Słowo daję, że pisząc swoją poprzednią notkę, w życiu bym się nie spodziewał, że jeszcze kiedykolwiek w życiu wspomnę o Ryszardzie Makowskim, a już z całą pewnością inspirowany nie którymś z wyjątkowo ciekawych komentarzy, ale wydarzeniem przypadkowym i całkowicie od tematu niezależnym. Tymczasem dzisiejszy dzień przyniósł mi coś naprawdę wyjątkowego. Jednak zacznijmy od samego początku.
Otóż kiedy przy okazji wspomnianej notki na temat tenisa, napisałem, że o Ryszardzie Makowskim nie wiem niemal nic, nie było w tych słowach ani kpiny, ani kokieterii. Moja cała wiedza na temat tego człowieka i jego rzekomo licznych talentów sprowadza się do tego, co niekiedy znajduję w jego felietonach w tygodniku „W Sieci”, w informacji, że występował on kiedyś w kabarecie OTTO, w pewnym ogłoszeniu zamieszczonym jakiś czas temu na łamach wspomnianego tygodnika, że jeśli ktoś akurat planuje poważniejszą uroczystość rodzinną, i z tej okazji szuka śpiewającego komika, może zadzwonić do Makowskiego, a on chętnie przyjedzie i zabawi zgromadzone towarzystwo, no i wreszcie w owym niezwykłym świadectwie podczas minionych Targów Wydawców Katolickich w Warszawie. I to wszystko. Nawet tego, że on jest wysokim, postawnym mężczyzną, co jest dla mnie zawsze źródłem najprawdziwszych kompleksów, dowiedziałem się zaledwie parę dni temu.
Powiem więcej. Kiedy go obserwowałem podczas tych targów, ani nie wiedziałem, ani nawet nie próbowałem się szczególnie zastanawiać, co on tam sprzedaje. Jeśli coś w ogóle obstawiałem, to raczej zbiór jakichś tekstów kabaretowych, czy może „wywiad rzekę”, ale z całą pewnością nie płytę z piosenkami. Tymczasem wygląda na to, że to były piosenki. Makowski, jak się dziś dowiaduję, to przede wszystkim bard, trubadur i śpiewający głos polskiego zgnębionego patriotyzmu. I to głos, jak się okazuje, o ambicjach bardzo szczególnych.
Oto w najnowszym numerze tygodnika „W Sieci”, gdzie co tydzień ukazuje się krótki tekst Makowskiego, znalazło się też coś znacznie poważniejszego, jego jak najbardziej autorstwa. Oto Makowski na dwóch dużych stronach ilustrowanych wielkim kolorowym zdjęciem Micka Jaggera przedstawia bardzo surową krytykę stosunku polskiego państwa do rodzimej sztuki rozrywkowej. Poszło mianowicie o to, że prezydent Komorowski z małżonką zapowiedzieli, że w ramach obchodów 25 rocznicy oni załatwią nam, by na Stadionie Narodowym 4 czerwca zagrali Rolling Stonesi, a cała grupa polskich gwiazd estrady, nie zważając na to, że najprawdopodobniej państwo Komorowscy nie wiedzą nawet o czym mówią, zgłosili oficjalny protest, argumentując, że okazja o tak wielkiej skali historycznej, jak 25 rocznica pierwszych częściowo wolnych wyborów powinna dać okazję zabłyśnięcia naszym polskim talentom, a nie jakimś angielskim emerytom. Wedle zaprezentowanej logiki, nie ma sensu, by państwo polskie wyrzucało w błoto grube miliony złotych dla jakichś upadających szarpidrutów tylko po to, by oni po raz enty zgrali to swoje „Satisfaction”, podczas gdy wiele znacznie tańszych, a równie zdolnych polskich gwiazd, nie może się od lat wręcz doprosić, by świat się o nie upomniał.
