W swojej drodze do Afryki, odpowiadając na pytanie jednego z dziennikarzy dotyczące plagi AIDS właśnie w Afryce, Benedykt XVI wypowiedział następujące słowa: „To tragedia, której nie można powstrzymać tylko pieniędzmi, której nie można powstrzymać, rozdając prezerwatywy, bo one jeszcze potęgują problem.” Przesłanie to nie powinno dziwić żadnego myślącego człowieka, i to nawet nie ze względów ideowych, lecz czysto zdroworozsądkowych. Nie będę tu jednak wyjaśniał rzeczy oczywistych. Trochę dlatego, że nie chcę się rozpisywać bardziej niż zwykle, ale też z tego względu, że od czasu, kiedy papież Benedykt powiedział co powiedział, minęło już wystarczająco dużo czasu, żeby niemal wszystkie odpowiednie argumenty zostały – skutecznie i nieskutecznie – przedstawione. Poza tym jeszcze, ze względów, o których za chwilę, chciałem zająć się tym tematem z troszkę innej strony. Pragnę mianowicie zastanowić się, dlaczego? Skąd się bierze tyle kontrowersji tam gdzie tych kontrowersji być nie powinno?
1 kwietnia Komisja Spraw Zagranicznych Belgijskiego Parlamentu, zdecydowaną większością głosów, postanowiła skierować do Papieża rezolucję potępiającą go za jego słowa http://www.rp.pl/artykul/67352,286036.html.
Ponieważ projekt rezolucji poparły niemal wszystkie ugrupowania parlamentarne, uważa się, że przyjęcie rezolucji przez cały Parlament jest faktycznie przesądzone. Spekuluje się również, że akt belgijski jest zaledwie pierwszym z wielu oficjalnych posunięć tego typu w Europie, a zatem atak na Kościół Katolicki będzie się w najbliższym czasie toczył nie tylko na poziomie kultury pop (wysyłanie prezerwatyw do Watykanu), ale w skali daleko poważniejszej.
Jeszcze zanim dotarła do mnie informacja o belgijskiej akcji, wpadłem na fachowe amerykańskie czasopismo medyczne o nazwie American Journal of Obstetrics and Gynecology. Według oficjalnych szacunków, AJOG należy do 100 najbardziej wpływowych czasopism z dziedziny biologii i medycyny na świecie. Jeśli wśród czytelników tego tekstu są lekarze, myślę, ze będą mogli to potwierdzić. Otóż jeszcze w roku 2004, w AJOG ukazała się praca podpisany przez wybitnego kanadyjskiego ginekologa Stephena J. Genuisa i Shelagh K. Genuis, pod tytułem „Walka z pandemią chorób przenoszonych drogą płciową: pora na re-ewaluację” http://www.teenstar.hr/pdf/1_AJOGpaper_Genuis_20041206.pdf.
Nie będę się tu wdawał w szczegółową analizę samej pracy, choćby z tego względu, że jest to artykuł skierowany do środowisk naukowych, na dodatek dotyczący kwestii związanych bezpośrednio z ginekologią, a więc nie bardzo mi tu pasuje zarzucać czytelników tego bloga zbędnymi gruncie rzeczy, z naszego punktu widzenia, szczegółami. Parę rzeczy jednak trzeba powiedziec. Otóż autorzy artykułu, analizując sytuację, nie skupiają się na epidemii AIDS, jako takiej, lecz przez cały tok swojej argumentacji mówią o tzw. chorobach przenoszonych drogą płciową (STD). Powodem tego podejścia jest fakt, że, choć rzeczywiście, na Dalekim Wschodzie, czy jeszcze bardziej w Afryce AIDS jest plagą dominującą, i niewątpliwie jest to problem najbardziej medialnie rozpoznawalny, w innych częściach świata epidemia (bo musimy mówić o epidemii) związana już jest przede wszystkim z innym typem zakażeń.
