Jestem
pewien że mało kto z nas nie zauważył – zwłaszcza mam tu na myśli tych co mniej więcej
orientują się w rozkładzie sił na takich internetowych profilach jak Facebook
czy Twitter – że pojawiło się ostatnio całe mnóstwo komentatorów, którzy przez
długie lata głosili trudną przyjaźń polsko-rosyjską, o Putinie pisali z
niewzruszonym podziwem, jako o despocie wprawdzie, ale jednocześnie człowieku inteligentnym,
o niezwykłych politycznych talentach, i co nie najmniej istotne, wysportowanym
i przystojnym, Rosję i Rosjan traktowali jako zarówno gospodarczą i wojskową,
ale też na swój szczególny sposób kulturową i cywilizacyjną potęgę, a dziś się
zachowują jakby sami osobiście nie marzyli o niczym innym jak o tym, by z
najwyższą radością ową Rosję i wszystko co się z nią kojarzy zetrzeć z
powierzchni ziemi. I nie mam tu
oczywiście na myśli polityków, czy dziennikarzy – ci w swojej gromadzie nigdy
nie mieli jakichkolwiek własnych poglądów i po świecie poruszali się wyłącznie
psim swędem patrząc przede wszystkim na to, gdzie i ile płacą. Chodzi mi o
zwykłych komentatorów, często ludzi nam znajomych, a nawet bliskich. Ludzi,
którzy na każde nasze wspomnienie o tym, że Rosja i wszystko co się do niej
przez wieki przylepiało, to antyludzka dzicz, pogardliwie odwracali się do nas
plecami, a dziś o Putinie mówią że to okrutny morderca, a swoje okna, samochody
i marynarki dekorują ukraińskimi flagami.
No właśnie – Ukraina. Mam tu też na
myśli ludzi, którzy jeszcze niedawno o Ukrainie myśleli jako o sklepie z tanimi
dziwkami, kobietami do sprzątania i tępymi żylastymi wieśniakami, którzy co
najwyżej mogą nam położyć kafelki w łazience. Mało tego – mówię o ludziach, dla
których Ukraina to był niezmiennie kraj, do którego wielka Rosja ma jak najbardziej
słuszne pretensje, które to pretensje szczęśliwie dla nas gwarantują nam
względne bezpieczeństwo wobec owej nacjonalistycznej dziczy spod znaku wideł i
siekier. O ludziach, którzy dziś, przeklinając Rosję i wszystko co się z nia
kojarzy, gotowi są Ukrainie oddać swoje serca, dusze i nadzieję na szcześliwą
przyszłość Europy.
Oto zatem rozciąga się przed nami ów
neoficki antyrosyjski i proukraiński front i mimo że wewnętrznie często bardzo
podzielony, to w jednym niezmiennie solidarny i zjednoczony, a mianowicie w
nienawiści do Polski i wszystkiego co mu się z Polską kojarzy, a więc przede
wszystkim do rządu Prawa i Sprawiedliwości oraz Kościoła. Jak tu powszechnie
wiadomo, na Twitterze czy Facebooku spędzam zdecydowanie więcej czasu niż by
wypadało, niemniej przy tej okazji za każdym razem gdy zdarza mi się tam
zajrzeć trafiam na ludzi owładniętych nieniawiścią do PiS-u na takim poziomie
agresji, że nie jestem jej w stanie tu opisać. I niezmiennie też wówczas widzę,
jak każdy z nich, w opisie swojego profilu eksponuje flagę Ukrainy. O dziwo, nigdy
Rosji.
I wtedy też przypomina mi się ktoś kto w
czasach gdy to swoje blogowanie dopiero zaczynałem, utrzymywał pozyc z którą
się nawet nie miałem co porównywać, a mianowicie niejaka Renata Rudecka-Kalinowska,
ówczesna gwiazda Salonu24. Otóż owa pani K. w reakcji na wystąpienie prezydenta
Kaczyńskiego na wiecu w Tbilisi opublikowała w owym Salonie24, zamieszczony przez
administratorów portalu na czołowym miejscu, tekst pod wielce zabawnym tytułem „Gryzienie
sztuczną szczęką w dupę rosyjskiego niedźwiedzia”. Do dziś pamiętam, że tekstu
pani K. nawet nie przyczytałem, a to z tego względu że przede wszystkim moje
wcześniejsze doświadczenia pozwalały mi przewidzieć, co mnie czeka, no a poza
tym – sam tytuł mi wystarczył za sto kolejnych refleksji owej dziwnej pani.
Pamiętam tamten dzień, pamiętam tamten tytuł, ale też pamiętam panującą wówczas
na naszej publicznej scenie atmosferę, która tego typu bon moty z jednej strony
w pełni tolerowała, a z drugiej jak najbardziej sama tworzyła. To był bowiem
czas – i obawiam się, że gdyby nie dzisiejsza ukraińska tragedia, do dziś
niewiele by się w tej mierze zmieniło – gdzie ów „rosyjski niedźwiedź”
pozostawał pewnym bardzo szczególnym symbolem, a jednocześnie powszechnie
akceptowanym faktem, że Polska to przekleństwo i wieczna nędza. Podobnie jak
symbolem i powszechnie uznanym faktem była owa „sztuczna szczęka” prezydenta Kaczyńskiego.
Ja dziś nie mam bladego pojęcia, co
słychać u pani Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej – przypominam, że przed 10 laty
autentycznej gwiazdy polskiego Internetu, a przy okazji wyraziciela emocji
znacznej części naszego społeczeństwa – nie wiem, czy ona nadal pisze swoje
teksty dla Salonu24, czy jest może działaczką Komitetu Obrony Demokracji, Obywateli
RP, czy może aż krakowską radną Platformy Obywatelskiej, i czy w ogóle jeszcze
żyje, ale nie ulega dla mnie najmniejszych wątpliwości, że jeśli tak, to ona
jest jednocześnie najbardziej zagorzałym wrogiem Rosji oraz Putina, a z tamtego
niedźwiedzia szydzi dokładnie tak samo jak ze sztucznej szczęki, dziś już tylko
Jarosława Kaczyńskiego. A wszystko pod sino-żołtym sztandarem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.