Kiedy Jarosław Kaczyński najpierw zapowiedział tak zwaną „jesienną ofensywę”, Prawa i Sprawiedliwości, następnie zorganizował debatę ekonomistów, chwilę potem wziął udział w marszu 29 września, gdzie usłyszał tam słowa – tradycyjnie już przez większość przegapione – ojca Rydzyka o tym, że „da Pan siłę swojemu ludowi”, by wreszcie – nie dając ludziom złym i podłym nawet odetchnąć – zaproponował osobę Piotra Glińskiego jako człowieka, który mógłby, przy odrobinie dobrej woli ze strony polskiej sceny politycznej, zastąpić Donalda Tuska i cały ten nieszczęsny projekt pod nazwą Platforma Obywatelska, każdy w miarę przytomny obserwator doskonale wiedział o co w tym wszystkim chodzi, i jakie są tego wszystkiego co obserwujemy cele. Każdy normalnie poukładany człowiek świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że choć każdy z tych ruchów nie jest niczym innym jak zagraniem czysto propagandowym, jego cele są jak najbardziej praktyczne, a ewentualne skutki na tyle realne, że nie dające się przecenić, a już na pewno zlekceważyć.
Dlatego też, powiem zupełnie uczciwie, publiczna reakcja, jaka nastąpiła w odpowiedzi na owe inicjatywy, a już zwłaszcza na kandydaturę prof. Glińskiego, mnie zdumiała. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że przy pewnym poziomie strachu, ludzie nawet najbardziej sprytni i opanowani potrafią się zachowywać jak zaszczute psy. Jednak to co zaobserwowałem w wypowiedziach komentujących zgłoszenie przez Jarosława Kaczyńskiego owej kandydatury, nawet mnie zdziwiło. Każdy – dosłownie każdy, a wśród nich nawet tak zwani komentatorzy „nasi” – czuł się w obowiązku poinformować świat, że tego akurat ruchu on nie rozumie. Przychodzili ci nieszczęśnicy jeden po drugim, i po kolei pytali: „No zaraz, ale o co tu chodzi? Przecież ten Gliński nie ma żadnych szans. Czyżby Kaczyński tego nie rozumiał?”
Jak już tu wspominałem, telewizji ostatnio raczej nie oglądam, co przy fakcie nie czytania też przeze mnie gazet, sprawia, że ja na przykład kompletnie nie mam pojęcia, czy ten Gliński, poza swoim pierwszym wystąpieniem obok Jarosława Kaczyńskiego na konferencji prasowej, w jakikolwiek sposób udzielał się medialnie. Natomiast muszę powiedzieć, że widziałem fragment jego, że tak powiem, programowego wystąpienia, i pomyślałem sobie od razu, że wystarczy by on się jeszcze parę razy tak podlansował, to trafi na listę najbardziej popularnych polskich polityków właśnie. Dlaczego? Ano dlatego, że jest zwyczajnie bardzo dobry. I to bardzo dobry nie w tym sensie, w jakim bardzo dobrzy są Kaczyński, czy jakiś choćby Wipler, ale w taki sposób, jaki w dzisiejszych czasach po prostu się nie zdarza. I wiedziałem świetnie, że jeśli on zdobędzie popularność i ludzie zaczną go rozpoznawać i kojarzyć właśnie z PiS-em, to Donaldowi Tuskowi już nic nigdy nie pomoże.
Tymczasem banda tych kompletnie głuchych i ślepych bałwanów stała z wykrzywionymi w szyderstwie twarzami i jak zaklęcie powtarzała tę jedną głupią do bólu myśl: „Ten Kaczyński musi być naprawdę chory, jeśli sądzi, że ten jego Gliński może kiedykolwiek zostać premierem”.
Jak mówię, nie wiem, czy Piotr Gliński prowadzi dziś jakiekolwiek życie publiczne, jednak z tego co widzę, myślę, że tak. Myślę też, że ci wszyscy głupcy, trzymający się pod boki ze śmiechu, zamiast się natychmiast zamknąć i nazwiska tego Glińskiego pod żadnym pozorem nie wypowiadać, a przy okazji w ogóle nie zabierać głosu w temacie pisowskiej ofensywy, jak biedne, zagubione we mgle dzieci, dodają sobie animuszu, śmiejąc się z tych, którzy roztropnie zostali w domu. Myślę, że tak to właśnie jest, bo widzę, co się dzieje. Dziś na przykład kompletnie się odkrył Jan Hartman, człowiek dotychczas szczycący się tym, że jest zabójczo wręcz racjonalny, i zawołał na tyle głośno, by go usłyszała cala Polska, że trzeba się kurwa ratować, bo PiS podnosi głowę.