A zatem, według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), dwie trzecie wszystkich przypadków zakażeń na świecie występuje u nastolatków i osób wkraczających w wiek dorosły. Jak twierdzą autorzy, według wszelkich dostępnych informacji, opartych na rzetelnych badaniach, niezależnie od tego czy chodzi o AIDS, czy o jakiekolwiek inne choroby przenoszone drogą płciową, stosowanie prezerwatyw nie jest w ogóle istotnym czynnikiem chroniącym przed zakażeniem. Wręcz przeciwnie. Wedle wszelkich dostępnych danych, prezerwatywa nie chroni przed większością chorób przenoszonych drogą płciową, a ze względów ściśle praktycznych, nie chroni przed którąkolwiek z tych chorób, włącznie z AIDS. Podobnie zresztą jak, według tych samych poważnych źródeł, brak prezerwatywy nie ma znaczącego wpływu rosnącą liczby zakażeń. Wszelkie znane przypadki raptownego wzrostu zachorowań są powszechnie rozpoznawane, jako przede wszystkim wynik coraz wcześniejszego momentu inicjacji seksualnej u młodzieży, i – konsekwentnie – zwiększającej się mody na częste zmiany partnerów. Podobnie, we wszystkich znanych przypadkach rzeczywistego obniżenia liczby zachorowań, decydującą rolę odgrywały programy na rzecz podwyższenia wieku inicjacji, wstrzemięźliwości i wierności, czyli, najogólniej rzecz biorąc, zmiany zachowań seksualnych.
Stephen i Shelagh Genuis, powołując się na raport Amerykańskiej Agencji na rzecz Międzynarodowego Rozwoju (USAID), wskazują na efekty powszechnego wprowadzenia programu, mającego na celu zmianę zachowań seksualnych w Ugandzie. Od roku 1989 do roku 2000, zaobserwowano nie tylko dramatyczny spadek liczby kobiet posiadających więcej niż jednego partnera (z 20% do 2,5%), nie tylko jeszcze bardziej znaczący spadek liczby młodzieży między 13 a 16 rokiem życia, prowadzących aktywność seksualną (z 60% w roku 1994 do 5% w roku 2001), ale co najważniejsze, bardzo wyraźny spadek zachorowań – z 30% w roku 1994 do 5% w roku 2001. Jednocześnie USAID stwierdza, że w Ugandzie użycie prezerwatyw pozostało na stałym, niskim poziomie, natomiast „młodzi mężczyźni w wieku od 15 do 19 lat, obecnie znacznie mniej chętnie angażują się w aktywność seksualną, chętniej się żenią i znacznie chętniej zachowują wierność”.
Powyższe spostrzeżenia zdecydowanie kontrastują z tym, co można zaobserwować na przykład w Zimbabwe i w Botswanie, gdzie przez wiele lat prowadzono bardzo szeroką kampanię na rzecz stosowania prezerwatyw. I tu i tam, stwierdzono znaczny wzrost sprzedaży prezerwatyw i ich stosowania. Jednocześnie, w obu krajach, poziom zachorowań na AIDS utrzymał się na jednym z najwyższych poziomów na świecie. W miejskich dzielnicach Botswany, szacuje się, ze 55% młodych kobiet w ciąży, zakażonych jest wirusem HIV. Wyliczenia wskazują również, że do 2020 roku, w Zimbabwe dojdzie do trzydziestoprocentowego spadku zatrudnienia, spowodowany epidemią właśnie epidemią AIDS.
I teraz tak. Mam oczywiście nadzieję, że wśród komentarzy dotyczących niniejszego wpisu znajdą się głosy fachowe. Biorę też pod uwagę, że ktoś bardzo dobrze zorientowany w temacie, po zapoznaniu się z artykułem z AJOG, wykaże autorom niekonsekwencję, lub wręcz manipulację. Jednak nikt nie zaprzeczy, że analiza przedstawiona przez obu specjalistów, to nie jest ani głos amatorów, ani – tym bardziej – głos Watykanu. Należy przypuszczać, że i jeden i drugi autor artykułu to postaci uznane w środowisku, których głos się musi liczyć. To jest chyba logiczne, prawda? No ale załóżmy, że tezy przedstawione w artykule są dyskusyjne. Nie zmienia to jednak faktu, ze najwyraźniej dyskusja trwa i najróżniejsze opinie prezentowane są bez cienia wstydu na nawet najwyższych poziomach debaty. Czy to jednak okazało się być wystarczającym powodem, żeby Parlament Belgii zwrócił się z rezolucją do rządu Kanady o zrobienie porządku zarówno na Uniwersytecie w Albercie, jak i w Royal College of Surgeons of Canada? Nie. I teraz powstaje pytanie. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego belgijscy parlamentarzyści nie unoszą się swoim gniewem na opinie uznanych naukowców, które Benedykt XVI niemal cytuje? Dlaczego oni swoich pretensji kierują nie do wydawców AJOG, do WHO, do USAID, ani do dziesiątek innych kompetentnych organizacji, lecz do Watykanu?
