Redaktor Jan Wróbel ponownie zabrał głos w sprawach dla Kraju najistotniejszych i oczywiście fakt ten został już w naszym Salonie odnotowany. Reakcje są dwojakie: jedni mówią: "Brawo, dobrze mówi", a inni odwrotnie: "Fe, mówi brzydko".
Mnie by bardziej może interesowało to, że redaktor Wróbel w ogóle mówi i mówi na tematy, które powinny dla niego stanowić problem ściśle egzotyczny. No bo pomyślcie sobie Państwo, co by to było, gdybym ja, przy mojej powszechnie znanej stronniczości, nagle zaczął wzywać władze i wyborców na przykład PSL-u, żeby pozbyli się Waldemara Pawlaka, bo on szkodzi ruchowi ludowemu w Polsce i to moim zdaniem jest bardzo niedobre.
Na ile się orientuję, Jan Wróbel ani przez moment nie był ani członkiem PC, ani tym bardziej członkiem PiS-u, mam wrażenie, że chyba nawet nie głosował na PiS w ostatnich wyborach, a tu nagle zaczyna się zachowywać tak, jakby kondycja partii Jarosława Kaczyńskiego miała nie dawac mu spać, no a spać trzeba.
Mogłbym więc w tym momencie poradzić red. Wróblowi: jeśli chce Pan wesprzeć konserwatywne skrzydło na polskiej scene politycznej, niech Pan albo wstąpi do PO i robi co chce, albo wstąpi do tego dziwnego jakiegoś ruchu, który założył Kazimierz Ujazdowski i też robi, co chce, założy wreszcie na przykład z red. Wołkiem i Lechem Wałęsą nowe ugrupowanie i też niech robi dalej, co mu się zamarzy.
Nie powiem tak jednak, bo jestem absolutnie pewien, że Jan Wróbel ma co innego w głowie. On nie chce brać udziału. On nie chce za bardzo się przemęczać. On chce komentować i to komentować tak, żeby w polu jego intelektualnego zainteresowania nie musiał się pętać Jarosław Kaczyński. Bo to go za bardzo absorbuje i zakłóca jego umysłową równowagę.
I w tym akurat redaktor Wróbel jet nieodosobniony. Od paru lat każdy, kto choćby minimalnie zwraca uwagę na to, co się dzieje obok poza serialem "M jak miłość" wie, że Jarosław Kaczyński i nikiedy też jego brat, prezydent, stali się problemem narodowym. Można wręcz odnieść wrażenie, że Polska bez codziennego analizowania postępowania i planów Jarosłąwa Kaczyńskiego jest krajem niepełnym. Jest jasne jak słońce, że dopóki Jarosław Kaczyński będzie istniał i działał, trzeba będzie o tym nieustannie ględzić, a ględzenie ustanie dopiero gdy Jarosław Kaczyński istnieć przestanie.
Dziś w Salonie kultowa już osobistość, niejaki Azrael pisze:
Lech Kaczyński to taki przykład miernoty politycznej, sztucznie wykreowanej przez jego brata, który robił do tej pory za spin doctora i machera politycznego, aż go wywindował na stołek prezydenta 36 milionowego państwa. Miernota polityczna, miernota intelektualna (jak większość polskich polityków), z predyspozycjami może do pracy naukowej na drugorzędnym uniwersytecie, zawsze wycofany wobec swojego brata, który ma z kolej przerosty ambicji – być ciągnięty za uszy, ku czemuś co go przerasta mentalnie i intelektualnie.
Przepraszam, ale - że pominę już kompletnie chaotyczność gramatyczną, składniową i logiczną powyższej wypowiedzi (dziwne jak na osobę o tak uniwersalnych ambicjach) - cóż to szanownego Azraela - najzwyklejszego komunistę - obchodzi mierność intelektualna Lecha Kaczyńskiego, poza tym, że od czasu do czasu dzięki niej może sobie popluć? Nie podoba mu się prezydent, niech wystartuje w przyszłych wyborach i wygra. Ewentualnie niech zorganizuje jakiś komitet wyborczy na rzecz Sławka Sierakowskiego i niech go promuje. Albo niech się wreszcie zamknie.
Czy ja mam w związku z tą nową modą zacząć publikować w Salonie rozważania na temat stanu umysłu premiera Zapatero? Albo spekulować, jakby to było lepiej, gdyby Lenin postąpił kiedyś tam inaczej niż postąpił.
I tym samym wracam do osoby pana Jana Wróbla. Panie Redaktorze, niech Pan przestanie. Niech Pan sobie żartuje dalej na temat minionego tygodnia na łamach Dziennika, albo idzie się spotkać z kolegami i porozmawia z nimi, jak to dobrze było za AWSu, albo jeszcze wcześniej za politycznego panowania szefa Urzędu Rady Ministrów, Jana Marii Rokity.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.