Od kilku dni, jak pewnie wszyscy
zdążyliśmy zauważyć, pierwszą gwiazdą aktualnych doniesień jest Radosław
Sikorski, obecnie eurodeputowany Platformy Obywatelskiej, a wcześniej minister
obrony w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, oraz spraw zagranicznych u Donalda
Tuska. Czyli, jak pewnie każdy z nas rozumie, osoba nie z ostatniej półki.
Poszło o to, że kiedy jasny szlag trafił wszystkie cztery nitki rusko-niemieckiego
rurociągu pod Bałtykiem, ów Sikorski ogłosił na Twitterze, że jest to robota służb
specjalnych Stanów Zjednoczonych i zrobiła się z tego międzynardowa afera.
Czy chodziło o to, że Sikorski powiedział
nieprawdę, pozostaje oczywiście kwestią bez znaczenia. Kto to zrobił, tego póki
co nie wiemy, choć ostatnio wahadło się zdecydowanie przechyla na stronę
rosyjskiej prowokacji. No ale, jak wiemy, bywa różnie, więc niewykluczone, że
to jednak Amerykanie wzięli ów niemiecko-rosyjski za pysk. A zatem, wciąż jest
niewykluczone, że Sikorski – nie on zresztą jeden – trafił w dziesiątkę. Jednak,
jak mówię, nie w tym rzecz. Rzecz bowiem w tym, że Radosław Sikorski, jeden z
najważniejszych polskich, ale również przez małżeństwo z Anne Applebaum
światowych, polityków oficjalnie oskarżył zaprzyjaźnione Stany Zjednoczony,
prowadzące praktycznie wojnę przeciwko Rosji, o gospodarczy terroryzm i wywołał
tym samym międzynardowy skandal.
Komentatorzy zachodzą więc w głowę, czemu
Sikorski, w końcu osoba przynajmniej teoretycznie przytomna, dopuściła się tego
rodzaju wybuchu zidiocenia i odpowiedzi jest kilka, a wśród nich na czoło
wysuwają się trzy, Pierwsza to ta, że Sikorski jest ciężko uzależniony od
alkoholu i wspomniany komentarz jest wynikiem tego, że on nie wiedział co robi.
Druga jest taka, że on jest zwyczajnym idiotą i w swojej wyobraźni uznał, że
skoro jego zdaniem rurociąg zniszczyli Amerykanie, to on musi natychmiast się
tą myślą podzielić ze światem. Jest wreszcie trzecie podejrzenie, a mianowicie
to, że Sikorski to ruski agent, który od lat działa na zlecenie Kremla, dostaje
za to bardzo duże pieniądze, no i tym samym wspomnianego tweeta podyktował mu
rzecznik Pieskow.
A ja, powiem szczerze, nie wiem, jak to
wszystko wygląda. Przyznam się, że sam osobiście lubię wierzyć w to, że Radosław
Sikorski to klasyczny psychopata, a zatem wszystko co robi, mówi i wyświetla na
swojej twarzy umyka naszym ocenom. To jest swoisty alien i my tu nie mamy nic
do gadania. Pamiętam jak Amerykanie zabili Bin Ladena i Sikorski w jednej
chwili zareagował na to wydarzenie tweetem – swoją drogą świadczącym o tym, że
z jego angielskim jest nie do końca tak, jak się wiuelu z nas zdaje – „Yes, we
did”. Dziś on robi praktycznie to samo. Dochodzi do eksplozji na wszystkich
czterech nitkach Nord Stream, a on w tej samej chwili wrzuca tweeta: „Thank you
USA” i jest siebie strasznie zadowolony, że stał się częścią wielkiej
międzynarodowej operacji. Pijak? Idiota? Agent? Nie sądzę. Moim zdaniem,
zwyczajny psychopata.
Po co zatem ten dzisiejszy tekst? Powód
jest, moim zdaniem, bardzo poważny. Oto ja już wiele, wiele lat temu
zamieściłem tu tekst, do dziś całkowicie zlekceważony przez tych, którzy, jak
się zdaje, powinni trzymać rękę na pulsie, a który, moim zdaniem może, nawet
jeśli nie wyjaśnić, to bardzo prostą drogą prowadzić do wyjaśnienia zagadki
Radosława Sikorskiego. A zatem, pozwolę sobie fragment tamtego tekstu tu dziś
odtworzyć. Proszę posłuchać i proszę też nie mieć większych nadziei, że tym
razem pojawi się ktoś, kto to przeczyta i zawoła: O! A to figiel! I pomyśli, że
tu jest wszystko, czego nam przez lata brakowało.
Minister Spraw Zagranicznych Radek
Sikorski poleciał do Tunezji, i wracając do Polski zabrał na pokład swojego
samolotu 16 uchodźców z Afryki – prześladowanych u siebie w kraju czarnych
chrześcijan. Sam lot, podobnie zresztą jak przyjęcie na lotnisku w Warszawie,
zostało należycie sfilmowane przez ekipę telewizyjną i odpowiednio
zrelacjonowane. A więc wszyscy mogliśmy zobaczyć eleganckie wnętrze rządowego
samolotu, a w nim grupkę przestraszonych, czy może tylko speszonych mężczyzn,
kobiet i małych dzieci, jak dzięki serdeczności i – oczywiście! – empatii
naszych przywódców fruną ku wolności.
Kiedy
skończyła się sekwencja w samolocie, zobaczyliśmy ponownie ową gromadkę i
samego pana ministra, który powiedział co następuje (cytat dosłowny!):
„Polska dba
o prawa chrześcijan na całym świecie. To jest nasz symboliczny gest
solidarności z prześladowanymi chrześcijanami w Polsce. Jestem wzruszony, bo
sam byłem uciekinierem”.