Przyznaję, że ja już wcześniej słyszałem o wspomnianym proteście i z bardzo wielu nazwisk, które się tam pojawiły, zapamiętałem piosenkarkę Krystynę Prońko i wokalistę zespołu Tilt, Tomasza Lipińskiego. To oni między innymi zgłosili pretensje do wystąpienia na stadionie w Warszawie zamiast Rolling Stonesów. Na jakiej zasadzie i z jakimi gwarancjami, tego nie doczytałem, ale za to dziś Ryszard Makowski sprawę doprecyzował. Otóż poziom artystyczny i tak zwana zabawa liczą się jak najbardziej, natomiast to co najważniejsze, to wymiar duchowy całego przedsięwzięcia, a to mogą zagwarantować jedynie prawdziwi patrioci. O sobie Makowski akurat skromnie nie wspomina, za to pisze tak:
„Taki koncert powinien mieć przede wszystkim wymiar patriotyczny. I tu się robi problem. To znaczy problem dla rządzących. Ich pojęcie patriotyzmu często bardzo odbiega od średniej krajowej. Pamiętamy różowy dzień flagi i orła z czekolady.
Zaproszenie piosenkarzy anglojęzycznych gwarantuje, że ze sceny widz nie usłyszy niewygodnych treści. Powyje razem z zespołem światowe hity i też dobrze. A przecież taka rocznica powinna być przede wszystkim naszym świętem. Gdyby zrobić uczciwy przegląd krajowych artystów, z pewnością znaleźliby się tacy, którzy udźwignęliby ciężar koncertu z okazji 25-lecia III RP. Na przeszkodzie stoją jednak względy polityczne. Autorzy, którzy śpiewają o rzeczach istotnych, są dla obecnej władzy zupełnie niewygodni.[…]
Największym artystą śpiewającym o sprawach ważnych dla narodu jest w tej chwili właśnie Jan Pietrzak.[…]
Jest też parę projektów, które warto byłoby przy tej okazji zaprezentować: ‘Panny wyklęte’, Tadek, Firma Solo, Leszek Czajkowski i Paweł Piekarczyk. Poza tym jest Kazik Staszewski, jest parę bardzo dobrych zespołów rockowych i wykonawców młodszego pokolenia, jak Dawid Podsiadło. Nie brakuje też odtwórców perfekcyjnie przypominających pieśni Jacka Kaczmarskiego. Żeby koncert nie tchnął nadmiernym patriotyzmem, można na finał wpuścić zespoły gwarantujące masom zabawę. Ostatecznie tego typu wydarzenie, obok przekazu, powinno zapewniać także uciechę. Bawmy się, szanując prawdę o naszych czasach”.
Ktoś powie, że ja nic nie zrozumiałem. Makowski to satyryk i znany jajcarz, a tekst, który na mnie zrobił takie wrażenie to oczywista ironia. Makowski nie proponuje, żeby na Stadionie Narodowym zamiast Rolling Stonesów wystąpili Dawid Podsiadło i Paweł Piekarczyk. On napisał to co napisał, żeby wykpić autorów protestu w sprawie planowanego występu Rolling Stonesów. Przecież to jest zupełnie oczywiste. Otóż nie. Niestety, tu nic się nie da zrobić. Oczywiście, ponieważ styl pisarstwa Makowskiego jest na tyle nieporadny, możliwe, że ów tekst miejscami rzeczywiście robi wrażenie parodii, jednak parodią nie jest. A już na pewno nie jest parodią zamierzoną. Makowski naprawdę proponuje, by 4 czerwca na Stadionie Narodowym urządzić wielki benefis Jana Pietrzaka, uświetniony przez tak wspaniałych gości, jak Tadek i Firma Solo i zamknięty wspólną zabawą w wykonaniu którejś ze słynnych polskich gwiazd radosnego popu. Polskiego popu. Popu niekoniecznie upolitycznionego, ale też, jak rozumiem, o odpowiednio ograniczonym poziomie satanizmu. I to wszystko – powtórzę to raz jeszcze – jest pisane jak najbardziej serio.
