środa, 24 października 2012

Jeszcze raz o zabawie w straszny ból

Nie bardzo wiem, jak się rozkładają proporcje między tymi czytelnikami mojego bloga, którzy znają mnie tylko z Salonu24, a tymi, którzy trzymają się tylko toyah.pl, i wreszcie tymi, którzy czytają mnie i tu i tu. A zatem, nie mam bladego pojęcia, czy jeśli ja umieszczę jakiś tekst w Salonie24, to czy wszyscy ci, którzy lubią przychodzić tutaj, o nim wiedzą. Właśnie ten kierunek mnie najbardziej interesuje, bo jak idzie o ruch w kierunku odwrotnym, jestem dość obojętny.
No i ten właśnie dylemat sprawia, że ja na przykład nie wiem też, czy wszyscy ci, którzy przychodzą tu codziennie, żeby zobaczyć, jak mi się układa, mieli okazję zapoznać się z tekstem, jaki napisałem właśnie w Salonie24 o tym, jak to dziennikarz Witold Gadowski, w reakcji na śmierć Przemysława Gintrowskiego postanowił zorganizować sobie swoją dalsza karierę. Jakkolwiek się sprawy mają, nie będę go tu powtarzał, natomiast zdecydowanie zachęcam do zajrzenia do owego tekstu pod adresem http://osiejuk.salon24.pl/457033,gadowski-ptak-nie-do-konca-niebieski i zapoznanie się z faktami, w moim odczuciu niezwykle inspirującymi do przemyśleń.
Krótko mówiąc, wszystko wskazuje na to, że swego czasu Witold Gadowski – dziennikarz „niepokorny” pełną gębą – uznał, że nie byłoby źle napisać parę patriotycznych piosenek – najlepiej poświęconych Smoleńskiej Katastrofie – i zachęcić samego Gintrowskiego, by do tych tekstów napisał muzykę. A wszystko to po to, by z okazji trzeciej rocznicy Katastrofy niejako odtworzyć słynny poetycko-muzyczny duet Gintrowski-Herbert. Jak się dalej ów szczególny projekt rozwijał, nie wiemy do końca, bo tak się nieszczęśliwie dla nas wszystkich stało, że Przemysław Gintrowski najpierw ciężko się pochorował, potem od nas odszedł, Gadowski został na lodzie i praktycznie tylko on dziś może występować w roli świadka. Z tego jednak co wiem, i czego się mogę domyślać, było tak, że Gintrowski – czy to przez swoją chorobę, czy zwyczajnie niechętny owej inicjatywie – Gadowskiego zbył, i rolę kompozytora wzięła na siebie jakaś pannica z Wrocławia, i teraz to ona z Gadowskim planują tworzyć duet Gintrowski-Herbert. Problem tylko w tym, że wszystko wskazuje na to, że owa inicjatywa będzie się już realizowała pod patronatem Przemysława Gintrowskiego i pod nazwą „Niedokończone dzieło Przemka”.
Bezczelna dezynwoltura z jaką Gadowski zabrał się do roboty poszła tak daleko, że w pewnym momencie, zapytany o to, kto to jego gówno będzie teraz śpiewał, Gadowski odpowiedział, że o tym zadecyduje on, Konstancja Kochaniec z Wrocławia i… sam Przemek.
Napisałem więc komentarz do tych wydarzeń, zamieściłem go na blogu w Salonie24, wywołał on pewną dość żywą reakcję i oto nagle pojawił się zarzut, że ja w ogóle nie rozumiem o co chodzi i przez to moje niezrozumienie, Gadowskiego osądzam niesprawiedliwie. Bo otóż Gadowski wcale tych dwóch „smoleńskich” wierszy nie pisał z myślą o swoim lansie, a z Gintrowskim się też nie zadawał dla swojej próżności, tylko te dwa wybitne utwory miały powstać z myślą o filmie, jaki Gadowski planuje nakręcić na temat Katastrofy Smoleńskiej. Film Gadowskiego ma być niezwykle poruszający i patriotyczny, a te piosenki miały owe dzieło wyłącznie zilustrować. A zatem, jeśli Gadowski postanowił zostać poetą i autorem pieśni, to tylko dla sztuki, a nie z powodu jakiegoś przykrego debetu.
Ja już mam tak uformowane spojrzenie na to co się w Polsce dzieje od wielu, wielu lat, że dla mnie ta informacja stanowiła ostatni gwóźdź do trumny Witolda Gadowskiego. O ile wcześniej myślałem, że Gadowski pomyślał sobie tylko, że zbliża się ta trzecia rocznica i fajnie by było z tej okazji sobie patriotycznie pośpiewać, a skoro Kukiz jest do bani, a inni mało zainteresowani, to on coś przygotuje wspólnie z Gintrowskim, to teraz już wiem, że chodziło wyłącznie o biznes. Że te piosenki były dla niego taką samą częścią planu, jak – dajmy na to – zamówienie ilustracji muzycznej do tego filmu u jakiegoś Rubika, czy Preisnera. A więc tu już naprawdę, jak idzie o Gadowskiego, nie ma o czym gadać.
Jest natomiast problem kolejnego filmu o Smoleńsku. Na ten tamten nakręcono już dokładnie wszystko, co można było nakręcić. Mieliśmy Gargas, mieliśmy Lichocką, mieliśmy Pospieszalskiego i Stankiewicz; mieliśmy wreszcie całą kupę jakiś pomniejszych projektów. Patriotycznie zorientowane media od ponad dwóch lat powiedziały o tej zbrodni wszystko, co powiedzieć trzeba było, ale też wszystko, czego mówić nawet nie było warto. Bloger Free Your Mind opublikował w Sieci ponad 1000 stronicowe dzieło, o tym, że żadnej katastrofy nie było, lecz doszło do zwykłej egzekucji. Doszło więc do sytuacji, że temat – jak idzie o jego walor publicystyczny – się zwyczajnie skończył, i w tej chwili cały wysiłek można skierować już wyłącznie na prace tak zwanej Komisji Macierewicza, na doprowadzanie do wyjaśnienia wszystkich szczegółów, wskazanie winnych, wygranie zbliżających się wyborów i postawienie morderców przed sądem. O czym bowiem może być film, który nagle, wręcz rzutem na taśmę, chce robić Gadowski? Czy on może dla nas przygotował jakieś szczególnie nowe rewelacje? Czy może on ma jakieś informacje, których Komisja Macierewicza przegapiła? A może on chce to wszystko tylko pokazać raz jeszcze, tyle że piękniej i jaśniej, niż jakaś Lichocka, czy Stankiewicz? A może chodzi tylko o wzruszenia? Może plan jest taki, żebyśmy my – ludzie przeżywający tę posmoleńską traumę jeszcze raz się popłakali, tyle że mocniej i szczerzej? A do tego przydałby się duet Gintrowski-Gadowski.
Jak mówię, każdy kto dziś planuje kręcić kolejny tak zwany „film o Smoleńsku”, robi to wyłącznie z tego powodu, że wcześniej albo się spóźnił do kolejki, albo dał się z niej wypchnąć, i ma jeszcze nadzieję, że jeszcze nie jest za późno. A jedynym efektem tego typu zachowania nawet nie będzie to, że powstanie coś, co na nikim nie zrobi żadnego wrażenia poza ściśle terapeutycznym, ale coś znacznie, znacznie gorszego. Każdy kolejny bowiem film na temat Smoleńska, każda kolejna książka, każdy kolejny projekt artystyczny, każda kolejna hipoteza mogą już tylko zaszkodzić Sprawie w taki sposób, że ów chaos, który ludzi zwyczajnie powoli zaczyna męczyć, się już tylko pogłębi. Bo każda kolejna dyskusja na temat Smoleńska, która wychodzi poza to, czym się zajmuje komisja Macierewicza nie służy niczemu dobremu. Nawet jeśli ma ona na celu wyłącznie podtrzymywanie nastroju.
Niedawno, jak wszyscy wiemy, w Sieci ukazała się seria profesjonalnie zrobionych zdjęć przedstawiających zmasakrowane w Smoleńskiej Katastrofie ciało Prezydenta. W reakcji na ową profanację, niemal cały cywilizowany świat zaapelował o to, by nie wchodzić na strony na których owe zdjęcia są zamieszczane, i w ten przynajmniej sposób zaprotestować przeciwko temu zbydlęceniu. I oto wybitny bloger – jak najbardziej „nasz” – niejaki Seawolf pochwalił się, że on do tych zdjęć dotarł bez najmniejszego problemu „w dwie minuty” i „oczywiście” sobie je pooglądał. Dlaczego? Bo on jeszcze raz chciał przeżyć to okrucieństwo i jeszcze raz wzbudzić w sobie tę nienawiść do ruskich morderców. Jeśli ktoś myśli, że ja żartuję, lub przesadzam, proszę posłuchać:
„Znalezienie ich zajęło mi dwie minuty, oczywiście zajrzałem, po to, by w strasznym bólu jeszcze raz obejrzeć sobie, w jakim stanie były ciała naszej elity w tym smoleńskim błocie. I myślę, że po to je nam znowu podrzucono, by w tą ciągle niezagojoną ranę wcisnąć ruski bucior. Może ktoś chce nam jednak coś nimi pokazać? Albo na coś zwrócić uwagę?”
A więc to jest właśnie tego rodzaju sport. Chodzi o to, komu się uda pokazać „straszniejszy ból”. A że przy okazji można coś zgarnąć dla siebie, to w końcu czemu nie? Różnica jest tylko taka, że jedni wykorzystują do tego swoje talenty artystyczne, a inni tylko sprawność w googlowaniu. Osobiście, jednych i drugich zachęcam do zrobienia porządków. Przede wszystkim w swoich głowach. W końcu idą Święta.