I ja myślę, że to co on właśnie zrobił jest czymś fantastycznie symbolicznym. To właśnie on – Hartman pokazał kim oni wszyscy tak naprawdę są. Nędznym, pozbawionym zarówno intelektualnej, jak i czysto praktycznej możliwości reagowania na zagrożenia, towarzystwem tak zwanego popularnie kręcenia lodów, które bez wsparcia służb i mediów, nie są prawdopodobnie nawet w stanie się podetrzeć. Przyszedł wrzesień i Jarosław Kaczyński – przecież nie pozostawiający nawet na moment cienia wątpliwości co do tego, że on swoje życie w tej chwili traktuje już tylko jako służbę i zadanie – zrobił parę pozornie drobnych gestów, które jednak ludzie roztropni natychmiast odczytali jako początek czegoś bardzo znaczącego. Przyszedł wrzesień i naprawdę nie trzeba było szczególnego sprytu, żeby zrozumieć, że jeśli w ostatnich tygodniach w niemal każdej swojej wypowiedzi Jarosław Kaczyński podkreślał, że on się bardzo dużo modli, to on tym swoim wyznaniem cos nam chce powiedzieć. Tymczasem te głuptaski jedyne co potrafili zrobić, to rechotać. Jak zawsze zresztą.
W poprzednim swoim tekście – niespodziewanie chyba jednak raczej zlekceważonym – przedstawiłem ów obraz Tbilisi, otoczonego tym pięknymi wzgórzami, no i tego przepysznego pałacu na jednym z nich, z którego jego ubrany w czarną zbroję mieszkaniec od lat miał na to miasto i tych ludzi uważne bardzo oko. Obraz tego miasta, tego unoszącego się nad miastem pałacu, z tym jego bardzo złowrogim mieszkańcem, który nic nie mówi, w milczeniu czekając już tylko na ten dzień. Oczywiście, zachowując tu dziś wszelkie konieczne proporcje, chciałbym wszystkim nieprzyjaciołom Jarosława Kaczyńskiego powiedzieć, że okazaliście się – i nadal się okazujecie – co najmniej tak nieroztropni jak prezydent Saakashvili, który dziś już pewnie wie, co miał zrobić choćby jeszcze rok temu. Że Adam Michnik by się na niego obraził? I cóż takiego? W końcu z Michnika własnych słów wynika, że akurat od Sakashvillego on nigdy nic nie wymagał.
Wspomniałem o proporcjach. Jestem pewien, że wszyscy czytelnicy tego bloga wiedzą, co mam na myśli i jakie są moje intencje. Zawsze bowiem chodzi o to samo. O to, że z jednej strony są ludzie źli, a z drugiej ludzie dobrzy. I niestety grzech zarówno pychy, jak i naiwności jest dostępny wszystkim, niezależnie od pochodzenia. Dla nas – też tak jak to się dzieje zawsze – raz z radosną korzyścią, a raz z poczuciem bolesnej utraty.
Muszę przyznać, że jak idzie o ten rok, nie jest tak źle, jak sie obawiałem jeszcze w sierpniu. I choć pracy w szkole na którą liczyłem nie dostałem, w dodatku EMPiK w tym roku nie dał mi już zupełnie nic, a tam gdzie pracowałem i wciąż pracuję straciłem dwie godziny, to jakoś wciąż ciągnę. Natomiast nie będę ukrywał, że bez dotychczasowego wsparcia, nie uciągnę. A zatem proszę kupować książki i wspomagać ten blog w tradycyjny sposób. Numer konta jest obok. Dziękuję.
Dobrze, tylko jak Ty to sobie wyobrażasz. Profesor Gliński zostaje premierem, tu i teraz. Tylko, że automatycznie Donald T. ląduje na kozetce w TVN i całymi miesiącami opowiada jak by to było fantastycznie gdyby on nadal rządził. A kryzys narasta i narastać będzie, bo tego bagna, które zostało zaprowadzone w naszym kochanym kraju przez ostatnie 5 lat, to się nie wysprząta w 3 dni - dobrze będzie jeśli 3 lata wystarczą.
OdpowiedzUsuńOwszem, ruchy, które wykonał J. Kaczyński są dobre, nawet bardzo dobre, ale zmiana premiera bez wyborów, bez większości w sejmie i senacie, w dodatku z takim prezydentem, to niestety jest według mnie chciejstwo.