Skąd wiem, że Makowski nie robi sobie z nas jaj? Otóż ja, moim nieskromnym zdaniem, jestem absolutnym mistrzem ironii i wyjątkowo zgrabnie potrafię ją wypatrzeć. Sposobów na to jest oczywiście kilka, jednak podstawową rzeczą jest znalezienie tego jednego choćby śladu, który na nią wskazuje. Jeśli mamy do czynienia z tekstem, który mamy traktować z przymrużeniem oka, on musi w sobie zawierać choć jedną informację, która nam mówi, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Pamiętam na przykład jak pewnego razu napisałem tekst pod tytułem „Bronię Senatora”, który był do tego stopnia przewrotny, że sam nawet Coryllus, z którym wówczas jeszcze się nie znaliśmy, uznał za stosowne mi napisać, że jestem durniem. No ale ja przyznaję, że nie zostawiłem tam wtedy żadnej innej aluzji co do tego, że to wszystko jest niczym jak czystą kpiną, poza tą jedną: że to jest tekst Toyaha, co Coryllusowi akurat nic nie mówiło. Tu w przypadku Makowskiego nie ma choćby i tego. Nie dość, że ten tekst jest napisany jak najbardziej na poważnie, to nie możemy nawet powiedzieć, że przecież znamy wszyscy Makowskiego, i skoro on coś takiego napisał, to znaczy że to musi być ironia. Makowski bez śladu uśmiechu na twarzy, a biorąc pod uwagę fakt, że on jak się zdaje w ogóle akurat się nigdy nie uśmiecha, bez choćby jednego figlarnego błysku w oku, pisze, że trzeba natychmiast odwołać występ Rolling Stonesów 4 czerwca w Warszawie, i tę robotę dać Pietrzakowi, Piekarczykowi i innym, a kto wie, czy nie też – w najgłębszym domyśle – i jemu samwemu, Makowskiemu. Bo 25 rocznica powstania III RP wymaga odpowiednio poważnego nastroju, a nie jakiegoś, panie, „Paint It Black”.
Tak jak to jednak często przy tego typu okazjach bywa, dla mnie i tu Makowski jest zaledwie pretekstem, bo w rzeczywistości sprawy są daleko poważniejsze. Otóż, jak wiemy, choćby z prowadzonego ostatnio ze szczególną ofiarnością bloga Jarosława Gowina, pojawiła się u nas moda na reklamowanie polskich produktów, w taki sposób, byśmy wszyscy, ile razy zajrzymy do lokalnego sklepu, zwracali baczną uwagę na to, czy ser, mleko, sok, musztarda, czy jabłko, które zamierzamy sobie kupić nie zostało broń Boże dostarczone nam przez firmę, która nawet jeśli kiedyś była firmą polską, dziś już nie należy do jakiegoś Francuza, czy Niemca. Czemu mamy tak robić? Przede wszystkim oczywiście z poczucia naszego patriotyzmu, no ale również dlatego, że, jak powszechnie wiemy, polskie jest lepsze. I ja, mimo mojego obrzydzenia zarówno do samego Gowina, jak i do uprawianej przez niego polityki, jestem w stanie to przesłanie zrozumieć i docenić. Ja, owszem, wciąż skłonny jestem wierzyć, że jabłko, musztarda czy kiełbasa, do produkcji których nie dopuszczono unijnych macherów, są znacznie lepsze, a nawet może i bezpieczniejsze w spożyciu, od wszystkiego co ową Europą zostało skażone. Czy mam rację, tego nie wiem, natomiast z całą pewnością mam w sobie tę wiarę i ona mnie nie opuszcza.
