Widząc jak histeria na punkcie
podręcznika Wojciecha Roszkowskiego staje się niemal tematem numer jeden na
naszej scenie społeczno-politycznej, a jednocześnie podejrzewając, że z
wszystkich osób przeciwko podręcznikowi protestujących, przeczytała go może
jedna czy dwie (po połowie), książkę zakupiłem i przeczytałem od deski do
deski. I od razu muszę się przyznać, że jest to w dotychczasowym moim życiu
prawdopodobnie jedyny podręcznik, jaki odpowiednio przestudiowałem, a skoro
tak, to chyba już nie muszę zapewniać, że w moim odczuciu jest to lektura
ciekawa i czytelniczo satysfakcjonująca. Nie sądzę, bym wśród wszystkich
podręczników, jakie zdarzyło mi się spotkać, czy to w czasach szkolnych, czy
uniwersyteckich, czy dziś już wyłącznie zawodowych, mógł wskazać wiele równie
dobrze i z pożytkiem dla ucznia napisanych.
I to jest pierwsza rzecz. Druga to ta,
że wbrew wtłaczanej nam propagandzie, podręcznik Roszkowskiego to zwykły
podręcznik, przedstawiający współczesną historię Polski i świata, w taki sposób
by młodzi ludzie, którzy jak wiemy, na temat owej współczesności wiedzą mało,
lub zgoła nic, dowiedzieli się choćby w ogólnym zarysie co, skąd, dokąd, po co
i dlaczego, a wszystko choćby po to by im łatwiej było żyć i rozumieć to co się wokół nich
dzieje. „1945-1979 Historia i Teraźniejszość” Roszkowskiego to książka do
noszenia przy sobie, czytania na co dzień, konsultowania różnego rodzaju
bieżących dylematów i jeśli ktoś sądzi, że znajdzie tam głównie wyrywki z
audycji Telewizji Trwam, czy z wystąpień Jarosława Kaczyńskiego, jest w dużym
błędzie. To jest książka historyczna przeznaczona do nauki histori i zdobywania
wiedzy o współczesnym świecie, a publicystyki takiej jakiej moglibyśmy się
spodziewać nie ma tam prawie w ogóle. I powtórzę jeszcze raz: to się czyta.
No ale, jak wiemy, w obecnej awanturze
w ogóle nie oto chodzi, a najbardziej dobitnie pokazał to sam Donald Tusk
rozbeczawszy się teatralnie i jak najbardziej publicznie na swoje własne słowa
o tym, jak to poczęte dzięki metodzie in vitro dzieci dowiedzą się od
Roszkowskiego, że są jak zwierzęta i nikt ich nie kocha. Kupiłem więc tę
książkę i po bardzo długim poszukiwaniu inkryminowanego fragmentu znalazłem coś
takiego. Proszę uważać:
„Od lat
sześćdziesiątych XX w. rewolucja seksualna podkopywała także fundamenty życia
rodzinnego na Zachodzie. Z czasem codzienną praktyką staly się rozwody i
współżycie bez zobowiązań. Wraz z postępem medycznym i ofensywą filozofii
gender wiek XXI przyniósł dalszy rozkłąd instytucji rodziny. Lansowany
obecnie ‘inkluzywny’ model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi,
czasem o tej samej płci, którzy będa przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od
naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz
bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do
traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi,
można powiedzieć hodowli”.
Czytam ten fragment – jedyny w całym
podręczniku dotyczący wspomnianej kwestii – i nie ulega dla mnie najmniejszej
wątpliwości, że nawet ów jedyny człowiek, który to faktycznie przeczytał i
wypuścił w świat w postaci skandalicznego wręcz fejka, doskonale wiedział, o
czym pisze Roszkowski. On musiał na sto procent wiedzieć, że tu nie chodzi o in
vitro, lecz o te wszystkie banki spermy i kręcące się wokół nich surogatki,
by za ciężkie pieniądze zaspokajać potrzeby homoseksualnych par, mających
ochotę na dziecko. On musiał na sto procent wiedzieć, że w tym co tam zostało
napisane nie ma śladu kontrowersji, która mogłaby wychodzić poza najbardziej radykalne
środowiska LGBTQ i diabli wiedzą, co tam jeszcze. On musiał też wiedzieć, że
powyższa opinia to prawda powtarzana od lat choćby przez Kościół Katolicki i
nie tylko, w dodatku obdarta z elementów bardziej radykalnych, a przez to może
nie pasujących do szkolnego podręcznika. On to wiedział, ale tym bardziej zaatakował.
