piątek, 5 października 2012

Gruzja - moja miłość. A ich wściekłość.

Ponieważ mam już swoje lata, pamiętam dość dobrze rok 1968, a więc czas, kiedy to wojska Układu Warszawskiego rozdeptały Czechosłowację. Byłem wtedy na wakacjach u siebie w Sławatyczach i pamiętam, jak nagle pojawiło się najpierw owo przedziwne buczenie, którego nigdy wcześniej nie słyszałem, a potem pokazały się te samoloty. Duże, dziwne samoloty, których też nigdy wcześniej nie widziałem. Leciały w całych eskadrach i wydawały ten przedziwny dźwięk. Miałem wtedy dopiero 13 lat, a więc nie wiedziałem, co się dzieje. Dopiero to starsi ode mnie ludzie wyjaśnili mi, że to są sowieckie samoloty, które lecą na Czechosłowację. Potem jeszcze spotkałem pewnego bardzo już starego człowieka – nazywał się Żurek, a może Żuryk – i zobaczyłem jak on płacze. Zwyczajnie, szczerymi łzami, z tego powodu, że oto Ruscy zaatakowali Czechosłowację.
Wspomnienie to zostało ze mną już na całe życie. I to pewnie nie najbardziej wspomnienie tych samolotów, ale właśnie owego staruszka, który się pobeczał, bo zobaczył jak Ruscy lecą na Czechosłowację. Jako ktoś, kto swój antykomunizm, a może jeszcze nawet bardziej anty-rosyjskość, wyssał z mlekiem matki, trochę oczywiście tę reakcję rozumiałem, no bo, cholera, kiedy się widzi jak sowieckie samoloty lecą, i diabli wiedzą, co ci którzy je wysłali sobie kombinują – żartów nie ma. Z drugiej strony, zawsze się zastanawiałem, cóż ten człowiek musiał mieć w głowie, jakie myśli nim wstrząsały, że w sytuacji, która przecież – jeśli w ogóle – jego akurat dotyczyła naprawdę bardzo pośrednio, zareagował tak emocjonalnie. I powiem szczerze, że przez cały ten czas, traktowałem ów wybuch rozpaczy, jako jednak pewnego rodzaju eksces.
Kiedy nadeszły do nas pierwsze wyniki wyborów w Gruzji, nie płakałem. Dlaczego? No bo nie. Jakoś po prostu nie płakałem. Nie płakała też pani Toyahowa, ale też nie płakała starsza Toyahówna, która – co akurat niektórym z nas jest wiadome – na temat płakania ma wiele do powiedzenia. Nie zmienia to faktu, że owe pierwsze wyniki wprawiły nas wszystkich w nastrój czarny jak – tu nieustające ukłony dla King Crimson – biblijnie bezgwiezdna noc. Popatrzmy bowiem co się stało. Oto ów wielki, dumny i wspaniały naród wybrał sobie na przywódcę człowieka, którego autoryzuje jedynie to, że jest niezmiernie bogaty, i że jego syn jest ogólno-gruzińskim celebrytą. Cała reszta to już czysta, najbardziej jednoznaczna Rosja. I oto Gruzini zdecydowali, że dla nich będzie najlepiej, jak to on właśnie się nimi zajmie.
I oto jest wymiar podstawowy. Gruzini na swojego prezydenta, czy premiera, wybierają kogoś, kto jedyne co ma, to pieniądze i syna –znanego popowego piosenkarza. Jest jednak coś, co w moim odczuciu znaczenie przerasta wszystko to, z czym mieliśmy do czynienia wcześniej, a co przez swoją wartość symboliczną może już tylko budzić wręcz metafizyczny lęk. Oto bowiem dowiadujemy się, że ów Rosjanin – który nie dość że w tych wyborach nie mógł nawet głosować, to jeszcze z powodów prawnych jego wszystkie interesy musi prowadzić jego żona – od lat mieszkał w tym ogromnym, przepysznym pałacu z widokiem na Tbilisi… i już wiemy, że on