Ale załóżmy, że to jest tylko chwyt marketingowy, to jest to rzecz dla odmiany strasznie trudna do utrzymania - tak podgrzać nastroje wyborców i utrzymać to do końca kadencji sejmu. Nie pamiętam w tej chwili danych arytmetycznych, ale wydaje mi się, że aby dokonać samorozwiązania sejmu to potrzeba poza opozycją (gdzie realną opozycją jest tylko PiS) głosów również z PSL i PO.
Nawet sondaż, który tak wzburzył Hartmana i innych jest owszem dobrym znakiem - prognostykiem, ale utrzymanie tej tendencji to jest rzecz wręcz arcytrudna.
P.S.
Chciałbym się mylić w swoim sceptycyzmie.
@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńCzy ja może napisałem, że Gliński ma być premierem. Że miał być kiedykolwiek premierem? Że Kaczyński liczył na to, że on będzie premierem? Pokaż mi to zdanie, gdzie ja to choćby zasugerowałem, a uznam, że jestem starym sklerotycznym dziadem.
Nie napisałeś, to ja dokonałem/dokonuję nadinterpretacji zarówno sytuacji, jak i Twojego tekstu.
OdpowiedzUsuńTylko, że to nic nie zmienia.
@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńNo wiesz, jeśli ja piszę tekst o tym, że kandydatura Glińskiego była czystą operacją wizerunkową, która ma na celu wyniesienie Kaczyńskiego na premiera, a Ty wklejasz komentarz, w którym polemizujesz z moją rzekomą tezą, jakoby Gliński miał szanse być premierem, to nie pisz proszę, że to niczego nie zmienia. Zmienia tyle, że nie komentujesz mojego tekstu, tylko swoją jego interpretację. A dla mnie Twoja opinia na temat Twoich myśli jest mało inspirująca. Mam nadzieje, że to rozumiesz.
@Toyah
OdpowiedzUsuńHartman tak powiedział??? To ci dopiero! On jest chyba ostatnią osobą po której spodziewałbym się takiej reakcji. Muszę Ci powiedzieć, że do tej pory, jeśli idzie o tych łobuzów to on mi w pewien sposób imponował. A teraz coś takiego!
Jeszcze jednak ciekawszą sprawą jest dla mnie właśnie ta reakcja "naszych". Ja słuchając niektórych ich wypowiedzi(od Staniszkis do niepokornych) miałem wrażenie, że oni mają w portkach, i to raczej nie z powodu, że Kaczorowi może to wszystko nie wyjść.
Aha, i celnie piszesz, że Saakaszwili zgrzeszył. Ciężko zgrzeszył. Liczę, że w końcu i u nas ktoś weźmie nauczkę z tej świeżej lekcji. A tekst dobry i ważki, tylko wiesz, zęby bolą jak się czyta i palce odmawiają posłuszeństwa na klawiszach...
@zawislak
OdpowiedzUsuńOczywiście, że mają w portkach. Ja nawet wiem dlaczego. Bo, jasna cholera, trzeba będzie albo się wziąć do roboty, albo wypieprzać.
Jeśli nie zauważyłeś to w swoim komentarzu również odniosłem się do tego, że promocja prof. Glińskiego jest zabiegiem czysto wizerunkowym.
OdpowiedzUsuńTo nic nie zmienia, czy efektywnym premierem ma być Kaczyński czy Gliński (w obecnym parlamencie). A skrócenie kadencji sejmu, to wybacz, ale to czyste chciejstwo.
A ja życzę sobie, abyś Toyahu się pomylił!I to sprawdzam podczas konstruktywnego wotum jest bardzo ważne. Myślę, że Jaroslaw Kaczyński chce za wszelką cenę oszczędzić Polakom kryterium ulicznego.
OdpowiedzUsuń@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńDalej nic nie rozumiesz. Ja nawet nie sugerowałem, że PiS dąży do skrócenia kadencji Sejmu.
@kryska
OdpowiedzUsuńPomylił? W jakim sensie.
Oczywiście, że nie chodzi o to czy i kiedy Profesor miałby być tym premierem. Najważniejsze było pokazanie, że takiego premiera mogłaby mieć Polska. Premiera mądrego, uczciwego, nikogo nie obrażającego, wsłuchanego w człowieka i w ....Polskę.Kogoś, kto na poważnie podchodzi do rządzenia. Sadzę, że ludzie to jednak zauważają. Stąd ten skowyt.
