poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wybory za pasem, czyli nadchodzą ludzie z kombinerkami

Niemal zgodnie z obietnicą, przedstawiam ostatni felieton z "Warszawskiej Gazety" i jednocześnie obiecuję, że już jutro napiszę coś znacznie większego. Pod każdym względem. Na to jednak potrzebuję trochę więcej czasu.

Kiedy byłem dzieckiem, popularny był paradoks, że „nie mam nic przeciwko Murzynom, ale bądźmy wdzięczni, że najgorsze co nas tu w Polsce spotkało, to Cyganie”. I niekoniecznie musiało chodzić o Murzynów, ale równie dobrze można było przy odpowiedniej okazji powiedzieć, że nie mamy nic przeciwko kobietom, ale…, lub że nie przeszkadzają nam Niemcy, jednak…, czy że zwierzęta są okay, chociaż…, i dalej w tym stylu.
Czy ów żart był śmieszny, czy wręcz przeciwnie, jest dziś dla nas kwestią bez znaczenia; to, o co przede wszystkim tam chodziło, to złośliwe zobrazowanie pewnego szalenie przebiegłego typu zakłamania, gdzie ktoś do nas przychodzi z jednoznacznie wrogim zamiarem, a jednocześnie od wejścia deklaruje, jak czyste on ma intencje. Chodzi o ten typ zakłamania, gdzie ktoś nas zachęca, byśmy się z nim udali na majowe nabożeństwo, a po drodze oblewa nas benzyną i podpala. To jest ten rodzaj zakłamania, z którym nie tak dawno mieliśmy do czynienia w bardzo ponurym wypadku pewnej rodziny z Jastrzębia Zdroju i ich ojca.
Przepraszam bardzo wszystkich, że wpadam w tak dramatyczny ton, ale jak wiemy, zbliża się cała seria wyborów, zaczynając od Europy, a kończąc na polskim parlamencie i każdy rozgarnięty Polak wie, że jeśli tych wyborów nie wygra Prawo i Sprawiedliwość, całe nasze polityczne zaangażowanie możemy wrzucić do przegródki z napisem „historia zidiocenia”. Dlaczego PiS? Czy dlatego że oni są tacy fantastyczni i w swojej wyjątkowości cokolwiek nam gwarantują? Oczywiście, że nie. Jeśli PiS nam cokolwiek gwarantuje, to kolejne lata wstydu i zgryzoty, tyle że, jak zapewne dziś już wszyscy czujemy, przyszło nam żyć na końcu czasów i nie pozostaje nam nic innego, jak dawać świadectwo. Nie popisywać się, ale dawać świadectwo. A więc to, co robi Jarosław Kaczyński.
A zatem, naszym obowiązkiem nie jest oszukiwanie się, że oto przed nami seria fantastycznych zwycięstw, które doprowadzą do tego, że Polska, a za nią cały świat, zmienią się w raj na ziemi, ale walka o to, byśmy już dziś nie trafili do piekła. Niestety, co już wielokrotnie obserwowaliśmy w sytuacjach podobnie dramatycznych jak ta, w jakiej się dziś znajdujemy, pojawiają się nauczyciele, którzy nam tłumaczą, jak to powinniśmy machnąć ręką na nasze przeczucia i jeszcze raz postawić na coś, co jest podobno „wiernością”.
Właśnie w „Warszawskiej Gazecie” odezwał się śląski poeta Marcin Hałaś, zadeklarował, że się do PiS-u „zraził”, a mi zarzucił, „zagorzałe pisowstwo”. I to jest opinia tak podejrzanie głupia, że mógłbym ją zbyć uwagą, że ja zagorzałym pisowcem przestałem być, kiedy Hałaś krążył gdzieś w okolicach UPR-u. Jednak mam coś lepszego.
Otóż nie przeszkadzają mi 20-letni działacze PAX-u robiący karierę w PRL-owskich strukturach władzy, którzy dziś „zrażają się” do PiS-u, jednak wolę, żeby to nie oni dziś nas prowadzili do zwycięstwa.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy zechcieli zajrzeć do nas na Targi, kupic książki i porozmawiać. Jednocześnie, jak zwyklę proszę o nas pamiętać i wspierać tego bloga pod podanym obok numerem konta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...