W
kwietniu 2010 roku, jeszcze w Salonie24, opublikowałem dość ponurą notkę
zatytułowaną „Gdy zło się otrząsnęło”, którą na swój absolutnie wyjątkowy
sposób skomentował samozwańczy duszpasterz tego bloga, ksiądz Rafał Krakowiak. Był
to kwiecień, któreś z dni chwilę po Katastrofie Smoleńskiej, końcówka Wielkiego
Postu, a dziś, jako że, podobnie jak wtedy, nadchodzi Święto Męki Pańskiej i
Zmartwychwstania, a jednocześnie po raz pierwszy od tylu lat pojawia się bardzo
realna szansa na to, że to co się wtedy stało zostanie, jak najbardziej
publicznie, nazwane, uznałem że przed nami znakomita wręcz okazja, by przypomnieć tamtą niezwykłą refleksję. Niech
ona nam dziś służy na obecne dni i dni, które dopiero przed nami. A ja, zanim zostawię nas wszystkich z Księdzem, chciałbym życzyć wszystkim przyjaciołom tego bloga zdrowia, codziennych radości i wszelkich łask od Jezusa Zmartwychwstałego.
Najpierw dorzucę swój kamyczek do
metafizycznych interpretacji Katastrofy. Jest odwiecznym zwyczajem, że od 5
niedzieli Wielkiego Postu, w naszych świątyniach zakrywa się krzyże, albo wręcz
wynosi się je z kościoła. Istnieje wiele interpretacji tego zwyczaju (zasłona
jako znak tajemnicy, którą jest Boża miłość do człowieka; „post dla oczu”; znak
uniżenia się Syna Bożego), ale mnie osobiście zawsze odpowiadała ta, której
sensem było pytanie: „Wyobraź sobie, co by się stało ze światem, z ludźmi, z
Tobą, gdyby nie było tego wszystkiego, co krzyż sobą wyraża?”
Ta myśl o braku obecności krzyża i
wynikających z tego konsekwencjach, przyszła mi do głowy w sobotę, 10 kwietnia,
gdy w telewizyjnych relacjach opisujących mordercze cechy smoleńskiej mgły,
pokazywano katyński krzyż, jego cień i te puste krzesła, na których nikt już
nie usiadł… Przyszła mi ta myśl do głowy, bo ktoś powiedział, że w prezydenckim
samolocie była cała Polska. Była tam cała Polska (taka, jaką Ona w swej
różnorodności jest, w wymarzonych przez śp. Prezydenta ideowych proporcjach,
oraz z tym, co z owych proporcji może wynikać), ponieważ Lechowi Kaczyńskiemu –
i pewnie Bożej Opatrzności – zależało, by cała Polska (właśnie taka!) pokłoniła
się Ofiarom Katynia i by cały świat to zobaczył. No i zobaczył…
I ta Polska została zasłonięta, zabrana.
Pozostała pusta przestrzeń (albo jak chce Lech Wałęsa: Polska z obciętą głową i
wyrwanym sercem, tzn. trup), w którą żałobnie się wpatrujemy, mając okazję by
zastanowić się, co się stanie ze światem, z Polakami, jeśli Polski (z wiadomymi
ideowymi proporcjami i różnorodnością) nie będzie i nie będzie tego
wszystkiego, co taka Polska sobą stanowi.
I Pan Bóg w dobroci swojej pokazuje nam
co się stanie.
Pokazuje, że Polska bez głowy i serca
(tzn. trup), jest wreszcie państwem, które tak dobry człowiek jak premier
Putin, traktuje z należytą atencją. Może to już czynić, ponieważ – jak to
wczoraj ocenił moskiewski dziennik "Kommiersant" – po tragedii w
Smoleńsku powstała sytuacja, w której możliwy jest prawdziwy przełom w
stosunkach między Rosją i Polską, a – cytuję: "ci politycy w Polsce,
którzy opowiadają się za pojednaniem z Rosją, otrzymali taką swobodę manewru, o
jakiej tydzień temu mogli tylko marzyć".
Prawda, że to jest piękne?
