" teksty gdy okazało się, że on odpowiedzi na komentarze żadnych nie udziela. Szkoda zniszczenia nazwiska pana Tomasza.

    Nie trzeba żadnej dodatkowej "bomby" Karnowskich czy kogokolwiek; on jest już załatwiony z kretesem. Mi szkoda człowieka, niemniej dorosły jest i wiedział w co się pakuje. Celne spostrzeżenie o prowadzeniu jednoczesnych blogów na sześciu (w porywach) platformach jednocześnie - samo logowanie się w celu wysyłania tam tekstów wymagałoby pracy biurowej na pół etatu - 4h dziennie schodzi na samo obsługiwanie transferu danych. Do tego pisanie felietonów, pisanie komentarzy... niemożliwe że robił to jeden człowiek. Jest szansa że to robili zaufani np. rodzina, a blogujący pan Tomek telefonicznie przekazywał materiały do redakcji i do publikacji. Nie chcę tłumaczyć tu Siłólfa; podaję optymistyczny wariant pod tytułem "bloger i jego redakcja" jednak jak tam było naprawdę wie on sam. Może jeszcze Rzeczpospolita (gazeta) wie o tym projekcie.

    Obecnie jest kaszana. Ostatnie teksty są nic nie warte - jakby go wymienili na maszynę do pisania tekstów, która na dodatek się zacięła, i wypluwa bełkot. Chyba koniec projektu medioznawczego "Siłólf".

    To jest syf. Szmaciarze wypuszczają na czytelników zespoły mataczy, które to zespoły udają ludzi, a to prowadzi do masowej utraty zaufania na razie wobec Seawolfa oraz platform gdzie publikował. Przecież administrator za każdym razem wie, czy notka była wysłana "ze statku" czy zupełnie skąd inąd...

    OdpowiedzUsuń
  28. @orjan
    Niestety nie wytrzymał atmosfery podejrzeń. I nie dziwię mu się.

    OdpowiedzUsuń
  29. @YBK
    On ostatnio zaczął się przedstawiać jako "podróżnik", a więc niewykluczone, że się szykują jakieś niespodzianki.

    OdpowiedzUsuń
  30. sewolf byl ciekawy przez kilka pierwszych tekstow. Potem zauwazylam, ze zaczyna sie powtarzac, te same zdania, "mysli". Ta mszyna dziala jak copy past. No i teraz zupelnie nie do czytania bo widaomo co napisal. I zawsze z kabaretowo, bez wzgledu na temat (prosze poczytac jego wpisy o 13 grudnia z ostatnich lat - podobnie i niby tragicznie ale jakos podkasanie)

    OdpowiedzUsuń
  31. @Ponponka1
    Ja go aż tak dokładnie nie czytam.

    OdpowiedzUsuń
  32. To ja powiem tak.
    Jeśli Seawolf to nie człowiek tylko zespół ludzi (lub jakiś bot) to u mnie takie coś jest nie do przyjęcia.

    Jeżeli ktoś przedstawia się jako osoba to ma nią być, jak to jest zespół to ma być zespół.
    Może pisać słabo, bełkotliwie lub niezgodnie z moim myśleniem ale to jest osobny temat.

    A NE ma u mnie zakaz wjazdu całkowity.

    Teraz myślę jak zrobić taki obrazek, awatar znaczy się.

    OdpowiedzUsuń
  33. @Remo
    Ja nie powiedziałem, że to zespół ludzi. Na pytanie, co sądzę na temat blogera Seawolfa, odpowiedziałem, że to jest po pierwsze słabe, no i że nie wyobrażam sobie, by on był w stanie, choćby i na tym poziomie, obsługiwać ten cały biznes, pracując na statku.

    OdpowiedzUsuń
  34. toyahu, jak na osobe, ktora sie kims nie interesuje, wykzujesz sie spora iloscia agresji.

    szczerze? wpadlem tu, bo guglowalem Alfabet Seawolfa. Zobaczylem twoj nick i ten wpis, postanowilem przeczytac, nostalgicznie do tego podchodzac, bo pamietam cie z s24. potem mi sie znudziles, bo kwekasz i kwekasz i ciagle ci z nosa smarki leca. zupelnie to samo bylo na tym spotkaniu z braunem, gdzie i ty i coryllus nie zrobiliscie zadnego wrazenia. oprocz tego, ze mnie znudziliscie do cna, a tobie chcialem dac chusteczke.

    seawolf zalazl ci za skore okrutnie. znaczy sie jestes osoba zazdrosna i o przerosnietym ego. nie martwi mnie to, bo naprawde nie musze cie ani ogladac ani czytac.

    seawolf zas podejrzewam smieje sie w kulak z twojej obsesji, podobno ktorys z czolowych pisarzy swiatowej S-F nie wierzyl w Lema. Stanislawa. ty nie mozesz uwierzyc, ze ktos moze byc dobrze zorganizowany i godzic prace z hobby. wspolczuje ci, bo oprocz podlosci jest w tobie rowniez mialkosc i brak charakteru.

    twoj problem, ja zegnam cie bez zalu,

    nostromo

    OdpowiedzUsuń
  35. Witam,
    Tomek Mierzwiński o nicku "seawolf" naprawdę istnieje, pracowaliśmy razem na statku kilkanaście lat temu. Mieszka w Gdyni, pamiętam nawet adres, bo kiedyś do niego podjechałem po coś.Tak więc zaświadczam,że z całą pewnością jest postacią istniejącą. Od tego czasu nie miałem z nim kontaktu (od roku 2001). Jest kapitanem żeglugi wielkiej (dyplom morski).

    Pozdrawiam,
    Dominik Naskręt,Kapitan żeglugi wielkiej

    OdpowiedzUsuń
  36. @n0str0m0
    Nie "któryś", tylko Dick, i chodziło o coś zupełnie innego. Ten sam poziom zrozumienia wykazujesz w pozostałej części swojego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  37. @dn
    Przecież ja wiem, że on istnieje. Ja się tylko zastanawiam, jak on to robi.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...