Gabriel Maciejewski, kolega mój, a przy okazji wydawca obu moich książek, prosił mnie, żebym tu u siebie publikował listę miejsc, gdzie można kupować nasze książki. A więc proszę uprzejmie, i wszystkich zachęcam do tego, by tam się zgłaszać. Również, informuję, że i tu można kupić obie moje książki. Z dedykacją w bonusie i bez kosztów wysyłki. Ponieważ jednak życie idzie swoją ścieżką i zmienia się niechętnie, bardzo też namawiam do finansowego wspierania tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.

Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.

I oczywiście na stronie www.coryllus.pl

2 komentarze:

  1. Toyahu,

    czyli wszystko jasne,chodzi o film.
    I to jest ten sekret,ktorego 1Maud nie chciala ujawniac na s24?

    Niezle to sobie wymyslili,tylko patrzec jak dostane zaproszenie do Cambridge na prelekcje Gadowskiego polaczona z projekcja 'dziela'

    Spaliles ich...i tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
  2. @tobiasz11
    Ja myślę że to jest żaden sekret, skoro o tym, że on planuje ten film można przeczytać w Internecie. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby się miało okazać, że to on sam chodzi i kłapie jęzorem na jego temat. Skoro on nawet nie umiał się powstrzymać od publikacji tych dwóch piosenek, wszystko możliwe.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...