W swojej poprzedniej notce, zwróciłem
uwagę na – dla mnie absolutnie wstrząsający – fakt, że ludzie wydawałoby się
nie dość że tak jak większość z nas pobożni, to jeszcze z ową pobożnością
obnoszący się w glorii ekspertów, wydają się nie mieć kompletnie świadomości,
czym jest grzech w wymiarze społecznym i czym, w tym samym ujęciu, jest
modlitwa. Obserwując całą serię kierowanych przez owych specjalistów ataków
przeciwko papieżowi Franciszkowi, nie mogłem się nadziwić jak wszyscy oni,
kierując się wyłącznie swoimi politycznymi obsesjami, kompletnie tracą
świadomość, jak bardzo nasza nieustanna modlitwa, nasze codzienne czynienie
dobra, nasze „miłowanie” nieprzyjaciół i wreszcie zaniedbywanie tych naszych
chrześcijańskich obowiązków ma znaczenie nie tylko dla nas, ale dla całego
świata. Nie potrafiłem tego zgnuśnienia zrozumieć, zwłaszcza gdy nie ma dziś
praktycznie dnia, byśmy ze wszystkich stron nie słyszeli apeli o to, by się
modlić o pokój na Ukrainie i na całym, tak bardzo dotkniętym różnymi nieszczęściami,
świecie. Jak można – będąc człowiekiem Wiary – nie rozumieć, że owo wezwanie to
nie jest próżny gest, podobny do życzeń urodzinowych, czy świątecznych, ale
potencjalnie coś wręcz rozstrzygającego. A mówię o ludziach, którzy przy byle
okazji to tu to tam wzywają do „szturmu modlitewnego”, nie tylko za czyjeś
zdrowie, za czyjeś życie, ale niekiedy nawet za pomyśłnie zdany egzamin na
prawo jazdy. To oni wierzą w to, że ów szturm działa, czy nie? I czy wierzą, że
brak tego szturmu może mieć znaczenie, czy nie? I czy oni nie wiedzą, że każdy
grzech, a w tym również grzech zaniedbania, zawsze niesie skutki społeczne?
Myślałem o tym przez ostatnie dni i
nagle przypomniałem sobie coś, co każe mi wierzyć, że oni ani o niczym nie
zapomieli, ani nie są tak głupi, jak by się mogło wydawać. Rzecz bowiem
wyłącznie w tym, że każdy z nich zapewne przez wspomniane wcześniej obsesje,
postanowił to wszystko na chwilę odłożyć na bok i wrzasnąć jednym głosem: „A
gdzie w tym wszystkim jest jakakolwiek moja wina?!” Oto parę już lat temu
przedstawiłem tu tekst o tym jak to w telewizyjnym programie Jana
Pospieszalskiego „Warto rozmawiać” on sam plus trzech jego pobożnych znajomych,
redaktorzy Grzegorz Górny i Sebastian Kratiuk, oraz ksiądz Isakowicz – Zaleski,
załamywali ręce nad papieżem Franciszkiem, który rzekomo rozważa zniesienie
swoim papieskim autorytetem obowiązku kapłańskiego celibatu. Wszyscy oni po
kolei grzmieli na temat wielkiej schizmy w Kościele, do jakiej z pewnością
dojdzie jeśli Papież się „nie opamięta”, ksiądz Isakowicz dziękował
każdemu z nich za to, że mówi coś, czego „jemu mówić nie wolno”. W końcu
jednak i on się przełamał i zagrzmiał otwartym tekstem:
„Trzeba
się również modlić za papieża Franciszka o jego.... boję się tego słowa... ale
muszę je wypowiedzieć – opamiętanie, żeby nie doprowadził do schizmy. Ale
również potrzebny jest głos ludu, właśnie wtedy, gdy zawodzą ci najważniejsi
pasterze”.
I w tym oto momencie zabrał ponownie głos
główny kościelny ekspert prawicowych mediów Grzegorz Górny i poinformował, że w
tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak „modlitwa, różaniec, pokuta oraz
jałmużna”.
A ja dziś sobie nagle przypominam ową
modlitwę, różaniec, pokutę i jałmużnę za nawrócenie papieża Franciszka i przede
wszystkim już wiem, że oni jednak wiedzą, że każde zło ma wymiar uniwersalny,
że my za nie jesteśmy zawsze w jakiś tam sposób odpowiedzialni i, co
najważniejsze, naszą modlitwą i dobra czynienie możemy to zło pokonać. Oni to
wiedzą, tyle że przez swoją gnuśność, beztroskę i zwykłe zaniedbanie, często
pozwalają temu złu się bezkarnie panoszyć. Ciekawe, czy którykolwiek z nich, na
czele z księdzem Isakowiczem-Zaleskim ma dziś świadomość, że przez swój brak
konsekwencji po opisanym telewizyjnym występie są współwinni temu, że papież
Franciszek doprowadza ich do cholery, zarzucając im tak niesprawiedliwie, że to
również dzięki nim Ukrainę dziś prześladuje to straszne nieszczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.