piątek, 8 kwietnia 2022

O wariatach, oszustach i zwykłych agentach

         Dużo się ostatnio mówi na temat propagandowego ataku prowadzonego na wszystkich możliwych kierunkach i pod wszelkimi możliwymi hasłami przeciwko prawdzie, a ja, jak zawsze staram się mieć oczy i uszy otwarte. Mam zatem z każdym dniem coraz silniejsze przekonanie, że choć podstawowa inspiracja płynie z Moskwy i z Niemiec to tu u nas znana nam grupa próbująca, często bardzo skutecznie, sterować umysłami wielu, składa się zaledwie z kilku osób i organizacji, a więc – pomijając naturalnie tak zwaną „totalną opozycję” – przede wszystkim Konfederacji z Grzegorzem Braunem i Korwinem na czele, Piotra „Kurki” Wielguckiego, ośrodka Polonia Christiana i wreszcie samotnego strzelca, Łukasza Warzechy. To tu mianowicie prowadzona jest dystrybucja owego rusko-niemieckiego towaru, czy to w postaci histerii antyszczepionkowej, czy to antyukraińskiej propagandy, czy wreszcie nieustannego szczucia na Kościół w osobie papieża Franciszka.

      I teraz, w momencie gdy zarówno Braun jak i Korwin stają się powoli passe, i wokół nich gromadzi się już coraz mniejszy tłum, Łukasz Warzecha nie ma na tyle siły by się przebić przez mur anonimowości, a za Franciszka się już zabrała państwowa telewizja i wygląda na to, że jesteśmy bez szans, pozostaje wymieniony wcześniej Matka Kurka, który, jak się zdaje wciąż i to od wielu już lat niezmiennie, przyciąga do siebie znaczną liczbę durniów, których tu nigdy nie było zbyt mało.

          Poświęciłem tu owemu dziwnemu człowiekowi dotychczas bardzo dużo miejsca i choć zawsze męczyły mnie z tego powodu wyrzuty sumienia, to i dziś uważam za stosowne zająć się owym fenomenem. Dlaczego? Bo twierdzę w szczerym przekonaniu, że to on tu dziś, przynajmniej w internecie, jest projektem absolutnie najbardziej niebezpiecznym dla psychicznego zdrowia Polaków i chcę przypomnieć kilka rzeczy z przeszłości, które mogły wielu z nas umknąć.

         Jak niektórzy wiedzą, ów Matka Kurka – przypominam że owa nazwa od początku stanowiła oczywiste szyderstwo z Ojca Rydzyka – od wielu lat prezentuje się na swoim blogu zatytułowanym Kontrowersje. Co jednak powszechnie pozostaje nieznane, znaczna część jego przemyśleń została stamtąd przez niego samego wystrzelona w kosmos, tak by nikt nigdy nie pomyślał, że ma do czynienia z ewidentnym psychopatą i oszustem. Dziś, jak mówię, po tamtych notkach nie pozostał nawet ślad, ja natomiast jeszcze przed laty zdążyłem część z nich zapisać i dziś chciałbym je przypomnieć. Bardzo proszę. Czytajmy i ruszmy łaskawie głową. Oto mamy początek roku 2010, tuż przed zamordowaniem Lecha Kaczyńskiego, a przed nami Matka Kurka, znany dotychczas z najbardziej obrzydliwych ataków, prowadzonych w przeróżnych miejscach i pod różnymi imionami, pod adresem Polski, Kościoła i wreszcie Prawa i Sprawiedliwości oraz braci Kaczyńskich, z być może najbardziej szokującym apelem, by gdy oni już wreszcie zdechną, pogrzebać ich najdalej od miejsca gdzie on, Matka Kurka, urzęduje, melduje co następuje:

Wyobraźcie sobie faceta, który mógł mieć każdą kobietę w swoim otoczeniu, bez najmniejszego wysiłku, mógł korzystać i przebierać do woli, ale taki miał twardy charakter, że zapanował nad tym, nad czym żadnemu facetowi panować niepodobna. Za ten jeden wyczyn bije Chrystusowi pokłony i nie czuję się godnym sznurować sandałów u jego wstrzemięźliwych sandałów. Brzmi jak żart, jednak wcale żartem nie jest, poświęcić się tak swojej misji, aby uwolnić się od kaprysów penisa, od podświadomości, od skonsumowanych erekcji, to jest wielkość, to jest geniusz i męskość o jakiej każdy pantoflarz może tylko pomarzyć. Chrystus ujarzmił pożądanie, coś co pochłania 96% nędznej egzystencji męskiej, prosty męski organizm jest tak właśnie skonstruowany, 96% myślenia o dupie, 4% o III zasadzie termodynamiki i II prędkości kosmicznej. 96% czasu spędzonego na podniecaniu się kawałkiem cycka, 96% czasu zmarnowanego na obracaniu głowy wokół każdego falującego tyłeczka i 4% na myśli, czyny i pożyteczny wysiłek, 4% na ‘Makbeta’.

