niedziela, 28 października 2012

Jak się robi politykę w wersji hardcore

Poniższy tekst - przyznam, że moim zdaniem jeden z najważniejszych tekstów politycznych, jakie ostatnio napisałem - umieściłem w Salonie24. Trochę dlatego, że liczyłem na to, że on tam trafi do szerszej niż tu grupy czytelników, a dwa, że tu planowałem dać coś zupełnie innego. Teraz jednak widzę, że istnieje pewien poziom nawet nie koniecznie intelektualnego napięcia, ale zwykłego skupienia, do którego czytelnicy tego bloga są jak najbardziej przyzwyczajeni, z którym natomiast nie ma co wychodzić na zewnątrz. Bo zwyczajnie nie ma do kogo. A zatem, szczerze wierząc, że poniższe refleksje są naprawdę warte uwagi, naprawiam swój błąd i umieszczam ów wpis tutaj. Tam nic po nim.
Powiem uczciwie, że w pierwszym momencie po otrzymaniu informacji, że Zbigniew Boniek został prezesem PZPN-u, poczułem jakby mi się świat zwalił na głowę. No może nie aż tak, ale owszem – zrobiło mi się trochę nieswojo. Otóż zaledwie chwilę wcześniej ułożyła mi się w głowie pewna teoria – zupełnie zresztą nie związana z Bońkiem i piłką nożną – która w sposób moim zdaniem idealny wyjaśniałaby wszystko to co się dzieje wręcz na naszych oczach, a mianowicie stopniowy upadek Platformy Obywatelskiej i osobiście Donalda Tuska.
Proszę się jednak nie martwić. Moja słynna intuicja ma się znakomicie, i kiedy mówię, że owa utrata wiary naszła mnie zaledwie w pierwszym momencie po miażdżącym przejęciu władzy w polskim przedstawicielstwie UEFA przez Zbigniewa Bońka, to chodzi mi dokładnie o ten pierwszy moment. Chwilę potem bowiem zobaczyłem tego samego Bońka w rozmowie z Mirosławem Drzewieckim, jak z spijają sobie z ust słowa wiecznej przyjaźni, a następnie, jak by tego było mało, na ekranie telewizora pojawiła się pewna poznańska dama, o której tu już swego czasu było, i zostało mi zapowiedziane, że to ona między innymi dopilnuje, by z tym Bońkiem wszystko poszło jak należy. No a po niej pokazała się już cała reszta owych opiekunów, i wtedy wreszcie poczułem ów stary dobry spokój.
A zatem, skoro można śmiało powiedzieć, że wszystko jest na swoim miejscu, proszę mi pozwolić na parę refleksji na temat rzeczonego miejsca. Jak już pisałem parę razy niedawno to tu to tam, wszystko wskazuje na to, że rządy Platformy Obywatelskiej zbliżają się do ostatecznego końca, a co więcej, każdy w miarę uważny obserwator widzi jak na dłoni, że ów koniec jest wręcz oklaskiwany przez dotychczas bardzo przychylne Platformie media, a w ślad za nimi coraz większą część kultury popularnej. Czemu tak się dzieje? Odpowiedź na to pytanie też już została parokrotnie udzielona przez sam mainstream, że oto wycofane zostało tak zwane poparcie . Jak idzie o inne związane z tym kwestie, czyli przede wszystkim dlaczego, i co z tym wszystkim dalej – tym się już zajmować nie planuję, bo zwyczajnie nie mam pojęcia. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na coś, co jest jakby zupełnie lekceważone, a mianowicie to w jaki sposób owo poparcie jest wycofywane? Czy tylko na takiej zasadzie, że od dziś będziemy się wszyscy coraz częściej śmiać z Donalda Tuska, czy może też w taki sposób, że powody do śmiechu będą nam przez umyślnych posłańców regularnie i coraz częściej dostarczane?
Każdy z nas pewnie ma w swojej kolekcji złotych myśli coś takiego, co najbardziej chętnie w różnych krytycznych sytuacjach wyciąga, i co dla niego stanowi swego rodzaju klucz do większości dręczących go zagadek. Tu na tym blogu mieliśmy parę razy już okazję poznać jedną z moich ulubionych, natomiast nie zaszkodzi mi tu w tej chwili ją przypomnieć. Otóż kiedy jeszcze rząd Leszka Millera działał sobie dość zgrabnie, a afera Rywina zaledwie pączkowała gdzieś na trasie między Konstancinem a Czerską, mój kolega Michał Dembiński, którego swoją drogą podejrzewam o to, że na tematy, co do których my się zaledwie możemy domyślać, wie więcej i znacznie głębiej, przysłał mi esemesa tej mniej więcej treści: „Kołodko. Co za tragedia! Toż to oszust do potęgi dziesiątej. Miller jest skończony. Bracia już się za niego wezmą. Przez którą ze służb? Obojętne”. Czytałem te słowa i tylko wiedziałem, że coś musi być na rzeczy. Jednak już po paru miesiącach, kiedy poparcie dla rządu Leszka Millera zaczęło lawinowo spadać, dokładnie wiedziałem, co on mi próbował powiedzieć.