Można by było sądzić, że skoro temat budzi tak niezwykłe emocje, osoby stojące za tymi emocjami, to ludzie autentycznie zatroskani i przy tym – konsekwentnie – doskonale zorientowani w tematyce. Nie umiem uwierzyć, że tak nieprawdopodobny poziom złości, jaki wywołały w niektórych środowiskach słowa Benedykta XVI, zawdzięczamy jedynie zwykłym emocjom i czystemu współczuciu dla ofiar epidemii AIDS. Jeśli tyle osób jest tak autentycznie przekonanych o wyjątkowej kompromitacji Benedykta XVI, to za tym ich przekonaniem musi stać jakiś zasób autentycznej wiedzy. Tymczasem wychodzi na to, że nawet jeśli ta wiedza jest faktycznie znacząca, to niewątpliwie cały czas pozostaje bardzo niepełna. Bo nie można mówić o wiedzy, skoro zakres tej wiedzy w tak rażący sposób lekceważy fakt istnienia autentycznego i rzeczywistego sporu.
Uważam więc, że za środowiskami z jednej strony propagującymi powszechne używanie prezerwatyw, a z drugiej potępiającymi Kościół za sprzeciw wobec tej kampanii, stoją w najlepszym wypadku właśnie emocje. Ale to w najlepszym wypadku. Bo w rzeczywistości, jestem przekonany, ze główną przyczyną tego niezwykłego ataku z jakim dziś mamy do czynienia, jest najszerzej rozumiany biznes erotyczny i pornograficzny, oraz na obrzeżach tego rynku – lobby homoseksualne. I niewykluczone, że nie tylko, ale o tym za moment. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że właśnie w interesie tych grup i tych osób, które świetnie egzystują dzięki erotyce – a w tym choćby całej branży żyjącej z produkcji i sprzedaży prezerwatyw – jest propagowanie i podtrzymywanie rozwiązłości seksualnej na wszelkich możliwych poziomach geograficznych, kulturowych i wiekowych.
Dla ludzi umocowanych na najwyższych szczeblach tego biznesu, jak i tej kultury, dla ich osobistego powodzenia, największym zagrożeniem jest nie pandemia AIDS i innych chorób przenoszonych drogą płciową, nie plaga rozwodów, nie rozpad rodziny, nie setki innych nieszczęść związanych z tym niezwykłym rozpasaniem, z jakim mamy do czynienia na całym świecie i na wszystkich poziomach cywilizacyjnych, lecz wręcz przeciwnie – moda na wstrzemięźliwość, wierność i emocjonalną dojrzałość.
Rezolucja przyjęta przez belgijskich parlamentarzystów jest doskonałą ilustracją problemu, na który chcę zwrócić uwagę. Oto Belgia. Kraj, który dla wielu będzie się już zawsze kojarzył przede wszystkim z pedofilską aferą sprzed lat, kiedy to został aresztowany i osądzony niejaki Mark Dutroux. Nie będę przypominał szczegółów tej niesłychanej zbrodni. Ci co pamiętają, to pamiętają i te zamordowane przez Dutroux dziewczynki, ale również całą aurę zjawiska o wiele bardziej rozległego i poważnego, niż indywidualny los dwojga dzieci. I dziś, każdy z tych którzy pamiętają, musi sobie pomyśleć własnie o tym, że wspomniana rezolucja została przyjęta właśnie w tej samej Belgii. I ja nie mówię, ze to jest bezczelność. Ja tylko zwracam uwagę na zbieg okoliczności.
A przecież nie chodzi tylko o Belgię. Mamy i Austrię, mamy Włochy mamy też i naszą polska prowincję, a kto wie, na ile tylko prowincję? Mamy Anglię i mamy Stany Zjednoczone. Mamy Tajlandię i Rosję. I mamy Pakistan, o którym tu niedawno pisałem. I mamy kolorowe magazyny, takie jak Glamour, czy Joy, czy diabli wiedzą co jeszcze. I mamy ten Internet, z którego i ja dziś korzystam, zawalony najczystszego sortu pornografią i – oczywiście – miliardy prezerwatyw rocznie produkowanych na potrzeby tej otępiałej klienteli.
Więc jeśli ktoś mi powie, żebym miał serce dla tych biednych mieszkańców Afryki, każdego dnia umierających z powodu AIDS, to ja najpierw sobie przypomnę to stare powiedzenie „Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”, któregoś dnia pięknie i jakże dowcipnie zmienione przez Ciebie, Przyjacielu, na „Wszystkie drogi prowadzą do Briana Eno”, a dziś już tylko kołaczące się po mojej biednej głowie informacją, że wszystkie drogi nie prowadzą, ani do Rzymu, ani do Briana Eno, ani nawet do Afryki, ale do tej budy na katowickim dworcu, gdzie można kupić i jakiś ładny film, a do niego parę gumek produkcji dowolnej. O każdej porze dnia i nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.