Dlaczego Chrystus zaszedł tak wysoko, tak daleko i trwać będzie wiecznie? Dlaczego jego dzieło jest nieśmiertelne, a on sam nazywany Bogiem? Dlatego, że to pierwszy i jak na razie ostatni facet, który potrafił co najmniej odwrócić proporcje, 96% czasu, myślenia i wysiłku poświęcał na to, aby ścigać się z Bogiem nie własnym penisem. Chrystus jest moim mistrzem, jest moim Bogiem, wierzę w Chrystusa i nigdy nie przestanę, postać Chrystusa powinna być archetypem każdego macho, tak właśnie należy pojmować męskość.

Mężczyzna jako dostarczyciel wielokrotnego orgazmu jest ziemskim, żałosnym niebytem, ściąganie się na wielkości i sprawności organu służącego do odcedzania toksyn z organizmu, jest sportem dla gówniarzy. Chrystus zapanował na męskością i uczynił to w stylu, który zawstydza Boga. Tylko za ten wyczyn Chrystus jest nieśmiertelny, a przecież dokonał wielu rzeczy, których nie da się wytłumaczyć inaczej niż Bogiem. Przeprowadzenie bezkrwawej rewolucji społecznej, przewartościowanie skostniałego starotestamentowego zamordyzmu, braku tolerancji i zacofania. Chrystus był pierwszym Żydem, który dotykał kobiety pozbawioną seksualności czułością i nie pytał, czy białogłowa miesiączkuje, co dla ciemnego, konserwatywnego Żyda było grzechem. Zacofany starotestamentowy Żyd wierzył, że dotykając kobiety, która ma okres nie pójdzie do nieba, a jeśli już dotknął musiał uczynić wiele pogańskich obrzędów, by zmyć z siebie nieczystość. Z takim zacofaniem zmierzył się Chrystus i poszły za nim miliony. Chrystus skupił wokół siebie wszelkie pogardzane mniejszości, ladacznica była dla niego materiałem na świętą, złodziej i przestępca na kapłana, biedak na przyjaciela Boga, celnik na uczciwego, bezinteresownego filantropa. Chrystus wyprzedzał swoją epokę o więcej niż 2000 lat, zburzył stare i zbudował nowe, trwałe i nieśmiertelne. Sprzeciwił się własnemu narodowi, własnej kulturze, własnej tradycji, został znienawidzonym banitą, ale wygrał. Jego rodacy, jego bracia i siostry sprzedali go rzymskiemu okupantowi, wydali na tortury i na okrutną śmierć, bo nie rozumieli w swojej głupocie, że mają do czynienia z Bogiem”.

     Mijają niespełna cztery miesiące, nadchodzi owa upiorna sobota 10 kwietnia, gdy Wielgucki – już z samego powyższego fragmentu widać, że ewidentny wariat – robi kolejny krok:

Na Lecha Kaczyńskiego miałem głosować, nie była to żadna prowokacja, nie był to zabieg pod klikalność, to była moja głęboko przemyślana decyzja. Nie zagłosuję i wiem za co ta kara. Ta kara jest za wieloletnie patrzenie tylko i wyłącznie na ludzkie wady. Mam taką cechę, Lechowi Kaczyńskiemu zebrało się najbardziej, może tylko jego brat dostał więcej. Nie jestem wierzący, nie jestem przesądny, ale do czasu do czasu do mojej cynicznej, racjonalnej głowy docierają znaki, które nie mówią, ale krzyczą.

Dzisiejsza tragedia wykrzyczała mi, że człowiek nie brzmi prosto, że życie ludzkie zostało opisane na milion sposobów, ale samo życie ciągle dodaje nowe wersy, na które nie wpadłby żaden śmiertelnik. Marnie wygląda wszystko, tysiące tekstów, setki interpretacji, tony emocji, spory żałosne, noty nędzne i wybitne.

