A zatem,
skoro wakacje na półmetku, przedstawiam kolejną refleksję, tym razem w postaci
tekstu, który dziś też ukazuje się w kolejnym wydaniu „Warszawskiej Gazety”.
Swoją drogą , nie wiem, czy jest to powszechnie wiadome, ale wspomniana „Warszawska
Gazeta” jest dziś piątym najlepiej sprzedawanym tygodnikiem opinii, po
„Polityce”, „Gościu Niedzielnym”. , „Newsweeku”, oraz „Sieci”. Sprzedaż to
tylko sprzedaż – wiemy jak to jest, gdy chodzi o tak zwaną „oglądalność” – to
co robi jednak wrażenie to fakt, że wspomniany tygodnik, mimo swojego
oczywistego wzięcia, nie jest w ogóle uwzględniany w jakichkolwiek oficjalnych
klasyfikacjach. Rozmawiałem na ten temat z red. Bachurskim i powiedział mi on,
że jeśli chce się być w tak zwanej „bandzie”, trzeba zapłacić, a on płacić nie
ma zamiaru, no i w ten sposób mamy to co mamy. Są osoby które mi zarzucają, że
obstawiłem nie tego konia, ja jednak nie ma najmniejszych wątpliwości co do
tego, że nie ma takiego nieszczęścia, jakie by mnie spotkało, gdybym został
współpracownikiem któregokolwiek z pozostałych tytułów, nie wyłączając z tego
zajmującego szóstą pozycję „Do Rzeczy”.
Gdy siadam do kolejnych refleksji, myślę
sobie że choćbym bardzo się starał, to tym razem nie mam wyjścia i ten akurat
felieton muszę poświęcić Donaldowi Tuskowi i jego triumfalnemu powrotowi z
wieloletniej emigracji do Kraju. Nie mam jednak zamiaru szydzić z tego kosmity,
czy to powtarzając, swoją drogą zabawny internetowy żart, że oto Donald Tusk,
kiedy w Polsce panowała bieda z nędzą, musiał wyjechać za chlebem, a dziś wraca
pełen nadziei do płynącej miodem i mlekiem Ojczyzny, ani nawet bardzo poważnie
analizować jak najbardziej prawdopodobnej ewentualności, że ów powrót do Polski
to nie wolna decyzja Donalda Tuska, tylko kolejne zadanie, do którego go
wyznaczyło państwo niemieckie, ale zastanowić się nad tym, jak to się stało, że
ten dziwny człowiek upadł tak nisko, by pozwolić sobie na aż takie upokorzenie.
Zanim jednak powiem parę moim zdaniem
ważnych słów na tematy wagi najcięższej, chciałbym na chwilę wrocić do kwestii
podstawowej: dlaczego Donald Tusk w ogóle wyjechał – przyznajmy że nie do końca
– z Brukseli. Otóż najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem owej zagadki jest
oczywiście to, że jemu wracać do Polski kazali Niemcy, a on oczywiście nie miał
wyjścia i zrobił co zrobić należało. Ja jednak jestem bardzo ciekawy, co
takiego Donald Tusk miał w sobie, że przez te siedem, czy ile tam lat, gdy zadawał
szyku na brukselskich salonach, nie potrafił przedstawić swoim pracodawcom
choćby jednego argumentu za tym, by oni zaczęli go traktować poważnie. No
dobrze, udało mu się jakoś nauczyć dukać po angielsku, no ale nie oszukujmy
się, z punktu widzenia tych podejmujących kluczowe decyzje, to akurat jest
szczegół. No ale też, przez swoją wrodzoną bezczelność, potrafił poruszać się Tusk
wśród prezydentów, premierów i osób prowadzących finanse, z pewną swobodą, no
ale znów – tam oni wszyscy po pewnym czasie się czują jak na szkolnej
wycieczce. Tymczasem tu wydaje się że jemu zabrakło tego jednego, co by
sprawiło, że owo brukselskie towarzystwo uznało go za swojego i pozwoliło mu
zostać.
Tu muszę się przyznać do pewnej naiwności.
Otóż kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że Donald Tusk wraca, by wyrwać
Platformę z rąk Budki i jego kolegów, pomyślałem, że to nieprawda. Byłem bowiem
przekonany, że on do Polski nie wróci niegdy. Raz, przez to że on wie co go tu
czeka z powodu czysto kryminalnych zaszłości, a dwa, że, jako było nie było
ważny brukselski urzędnik, on ma naprawdę mnóstwo możliwości prowadzenia
naprawdę wygodnego życia za całkiem dobre pieniądze. Tymczasem on wrócił.
Czemu? Na to pytanie odpowiedź jest jedna: bo mu kazali. A to stawia przed nami
kolejną kwestię: jak to się stało, że oni mu mogli cokolwiek kazać? I tu
odpowiedź jest jedna: Donald Tusk to idiota. W dodatku idiota nawet z
perspektywy Niemiec, Francji, Belgii, czy Bułgarii.
@toyah
OdpowiedzUsuńOn stosuje wyższy poziom bezczelności, bo się jej nie wstydzi. Możliwe nawet, że jej u siebie nie zauważa, bo wprawdzie każdy człowiek MA sumienie, ale nie każdy je UŻYWA.
Zatem: "... przez swoją wrodzoną, BEZWSTYDNĄ bezczelność, potrafił poruszać się ...", i.t.d.
Taki produkt na obcej licencji.
Twoje zalozenie, ze nie wroci bo tu czekaja na niego z zarzutami kryminalnymi jest przepraszam bardzo ale bardzo naiwne.
OdpowiedzUsuńNikt mu w Polsce krzywdy nie zrobi,jestem przekonany, ze to jest czesc umowy miedzy rozgrywajacymi.
@Tobiasz11
UsuńPewnie masz na myśli, że na wojnie generałowie nie zabijają się nawzajem. Bój na szczytach władzy idzie o obezwładnienie, a nie o eksterminację. Taka reguła panuje także w polityce. Według mnie, PiS tej reguły przestrzega.
To nie jest umowa w sensie wzajemnego porozumienia się stron, ale równoległe stosowanie instynktu samozachowawczego.
Gdy któraś ze stron deklaruje odrzucenie tej reguły, gdy tylko wygra bitwę, czy to w polityce zdobędzie władzę, to na 100% strona ta jest bandytą, terrorystą, komunistą, czy czymś takim skrywającym tymczasem swoje predylekcje.
Nie kimś, lecz czymś takim, bo w takim celu dehumanizując przeciwnika sama traci prawo do własnego człowieczeństwa.
Tusk jaki jest każdy widzi. Sytuacja globalna po upadku Trumpa się zmieniła i Donald przestał być w Brukseli potrzebny. Wysłali go do Polski jak w filmie "Rozmowy kontrolowane" SB wysłało jednego generała do Ułan Bator.
OdpowiedzUsuń@crimsonking
UsuńNie da się odrzucić przypuszczenia, iż Tusk jest cudzym prokurentem udającym samoistnego przywódcę poprzednio przed parlamentem unijnym, a teraz przed polskimi tubylcami.
Nie przyjechał na koniu, lecz w teczce.