wtorek, 21 kwietnia 2009

O tłustych chamach i cieniutkich bolkach

W ostatnich dniach dużo myślę o tzw. radykalizmie. O radykalizmie w ogóle i o radykalizmie swoim – moim prywatnym, maleńkim, osobistym radykalizmie. I zastanawiam się, czym właściwie jest radykalizm? Czy radykalizm to wierność poglądom, czy może tylko poglądy – poglądy stałe i określone. A może radykalizm to niechęć do przyjęcia innego punktu widzenia, opór przed zaakceptowaniem innego punktu widzenia, czy może dopiero brak tolerancji wobec opinii innych?
I zastanawiam się, czy bycie radykalnym, to rzecz dobra, czy może to już występek? W języku angielskim istnieje słowo ‘opinionated’. Ktoś kto jest ‘opinionated’, wydawałoby się, jest osobą, która ma własne zdanie i – być może – tego zdania jest pewien. W słowniku, z którego korzystam, jest napisane, że ktoś kto jest ‘opinionated’ jest „zbyt pewny” swoich opinii. A więc, wygląda na to, że poprawną rzeczą jest trzymać się własnych opinii, tyle że nie „za bardzo”. Tylko co to znaczy „nie za bardzo”? W którym momencie to że w coś wierzymy i wierzymy w to mocno i jesteśmy tego w stanie bronić, przestaje być zaletą, a staje się zachowaniem godnym potępienia?
Słowo ‘opinionated’ ma również konotacje kulturowe. Słyszałem, że w Ameryce choćby, jeśli ktoś nas pyta o zdanie na dowolny temat, bardzo źle jest wyrazić swoją opinię w sposób bezpośredni. Jeśli, dla przykładu, ktoś chce wiedzieć, co sądzimy o Nowym Jorku, to zamiast mówić, że jest piękny, albo obrzydliwy, zdecydowanie lepiej jest powiedzieć coś w stylu „That’s a very interesting question”, bo każda inna odpowiedź naraża nas na ryzyko zarzutu, ze jesteśmy ‘opinionated’, a więc przemądrzali i zadufani w sobie.
Ja osobiście, gdyby mnie zanalizować z każdej możliwej strony, pod względem posiadania własnego zdania i przywiązania do tego zdania, musiałbym zostać uznany za osobę bardzo pewną siebie i bardzo w sobie zakochaną. Co gorsza, jakkolwiek bym się nie starał, ja bardzo mocno wierzę w to, że własne zdanie jest generalnie wartością, której wato bronić i, co do którego prawdziwości, warto być szczerze przekonanym. W moim wypadku jest trochę tak jak z tym radykalizmem. Dla niektórych ludzi, radykalizm jest jak dewocja. Czysta obrzydliwość i hańba. Ja z kolei, pamiętam książkę, którą bardzo kiedyś lubiłem czytać, napisaną przez muzyków rockowych, którzy w pewnym momencie swojego zycia bardzo gorąco uwierzyli w Zbawienie Chrystusa i postanowili się tą swoją wiarą podzielić. Nosiła ona tytuł Radykalni i w tamtym wypadku, ten tytuł nie funkcjonował, jako słowo obelżywe. Więcej – słowo ‘radykalni’ w tamtym kontekście, raczej miało zachęcać do czytania tej książki, a nie do kpiących uśmiechów.
A więc wciąż zastanawiam się, czym jest radykalizm w ogóle i czym jest mój radykalizm? Czy to jest coś złego, czy może nie aż tak bardzo? Ale również zastanawiam się, czym jest radykalizm innych? Radykalizm, którego ja nie toleruję, który mnie irytuje, przeciwko któremu protestuję i który całym sercem zwalczam. Mam w tej sprawie swoje przemyślenia, ale nie chcę akurat się nad tym za dużo rozwodzić. Trochę dlatego, że całe moje myślenie w tej kwestii jest siłą rzeczy skażone brakiem obiektywizmu, ale też trochę dlatego, że nie chcę akurat dziś zwłaszcza, prowokować awantur. Powiem tylko, że mam zrozumienie dla swojego radykalizmu, bo głęboko wierzę, że mając tyle zaufania co do swoich racji, zachowuję pełen szacunek dla racji innych. Biorę pod uwagę, że mogę się mylić i choć nie zdarza mi się zbyt często te błędy w swoich kalkulacjach znajdować, nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś mi je któregoś dnia wytknął. Natomiast bardzo nie lubię, jeżeli obcy radykalizm sprowadza się do tego, by wyłącznie przeciwnika rozdeptać, sprawić mu przykrość, czy go sprowokować do nadmiernego zdenerwowania. Nie lubię więc radykalizmu, który oznacza głównie manifestowanie zwykłej złośliwości.
