piątek, 16 lipca 2021

Czy przyszłość Donalda Tuska to przekręt na milicjanta?

Dziś proponuję Państwu swój najnowszy felieton z "Warszawskiej Gazety". Niestety znów o Donaldzie Tusku, ale co zrobić, gdy on się wepchał i nie chce wyjść? 


      Nie wiem który to już raz muszę powtórzyć, ale jaką mam możliwość, by udawać, że nic nie zauważyłem, gdy chyba każdy z nas już w tej chwili widzi, że Donald Tusk rzeczywiście wrócił, rozsiadł się nam jak jakieś panisko i ani na moment nie wyglada jakby miał sobie pójść w cholerę? Wrócił więc nam ów Donald Tusk – wbrew wszelkim rozsądnym prognozom, opartym na jak najbardziej sensownych, czysto finansowych, wyliczeniach – i to co, mnie przynajmniej, uderzyło, to przyjęcie jakie mu zgotowały nie tyle dawnoreżimowe media jako takie, ale zajmujące tam wyróżniające się pozycje kobiety. To co po tych kilkunastu już dniach, gdy ów dziwny człowiek stara się tu odnaleźć swoje miejsce, zauważam przede wszystkim to, że jego powrotu oczekują tu przede wszystkim pewne mocno już starsze panie w typie Moniki Olejnik, Katarzyny Kolendy-Zalewskiej, czy dziennikarki „Newsweeka” Renaty Grochal, i to one głównie – a trzeba wspomnieć, że poza tymi trzema jest ich cały tabun – robią temu durniowi odpowiednią klakę.

      Spędzam trochę czasu na portalach w rodzaju Twittera czy Facebooka, i nie mam watpliwości co do tego, że powyższa refleksja nie stanowi wyłącznie mojego wymysłu. Otóż jest bardzo wielu komentatorów, którzy uważają, że gdyby nie histeria stworzona głównie oczywiście przez kobiety, ale nie tylko, bo tu szczególny typ meżczyzny ma również swoje do powiedzenia, powrót do kraju Donalda Tuska przeszedłby niemal niezauważony. Tymczasem, jak sami widzimy, dla niektórych z nas jego pojawienie się robi wrażenie swego rodzaju „Powtórnego Przyjścia”. Oto ledwie co wczoraj, wspomniana Renata Grochal zapowiedziała na Twitterze najnowszy numer tygodnika „Newsweek” gdzie już na samej tytułowej stronie Donald Tusk jest zapowiadany jako „RATOWNIK”, a sama ów zapowiedź świadczy o tym, że owa kobieta, gdy chodzi o Donalda Tuska, jest gotowa pójść na wszystko.

       Jak mówię, kwestia, czemu aż tak wiele osób, gdy chodzi o Donalda Tuska, traci wszelkie możliwe hamulce, frapuje nie tylko mnie, natomiast ja jestem przekonany, że odpowiedź na ów dylemat – mimo że również wielu z nas ma tu swoje przeczucia – przedstawił bardzo skutecznie w swojej powieści „Bracia Karamazow” wybitny rosyjski pisarz, Fiodor Dostojewski. Otóż kiedy toczy się proces o zabójstwo, w którym oskarżonym jest człowiek jednoznacznie zły i występny, a dowody przeciwko niemu nie ulegają najmniejszych wątpliwości, zdecydowana większość obecnych na sali sądowej kobiet ma jedno tylko marzenie: by on z jednej strony został uwolniony od odpowiedzialności, ale by jednocześnie broń Boże nie okazało się, że to nie on jest mordercą. Ja oczywiście biorę pod uwagę taką możliwość, że pisarz Dostojewski miał jakieś osobiste kompleksy, gdy chodzi o relacje damsko-męskie, myślę sobie jednak, że nawet jeśli, to tu akurat trafił w samo sedno. Starsze panie tak właśnie mają: widzą bezczelnego łajdaka, i natychmiast tracą rozum. Przypadek Donalda Tuska moje przypuszczenia wyłącznie potwierdza.



3 komentarze:

  1. @toyah

    A właściwie to dlaczego ów wąż kusił akurat Ewę, a nie Adama, czy też oboje naraz?

    OdpowiedzUsuń
  2. @Toyah
    To trochę jak w skeczu Monty Pythona, o mordercy, którego wszyscy - włącznie z prokuratorem - po prostu uwielbiają. A wszystko dlatego, że morderca był bardzo miły i powiedział, że jest mu przykro...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedna z podręcznych definicji idioty idzie w tym kierunku, iż jest to osoba, która po raz en-ty ponosząc niepowodzenie, kolejną próbę podejmuje tak samo.

      Tuskowi przypisano pewną moc sprawczą, której nigdy nie posiadał i nigdy nie posiędzie z powodu ograniczeń osobniczych oraz z powodu ograniczeń, którymi obarczył swoich współpracowników.

      W zakresie różnych bytów organizacyjnych Nie potrafi niczego samodzielnie skonstruować. Nie potrafi też ich prowadzić inaczej, niż wycinając wartościowych współpracowników, aż otoczą go sami osobiście bezwartościowi.

      Gdy poszedł na tego krula Europy, to wylądował tam w środowisku, którego nie mógł po swojemu rozstawiać. Nawet Polski nie mógł. Dlatego mogliśmy obserwować, jakie to jest beztalencie polityczne i organizacyjne.
      Zarazem w Kraju, gdy już się nie skrywali w jego cieniu, mogliśmy obserwować jakie miernoty składają się na warstwę dowódczą tej platformy.

      Tej miernocie wydaje się, że powracający Tusk z powrotem ukryje ją w swoim cieniu. Stąd tęsknota za powrotem Tuska. Jemu natomiast wydaje się, że niczym pomazaniec osobiście ma właściwości przywódcze i sprawcze, a te wystarczą na pijar i zamiar.

      Co do potrzeby pracy, to beztalencie zdaje się na miernoty, a miernoty lokują swoje nadzieje w pracy beztalencia. Żadnej więc pracy nie będzie. Władzę ewentualnie zdobędą wtedy i tylko wtedy, gdy ktoś im ją podaruje (stając się ich władcą).

      PS. Ilekroć go widzę, to natrętnie przypomina mi się ów Calvera z "Siedmiu wspaniałych".

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...