przez te wszystkie lata mieszkał tam, patrzył na to miasto, i czekał, aż przyjdzie jego czas. Tkwił tam jak najstraszniejsza bakteria i czekał. No i wreszcie ów czas przyszedł. Przez te wszystkie lata Gruzini chodzili po swojej stolicy, ile razy spojrzeli w górę, widzieli ów pałac, wiedzieli, że tam mieszka ten jakiś Rosjanin z Gazpromu i zapewne traktowali go jako stały element krajobrazu. No i dziś widzą na własne oczy, jak ten dziwny człowiek wreszcie do nich postanowił stamtąd zejść.
Chodzą nam po głowie wszystkie te okropne myśli i oczywiście staramy się jakoś pocieszać. Pani Toyahowa na przykład mówi mi, że przede wszystkim to co się stało w Gruzji pokazuje, że to wszystko co tak i nas tu u nas w Polsce przeraża, to nie tylko nasz problem. Że taki już jest najwidoczniej dzisiejszy świat. My mamy swoją Olę Kwaśniewska i Kubę Wojewódzkiego, a Gruzini tego jakiegoś piosenkarza. No i ze pieniądze robią wrażenie wszędzie. A drugiej strony, ci Gruzini jednak okazali się bardzo odporni. To nie jest przecież takie proste ujrzeć przed sobą człowieka, którego majątek sięga połowy majątku całego państwa i powiedzieć mu, żeby szedł w diabły. A jak by nie patrzeć, znaczna część tego społeczeństwa to mu właśnie powiedziała. I jemu i jego pieniądzom i jego pałacom, ale też i temu jego synowi powiedzieli, żeby oni wszyscy zabierali swoje rzeczy, i spieprzali do Rosji.
A zatem, tak tośmy się z jednej strony smucili, a drugiej pocieszali, a ja cały czas zastanawiałem się, co tu napisać, i w jaki sposób, by to straszne wręcz wydarzenie zapisać na tym blogu. I mimo najszczerszych chęci, nie umiałem tu znaleźć odpowiedniej metody. W pewnym momencie w Salonie24 Igor Janke opisał, jak to on dostąpił zaszczytu, by się spotkać z nowym gruzińskim premierem. Że człowiek ten zaprosił go do swojej posiadłości i oni sobie bardzo fajnie przez całą godzinę porozmawiali. A jeszcze sam Janke już tylko dla siebie odebrał odpowiednią porcję zaszczytów, bo okazuje się, że poza nim naprawdę niewielu dziennikarzy z całego świata miało okazję się tam nad tym pięknym Tbilisi polansować. Mało tego, wielu z nich, jak widziało Igora Janke wychodzącego z tego pałacu, sądziło, że to może jakiś Reuters, czy BBC. Nie wiem dlaczego – może ktoś mi tu coś mądrego podpowie – ale i to mnie odpowiednio nie zainspirowało.
I oto, proszę sobie wyobrazić, w tym momencie pojawił się nie kto inny jak sam Adam Michnik. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że z jednej strony już parokrotnie obiecywałem, że o nim już tu ani słowa, a z drugiej wydaje się, że on akurat to jest ktoś taki, że już nawet obietnice nie są potrzebne. W końcu z Michnikiem jest trochę tak, jak z jakimś… ja wiem? Frankensteinem? Większość myśli, że to jest postać z komiksu. Jednak okazuje się, że nie. Michnik nie jest postacią z komiksu. On jest jak najbardziej rzeczywisty. W dodatku on jest dokładnie taki sam jak był przed laty, idealnie zakonserwowany, cudownie przewidywalny. Można by nawet uznać, że on już tak naprawdę dawno nie żyje, tyle że został shibernowany, a to co jest powszechnie uważane za jego opinię, tworzone jest przez starannie dobrany sztab jego najbardziej zdolnych uczniów.