Mam nadzieję, że czytelnicy tego bloga doskonale rozumieją, do czego zmierzam. Chodzi mi o to, że jeśli przyjmiemy – a trudno to kwestionować – że otacza nas swego rodzaju System, który stara się mieć maksymalny – choć bardzo dyskretny – wpływ na nasze życie i sposób w jaki ono jest organizowane, to nie jest tak, że zatrudniane przez ów System służby ograniczają się jedynie do komentowania tego co się dzieje poza ich zasięgiem. One w sposób jak najbardziej oczywisty, muszą ową rzeczywistość tworzyć. I to tworzyć nie byle jak, ale na najwyższym poziomie profesjonalizmu. Każdy z nas pamięta świetnie, jak to się odbywało przez te dwa lata, kiedy władzę w Polsce sprawowało Prawo i Sprawiedliwość. Każdy dzień pokazywał nam, jak to się robi na poważnym poziomie. I do dziś mamy wystarczająco dużo materiału, by sobie interesująco wszystko powspominać.
Kiedy piszę ten tekst, mam w głowie cztery ostatnie tak zwane kryzysogenne wydarzenia. Pierwsze to oczywiście Amber Gold z przybudówkami, potem zwolnienie tego całego Pruszkowa, chwilę później sprawa dachu nad Stadionem Narodowym, no i wreszcie aresztowanie samotnej matki z dwojgiem dzieci. Otóż, przepraszam bardzo, ale tego jest zdecydowanie za dużo, a nawet jeśli nie za dużo, to ze zdecydowanie przesadną intensywnością. Ja rozumiem, że Donald Tusk i jego rząd to banda kretynów i nieudaczników, i że im się może zdarzyć wszystko, ale bez przesady. Na tego typu rzeczy nie pozwala zwykły rachunek prawdopodobieństwa. Weźmy ten dach. Oczywiście bardzo przyjemnie jest się z nich pośmiać, że patrzcie państwo co to za gapy, czy to nie można było przewidzieć, że jak pada deszcz, to woda się leje, a jak woda się leje, to albo się ją do czegoś zbierze, albo nie. No nie! To tylko ten rudy Niemiec musiał zrobić cos takiego! Otóż nic z tego. Nawet rudy Niemiec by czegoś takiego nie zrobił. Jemu to wszystko musiano odpowiednio wcześniej przygotować. Po co? Jak to po co? Żeby miał. No i żebyśmy przede wszystkim to mieli. I co? Nie mamy?
No i teraz ta biedna kobieta, wyciągnięta nocą z domu, i te jej dzieci w piżamach. Jarosław Kaczyński ogłasza, że oto mamy państwo Donalda Tuska. Państwo bez litości, bez zasad, wyposażone w czyste okrucieństwo. I zgoda. Kaczyński wie, co mówi. Oni, owszem, tacy są. Tyle że znów – bez przesady. Tam do tej kobiety nie przyszli Rafał Grupiński z ministrem Arabskim, wyposażeni w swoją desperację i bezwzględność. Tam przysłano zwykłych policjantów, którym włos z głowy by nie spadł, gdyby oni weszli, zobaczyli jaka jest sytuacja i powiedzieli tej kobiecie, by następnego dnia się stawiła na policji, bo sąd chce ja wsadzić do kozy. Tyle że oni tam przyszli wyposażeni w coś więcej niż nawet najczarniejszy brak litości. Oni tam przyszli z jednoznacznym rozkazem, że nawet jak te dzieci będą umierać z rozpaczy, to sprawa ma być załatwiona. Do końca. A kto wie, czy tak nawet nie będzie lepiej.
A później jeszcze mieliśmy tego zbolałego Tuska, który z zaciętą miną obiecywał, że „nawet nie w ciągu dni, ale godzin”, on sprawę wyjaśni, a winni zostaną ukarani. A dziś, po gruntownej i rzetelnej kontroli, okazuje się, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem i zasadami, a nawet sam szef któregoś z sądów mówi Premierowi, żeby na przyszłość się nie wtrącał. Bo się nie zna i o niczym nie ma pojęcia. I tyle. I tylko tyle.
To jest już lawina. I tego będzie coraz więcej i to wszystko będzie się działo coraz szybciej. I wreszcie dojdzie do tego, że podobnie, jak to miało miejsce 10 lat temu, społeczne poparcie spadnie rządowi z blisko 50 procent do 8., a my będziemy myśleli, że no tak. Ludzie się wreszcie zorientowali. Zobaczyli co to za gamonie. I się zreflektowali.
No i nagle pojawił się przedwczoraj ten Boniek, i proszę zwrócić uwagę, że najwyraźniej tylko po to, by nagle cała Polska zobaczyła, że on jest od początku do końca tylko jednym z nich. Tak się składa, że wczoraj akurat dość uważnie oglądałem wieczorne programy TVN24, niemal w całości poświęcone wyborom w Związku. I jaki z tego nam ostatecznie pozostał przekaz? Że Kręcina jest jeszcze bardziej szczęśliwy niż Drzewiecki, a nową twarzą polskiej Piłki Nożnej będzie ta cizia z Poznania. A ja nie mogę przestać myśleć, że z tym Bońkiem to naprawdę niezły numer. Oni go musieli trzymać na ostatnią chwilę. Żeby go wyciągnąć w tym momencie, kiedy już się będzie musiało okazać, że nie ma żadnej nadziei. Że nawet on jest do dupy.
Ja nie wiem ile to jeszcze potrwa. Jak długo przyjdzie nam czekać, aż kibice zaczną krzyczeć do Bońka, żeby wypieprzał do tych swoich Włoch. Ale to już jest właściwie bez znaczenia. Bo on jest zaledwie początkiem. Tak jak ten dach, ten cały Amber Gold i ta biedna kobieta, wplątana któregoś dnia w wielką politykę. A ja mam tylko nadzieję, że jakoś jej tam to wszystko co przeżyła, System zrekompensuje. Przecież ona pewnie nawet nie rozróżnia Palikota od Pitery.
PS. Właśnie dotarła do nas wiadomość, że Poznań został od interesów odsunięty. Walka trwa.