Zapala się prawy silnik, albo przejeżdża TiR, rośnie guz na nerce, za rogiem nóż w plecy, albo spektakularnie na grobami 20 tysięcy ginie 88. Za kilka dni góra tygodni będą padać takie zdania: ‘No i co z tego, trzeba żyć dalej, a Kaczyński był taki jaki był, nie obchodzi mnie, że zginął, żadnego PiS, żadnych Kaczyńskich’. Nie wiemy jaki był, pisałem o Kaczyńskim wiele lat i nie wiem jaki był, trzeba żyć dalej, ale dla mnie życie ma znów inny smak, znów mi się przestawiły tory, choć jeszcze wczoraj byłem pewien dokąd jadę i jakie kolejne odwiedzę stacje. Jest mi nie tak, jest mi bardzo nie tak, nie muszę robić niczego na siłę, samo mi się z całego mnie wyrywa: ‘Moje kondolencje, moje współczucie, moje przygnębienie, moja bezsilność’".

       I tu, gdy może się ju z wydać, że on wkracza na wciąż mocno pokrzywioną, ale jednak nową drogę, mija zaledwie kilka dni i pojawia się kolejny wpis:

„„W jednym radzieckim samolocie nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz poleciało 88 oficjeli, chociaż nie na miejscu lądowania, ale na miejscu startu komunikaty meteorologiczne pukały się w czoło. Polski prezydent według protokołu dyplomatycznego wrócił w trumnie, towarowym wojskowym samolotem, takim samym jaki się rozbił niedawna z 30 polskimi dowódcami. Następnie zapakowano trumnę do karawanu, trzeba wyjaśnić kwestię przetargu i przewieziono zwłoki w takim tempie i po tych samych dziurach, jakimi każdego dnia jeżdżą niemieckie samochody pozbawione TUV. Płaczemy 4 dzień, wiemy już ponad wszelką wątpliwość, że to Kaczyński kazał zabić wszystkich i nawet się nie zająknął, bo takie miał chore ambicje. Jeden ksiądz z Przemyśla powiedział, że Tusk też się mógł zabić i skład na tym samym radzieckim pokładzie miał wcale nie gorszy. Kto inny mówi o bandycie Kaczyńskim, kto inny chce zabić księdza z Przemyśla, to się u nas nazywa debata miedzy opcjami. I teraz jest najważniejsze, abyśmy zapomnieli o tych wszystkich drobnostkach, co tu dużo mówić, o tej demagogii, kto ile zarabia i na co jak długo czeka. Teraz najważniejsze są wnioski, a wnioski są takie. Jak nie pogonimy tego Niemca Tuska i nie wykończymy tego gnoma Kaczyńskiego, jak nie zajebiemy Niesiołowskiego z Bartoszewskim, jak nie dopierdolimy Kurskiemu z Bielanem, jak nie obesramy Wałęsy, jak nie zglanujemy bufetowej Gronkiewicz, jak nie wyrwiemy jaj agentowi Sikorskiemu, jak nie obetniemy cycków agentce Gilowskiej, jak nie zakopiemy żywcem Balcerowicza i nie pozwolimy na katolickim cmentarzu pochować Skrzypka, jak nie damy całej władzy rudym, jak w końcu nie pozwolimy rządzić Polakom, to się w tej jebanej Polsce z tymi skurwysynami Polakami nic i za chuja nie zmieni. Najpierw musimy się zajebać na śmierć kurwa nasza mać i dopiero, żeby Polska będzie Wolska 3 razy po 15 w IV popisowej rewolucji wypalanej żelazem miłości do polityki korupcji. Amen kurwa”.

         Jak mówię, tamte notki Piotr Wielgucki już starannie bardzo usunął z Sieci, natomiast mamy go na miejscu i dziś. Wciąż w wybornej formie, sugerującego że wszystkie te doniesienia o rosyjskiej rzezi realizowanej każdego dnia na Ukrainie to fejk i zwykłe zawracanie głowy, bo to co się naprawdę liczy to rzekone 200 tys. ludzi zamordowanych podczas epidemii przez premiera Morawieckiego. A publiczność słucha i podziwia ową przenikliwość.

         Powiem szczerze, że choć jestem już starszym panem, w dodatku nigdy nie mającym ambicji na polach bitwy, zapewniam że gdybym miał okazję spotkać się z Piotrem Wielguckim, potłukłbym go do nieprzytomności zakupioną wcześniej ruską flagą na odpowiednio twardym drzewcu. Tak się oczywiście nigdy nie stanie, natomiast do końca życia będę miał tę satysfakcję, że jestem prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która tego zakłąmanego sukinsyna potrafiła doprowadzić do autentycznego szału. Kto ciekawy, niech zajrzy tu. Tego akurat uznał on za stosowne nie usuwać:

http://kontrowersje.net/tresc/genialny_matka_kurka_palcem_wytyka_przecietnego_osiejuka



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...