Wczoraj w telewizji słuchałem rozmowy między Jackiem Kurskim a Sławomirem Nitrasem. Tematem pogawędki było najświeższa akcja Janusza Palikota. Sławomir Nitras, podobnie jak większość jego partyjnych kolegów zresztą, twierdził, że PiS jest chamski (a więc radykalny), więc niech nie liczy, że chamski (a więc również radykalny), nie będzie Palikot. Ja się z Nitrasem nie zgadzam. Uważam, że on jest politykiem wyjątkowo radykalnym, ale mi się jego radykalizm bardzo nie podoba. Uważam bowiem, że jego radykalizm jest fałszywy, a więc zbudowany nie po to, żeby bronić racji, ale żeby okłamać. Najnowszy spot PiS-u zarzucający Platformie zdradę swoich obietnic i – ogólnie rzecz biorąc – nieuczciwość, był bardzo radykalny i bardzo ‘opinionated’, niemniej był też bardzo merytoryczny z punktu widzenia polityki, a więc tematu. Jeśli Palikot mówi, że Prezydent jest pijakiem i pijakiem jest minister Szczygło i pijakiem jest minister Kamiński, w tym nie ma śladu debaty. Jest radykalizm, ale radykalizm zły i grzeszny. Bo oparty na kłamstwie. Nie kłamstwie bezpośrednim, ale kłamstwie znacznie gorszym. Bo kłamstwie bardzo skrytym. I takiego radykalizmu ja sobie nie życzę.
Jeśli ja piszę w swoim blogu, że Donald Tusk to bezmyślny piłkarzyk i ten jego piłkarski lans jest dla mnie obrzydliwy i – moim zdaniem – przynosi wstyd całej polskiej klasie politycznej i polskiemu państwu, to ja – uważam – jestem merytoryczny, bo ja wciąż mówię o polityce i politykach. Ja nie mówię, że Tusk zdradza żonę, albo za dużo pije. Ja nie mówię, że Sławomir Nowak podobno jest niedobry dla swojej siostry, mamy, czy kolegów. Ja najwyżej mówię, że sposób w jaki on się porusza po scenie politycznej i w publicznej domenie jest skandaliczny i bardziej pasujący do jakiegoś ruskiego buractwa, niż do salonu. Jakkolwiek by ten salon rozumieć. Kiedy jednak ktoś tu w Salonie zadaje pytanie, czy przypadkiem jakiś zbrodniarz stalinowski nie kolegował się z ojcem Lecha Kaczyńskiego i nie podpiera tego żadnymi nawet poszlakami, ale pyta ot tak sobie, bo czemu nie, to ja przeciwko takiemu radykalizmowi protestuję, z takim radykalizmem walczę i jestem bardzo smutny, kiedy widzę, że ci którzy mogliby coś rozumieć, tego czegoś nie rozumieją ani troszeczkę.
