Mamy maj
w pełnym rozkwicie, a więc poza Komuniami Świętymi także czas matur, a ponieważ
dziś akurat mija 39 rocznica pewnej pamiętnej matury, która od początku
istnienia tego bloga jest tu w taki czy inny sposób wspominana, chciałbym
przepomnieć pewien swój tekst jeszcze z roku 2008. Bardzo proszę.
Parę dni
temu, jeden z milicjantów, którzy zamordował Grzegorza Przemyka (ten od “Bijcie
tak, żeby nie było śladów”) został skazany na 4 lata więzienia. Oglądałem w
telewizji transmisję z odczytania wyroku, słuchałem, jak pani sędzia uzasadnia
te cztery lata. Po raz nie wiem który od tamtych lat, przed moimi oczyma stanął
ten warszawski komisariat i to wszystko, co się zdarzyło w ciągu tych kilku
dni, zanim Grzegorz Przemyk zmarł i przyznam, że się po prostu bardzo
wzruszyłem.
Wzruszyłem
się tak, że postanowiłem znaleźć jakieś ładne zdjęcie maturzysty z tamtych lat
i wkleić je do mojego bloga. Żeby tu był i żeby dawał świadectwo.
Wszystko co
wiem o Grzegorzu Przemyku to to, że jego matka była działaczką warszawskiego
komitetu prymasowskiego, że jakoś tam działała w opozycji, a sam Przemyk chyba
również kręcił się w tym ówczesnym opozycyjnym towarzystwie i tyle.
Widziałem
jeszcze niedawno jakieś zdjęcie w „Rzeczpospolitej”, gdzie widać Przemyka w
większej grupie, obok osób tych bardziej już znanych z opozycji lat
osiemdziesiątych. I to już naprawdę wszystko.
Nie wiem,
jaki był. Nie wiem, czy był dobrym uczniem, czy był miły, czy był wesoły, czy
koledzy go lubili, czy nie. Słyszałem najróżniejsze plotki na jego temat, ale
ponieważ większość z nich była rozpowszechniana jeszcze w czasach Większego
Kłamstwa, to nie umiem się do nich odnieść.
Ale
powtarzam, o Przemyku wiem tylko tyle, że chyba orientował się, co to komuna,
że grał na gitarze, że miał ładne spojrzenie... no i że ot tak sobie, bez
najmniejszego powodu, został śmiertelnie zakatowany przez milicjantów na warszawskim
posterunku.
Pomyślałem
sobie również, patrząc na to zdjęcie obok i na inne jeszcze, jak siedzi gdzieś
i gra na gitarze, że Grzegorz Przemyk to był bardzo ładny chłopak. I od razu
pokazałem to zdjęcie mojej córce, która powiedziała, że jest rzeczywiście ładny
i że wygląda, jak perkusista z The Kooks.
I wówczas
pomyślałem sobie, że jaka to okropna ironia naszych nowych, polskich czasów, że
gdy z jednej strony brakuje nam ludzi-symboli, gdy brakuje nam tego gestu,
który pokaże nam, czym jest historia i w co warto wierzyć, a z drugiej strony
tak chętnie ulegamy najprzeróżniejszym głupim mitom, a bohaterów odnajdujemy w
kompletnie bezsensownych i tak strasznie pustych miejscach, Grzegorz Przemyk
nie stał się ikoną dla mojej córki i jej rówieśników.
Powtarzam,
nie wiem jaki był Przemyk. Nie wiem, czy gdybym go znał, albo, gdybym go może
uczył, nie uważałbym go za jeszcze jednego z tysiąca byle jakich dzieci, którzy
jedyne co potrafili to idealnie opanować sztukę irytowania innych.
Wiem
natomiast, że z całą swoją historią, z tym jak okropnie umarł, ze swoim ładnym
spojrzeniem, z tą gitara, na T-shircie mojej córki wyglądałby wcale nie gorzej
niż Jim Morrison.
I pomyślałem
jeszcze coś: że tak bardzo dużo jest – bardziej lub mniej zasłużonych –
bohaterów tych paskudnych komunistycznych czasów, którzy bardzo dobrze by się
prezentowali, jako ikony i przedmiot autentycznego, młodzieżowego kultu.
No ale, jak
mówię, pomyślałem sobie to wszystko i tyle.
Dziś,
czytając komentarze do mojego porannego wpisu, znalazłem uwagi podpisane przez
jednego z komentatorów następującej treści:
„Zamieściłeś
zdjęcie G. Przemyka. Jest dość ciekawe, że narodził się pewien kult, bo Przemyk
jest ofiarą systemu, jednakże w portalu nasza-klasa do klasy zapisały się tylko
4 osoby, podczas gdy równoległe klasy pękają w szwach. Zastanawiam się, ile
osób co roku idzie tego dnia na mszę do Św. Krzyża?”
Odpisałem mu,
że też myślę sobie o tej sytuacji i jest mi, owszem, przykro, że tak to się
dzieje. Że uważam iż Grzegorz Przemyk powinien być postacią kultową dla
polskich dzieci i młodzieży ze względu na swoją historię i na ten symbol, który
niesie. No i oczywiście przez to, że spełnia wszystkie konieczne warunki, jakie
można postawić postaci kultowej w świecie kultury popularnej.