Gabriel Maciejewski, kolega mój, a przy okazji wydawca obu moich książek, wciąż nalega, bym tu u siebie publikował listę miejsc, gdzie można kupować nasze książki. Z tego co obserwuje, to głównie działa na jego sprzedaż, niemniej, proszę uprzejmie, i wszystkich zachęcam do tego, by się tam zgłaszać. Również, informuję, że jak idzie o moje książki, obie można kupować też tutaj. Z dedykacją w bonusie i bez kosztów wysyłki. Ponieważ jednak życie idzie swoją ścieżką i zmienia się niechętnie, bardzo też namawiam do finansowego wspierania tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.

Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.

11 komentarzy:

  1. @Toyah

    Najlepsze z tym Bońkiem było to, że pokazywali to we wszystkich wiadomościach jako mega news. Ja rozumiem, piłka to nasz sport narodowy ale żeby aż tak? No więc kolejna zasłonę dymna.

    No i nurtuje mnie coś jeszcze. Kogo więc System szykuje na miejsce Tuska i kompanii? No bo przecież nie grają na konto PiS-u(!). Jak piszesz, nie masz pojęcia. Ja tym bardziej. Chodzi mi po głowie ten wujeksamozło z Biłgoraja ale nie sądzę.
    Może ktoś ze znakomitych komentatorów rzuci więcej światła?

    A co tam się stało na tym Salonie? (Bo byłem tam na etapie komentarza Unukalhaja).

    Ukłony!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na miejsce Tuska ponoś jest szykowany Kwaśniewski. Tak mi się coś obiło o uszy.

    To, że polityka "jedzie" na emocjach wiadomo od dawna. Z tego "nośnika" korzystają obie strony i nie widzę innej metody w dotarciu do "masowego" elektoratu. Emocje są najprostszym i najłatwiejszym sposobem.

