Ledwo co wróciliśmy z nad morza, a już
jedziemy w góry, tyle tylko że na zaledwie trzy dni. Będzie to jednak miało
wpływ na kondycję tego miejsca, bo dzisiejszy tekst będzie jedynym przed
piątkiem, a ja, jeśli mam być całkiem szczery, to i tak podejrzewam, że
niewiele więcej jak parę osób odbierze to jako stratę. Tak czy inaczej, wracamy
w czwartek, a potem, z niewielką przerwą, wszystko będzie mniej więcej przez
cały rok tak jak wcześniej. Dziś jednak chciałbym podzielić się refleksją,
która przyszła mi do głowy, gdy się dowiedziałem, że Donald Tusk, który właśnie
został wysłany na kolejną placówkę, wygłosił takie mniej więcej słowa:
„Rząd
Prawa i Sprawiedliwości najpierw zabrał wszystkim wszystko, a następnie
wybranym grupom rzucił jakieś ochłapy”.
Bezczelny
idiotyzm tego zdania jest, jak zapewne wiemy tu wszyscy, tak porażający, że
skomentować się go zwyczajnie nie da, ja jednak chciałbym się zadumać nad tym,
czemu Donald Tusk w ogóle postanowił owe słowa wypowiedzieć. My oczywiście mamy
świadomość wszelkich deficytów, jakie tego nieszczesnika zdążyły nawiedzić,
mimo to ja akurat nie wierzę, by on w owej ocenie był do końca szczery. Już
pierwsza jej część jest kompletnie pozbawiona sensu, bo w koncu cóż oznacza to,
że PiS zabrał „wszystkim wszystko”? Przecież nawet gdyby PiS bardzo pragnął
zabrać wszystko wszystkim, to z czysto praktycznych wzgledów nie byłby w stanie
tego zrobić i nawet ktoś o móżdżku wielkości tuskowej, wie to znakomicie. A
zatem – czemu? Odpowiedź na to pytanie jest jedna. Otóż ten sam móżdżek
obmyślił sobie, że osób do których on ów przekaz zaadresował, z nadzieją, że ci
akurat go zaakceptują, jest wystarczająco dużo, by to zrobiiło różnicę. A zatem, tę zagadkę mamy wyjaśnioną. Tusk – sam
poważny bałwan – jest niezmiennie i od lat przekonany, że na przeciwko siebie
ma ludzi jeszcze głupszych od siebie i że to wystarczy.
W tym jednak momencie pojawia się
kwestia dodatkowa. Oto przynajmniej ja bardzo bym chciał wiedzieć, jakie
przeciwko temu właśnie Donaldowi Tuskowi argumenty może przedstawić Jarosław
Kaczyński i jego ludzie. Gdy chodzi o mnie, ja tu nie mam najmniejszych
problemów. Gdy chodzi o mnie, wystarczy mi choćby świadomość, że dzięki Karcie
Dużej Rodziny, razem z żoną mogliśmy się przejechać pociągiem do Kuźnicy na
Helu w 5 godzin za 160 zł, i w ten sam sposób z powrotem do Katowic, i że
w owej Kuźnicy oraz okolicach spotkaliśmy dziesiątki młodych małżenstw z
dziećmi, a często i z psami – pięknych i szczęśliwych.
To jednak jestem tylko ja, i mam poważne
obawy, że sam nie dam rady. Oto bowiem, proszę sobie wyobrazić, ledwie co
wczoraj pewna moja uczennica opowiedziała mi historię o tym, jak przed laty kupiła
mieszkanie od Zbigniewa Ziobry i jego brata, którzy, jak się okazuje, swego
czasu postanowili działać na tak zwanym „rynku”. I wcale nie chodzi ani o
mieszkanie, ani jego faktyczny standard, ani nawet cenę, bo tu wszystko było na
miejscu, ale o sprawy jak najbardziej przyziemne. Otóż kiedy już transakcja
została sfinalizowana i pozostała już tylko kwestia kluczy, okazało się, że
Ziobrowie nie mają czasu, by owe klucze mojej znajomej przekazać. Po dłuzszych
staraniach, któregoś dnia do znajomej zadzwonił brat Zbigniew, poinformował ją że
dzwoni w sprawie kluczy i że aktualnie przebywa na lotnisku w Krakowie. Znajoma
odpowiedziała mu oczywiście, że ona w Katowicach, więc nie bardzo wie, co ma z
tą informacją zrobić. Zbigniew Ziobro dał jej do zrozumienia, że ona powinna
albo przyjechac po te klucze do Krakowa, albo wyjść przed dom i czekać aż
przyjedzie taksówka z kluczami. Znajoma zapytała oczywiście wówczas, jeszcze zaledwie posła do europarlamentu, kto
za tę taksówkę zapłaci, a kiedy usłyszała że jak najbardziej ona, poradziła
Ziobrze, żeby sobie ten swój klucz wsadził w dupę, a następnie wezwała
ślusarza, który zamki wymienił i wszystko zakończyło się szczęśliwie.
I pewnie faktycznie sprawa miałaby
bardzo pozytwny finał, gdyby nie fakt, że znajoma moja jest dziś głęboko
przekonana, że Ziobro i całe to towarzystwo, w imieniu którego on się dziś udziela,
to banda idiotów.
A ja nie mam już nawet siły żeby jej tłumaczyć
że sędzia Żurek podobnie, że już nie wspomnę o Donaldzie Tusku.
To jest chyba największy problem.
OdpowiedzUsuńSkoro ten Tusk wrócił i zaraz ucieka na urlop, to ja nie jestem gorszy:wracam i zaraz uciekam (nie na zawsze).
OdpowiedzUsuńW pewnych sytuacjach, jak to się mówi: "brakuje słów". Jakie to sytuacje? Ano takie, gdy człowiek zderza się z bezwstydną bezczelnością (np. Tusk), lub z bezczelnym bezwstydem (np. różne "coś-tam-pride").
Czy coś te obszary inwazji łączy? Oczywiście, że tak! Łączą je bezwstyd i bezczelność. One wszystko wyjaśniają i zbędna jest dalsza analiza, a nawet konkretne dowody. W Polsce bowiem, koń jaki jest każdy widzi.
BEZCZELNOŚĆ I BEZWSTYD - zapamiętajcie!
--------------
Możliwe, że tę obserwacyjną redukcję czy, jak kto woli, syntezę zawdzięczam W. Łysiakowi.
Wiem, wiem, Krzysztof, ale co zrobić, skoro jest bezbłędna.