I oto Adam Michnik właśnie skomentował wyniki owych gruzińskich wyborów. A jego komentarz jest tak porażający, że ja nie mam najmniejszych wątpliwości, że Adam Michnik jednak żyje. Żyje i głosi tę swoją czarną ewangelię. To bowiem nie mógłby być nikt inny. To muszą być jego słowa, i tylko jego. Tego nie byłby w stanie wymyślić nikt inny, jak tylko on. Proszę posłuchać zaledwie pierwszych zdań:
Widziałem gruziński cud; widziałem Tbilisi, miasto w stanie łaski. Dziesiątki tysięcy Gruzinek i Gruzinów, starych i młodych, przez całą noc świętowało. Wylegli na plac Wolności w centrum tego pięknego miasta i cieszyli się z wyniku wyborów do parlamentu.
Przyznać muszę, że byłem człowiekiem małej wiary: nie wierzyłem, że te wybory będą uczciwe i zakończą się dobrze. Na szczęście wierzyli w to moi gruzińscy przyjaciele. Ich wiara przesądziła o wybuchu radości na ulicach gruzińskich miast, kiedy ogłoszono, że partia prezydenta Micheila Saakaszwilego przegrała”.
No i jeszcze sam koniec tego syku:
Jeden z moich gruzińskich przyjaciół powiedział mi podczas spaceru na skrzyżowaniu ulic George'a W. Busha i Lecha Kaczyńskiego, że Saakaszwili podążył drogą Jaruzelskiego, a nie drogą Ceaucescu”.
Myślę, że wszyscy ci, którzy tu się pojawiają, rozumieją, o co mi chodzi. Oto Rosjanie wreszcie zdobyli Gruzję. Najpierw zamordowali naszego prezydenta, który w ten czy inny sposób stał im na drodze, a następnie weszli do samego Tbilisi. Wszystko w kompletnej ciszy, bez jednego wystrzału, przy kompletnym milczeniu świata. I na to Adam Michnik popada w niemal religijne uniesienie, pisząc o „mieście w stanie łaski”. I jakby tego było mało, w ów już całkowicie nie do opisania, ale też już i nie do skomentowania, sposób, wspomina to nazwisko – to jedno jedyne nazwisko – obok nazwiska amerykańskiego prezydenta, jedynie po to, by złożyć po raz kolejny już zresztą, swój hołd Wojciechowi Jaruzelskiemu.
Myślę sobie, że pewnie wielu czytelników tego bloga bardzo niecierpliwie czeka aż ja teraz wymyślę coś bardzo mocnego na temat Michnika i to coś tu zostawię, żeby straszyło pokolenia. Otóż nic z tego. Przepraszam bardzo, ale jestem całkowicie bezradny. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to tamto wspomnienie sprzed lat, kiedy ów sławatycki staruszek najpierw usłyszał, a potem podniósł swoją biedną głowę ku niebu, ujrzał te samoloty – i się rozpłakał. I wspominam też – na tyle wyraźnie na ile potrafię – wyjaśnienia, jakich wówczas dostarczała nam peerelowska propaganda, że to tak musi być, bo to jest tak zwana geopolityka, i takie tam. Dziś jesteśmy już znacznie dalej. Dostaliśmy wszystko, czego nam brakowało: wolne media, wolność, sklepy. A z tym wszystkim świadomość, że już nic nie musimy. To co mamy, to mamy, bo chcemy. Jedyne co nam zostaje, to niszczyć faszyzm. Tylko to nam zostało.
A ja już wiem, że jak wreszcie dojdzie do ostatecznego rozstrzygnięcia, to nikt nie będzie miał nic do powiedzenia. Będą się liczyły nie słowa, lecz czyny. Niewykluczone, że na słowa już nie będzie zapotrzebowania. Będziemy mieli tylko ruch. I wiem jeszcze coś. Kiedy przyjdzie pierwszy dogodny moment, taki Adam Michnik zwyczajnie wbije mi nóż pod żebro. Ot tak.