No i wtedy
zareagował ktoś jeszcze następującym tekstem:
„Dlaczego
miałby być wzorem dla polskiej młodzieży? to że złapali go i zatłukli na śmierć
esbecy to zbrodnia, ale nie powód do kultu.”
Przyznam, że
zdziwił mnie ten komentarz bardzo, bo w życiu nie pomyślałem, że jeśli idzie o
to zdjęcie, o słowa Infidela i w ogóle o problem bohaterów w świecie kultury
masowej, może pojawić się tu jakikolwiek dylemat.
No ale
rozpocząłem wymianę opinii z tym dziwnym moim kolegą i tłumaczyłem, że nie
chodzi o zasługi, nie chodzi o to, kto jaki był, bo to co się naprawdę liczy to
symbol, to gest.
Tłumaczyłem,
że cały świat, tak czy inaczej czci pamięć Che Guevary, czy Jima Morrisona,
niezależnie od tego, czy oni osobiście byli ludźmi wybitnymi, miłymi,
szlachetnymi, urokliwymi, ale dlatego, że stanowili symbol naszych tęsknot i ideałów.
Ów mój
salonowy kolega wciąż mi odpowiadał, że Guevara i Morrison zdążyli coś zrobić,
a Przemyk nie, więc im kultowość przysługuje, a jemu nie.
No i
ostatecznie pozostaliśmy niedogadani, a ja na dodatek jeszcze mam ciężki
kłopot.
Bo wciąż nie
wiem, jaki naprawdę był Grzegorz Przemyk.
Ale tak samo
nie wiem, jaki był niejaki Romek Strzałkowski, ani jacyż to wybitni ludzie byli
z tych dziewięciu górników z Wujka.
Powiem
więcej. Kompletnie nie wiem, czy bohaterka piosenki Boba Dylana, zamordowana z
czystej fantazji przez syna bogatego przedsiębiorcy, Hattie Caroll była miłą
osobą i czy miała jakieś zasługi.
Nie wiem
też, by tak już pozostać przy Dylanie, czy Hollis Brown, farmer, który
zastrzelił siebie i swoją rodzinę, bo nie umiał ich wyżywić, był dobrym
człowiekiem, czy człowiekiem złym i głupim i czy on też czymś się zasłużył dla
ludzkości, choćby tak, jak Che Guevara, albo Kurt Cobein.
Wiem jednak,
że i o Hattie Caroll i o Brownie śpiewał nawet Bob Dylan, a o Przemyku śpiewać
nagle nie chce nikt.
Powiem
więcej, nikt nie chce nawet nosić koszulki z jego wizerunkiem.
Powiem
jeszcze więcej. Okazuje się, że pojawiają się ludzie, którzy uważają, że tak
jak jest, jest OK.
I to jest
dla mnie wiedza porażająca.
I powód, dla
którego jednak postanowiłem uczcić osobę Grzegorza Przemyka tym moim skromnym
wpisem.
P.S.
Między
dniem, kiedy napisałem ten tekst o Przemyku, a dniem dzisiejszym dowiedziałem
się czegoś nowego. Otóż Grzegorz Przemyk miał przyrodniego brata, wówczas
jeszcze dziecko, młodszego o 9 lat. Oto co znalazłem w Internecie:
„Michał
Przemyk, przyrodni brat Grzegorza, dziś student weterynarii, w maju 1983 roku
miał dziesięć lat. Dziś niewiele pamięta, poza tym, że Grzegorz mu imponował,
tak jak małemu chłopcu imponuje duży.
Pamięta jeszcze dzień swojej pierwszej komunii: - Grzegorz wbiegł tu z naręczem
czerwonych tulipanów i dał je mojej mamie. To jest również twoje święto, ciociu
- powiedział.
Michał Przemyk przechowuje pamiętnik. Brat wpisał mu się "na
pamiątkę" w Wigilię 1981 roku:
Na razie słuchaj starszych, bo mają więcej lat i mogą Cię często ustrzec od
błędów i niebezpieczeństw strasznych. Nie oszukuj i nieożartowywuj nikogo. Nie
strasz siostry, a opiekuj się nią. Śmiej się dużo, ale szczerze, nie złośliwie.
Nie bądź mazgaj (chyba nie jesteś). Nie bądź sknera i pazerus, bo to nie
przystoi. Nie bierz przykładu z brata starszego, dopóki nie stanie się godzien
tego”
Więc idzie o
ten wpis. Zakładam, że jest tak, jak relacjonuje Michał Przemyk i jak pisze
dziennikarz „Wyborczej”.
Zatem skoro
ktoś w wieku 16 lat potrafi się tak wpisać, jest to niewątpliwie ktoś na pewno
bardziej wybitny, niż choćby Ty i ja.
I to jest
zamknięcie tego mojego przemykowego wpisu.
Ten Pana tekst powinien być w podręcznikach polskiego i historii .
OdpowiedzUsuń@toyah
OdpowiedzUsuńJeszcze ten film niedawno zrobili. Nie oglądałem, ale ludzie piszą w komentarzach że tak naprawdę nie wiadomo o czym ten film jest, bo wszystkie ważne wątki pominięte żeby nie urazić postkomuny, na zasadzie - "temat odfajkowany i już nie drążcie więcej".