Mam jednak wrażenie, że – jak to zresztą bywa zbyt często – moje problemy zaczynają się tam, gdzie innych kończą. Dla większości uczestników naszej debaty, sprawa jest bardzo prosta. Opinie można mieć jednoznaczne i radykalne, jeśli one są słuszne. Jeśli jednak są niesłuszne, można je wyrażać, ale dobrze jest bardzo jeśli ta prezentacja będzie obwarowana maksymalnie dużą liczba zastrzeżeń. Stąd własnie się bierze sytuacja, gdy ktoś, kto chce uchodzić za osobę bardzo kulturalną i opanowaną, najpierw coś skrytykuje, ale chwilę potem obuduje tę swoją krytykę całą serią wątpliwości. Tak się przy tym jakoś złożyło, że to, które opinie są słuszne, a które nie, zostało zdecydowane już dawno i tak naprawdę nie za bardzo wiadomo gdzie. Jak idzie o politykę, podział jest czysty. Jeśli mówimy że Prezydent jest głupi i beznadziejny, to temat ten można ciągnąć w nieskończoność i nie troszczyć się o jakąkolwiek równowagę. Jeśli jednak chcemy troszkę się poznęcać nad, dajmy na to, Januszem Palikotem, wypada przynajmniej od czasu do czasu wtrącić jakieś ‘ale’, ‘chociaż’, ‘jednak’, ‘z drugiej strony’, no i może też wspomnieć o Jacku Kurskim, czy o Przemysławie Gosiewskim. No i w ogóle o tym, że to nie Palikot jest twórcą agresji jako takiej, ale że „ta cała polityka jest do niczego”. Wczoraj, jak już wspomniałem, oglądałem telewizję. Pod wieczór trafiłem na końcówkę programu Morozowskiego i Sekielskiego pod tytułem Teraz my. Rozmawiano oczywiście o Palikocie, natomiast tym razem nie z politykami, lecz z dziennikarzami. Były oczywiście dwie strony debaty – po lewej Sławomir Sierakowski, po prawej Piotr Zaremba. I – powiem szczerze – doznałem szoku. Swoją wypowiedź Sierakowski zaczął od deklaracji, że on już Palikota ma dość, uważa, że należy go ze sceny usunąć, a do czasu usunięcia, bojkotować go w całej medialnej przestrzeni. W jaki sposób? On nie wie. Może należy zacząć nosić jakieś znaczki, czy wstążeczki z napisem „Nie rozmawiam z Palikotem”? Ale coś trzeba zrobić, bo Palikot psuje Polskę. Kiedy wydawało się, że się zrobi nudno, zabrał głos Zaremba. I… niestety nie wiem, co powiedział. Nie zrozumiałem. Nie zauważyłem w jego wypowiedzi jednej konkretnej myśli. On wznosił standardowo swoje oczy ku niebu i coś plótł na temat tego, że wszystko jest bardzo skomplikowane, że on właściwie się z Sierakowskim zgadza, ale przy tym, jednak, coś tam…, i coś tam, i takie tam, różne…
A więc to jest właśnie to co mnie dręczy. To jest to, do czego doprowadziła nas ta szczególna, przedziwna poprawność. Sytuacja, gdzie lepiej jest nie mówić nic, niż powiedzieć coś. I pomyśleć tylko, że najlepszymi wyznawcami tej nowej religii stali się ci, na których wydawało się można najbardziej liczyć! Nawet nie spostrzegli, kiedy swój radykalizm i swoje zdanie złożyli na ołtarzy nijakości, tchórzostwa i zwykłego lizusostwa. Dla nich właśnie – i tu i tam – pragnę zadedykować ten kawałeczek. Jestem pewien, że jeśli im się nie spodobało to co wyżej, przeczytają tę próbkę, którą tu dla nich przyszykowałem i z pewnością uznają, że nawet ja – od czasu do czasu – potrafię pokazać, że jestem prawdziwym Europejczykiem i sportowcem. Zapraszam.

Witam wszystkich.
