Dziś kontynuujemy relację niemieckiego „Der Spiegla” na temat polityki prowadzonej przez Niemcy w stosunku do Związku Sowieckiego i tego co po nim zostało.
I w tej oto sytuacji Genscher postanowił
niejako „przekierować” marzenia krajów Europy Wschodniej i Środkowej o
przystąpieniu do NATO i poszukać rozwiązań alternatywnych, które mogły by być
„akceptowalne” dla Związku Sowieckiego. Wtedy też wpadł na pomysł utworzenia
Rady Partnerstwa Euro-Atlantyckiego, a więc ciała w ramach którego kraje Europy
Wschodniej i Środkowej uzyskałyby prawo do zabrania głosu.
„Choć początkowo, dawne kraje Paktu
Warszawskiego liczyły na możliwość uzyskania członkowstwa w NATO”,mówił
Genscher, „to w trakcie poufnych dyskusji zostały one skutecznie do tego
zniechęcone”.
Przez pewien czas, Niemcy dążyły do
tego, by NATO wyszło z oficjalną deklaracją, że nie rozszerzy się na wschód.
Jednak po tym jak Genscher w maju 1991 roku złożył wizytę w Waszyngtonie i
usłyszał od Amerykanów, że „w przyszłości rozszerzenia wykluczyć nie można”,
szybko zmienił front i ogłosił, że nigdy nie był za tym by składać „ostateczne
deklaracje”. Faktycznie jednak, wydaje się że w dalszym ciągu bardzo chciał
uniknąć rozszerzenia.
Tymczasem w Bonn, pierwszej stolicy
świeżo powstałego nowego państwa niemieckiego, trwał nastrój bardzo pewnego
siebie optymizmu. Zimna wojna się skończyła, Niemcy były zjednoczone, a Kohl
wraz z Genscherem naciskali na konsolidację w stronę Unii Europejskiej. Sam
kanclerz jednocześnie również nie potrafił przestać szukać historycznych okazji
do rozwiązań na rzecz wzmocnienia relacji ze Związkiem Sowieckim. „Być może
teraz uda nam się naprawić to co w bieżącym stuleciu poszło źle”, mówił. Po
II Wojnie Światowej, z milionami jej ofiar i tragicznym podziałem Niemiec, który
nastąił w jej wyniku, miał Kohl nadzieję na otwarcie nowego rozdziału w
relacjach z Moskwą.
W owym czasie przywódcą Związku
Sowieckiego był Michaił Gorbaczow, ideowy, choć mówiący o reformach, komunista.
Gorbaczowa, z wdzięczoności za to, że zgodził się na likwidację NRD, Niemcy
uwielbiali. „Jeśli Niemcy są dziś gotowe wspierać Związek Sowiecki, to głównie z wdzięczności za rolę jaką
odegrał Gorbaczow w kwestii zjednoczenia Niemiec”, tak opisywał sytuację
Kohl. To natomiast że Gorbaczow całym sercem był przeciwko rozszerzaniu NATO,
gdy chodziło o szacunek jakim się cieszył w Niemczech, nie miało najmniejszego
znaczenia.
Później zresztą sam kanclerz mówił
publicznie, że z radością wziął na siebie rolę „pierwszego adwokata”
Gorbaczowa. Obaj liderzy pozostawali cały czas w kontaktach ściśle osobistych,
przesyłali swoim małżonkom okolicznościowe pozdrowienia i bardzo często
gawędzili przez telefon.
Kohl używał wszystkich swoich wpływów,
jakimi się cieszył na świecie, by organizować poparcie dla „Miszy” i jego
polityki. Osobiście sprawił, że sowiecki przywódca otrzymał zaproszenie na
szczyt G-7, a Moskwa nigdy od nikogo nie uzyskała zagranicznej pomocy takiej
jak ta od Niemiec pod przywództwem Kohla.
Wielką troską Kohla było przy tym to, że
przeciwnicy Gorbaczowa w sowieckiej armii, tajnych służbach, oraz w aparacie
państwowym mogą spiskować na rzecz
odsunięcia go od władzy. Zaledwie chwilę wcześniej, w sierpniu 1991 roku udało
się odeprzeć tzw. pucz Janajewa, ówczesnego wiceprezydenta. Janajew wraz z
grupą swoich zwolenników umieścił Gorbaczowa w areszcie domowym, jednak masowe
demonstracje oraz powszechna odmowa wykonywania rozkazów przez wojsko, ale również bardzo aktywna postawa
óczesnego prezydenta Republiki Rosyjskiej, Jelcyna sprawiły że Gorbaczow władzę
zachował.
Dziś możemy sobie oczywiście wyobrażać, co
by się mogło stać, gdyby pucz odniósł sukces, a armia sowiecka trafiła pod
rozkazy Janajewa, w czasie gdy setki tysięcy wojsk sowieckich wciąż jeszcze
stacjonowało na wschodnich terenach Niemiec, a dodatkowe jednostki czekały w
gotowości w Polsce i w Czechosłowacji. Dokumenty niemieckiego Ministerstwa
Spraw Zagranicznych wskazują jednoznacznie, że wycofanie wojsk stanowiło
priorytet niemieckiej polityki, a jednocześnie nie można było choć przez chwilę
zapomnieć o około 30 tysiącach głowic nuklearnych, stanowiących oczywiste i bardzo
znaczące zagrożenie. „Nuklearne bezpieczeństwo terytorium Związku
Sowieckiego powinno stanowić absolutny priorytet dla reszty świata”, głosił
komunikat płynący z Bonn
Z tej perspektywy, dopuszczenie do
jakiegokolwiek osłabienia Gorbaczowa było poza dyskusją, i to samo dotyczyło
Związku Sowieckiego jako całości, który Gorbaczow próbował utrzymać za wszelką
cenę.
Kohl z Genscherem wyznawali tu swoistą
teorię domina, która kazała im wierzyć że jeśli państwa bałtyckie uniezależnią
się od Związku Sowieckiego, Ukraina zrobi to samo, po czym Związek Sowiecki upadnie,
a wraz z nim upadnie też Gorbaczow. I tak to mniej więcej się debatowało przez
cały rok 1991. Kohl jednak przy tym miał swoje wątpliwości, czy przede
wszystkim tego typu rozpad będzie miał szanse na pokojowy koniec. Wierzył
głeboko, że w efekcie tego co się stanie, może dojść do „wojny domowej”,
podobnej do tej, która już niedługo miała wybuchnąć w Jugosławi. Wieloletni
minster spraw zagranicznych Gorbaczowa, Edward Szewardnadze, pozwolił sobie
nawet na to, by skierować pod adresem Niemiec swoiste ostrzeżenie. W trakcie
wizyty Genschera w Moskwie w październiku 1991 roku, który w tym czasie swoją
drogą już był zaledwie byłym ministrem, ostrzegał, że jeśli Związek Sowiecki
się rozpadnie, przywództwo w Moskwie przejmie „faszysta”, który pierwsze co
zrobi to zażąda zwrotu Krymu. Jak wiemy, dwadzieścia lat później aneksji Krymu dokonał
Putin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.