Mija już niemal rok od czasu jak Donald Tusk i jego towarzystwo zainicjowało proces ostatecznego rozgromienia partii o nazwie Prawo i Sprawiedliwość i wtrącenia jego głównych przedstawicieli do kazamatów. Mało tego. Mijają już niemal trzy lata, jak połączone siły mediów i tzw. towarzystwa, rozpoczęły kampanię mającą jeden cel - sprowadzenie najpierw polityki do poziomu kultury popularnej, a następnie opisanie wszystkich jej elementów według dwóch kryteriów: elegancji i obciachu. Efekt tych wszystkich działań jest następujący: PiS ma mniej więcej taką samą pozycję, jak trzy lata temu i dokładnie taką samą, jak przed rokiem. Co ciekawe jednak, również nie zmienił się za bardzo popularnie obowiązujący opis sytuacji. Z małymi różnicami, opinia jest taka, że partia Jarosława Kaczyńskiego gnije i dogorywa, a bramy więzień już skrzypią z emocji w oczekiwaniu na miłych gości.
To jest względnie stały i powszechny obraz sytuacji, jaki sobie stworzyły media i część polityków. Jak już idzie o diagnozy, bywa różnie. Niektórzy twierdzą, że PiS sobie sam zasłużył, bo jest wieśniacki i głupi, a jak ktoś jest wieśniacki i głupi, to wystarczy go puknąć, żeby zdechł. Inni z kolei, przekonują, że choć PiS jest rzeczywiście wieśniacki i głupi, to żeby pisobolszewię dobić trzeba było naprawdę wyrafinowanych graczy i to im właśnie ostateczny sukces Polska zawdzięcza.
Głosów twierdzących, że nikt nikogo ani nie puknął, ani nikt nie zdechł, ani nawet nikt aktualnie nie zdycha, w domenie publicznej raczej nie ma.
I oto nagle zbiegły się dwie szczególne okazje. Z jednej strony rok dorzynania watahy, jak to dziś zgrabnie w Rzeczpospolitej wyraził Rafał Ziemkiewicz, a drugiej zbliżająca się wielkimi krokami rocznica wielkiego wydarzenia w historii narodu, kiedy to Lech Wałęsa z sukcesem wbił się między Alfonso Garcię Roblesa, a Desmonda Tutu. Jakby tego było mało, prezydent Kaczyński jedzie do Japonii, prezydent Sarkozy przyjeżdża do Polski, związkowcy z Sierpnia 80 wykręcają premierowi tabliczkę, a Platini ostrzega, że jeśli nie będzie stadionów, to nie będzie Euro. Poza tym oczywiście wszystko stoi, jak stało, ale ten gwałtowny ruch w interesie sprawił, że towarzystwo się nagle uaktywniło.
I powiem szczerze, że ja czegoś tu nie rozumiem. Jak pisze red. Ziemkiewicz, PiS jest partią już skutecznie marginalizowaną, watahy systematycznie dorzynane, szanse na to, że Platforma utraci władzę praktycznie zerowe, a tu nagle zawierucha, jakiej dawno nie było. Dziś wieczorem w TVN24, ni stąd ni zowąd, cały blok poświęcony bredzeniu na temat tego, jak to 20 lat temu Wałęsa zwodził komunistow, a chwile potem, ledwo zawoalowane szydzenie z tego, że Prezydent zamiast spotykać się z Sarkozym i z Dalajlamą, będzie się bez sensu snuł po cesarskich komnatach.
Co za bezsens! Już nawet propagandziści od Waltera wymyślili nową nazwę dla określenia dnia 6 grudnia - Nikołajki. Proszę zwrócić uwagę. Wałęsa, „z małą pomocą przyjaciół", zorganizował sobie zupełnie bezsensowną fetę, na której, jak dziś się zapowiada, oprócz telewizji TVN24, będzie Sarkozy, Dalajlama i Gorbaczow - takie Wałęsowie imieniny, tyle że w poszerzonym, międzynarodowym gronie - a atmosfera wokół tego wydarzenia już dziś zaczyna się kreować na coś w rodzaju największego światowego szczytu minionego stulecia. Już dziś Donald Tusk chodzi po różnych telewizjach z poważną mina i opowiada, jak to 6 grudnia on się spotka z wszystkimi ważnymi ludźmi świata i załatwi sprawy tak, ze może nawet i złotówkę będziemy mogli sobie zostawić.
Lech Kaczyński jedzie na jedną ze swoich prezydenckich wizyt, tym razem do Korei i Japonii, niewykluczone, że, w odróżnieniu od Donalda Tuska, zabierze sobą również odpowiednich biznesmenów, a cała propagandowa machina już zaczyna przytupywać z podniecenia, jakie to będą jaja patrzeć na tego głupka wśród tych głupkowatych Japończyków, podczas gdy tu, nad polskim morzem będzie się tworzyła nowa cywilizacja.
Po jasną cholerę angażować tak ciężkie siły, w tak idiotyczny sposób, a na dodatek z tak dużym wyprzedzeniem, skoro wataha jest równo dorzynana, a Kaczory już praktycznie na ruszcie?
Proszę mnie dobrze zrozumieć. Ja rozumiem emocje, nie dziwię się też indywidualnym sympatiom, ale sytuacja jest taka, że PiS na kolanach, Wałęsa ma rocznicę Nobla, Prezydent w tym czasie jedzie do Japonii, a cała Polska w objęciach histerii... bo co? Bo Sarkozy w swoje imieniny doświadczy afrontu? Czy może Wałęsie zabraknie jednego gościa? A może - jak tu już wczoraj ktoś w komentarzach zasugerował - ten cham Kaczyński nażre się za darmo?
Trochę chaotyczny ten mój wpis, ale sama sytuacja też nie jest bardzo logiczna i poskładana. A poza tym, ja autentycznie czuję, co się będzie działo przez najbliższe trzy tygodnie. Ja już widzę te żarty z Japończyków i z Kaczyńskiego w cesarskim pałacu, te ‘do porzygania' nudne opowieści o tym, jak to Lech Wałęsa, jednym drgnieniem swojego umysłu, rozwalił komunę i jak to Donald Tusk, razem z Dalajlamą i Gorbaczowem już za chwilę nam pokażą, jak się robi wielką politykę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.