Bóg pokazuje, że Polska bez głowy i serca
(tzn. trup) może być zarządzana bez głowy i serca, co unaocznia nam wszystkim
biedny i jakoś taki zdziwiony premier Tusk (dlaczego zdziwiony? Przecież jako
dobry chrześcijanin, głęboko przeżywający w niedawnym Wielkim Tygodniu
tajemnice Męki Pańskiej, powinien był wiedzieć, że gdy dzieje się jakieś zło,
to działa wtedy ręka szatana, posługująca się niekiedy ręką całkowicie
materialną, oraz Ręka Bożej Opatrzności, która – z szacunku dla ludzkiej
wolności – zło dopuszczając, z tego zła dobro wyprowadza. Czyżby Pan Premier
poczuł się zaskoczony obecnością ręki, pisanej z małej litery?). Oczywiście,
premier Tusk osobiście bardzo się stara i na pewno bardzo dba o zachowanie
Majestatu Rzeczypospolitej. Stąd też tylko i wyłącznie głupocie jego
niefrasobliwych, pozbawionych wyobraźni doradców można przypisać fakt, że
wszystkie asy dzierży w swych dobrych dłoniach premier Putin.
Skoro jednak ambasador Polski w Moskwie,
razem ze wszystkimi swoimi ludźmi nie rozpoczął „okupacji” smoleńskiego
lotniska, skoro nie podjęto próby (być może naiwnej), by jak najszybciej
polskimi siłami to lotnisko zabezpieczyć, skoro nikt z rządu Pana Tuska nie
zwrócił się z prośbą o powołanie międzynarodowej komisji (choćby NATO-wskiej)
d.s. zbadania okoliczności śmierci Zwierzchnika Sił Zbrojnych RP i najwyższych
polskich dowódców wojskowych, no to co tak prostolinijny i szczery człowiek jak
premier Putin miał zrobić? Pozwolić, by we wraku zderzonego ze smoleńską mgłą
prezydenckiego samolotu, grasowały jakieś cmentarne hieny? Oczywiście, że nie
mógł na coś takiego pozwolić. A to, że przy okazji wpadła mu w ręce możliwość
by sprawić (np. sugestią, iż w smoleńskiej katastrofie, miały swój „ręczny” udział
polskie służby specjalne), aby premier polskiego rządu przytulał się do niego
skwapliwie, ufnie i na zawołanie, świadczy tylko o tym, że Premier Rosji wie
doskonale, iż polityka to m.in. sztuka wykorzystywania możliwości.
Bóg pokazuje, że Polska bez głowy i serca
(tzn. trup), jest już gotowa na to, by usłyszeć rosyjskie „przepraszamy za
Katyń”. Co prawda, do niedawna oficjalne stanowisko Kremla (równoległe do
klękania premiera Putina w Katyniu) wyrażone przed sądem w Strasburgu było
następujące: „Nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich
oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono, ani
też tego, czy Polaków w ogóle rozstrzelano” – ale cóż, sytuacja rozwija się w
sposób dynamiczny.
Gdy w minioną sobotę, o godz. 8:56
pojawiła się owa wspominana już, a wymarzona swoboda manewru, nic nie stoi na
przeszkodzie (nawet zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji, ze strony bezczelnych
i chciwych potomków katyńskich ofiar, chcących swymi roszczeniami oskubać
biedne rosyjskie państwo na sumę przynajmniej 22 miliardów dolarów), by
prezydent Miedwiediew mógł powiedzieć, że katyński mord został dokonany z
polecenia najwyższych władz radzieckich, w tym Józefa Stalina. Możemy tylko
domniemywać, dlaczego sobotnia katastrofa w sposób tak nagły zwiększyła
bezpieczeństwo naszych rosyjskich przyjaciół, ale tak czy inaczej czują się
bezpieczniejsi i już.
Bóg pokazuje także i to, że Polska bez
głowy i serca, jest znakomitym, pragmatycznym i elastycznym partnerem
gospodarczym. Wymarzona swoboda manewru, która jakże niespodzianie (żeby nie
powiedzieć: szczęśliwie) pojawiła się w minioną sobotę, daje możliwość
chociażby sfinalizowania polsko-rosyjskiej umowy o dostawy gazu ziemnego do
Polski. Dzięki temu obecny i następne polskie rządy, nie będą sobie musiały
zaprzątać głowy dywersyfikacją dostaw (te wszystkie kosztowne, nie mające
ekonomicznego uzasadnienia gazoporty, azerbejdżańskie rury, czy mityczne
łupkowe gazy), bo i faktycznie, sama myśl o innych źródłach paliw niż
rosyjskie, jest nadużyciem zaufania i wielką krzywdą wobec tych, którzy okazują
nam tak wielkie zrozumienie i solidarność.
