sobota, 22 listopada 2008

Przepraszam, czy to znów bulba?

Kiedy w poniedziałek wieczorem panowie Morozowski z Sekielskim poturbowali, brutalnie, bez sensu i bez litości Mirosława Drzewieckiego, nie wiedziałem ani dokładnie o co poszło, ani jakie mogą być konsekwencje tego rozboju, natomiast wiedziałem, że właściciele TVN musieli mieć jakiś powód, żeby zademonstrować Platformie swoją pozycję w stadzie i kogoś tam odpowiednio ustawić. Dla porządku przypomnę. Poszło o cztery rzeczy: pijaństwo, rozbój, areszt i kłamstwo. Oczywiście brałem pod uwagę, że celem był po prostu sam Drzewiecki i że ruchem, który TVN wykonał, pan minister od ogórków został zwyczajnie skasowany. Nie wykluczałem jednak też przy tym ewentualności, że sprawa może się skończyć w tym samym momencie, w jakim się zaczęła, bo w rzeczywistości chodziło tylko o demonstrację. Nieważne. Pisałem już o tym w Salonie we wtorek http://toyah.salon24.pl/102726,index.html , więc nie ma się nad czym więcej rozwodzić.
Wystarczy jedynie zwrócić uwagę, że kolejne dni przyniosły potwierdzenie faktycznej wersji wydarzeń. Ponieważ już we wtorek sprawa została ostatecznie zgaszona, z jednej strony deklaracją samego Donalda Tuska, że nie ma o czym gadać i Drzewiecki zostaje, a z drugiej kompletnym brakiem tematu zarówno w samym TVN-ie, jak i w pozostałych mediach, można było uznać, że chodziło jedynie o demonstracje, która na dodatek już w pierwszy dzień po zdarzeniu, została przez Platformę przyjęta z pokorą i z odpowiednimi gwarancjami na przyszłość.
Kolejne dni tylko potwierdziły, że sytuacja pod dywanem uspokoiła się i każdy może się zająć codzienną robotą. Jak mówię, nie wiem, o co chodzi. Czy o stadion Legii, czy może o coś dotychczas bardziej przykrytego? I znów - z punktu widzenia normalnego obywatela, wszystko jedno. Nie nasze guziczki, nie nasze psy, nie nasz dywan. Wprawdzie wczoraj w rzeczonym TVN-ie pokazano, jak oto ruszyły prace na stadionie Mariusza Waltera i nawet pośrednio pochwalono Platformę, uprzejmie wspominając o tym, że to wszystko będzie kosztowało zapowiadane już pół miliarda, więc może jednak były jakieś kłopoty ze stadionem, ale może i nie. Może. Nie ma więc o czym gadać.
A nie ma o czym gadać, choćby też z tego względu, że Polska już żyje czymś zupełnie innym i, z punktu widzenia przeciętnie pojemnych umysłów, zdecydowanie bardziej przystępnym. O ile przypadek ministra Drzewieckiego, choć bulwarowo bardzo zajmujący, przez swoją tajemniczość i kontekst, zmuszał do myślenia i męczących przecież spekulacji, sprawa pani posłanki Kruk jest prosta jak cep. Przede wszystkim, nie tworzy w przeciętnie zaprogramowanych umysłach ani tak przecież nieprzyjemnego dysonansu poznawczego, ani w ogóle nie każe stawiać pytań. Przekaz jest czysty: PiS - bania - obciach.
Elżbieta Kruk najprawdopodobniej była pijana. Nie bardzo. Trochę. Wprawdzie wczoraj TVN, ustami posłanki Senyszyn i niezastąpionego Palikota, próbował podbić piłeczkę i wmówić wszystkim, że pani Kruk się przewracała, ale jakoś nie wyszło. Pozostało tylko to, co wszyscy widzieli - posłanka Kruk była wczoraj chyba troszkę pijana. Bez sensu. Niepotrzebnie i głupio. Ja, jak się trochę upiję, staram się nie pokazywać ludziom na oczy. Mimo to, że osobą publiczną jestem w bardzo ograniczonym zakresie, wolę się nie wystawiać. Pani Kruk mogła też się gdzieś zaszyć i wszystko byłoby w porządku.
Jednak to, co przez cały wczorajszy i dzisiejszy dzień wyprawia TVN, jest zwyczajnie chore. Chore psychicznie. Każde wiadomości, każdy skrót informacji, TVN zaczyna od „sprawy posłanki Kruk". Banda dziennikarzy TVN-u, z mikrofonami w rękach i w klapkach marynarek, biega po studiach i po sejmowych korytarzach, wisi przy telefonach wyłącznie po to, żeby nakręcać sprawę. Już nawet poseł Niesiołowski, nie wspominając o Szmajdzińskim, błaga te nieszczęsne wysłanniczki Mariusza Waltera, żeby dały im spokój i zajęły się czymś konkretnym i istotnym. Na nic - „Dziękuję panu bardzo, panie Marszałku. Obiecujemy, że do sprawy będziemy wracać".
Po cholerę? Ja rozumiem interesy, rozumiem emocję, rozumiem nawet obsesje. Ale przecież to wszystko jest tak okropnie bezproduktywne, że naprawdę nie przystoi. Kiedy ktoś tam wytropił bełkoczącego w Radio Maryja Gosiewskiego, ja wiedziałem, że to jest bzdura, chamstwo i nieprawda. No ale przynajmniej - choćby przez samą osobę Gosiewskiego i kontekst sprawy - można było spodziewać się jakichś sukcesów. Irasiad, Borubar, pies Dorna, Wieśmaki, laptopy - okay, zgoda. Bawcie się Państwo dobrze. Ale ta nieszczęsna Kruk? Czy wyście się czegoś najedli? Przecież jeszcze jeden dzień tych wygłupów i Was znienawidzą już nawet najbardziej walnięci fani.
Mój poprzedni tekst zatytułowałem cytatem z Tadeusza Rossa. Ja wiem, że to jest ewidentne pójście na łatwiznę. Ale co zrobić, skoro pozostaje powtórzyć: bulba!
Mam tylko nadzieję, że nie pozostanie mi powtarzać tej ‘bulby', dzień w dzień, aż do kolejnych wyborów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...