Zajrzyjmy zatem do oryginału. Oto
fragmenty watykańskiego dokumentu jeszcze z roku 1987 Donum Vitae:
„Interwencja
dokonywana na ciele ludzkim nie dotyczy tylko tkanek, narządów i ich funkcji,
lecz angażuje również na różnych poziomach samą osobę; pociąga więc za sobą
znaczenie i odpowiedzialność moralną, nawet jeśli w sposób domyślny, to
rzeczywisty. Jan Paweł II, przemawiając do Światowej Organizacji Lekarskiej,
stwierdził z naciskiem: ‘Każda osoba ludzka w swojej niepowtarzalnej
wyjątkowości nie jest złożona tylko z ducha, lecz także z ciała, i dlatego w
ciele i przez ciało dociera się do samej osoby w jej konkretnej rzeczywistości.
Szacunek dla godności człowieka pociąga w konsekwencji obronę owej tożsamości
człowieka - 'corpore et anima unus - jedność ciała i duszy' -
jak stwierdza Sobór Watykański II (Konst. Gaudium et spes,
14). Właśnie na bazie takiej wizji antropologicznej powinno się znaleźć
podstawowe kryteria do podejmowania decyzji, gdy chodzi o interwencje nie w
pełni lecznicze, na przykład interwencje, które mają na celu polepszenie
biologicznego stanu człowieka” [...]
„Biologia
i medycyna zmierzają w swoich poczynaniach do integralnego dobra życia
człowieka, gdy przychodzą z pomocą osobie dotkniętej chorobą i słabością z
szacunkiem dla godności stworzenia Bożego. Żaden biolog lub lekarz na mocy
swojej naukowej kompetencji nie może rościć sobie prawa do decydowania o
pochodzeniu i przeznaczeniu człowieka. Zasadę tę należy zastosować w sposób
szczególny w dziedzinie życia płciowego i przekazywania życia, gdzie mężczyzna
i kobieta realizują podstawowe wartości miłości i życia.
Bóg,
który jest miłością i życiem, wpisał w człowieczeństwo mężczyzny i kobiety
powołanie do specjalnego uczestnictwa w swojej tajemnicy osobowej komunii, w
dziele Stwórcy i Ojca. Dlatego właśnie małżeństwo posiada właściwe sobie dobra
i wartości jedności i rodzicielstwa, bez możliwości porównywania z tymi, które
istnieją u niższych form życia. Takie wartości i znaczenia porządku osobowego
określają z punktu widzenia moralnego sens i granice sztucznych interwencji w
dziedzinę przekazywania życia i w początek życia ludzkiego. Interwencje te nie
dlatego są do odrzucenia, że są sztuczne. Jako takie świadczą o możliwościach
sztuki medycznej, jednak powinno się je oceniać pod kątem moralnym w
odniesieniu do godności osoby ludzkiej wezwanej do realizacji powołania Bożego,
w darze miłości i w darze z życia”[...].
W
odniesieniu do przekazywania innych form życia we wszechświecie, przekazywanie
życia ludzkiego posiada swój własny charakter, który pochodzi z samej
właściwości osoby ludzkiej. ‘Przekazywanie życia ludzkiego jest powierzone przez naturę osobowemu i
świadomemu aktowi, i jako takie jest poddane najświętszym prawom Bożym, prawom
niezmiennym i nienaruszalnym, które wszyscy powinni przyjąć i zachować. Nie
można więc używać środków ani iść za metodami, które mogą być dozwolone w
przekazywaniu życia roślin i zwierząt’.
Rozwój
techniki sprawił, że jest dziś możliwe przekazywanie życia bez stosunku
płciowego, przy pomocy łączenia komórek rozrodczych w probówce, które wcześniej
zostały pobrane z narządów mężczyzny i kobiety. Ale nie wszystko to, co jest
możliwe technicznie, jest tym samym moralnie dopuszczalne. Rozumowa refleksja
nad podstawowymi wartościami życia i jego przekazywania jest zatem nieodzowna
dla sformułowania oceny moralnej w odniesieniu do interwencji technicznych
dokonywanych na istocie ludzkiej w pierwszych chwilach jej rozwoju”.
