środa, 15 czerwca 2016

Dominik Tarczyński, nasz człowiek w Sieci (felieton doraźny)

Jest mi bardzo niezręcznie zajmować się tu jednym z posłów na Sejm, a tym bardziej kimś takim jak Dominik Tarczyński, ponieważ jednak nastąpiła ostatnio pewna szczególna seria zdarzeń, którą nasz kumpel Coryllus postanowił podsumować, zmuszony jestem, jako jeden z jej bohaterów, krótko się odnieść.
Na Tarczyńskiego po raz pierwszy zwróciłem uwagę na Twitterze, kiedy syn mój mi doniósł, że ów Tarczyński zaczął go obserwować. A było tak, że Tarczyński wrzucił jakąś piosenkę, syn mój odpowiedział piosenką naszego ulubionego zespołu Portishead, no i Tarczyński zaczął moje dziecko followować. Po raz kolejny zwróciłem uwagę na Tarczyńskiego, kiedy on zaczął followować mnie. No a dalej poszło z górki, bo w ten sposób miałem już go na co dzień. To co mnie zaciekawiło w Tarczyńskim, to akurat nie jakieś szczególny poziom jego komentarzy, czy wyjątkowa inteligencja, czy dowcip, ale sam fakt, że on tam wciąż jest i to jest na podobnej zasadzie, jak prezydent Duda, czyli w samym środku tego internetowego kotła.
Proszę mnie dobrze rozumieć. Jak wiemy, osoby publiczne, a więc politycy, dziennikarze, czy artyści w takich miejscach jak Facebook, Twitter, czy choćby blogi, z zasady nie schodzą poniżej swojego towarzystwa. A zatem, jeśli ktoś taki jak Joachim Brudziński, czy Rafał Ziemkiewicz, czy Zbigniew Hołdys podejmują z kimkolwiek rozmowę, to wyłącznie ze sobą. Przypadki, kiedy ktoś za tamtej strony zareaguje na słowa kogoś spoza tej paczki, można policzyć na palcach jednej ręki. Jeśli ja od czasu do czasu gadam z marszałkiem Kuchcińskim, lub byłą minister Kluzik, to wyłącznie dlatego, ze jesteśmy dobrymi znajomymi, a nie dlatego, że oni są tacy otwarci.
I w tym wszystkim nagle pojawia się najpierw Andrzej Duda, a następnie nasz bohater, Dominik Tarczyński i zaczynają z nami porozmawiać. Nie żeby jakoś szczególnie mądrze, czy interesująco, a już na pewno od serca, no ale rozmawiają. Ja wcześniej tego Tarczyńskiego, jak już wspomniałem, nie znałem, no ale kiedy zobaczyłem, jak on się to tu to tam udziela, pomyślałem sobie, że on jest naprawdę cwany, skoro jako nieomalże jedyny z tego towarzystwa zorientował się, że jeśli chce zrobić karierę, to najtaniej będzie, jeśli pójdzie za przykładem Prezydenta. A kiedy zobaczyłem, jak on się nagle zaczyna pojawiać w mediach, nie miałem wątpliwości, że jemu jednak pewnego rodzaju uznanie się należy.
Pewnego dnia wszedłem z nim w jakąś rozmowę o muzyce i to mnie doprowadziło do tego, że pomyślałem, że mu podaruję swoją książkę o podwójnym nokaucie. Zapytałem go oczywiście, czy w ogóle ją chce, on powiedział, że jak najbardziej, podał mi swój prywatny adres, a ja mu ją zadedykowałem, wysłałem, a wczoraj otrzymałem z powrotem. Resztę już właściwie dokładnie opisał Coryllus.
Od razu chciałbym wszystkich zapewnić, że to, że Tarczyński mnie wystawił do wiatru wpisuję w koszta i o sprawie zapominam. Oczywiście jest mi trochę wstyd, że się dałem nabrać na tę jego gadkę, ale też bez przesady. Mam 60 lat i powodów do wstydu nazbierało mi się przez całe życie znacznie więcej i znacznie poważniejszych, by wspomnieć choćby Wałęsę. To co mnie tu ciekawi, to to, że ów Tarczyński okazuje się nagle jeszcze większym durniem, niż jego koledzy posłowie. I znów nie dlatego, że nie docenił mojego gestu, ale dlatego, że się tak bardzo zaangażował w to, żeby zdobyć sobie popularność w Sieci, jak sam Prezydent, i wszystko przez zwykłą gnuśność stracił. Coryllus twierdzi, że on nie mógł odebrać tej książki i napisać mi, że jest fajna, bo w ten sposób by mnie uwiarygodnił, a oni na to nie mogą sobie pozwolić. Otóż nie zgadzam się. Z punktu widzenia kariery, którą Tarczyński chce robić w Sieci, a przez to i w polskiej polityce, to by mu tylko dodało punktów. Choćby zaledwie dwóch, czy trzech, ale jednak. Dzisiejsze teksty Coryllusa i mój wyłącznie mu zaszkodzą. I jak mówię, on do tego doprowadził z czystej gnuśności. Po prostu mu się nie chciało.
No ale jest coś jeszcze, co gdyby miało się okazać prawdą, całe to moje gadanie o bezdurnocie Tarczyńskiego nie będzie miało sensu. Otóż z tego, co zauważyłem, gdy chodzi o jego twitterową aktywność, biorę mocno pod uwagę, że Tarczyńskiemu nie tyle może chodzić o politykę, co o tak zwaną „dupę”, a to by potwierdzało starą zasadę, że gdy nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze… ewentualnie o wspomniane „dupy”. No ale o tym akurat od lat pisze Coryllus, więc ja mu się nie będę wcinał.
Jutro kolejny list od Zyty Gilowskiej.

Przypominam, że wszystkie moje książki są do kupienia na stronie www.coryllus.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...