    Znaków jest coraz więcej i to nie tylko odnośnie Polski ale i całego świata. Nie wygląda to dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Kozik
    Moim zdaniem chodziło o to, by wszyscy zobaczyli, ze z tym Bońkiem to kolejny przekręt. Żebyśmy zrozumieli, że nawet tu nie ma nadziei.
    To wszystko jest tak bardzo zakryte, ze my nie mamy szansy zobaczyć nawet małego kawałeczka.

    OdpowiedzUsuń
  4. @birofil
    Ja myślę, że oni sobie z PiS-em też poradzą. Oni wiedzą, że sobie poradzą. Pięć lat temu jeszcze tego nie wiedzieli. Teraz już wiedzą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziś oglądałem telewizor (bo normalnie nie oglądam bo nie posiadam takiegoż) i jak zobaczyłem wiadomość o tej aresztowanej matce z dziećmi to pomyślałem prawie to samo.
    Bo przecież no umówmy się, to jest pierdoła. Widać że to nadmuchane nad wymiar.

    I jeszcze jedno ciekawe coś było.
    Mianowicie na jakimś kanale jako tło dla prezentera był wyświetlany widok Stadionu (tak właśnie tego) na zakończenie programu Stadion był pokazany na pełny ekran.
    I mój Tato aż się zaciekawił o co chodzi z tym Stadionem, po co to pokazują?

    Może faktycznie idzie przesilenie, ale zrobione to będzie za pomocą takich dupereli.
    W tę kobiecinę aresztowaną mój Tato się dał wkręcić.

    Oprócz tego (z ciekawostek) był Socjolog który klarował nam że nasze cmentarze są kiczowate - to w związku ze zbliżającym się świętem. Pokazywali grające znicze.

    Telewizor jest naprawdę fajny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Remo
    Nie gniewaj się, ale chyba nie do końca zrozumiałeś moje intencje. Ja nie uważam, że to jest "pierdoła". Wręcz przeciwnie. Ja jestem pewien, że ci co tę akcję zaaranżowali liczyli na jakąś fajną tragedię. Żeby było jeszcze mocniej.

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie uważam że nie.
    Prawdziwe rzeczy są w jeden dzień załatwiane (np. zamiana ciał w grobach) a pierdoły wałkowane do bulu - że tak sobie to napiszę.
    Inny przykład.
    W Gdańsku zmarł jakiś facet co to protestował/głodował pod UM.
    I co?
    I nic.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Remo
    A więc jest tak, ze albo się mylisz, albo mogłem równie dobrze tego tekstu nie pisać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kwestia jest czy sprawa tej aresztowanej kobiety jest wyjątkowa czy wyjątkowo nagłośniona.
    Ja tego nie wiem ale obstawiam, że będąc prozaicznym przypadkiem jest nagłośniona.
    Klasyka tego gatunku to Mama Madzi.

    Mogę się mylić jeżeli policja zawsze kulturalnie traktuje ludzi z nakazem zatrzymania.
    Ale coś mi się nie wydaje :)

    OdpowiedzUsuń
  10. @Remo
    "Kwestia jest czy sprawa tej aresztowanej kobiety jest wyjątkowa czy wyjątkowo nagłośniona".
    Otóż nie. Wygląda na to, że Ty dalej nie rozumiesz, o co mi chodzi. Moim zdaniem ta sprawa jest sprowokowana. Od początku do końca.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozumiem ale uważam inaczej :)
    Choć nie wiem, może jest aż tak.
    Choć znów choć, nie widzę potrzeby aby aż tak miało być.
    Media załatwią każdy temat tak aby wyglądał na rzeż Ormian, jak będzie taka potrzeba.
    Jak potrzeby nie ma - wsadzą pod dywan.

    Zawsze warto pamiętać że nie posiadamy źródła informacji tylko przekaz.

    Antykomor.
    Gościa esbecja wyciągnęła rano z domu a potem Tusk Dobrotliwy zabiera głos.
    Czy to było wymyślone od początku do końca?
    Czy reakcja Tuska była prawdziwa?
    Czy jeśli reakcja Tuskowa była prawdziwa, to czy była na samo zdarzenie, czy to była obrona przed tą niewidzialną wajchą?
    No ja tego nie wiem.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...