Przepraszam bardzo, ale co w opinii
przedstawionej przez Roszkowskiego w podręczniku „Historia i Teraźniejszość”
jest bardziej dyskusyjnego, czy bardziej wręcz oburzającego, niż to o czym
piszą kardynałowie? Ktoś powie, że nie może być tak, by moralna nauka Kościoła
była brutalnie wciskana do szkół, szczególnie w tak delikatnych kwestiach jak
seks. No i dobrze, ale z tego co widzę, tu nie chodzi o to, że Roszkowski w
swoim podręczniku uprawia watykańską propagandę, ale że głosi opinie wręcz
horrendalne z punktu widzenia współczesnej cywilizacji. Donald Tusk na
spotkaniu ze swoimi zwolennikami pobeczał się nie dlatego, że Roszkowski
dziatwie szkolnej każe studiować Katechizm Kościoła Katolickiego, ale że zademostrował
podłość spoza naszego kręgu kulturowego. No więc może chodzi o to, że on się
biedaczek pomylił i sądził, że Roszkowski mówi o dzieciach z in vitro, a
nie o zboczeńcach zamawiających sobie dziecko, lub owych dzieci tłuściutką
parkę. No ale nawet gdyby tak było, to stanowisko Kościoła jest i w tym wypadku
tak radykalne, że przy tym to co nam mówi Roszkowski to sama łagodność.
Posłuchajmy choćby Franciszka – ostatnio niemal idola liberalnych elit:
„Dziś dominuje myślenie i logika
fałszywego współczucia: rzekomo pomaga się kobietom w trudnej sytuacji i
dokonuje aborcji, czy też proponuje się godne zakończenie życia na drodze
eutanazji, czy też dokonuje się naukowego zamachu na życie, produkując dzieci w
laboratorium. Dziecko traktuje się jako należność, a nie dar. Używa się też
jednych istnień ludzkich, by ocalić rzekomo inne”.
Czy Donald Tusk, kiedy wzruszenie losem
poczętych z in vitro dzieci odjęło mu mowę, wiedział, że kłamie? Gdy chodzi o
niego akurat, to ta kwestia jest już dawno za nami. Czy on, kiedy kłamie, to
wie że kłamie, nas już od dawna nie interesuje, natomiast efekt jest jak najbarfdziej
zabawny. Mniej więcej tak zabawny, jak to co się akurat przydarzyło w
dyskutowanej książce prof. Roszkowskiemu. Otóż w części poświęconej kulturze
pop, Profesor, ni z gruszki niz pietruszki przywołuje ów żałosny wybryk
Beatlesów w postaci piosenki „Why Don’t We Do It In The Road”, pisząc, że
pomysł na nią pojawił się w głowie Paula McCartneya, kiedy podczas pobytu w
Indiach, zobaczył na drodze kopulujące ze soba małpy i ten widok zrobił na nim
takie wrażenie, że postanowił że byłoby czymś fascynującym zapytać, czemu
ludzie ze sobą nie kopulują publicznie. A zatem wynika z tego, że Paul McCartney
musiał dopiero pojechać do Indii, żeby się dowiedzieć, że zwierzęta nie
współżyją w zaciszu alkowy, tylko normalnie, gdzie popadnie i to doświadczenie
było dla niego tak dojmujące, że wraz z Johnem Lennonem napisali na ten temat
piosenkę.
Otóż myślę sobie, że to jest dokładnie
ten sam rodzaj idiotyzmu, ktory zademonstrował Donald Tusk, dusząc się od łez
na myśl o tym, że władza Prawa i Sprawiedliwości, po sfałszowanych oczywiście w
przyszłym roku wyborach, obłoży specjalnym podatkiem wszystkie te nowoczesne
fabryki do produkcji dzieci, a w dodatku pewnie jeszcze zabroni je zabijać, gdy
któreś z nich nie wyjdzie w zaplanowanym kształcie, prezentuje poziom intelektualny
gwiazd sceny popularnej późnych lat 60.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.