OdpowiedzUsuńTy nie sugerowałeś, ale jest to jedna z możliwych opcji.
OdpowiedzUsuńPowiem wprost i jestem w stanie postawić flaszkę własnej nalewki na taki zakład. Ani Kaczyński, ani Gliński nie zostanie premierem w przeciągu najbliższych 365 dni.
Przyjmujesz zakład?
@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńDalej nic nie rozumiesz. Ja nie przyjmuje takiego zakładu, bo sam w to nie wierzę. O tym był tekst, który uparłeś sie komentować.
@Eliza
OdpowiedzUsuńDlatego to własnie napisałem. Że to był zabieg czysto propagandowy. I on przyniósł Kaczyńskiemu bardzo poważny sukces.
To podaj horyzont czasowy, w którym może się to zdarzyć.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, to Ty nic nie rozumiesz z tego czym jest i jak działa polityka bieżąca.
@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńZa ile wybory? Trzy lata? Okay. To jest horyzont czasowy, o który pytasz. Myślę, że za trzy lata PiS obejmie w Polsce władzę, a Jarosław Kaczyński zostanie premierem. Oczywiście, o ile wcześniej nie nastąpi jakiś ciężki kryzys w Platformie (lub w PiS-ie) co jest też możliwe. Wtedy wszystko się stanie szybciej... albo możliwe, że nigdy.
"Jarosław Kaczyński ... zorganizował debatę ekonomistów"
OdpowiedzUsuńWybacz mi, Krzysztofie, a pisałeś o debacie, i jak ma program gospodarczy Jarosława Kaczyńskiego być fundowany,nie zadłużając państwa bardziej bądż nie podnosząc podatki?
@Michael Dembinski
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że nie odpowiem Ci bezpośrednio, bo jedyne co mi przychodzi do głowy, to uwaga, że jest już tak źle, że może być już tylko lepiej. Trzeba tylko wyrwać Polskę z łap tej ośmiornicy.
Natomiast mnie bardzo dziwi sytuacja, kiedy to mamy za sobą już 5 lat rządów Platformy, a Ty wciąż najbardziej martwisz się o słabość programu PiS-u. Zamiast pytać, jak PiS zamierza naprawić sytuację w Polsce nie psując jej jeszcze bardziej, ja bym Ci proponował poważną refleksję na temat tego, jak Polska wytrzyma dalsze zadłużanie państwa, dalsze zwiększanie biurokracji, dalszy upadek szkolnictwa zarówno powszechnego jak i wyższego, dalszy upadek systemu sprawiedliwości, dalszy upadek systemu opieki zdrowotnej, dalszą korupcję na najwyższych szczytach władzy, dalsze rządy tej mafii, która udaje, że jest partią polityczną.
Jak wiesz, uczę ludzi, których kompetencje w pewnych bardzo dla nas ważnych sprawach są na najwyższym profesjonalnym poziomie. To w żaden sposób nie są PiS-owcy. Tak naprawdę, oni działają znacznie powyżej tych naszych bieżących awantur. I otóż oni właśnie mi mówią, że jeśli nic sie nie zmieni, a więc jeśli nie pojawi się coś takiego jak troska o Polskę, za kilka lat nasz kraj czeka totalny krach energetyczny. Kłamią? Rostowski z Pawlakiem mówię, że to nieprawda? Cóż ja na to poradzę?
Jeżeli przyjmujemy perspektywę 3 lat, to wszystko się może zdarzyć i zarówno Twoje jak i moje przewidywania mogą okazać się funta kłaków nie warte.
OdpowiedzUsuńNa przykład coś takiego. W 2014 są wybory do Europarlamentu, z zesłania wraca Piskorski, ale wraca nie do PO, a do SD, które jest opanowane przez Olechowskiego. I jako "nowa twarz", wręcz "dziewica polityczna" jest sprzedawany w mediach na potęgę.
@Andrzej.A
OdpowiedzUsuńZacytuję fragment mojego ostatniego skierowanego do Ciebie komentarza:
"Oczywiście, o ile wcześniej nie nastąpi jakiś ciężki kryzys w Platformie (lub w PiS-ie) co jest też możliwe. Wtedy wszystko się stanie szybciej... albo możliwe, że nigdy".
Czy to jest możliwe, że Ty cierpisz na ów klasyczny rodzaj choroby, który nie pozwala sie niektórym ludziom przyznać do błędu?. Przepraszam, że o to pytam, ale nie umiem uwierzyć, że ktoś może być aż tak odporny na proste słowo pisane.