Jeśli chodzi o Rolling Stonesów i Jana Pietrzaka to nie ma absolutnie takiej możliwości, żeby Pietrzak był od nich lepszy pod jakimkolwiek względem. I kiedy mówię "pod jakimkolwiek względem” mam również na myśli to, że Rolling Stonesi są od niego lepsi nawet w wymiarze czysto ludzkim. Dla mnie nie ma najmniejszej wątpliwości, że w twórczości Rolling Stonesów, nawet jeśli oni wychwalają diabła, jest więcej prawdy, niż u Pietrzaka, kiedy on śpiewa o zbrodni smoleńskiej. Ja jestem najgłębiej przekonany, że Rolling Stonesi byliby bardziej na miejscu niż Jan Pietrzak, nawet gdyby okazją do ich występu była peregrynacja Obrazu Matki Boskiej Królowej Polski. Ale powiem coś jeszcze: ja nie mam wątpliwości, że kiedy Makowski namawia Komorowskiego, by ten zrezygnował z usług Rolling Stonesów, bo tego wymaga interes narodu, kłamie jak bura suka, bo tak naprawdę chodzi mu tylko o to, by trafić kawałek z tych milionów, które czy to Ministerstwo Kultury, czy Kancelaria Prezydenta planuje wydać na czerwcowe obchody. Ale to i tak nie wszystko. Ja po prostu wiem, że gdyby nagle pani Komorowska przychyliła się do postulatów środowisk estradowych i postanowiła, że to jednak jest świetny pomysł, by 4 czerwca Stadion Narodowy wybrzmiał piosenką Jana Pietrzaka w autorskiej interpretacji i Jacka Kaczmarskiego w interpretacji jego wybranych naśladowców, Makowski najpierw dostałby jasnej cholery, że czemu tylko Pietrzak i tamci, a nie on, a już po chwili byśmy mogli obserwować prawdziwie surrealistyczną powtórkę z „Wodzireja” Feliksa Falka, w której udział brałby już nie tylko Makowski, ale cała reszta tej bandy gamoni. I to by dopiero nam pokazało, z kim tak naprawdę mamy do czynienia.
To by rzeczywiście był cyrk nie z tej ziemi, a ja już tylko na sam koniec pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że taki obrót sprawy jest przecież całkiem prawdopdoobny. W końcu, jeśli idzie o Pietrzaka, to on, jak sięgnę pamięcią, od zawsze potrafił być faworytem władzy nawet wtedy, gdy pozornie stał po zupełnie przeciwnej stronie, że o Kaczmarskim już nie wspomnę, a co do Rolling Stonesów, to sprawa chyba od samego początku robi wrażenie jakiejś tandetnej prowokacji, i dobrze wiemy, że z tego występu i tak nic nie wyjdzie. A zatem, kto wie, co nas czeka, kiedy wreszcie nadejdzie ów radosny dzień, jak to bardzo celnie w swojej ćwierćprzytomności określił Makowski, „25 rocznicy III RP”?
Przypominam wszystkim zainteresowanym, że kończy się nakład książki o liści oraz Elementarza i w związku z tym Coryllus zarządził promocję obniżającą cenę obu do zaledwie 15 złotych. Ponieważ wciąż sprzedajemy Angielskiego listonosza, jest dobra okazja do tańszego zakupu paru prawdziwie dobrych książek. Coryllus.pl – polecam serdecznie.
Również, tradycyjnie już, proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Nie wypada mi wchodzić w szczegóły, ale wbrew pozorom sytuacja jest bardzo dramatyczna. Dziękuję.
Przypominam wszystkim zainteresowanym, że kończy się nakład książki o liści oraz Elementarza i w związku z tym Coryllus zarządził promocję obniżającą cenę obu do zaledwie 15 złotych. Ponieważ wciąż sprzedajemy Angielskiego listonosza, jest dobra okazja do tańszego zakupu paru prawdziwie dobrych książek. Coryllus.pl – polecam serdecznie.
Również, tradycyjnie już, proszę o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Nie wypada mi wchodzić w szczegóły, ale wbrew pozorom sytuacja jest bardzo dramatyczna. Dziękuję.
No dobra. Przegiął. Ale we "w sieci" oni faworyzują Pietrzaka, więc jest szansa, że musiał się wpisać tym tekstem w klucz i się teraz wstydzi w domu. Z resztą już Pan pisał o tym, jak tam lecą z bezmyślną propagandą.
OdpowiedzUsuńNa pewno na imprezie z Pietrzakiem było by poważnie.
Kabaret Potem reklamował kiedyś swoją płytę DVD tekstem "Fanów Pietrzaka ostrzegamy. Jest śmiesznie"