Na początek chciałem zaznaczyć, ze jestem znany z niewyparzonego języka i z wyrazistych poglądów, ale cenię sobie też poczucie humoru i szacunek dla wszystkich. Każdy kto mnie zna wie, że w poprzednich wyborach głosowałem na Prawo i Sprawiedliwość, co oczywiście nie znaczy, że nie mam też wielu zastrzeżeń do działalności tej partii i jej głównych przywódców, w tym ich liderów w postaci Jarosława Kaczyńskiego i prezia. Nie będą jednak będę jednak ukrywał i powiem prosto, że uważam iż wina leży po obu stronach, a powiem i więcej, że po środku. Weźmy dla przykładu najnowszą działalność jednego z głównych polityków partii rządzącej, PO, Janusza Palikota. Muszę się na samym początku tego wpisu blogowego zastrzec, że mam wiele szacunku dla inteligencji i działalności poselskiej pana posła Palikota, jak również jego pracy w komisji Sprawiedliwe Państwo. Uważam, że poseł Palikot jest osobą niezwykle inteligentną i szalenie wykształconą, ale jednocześnie wolałbym widzieć go częściej w roli kogoś kto pracuje dla dobra wszystkich Polaków, a nie dla swojego „pijaru”. Oczywiście ja nie sugeruję, że poseł Janusz Palikot wyłącznie kieruje się „pijarem”, ale nie mogę nie zauważyć (spostrzec), że coraz częściej, zamiast zajmować się sprawami ważnymi, zajmuje się on sprawami nieważnymi zupełnie.
Oczywiście, rozumiem, że należy stawiać pytania, nawet najbardziej niewygodne i dotyczące najważniejszych osób w państwie, jak choćby pytania dotyczące „zdrowia” Lecha Kaczyńskiego, prezydenta i zwierzchnika sił zbrojnych, ale czy naprawdę nie warto się zastanowić, czyż nie mamy ważniejszych rzeczy na głowie, jak na przykład walki z wszechogarniających nas kryzysem? Ja wiem oczywiście, że Polska, dzięki między innymi wysiłkowi obecnego rządu, przynosi znakomite rezultaty. Mam wiele zastrzeżeń do obecnego rządu. Ale nie jestem nieobiektywny i wiem, że poprzedni rząd, w tym Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro też wiele obiecywali i swoich obietnic nie spełnili, a agresywny język Jacka Kurskiego wcale nie jest mniej szokujący od „występów” Janusza Palikota. Ponawiam moje pytanie: dlaczego nie możemy wszyscy przestać się wreszcie kłócić.
Ja oczywiście jestem osobą, która potrafi tupnąć i powiedzieć, co mi leży na sercu. Jestem też wierny zasadom i ufam, że inni też są wierni swoim zasadom i że możemy się zawsze porozumieć, natomiast nie rozumiem, jak można szkalować dobre imię osoby tak wybitnej, znanej na całym świecie, jedynego Polaka rozpoznawalnego w każdym zakątku świata, nawet w Gabonie (ha, ha). Lecha Wałęsy. Bo o nim tutaj mówię. Od czasu naszego papieża Jana Pawła II nie mieliśmy nikogo równie znanego ambasadora polskiego życia kulturalnego i religijnego, ambasadora na świecie, a tymczasem my się tylko kłócimy i niszczymy autorytety.
Czy nie możemy ze sobą rozmawiać bez języka nienawiści? Oczywiście, ja, jak wszyscy wiemy, jestem wyborcą PiS-u, ale mimo że głosowałem na Lecha Kaczyńskiego dziś już widzę, że nie jest to najlepszy prezydent, jakiego mieliśmy. I nie wiem, czy w przyszłych wyborach oddam swój głos na niego, czy może na Donalda Tuska, albo może jeszcze na kogoś innego? Oczywiście nigdy nie zagłosuję na Andrzeja Leppera, bo znamy już wystarczająco dużo „złych” rzeczy, które uczynił ten polityk, jak choćby afera seksualna. Mam tu apel do wszystkich moich czytelników, którzy mnie znają i wiedzą, kim jestem. Dość już tego cyrku o nazwie polityka. Większość społeczeństwa ma już dość swarów i sporów politycznych. I jestem za otwartością życia politycznego, też, mimo że głosowałem na Lecha Kaczyńskiego, chciałbym wiedzieć, czy on cierpi na chorobę alkoholową. Pytania należy zadawać. Jednak dość już tego wszystkiego. Ludzie się już przestają interesować głupstwami. Jeśli „pójdzie” tak dalej, nie dziwmy się jeśli któregoś dnia społeczeństwo nam wszystkim powie „nie”. I wtedy nie będziemy wiedzieli co mamy im na to odpowiedzieć, a ja będę mówił, że i tak najważniejsza jest Polska.
Pozdrawiam,
bloger Toyah

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...