Proszę o wspieranie tego bloga. W każdy dostępny sposób. Dziękuję. Gdyby ktoś potrzebował numer konta, jest tuż obok.

9 komentarzy:

  1. My jesteśmy chorzy od tej niedzieli.Kiedy zdarzy się cud? Czy to jest kara za zbagatelizowanie nauki Proroka Naszych czasów? Bo już dziś nie mam wątpliwości,że żyliśmy razem z Prorokiem. Jak mi nie wierzysz, to pojedź do Szczecina i wejdź do kościoła przy ulicy Bogurodzicy. Zobaczysz Proroków i najbardziej autentyczne balaski!!
    A ja oglądając i słuchając wywiadu Bogusława Chroboty z tym nieszczęsnym Bidziną (Polsat News wieczór wtorkowy- nie byłeś Jankesie pierwszy!!!!)uslyszała, że w 2008 zdarzyło się to straszne kłamstwo Prezydentów.I już wiemy, dlaczego nie ma Naszego Prezydenta. KTo widzial film , ten też płacze!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny tekst napisałeś.
    Przeczytałem i pomyślałem (nie po raz pierwszy zresztą), że już na tym świecie nie ma miejsca dla mnie. Że niech on sobie będzie, ale już beze mnie.
    Szkoda mi tylko moich dzieciaków. Nie ja dla nich ten świat urządzałem, ale mam poczucie, że w tym, jak jest urządzany jest też cząstka mojej winy.
    I zastanawiam się - co w życiu złego ja i inni ludzie mojej (naszej) generacji spieprzyliśmy, że taki świat naszym potomkom zostawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może nie będzie tak źle. W końcu Janukowicz też nie okazał się ślepym wykonawcą decyzji Kremla. A przynajmniej jest szansa na ponowną integrację południowej Osetti przez Gruzję. Obecnie cały ten teren wrzyna się w terytorium Gruzji zagrażając komunikacji wsch-zachód.

    Swoją drogą wywiad pana Janke był ogólnie mówiąc bardzo słaby. Dużo okrągłych słów i gładkiej gadki, ale może inaczej się nie dało.

    OdpowiedzUsuń
  4. @kryska
    To dobra jesteś. Ją bym tego bździny nie zdzierzył.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Jan
    To jest świat który dał nam Pan. Reszta należy do nas. Zawsze mamy też modlitwę.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Alex Frost
    Skąd wiesz, że się nie okazał?

    OdpowiedzUsuń
  7. Czasami tak się zdarza, że nawet namiestnik pozwala sobie na niezależną politykę od swojego mocodawcy. Różnie się to kończy (patrz: nasz król Staś). Nie wiem w jakim kierunku Janukowicz poprowadzi Ukrainę, ale na razie stara się być niezależny od Kremla.

    Ukraina to w ogóle ciekawy kraj. Gdy się spojrzy na mapę to widać, że na pełnej zależności od Rosji skorzystali terytorialnie, bo mają wszystkie „ziemie ukraińskie”: Lwów z Galicją, Wołyń, Ruś Zakarpacką, a nawet Krym. Stąd moja uwaga, że takie „zbliżenie” z Kremlem mogłoby pomóc Gruzji odzyskać utraconą Osetię Pd. i być może Abchazję.

    Chociaż takie "handel" ma zawsze swoją cenę i ta ziemia może nie być tego warta.

    OdpowiedzUsuń
  8. Przynajmniej od samego Michnika wiemy że to człowiek ruskiego wpływu.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Alex Frost
    Chodzi właśnie o to, ze my nie możemy wiedzieć, na ile, i czy w ogóle on się stara być niezależny od Kremla. Jesli zakładamy, że Kreml go tam posadził - a pewnie posadził - jego starania nie mają się nijak do rzeczy. To jest dokładnie takie samo gadanie, jak sie gadało o Gomułce, Gierku, czy Jaruzelskim. Że no tak - w NRD, w Bułgarii, czy w Czechosłowacji, to był komunistyczny reżim, ale nasi sie jednak starali.
    Co do tego bździny, w ogóle nie ma o czym gadać.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...