I ta właśnie wypowiedź, przy całym moim
szacunku dla sytuacji, w której 16 biednych, udręczonych naszych braci w wierze
znajduje ratunek w Polsce, tworzy całość symboliki tego zdarzenia, pod kątem
roli, jaką w tym przedsięwzięciu odegrał rząd Platformy Obywatelskiej. Chodzi o
dwie rzeczy. Najpierw pierwsza z nich. Otóż mam tu na uwadze samego Radka
Sikorskiego, który patrzy na te twarze, na te oczy, na te czarne wynędzniałe
sylwetki, i ma czelność kłamać im w żywe – nomen omen – oczy mówiąc, jak to on
się wzruszył, ponieważ kiedyś dzielił z nimi ich los.
Dla rozjaśnienia sprawy, przypomnijmy
fakty, z czasów, kiedy nie było jeszcze Radka, lecz zwykły Radosław. Otóż
Radosław Sikorski, jak czytamy w Wikipedii, w marcu 1981 roku był uczniem
przedmaturalnej klasy jednego z bydgoskich liceów ogólnokształcących, a
jednocześnie przewodniczącym komitetu strajkowego. W czerwcu tego samego roku,
jak rozumiem w dowód uznania dla swojego bohaterstwa podczas szkolnego strajku,
otrzymał paszport i wyjechał do Wielkiej Brytanii, aby podszlifować język
angielski. Z jakiegoś powodu, kiedy nadszedł wrzesień, zamiast wrócić do
szkoły, młody Sikorski dalej szlifował język, a kiedy już w Polsce został
wprowadzony stan wojenny, zwrócił się do brytyjskich władz o azyl polityczny i
go otrzymał. Nie wiemy, w jaki sposób i gdzie Radosław Sikorski zdał maturę, bo
o tym Wikipedia akurat milczy, natomiast wiadomo, że w pewnym momencie został
przyjęty na studia w Oxfordzie, gdzie został członkiem czegoś co się nazywa
Klubem Bullingtona, a co, jak również podaje Wikipedia, stanowi „ekskluzywne
stowarzyszenie zrzeszające studentów-mężczyzn z rodzin angielskiej prawicy”.
Dalsze dzieje Radosława Sikorskiego, z naszego akurat punktu widzenia, są tu
nieistotne, ale dla porządku jeszcze tylko dodam, że po trzech latach studiów,
uzyskał Sikorski tak zwany licencjat, a później – kiedy to miało miejsce, tego
niestety również Wikipedia nie podaje – na swój specjalny wniosek otrzymał
jeszcze tytuł magistra. Już bez konieczności studiowania i zdawania
jakichkolwiek egzaminów. Podobno na Oxfordzie takie zwyczaje są tradycją.
Rozdawanie tytułów magistra na pisemny wniosek.
I dziś Radek Sikorski, minister w rządzie
Donalda Tuska, zabiera z Afryki grupę czarnych uchodźców, sadza ich przed
kamerą i bez jednego marnego mrugnięcia okiem, oświadcza, że oto w jego zyciu
nastąpił prawdziwie wzruszający moment, bo kiedy zobaczył tych biedaków, stanęła
mu przed oczyma jego własna młodość i ciężkie życie w ponurych czasach PRL-u,
kiedy to on „sam był uciekinierem”. Kiedy i on cierpiał prześladowania.
Rozumiem że również za wiarę w Jezusa Ukrzyżowanego.
Wszyscy znamy Radka Sikorskiego bardzo
dobrze. Czasem być może aż za dobrze. I wydawałoby się, że nie ma takiej
rzeczy, która by nas potrafiła w nim zadziwić. Nie ma też takich słów pogardy,
które choćby sama jego milcząca obecność nie byłaby w stanie w nas wywołać.
Jednak jego widok na tle tych czarnych chrześcijan – jego, z tą tak bardzo
niejasną, a z drugiej strony tak wystarczająco jasną historią w tle – robi
wrażenie szczególne. Stoi oto ten bufon i roni łzy nad wspólnym, swoim i tych
biedaków, losem. Brat w męce, jasna cholera! Przepraszam najmocniej, ale niech
go wreszcie jasny szlag trafi!
Ale jest coś jeszcze niezwykle
interesującego i jeszcze może bardziej symbolicznego, co znaleźć możemy w tej
wypowiedzi. Osobiście bardzo nie lubię czepiać się ludzi, których nie lubię, za
ich zwykłe, ludzkie pomyłki, a tym bardziej przejęzyczenia. W tym jednak
wypadku nie mogę się powstrzymać, zwłaszcza że tu akurat owo przejęzyczenie
jest bardzo znamienne. Mam tu na myśli fragment, na który już pewnie wiele osób
czytających zamieszczony wyżej cytat z Sikorskiego zauważyło: „To jest nasz
symboliczny gest solidarności z prześladowanymi chrześcijanami w Polsce”.
Mam zatem do Radka Sikorskiego w tej
chwili już tylko jedną sprawę. Niech on się ze mną i z moimi braćmi
chrześcijanami nie solidaryzuje. Niech on się, wraz ze swoimi partyjnymi
kolegami, od nas, polskich chrześcijan odpieprzy. Niech da nam święty spokój.
Szczególnie zwłaszcza, gdy napotka nas na Krakowskim Przedmieściu. Bo mogę mu
obiecać, że gdy jego solidarna obecność stanie się zbyt natarczywa, pokażemy mu
jak wygląda prawdziwa jesień średniowiecza. I wtedy dopiero zobaczy też, jak
potrafi wyglądać prawdziwe chrześcijaństwo, kiedy jest prześladowane przez
lewych czarusiów z Klubu Bullingtona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.