Na tę nową, ekonomiczną jakość Polski,
rynki finansowe zareagowały pozytywnie, czego znakiem było to, iż w miniony
poniedziałek, na warszawskiej giełdzie „WIG20 po spokojnej sesji wzrósł o
prawie 1 proc., czym ustanowił nowy rekord zwyżki i pokazał swoją siłę”. I
trzeba się z tego cieszyć, bo jak mówi jeden z finansowych analityków (Piotr
Kuczyński), po sobotnich wydarzeniach „rządząca koalicja (przez rynki odbierana
jako dla nich korzystna) umocniła się. Pamiętać też trzeba, że wybór nowego
szefa NBP zapewni jednolitość opinii na linii RPP – NBP – rząd. Znikną swary.
Dlatego też, brutalnie mówiąc, inwestorzy zagraniczni mogą niedługo jeszcze
lepiej oceniać sytuację w Polsce”.
Coś pięknego!
No i na koniec, a propos – jak to w
komentarzu nieco wyżej zostało ładnie ujęte: „obrzydliwej w treści, a ślicznej
w formie” notki toyaha, Bóg pokazuje nam, że Polska bez głowy i serca, będzie
Polską ruskich buców (powodowany ostrożnością procesową wyjaśniam, że
określenie „ruski buc”, jest na blogu toyaha terminem technicznym, opisującym
coś co jest bardzo osobiste, intymne, wręcz ontologiczne - a skutkujące
mentalnością charakteryzującą się wewnętrzną pustką, kulturowym wykorzenieniem,
pobłażliwym stosunkiem do fałszu i lekceważeniem dla prawdy, swego rodzaju
bezwzględnością i innymi tym podobnymi przymiotami).
Oczywiście, biorąc pod uwagę to, co
napisałem wyżej, należy zauważyć, że te nasze swojskie, ruskie buce, to jednak
druga liga, w porównaniu ze wschodnimi mistrzami. Tym niemniej pomysł,
propagowany przez tak wiele znakomitych autorytetów, by nienawiść i szaleństwo
w imię jedności społeczeństwa podnieść do rangi normy powszechnej, ze wszech
miar zasługuje na uznanie.
Czy to już wszystko, co dobry Bóg nam
pokazuje? Oczywiście, że nie. Bóg pokazuje także i to, że nadszedł czas, by się
na coś zdecydować: albo na żywą (w wiadomych ideowych proporcjach i
różnorodności) Polskę Kaczyńskiego, (i tu trzeba się liczyć chociażby: z zimnym
wiatrem i mgłą z Rosji, niezadowoleniem inwestorów zagranicznych, rechotem i
fuckami ruskich buców), albo na święty spokój Polski martwej, nie mającej
wpływu na bieg spraw politycznych, gospodarczych czy społecznych.
Nie wiem dlaczego właśnie teraz nadszedł
czas wyboru. Ale wiem, że Bóg pokazując nam to wszystko pragnie, byśmy wybrali
dobrze. Już wkrótce zasłona będzie zdjęta. Czas namysłu minie. Polska nie jest
jeszcze trupem. Na razie śmierć dotknęła Jej symbole. To jest bolesne, ale
Polska jest, żyje. Patrząc na tłumy chcące pokłonić się Prezydenckiej Parze,
jestem optymistą. Tych ludzi żadne wulkaniczne pyły nie przykryją.
No i jest Pan Jarosław, który owych ludzi
– daj Boże! – poprowadzi.
"Nie wiem dlaczego właśnie teraz nadszedł czas wyboru. Ale wiem, że Bóg pokazując nam to wszystko pragnie, byśmy wybrali dobrze. Już wkrótce zasłona będzie zdjęta. Czas namysłu minie. Polska nie jest jeszcze trupem. Na razie śmierć dotknęła Jej symbole. To jest bolesne, ale Polska jest, żyje. Patrząc na tłumy chcące pokłonić się Prezydenckiej Parze, jestem optymistą. Tych ludzi żadne wulkaniczne pyły nie przykryją. No i jest Pan Jarosław, który owych ludzi – daj Boże! – poprowadzi."
OdpowiedzUsuńChyba właśnie w tym uczestniczymy.
Napisałeś, że teraz jest realna szansa, aby to co się stało zostało publicznie nazwane. Ja uważam, że to już zostało nazwane publicznie, teraz tylko nie można się cofnąć.
Wesołych Świąt i wszelkich Łask Bożych dla Ciebie i rodziny.