Dziś już ostatni fragment artykułu z niemieckiego „Der Spiegela" na temat niesławnej Ostpolitik.
W roku 1991 Kohl brał
zupełnie serio pod uwagę możliwość, że ów straszny nacjonalizm, który wystąpił we Wschodniej Europie po I Wojnie Światowej, może pojawić się ponownie. Wierzył
też zatem, że gdyby tak się stało że kraje bałtyckie uzyskają niepodległość „znów
dojdzie do starcia z Polską”, tak jak to miało miejsce między Polską a Litwą w
roku 1920. W tej sytuacji, jedyną konkluzją jaką z owego przekonania mógł Kanclerz wysnuć była ta, że „rozpad Związku Sowieckiego absolutnie nie może być w interesie
Niemiec”.
Ostatecznie jednak, kraje bałtyckie niepodległość uzyskały i dziś najprawdopodobniej nie da się już ustalić z całą
pewnością, czy to owo rozumowanie Kohla było błędne, czy też po prostu Łotysze i
Litwini mieli to szczęście, że ich droga do niepodległości przeszła tak
spokojnie.
Tak czy inaczej, wiele państw Zachodu,
analizując sytuację na własną rękę, raczej wspierało w tej kwestii Niemcy.
Francuski prezydent Mitterrand osobiście narzekał na Bałtów, tłumacząc im, że „nie
mogą ryzykować wszystkiego co udało im się osiągnąć dzięki Moskwie, tylko po to
by pomagać krajom, które tak naprawdę nie cieszyły się samodzielnym bytem od 400 lat”.
Nawet prezydent George Bush, skądinąd chłodny realista, nie omieszkał wygłosić parę cierpkich słów pod adresem polityków z krajów bałtyckich i ich dążeniu do
niezależności.
Gdy chodzi natomiast o Kohla, jego przyjazne
realacje z Moskwą pozwoliły mu posunąć się do tego, by przy pewnej okazji udawać
że nie zauważył swoieckich działań ściśle przestępczych. 13 stycznia 1991 roku stacjonujące w Wilnie sowieckie siły specjalne zaatakowały obywatelski ruch
niepodległościowy, szturmując miejską stację telewizyjną i inne budynki. Śmierć
poniosło 14 nieuzbrojonych cywilów, a setki innych odniosło rany. Reakcja Bonn
była, i to w najlepszym wypadku, letnia. Kilka dni po owej agresji Kohl odbył
telefoniczną rozmowę z Gorbaczowem. Będący jej świadkiem niemiecki dyplomata
zapisał w swojej notatce, że obaj panowie „wymienili między sobą serdeczności”.
Gorbaczow narzekał, że nie ma możliwości, by posuwać się do przodu „nie podejmując
niekiedy bardziej surowych kroków”, co zostało odczytane jako aluzja do
tego co się stało w Wilnie. Reakcja Kohla była szokująca: „W polityce,
wszyscy musimy być otwarci na to, że są momenty, gdy trzeba wybrać drogę
okrężną. Liczy się natomiast przede wszystkim to, by nie stracić z oczu celu podstawowego”.
Gorbaczow zakończył wymianę uprzejmości zapewnieniem,
że „bardzo sobie ceni” przyjętą przez Kanclerza pozycję. Wedle tego co znalazło
się w notatce, słowo „Litwa” podczas owej rozmowy nie padło ani razu.
Rola, jaką w owej zbrodni odegrał osobiście Gorbaczow, do dziś nie została wyjaśniona.
Miło przeczytać, że to co człowiek czuł podskórnie przez tyle lat, okazało się faktem.
OdpowiedzUsuń