Przyznać muszę, że kiedy ostatnio w mediach pojawiło się nazwiska Rafała Olbińskiego, od razu wiedziałem, o kim mowa. Olbińskiego znam jeszcze z głębokiego PRL-u, kiedy bardziej interesowałem się jazzem i w związku z ową pasją regularnie kupowałem magazyn pod nazwą „Jazz Forum”. Ponieważ Olbiński miał w redakcji fuchę, jako kierownik graficzny, czy coś, przez wiele lat nazwa „Jazz Forum” kojarzyła mi się niezmiennie z produkowanymi przez Olbińskiego okładkami. Jakie to były okładki? Otóż, z tego co zapamiętałem, to był niezmiennie Murzyn z trąbką zamiast głowy, trąbka z wyłażącą ze środka głową Murzyna, ewentualnie saksofon z kobiecym biustem zamiast ustnika. Nigdy nie zastanawiałem się ani nad sensem, ani nad artystycznym poziomem tej twórczości – to całe „Jazz Forum” przyjmowałem z pełnym dobrodziejstwem inwentarza, a kicz Olbińskiego był z jednej strony owego inwentarza częścią, no a poza tym wkomponowywał się w ową PRL-owską estetykę, do tego stopnia idealnie, że w niej najzwyczajniej ginął.
Nie był Olbiński jedynym rysownikiem, jakiego znałem. Oprócz niego w jak najbardziej intelektualnych kręgach, w jakich się poruszałem, widoczni byli tacy artyści, jak Andrzej Krauze, Andrzej Dudziński, Andrzej Czeczot, czy Jan Sawka. Wszyscy oni, w swoim czasie, jeden po drugim, wyemigrowali do Nowego Jorku, gdzie z mniejszym lub większym sukcesem, próbowali jakoś sobie radzić, sprzedając swoje obrazki głównie do „New Yorkera”. Zastanawiałem się zawsze, czemu do Nowego Jorku nie wyjechali z Polski ani pisarze, ani aktorzy, ani reżyserzy filmowi, ani muzycy, czy kompozytorzy, ale niemal wyłącznie rysownicy. Tamci zostali na miejscu, natomiast większość czołowych rysowników wyjechała. Co za tym stało?
Otóż wydaje się, że powód jest dosyć prosty. Dziś, jeśli się jest pisarzem takim jak Masłowska, można mieszkać w Berlinie, a wydawać po polsku w Polsce. Podobnie, jeśli się jest muzykiem, czy kompozytorem. Za PRL-u wyjazd oznaczał z jednej strony koniec kariery w kraju i wyjadanie ze śmietników w Paryżu, Berlinie, czy Nowym Jorku. W końcu, na co mógł tam liczyć jakiś Borysewicz, czy Brandys? Co innego, gdy chodzi o plastyków. Z jakiegoś, do dziś dla mnie nieznanego powodu, sztuki plastyczne były zawsze poza wszelką krytyką. Mam wrażenie, że malowanie, rysowanie, czy rzeźbienie – podobnie może trochę, jak teatr – otwierało wszystkie drzwi, pod warunkiem, że dany artysta miał w sobie dość bezczelności. Z rysunkiem jest faktycznie tak jak z tym piosenkarzem, który wystarczyłoby, żeby nie fałszuje, a zostałby przyjęty do którejś z czynnych na świecie oper. Tu wystarczy, że ktoś umie narysować konia (choćby i w sposób karykaturalny), a gdzieś tam ktoś go zawsze przygarnie, żeby ilustrował cokolwiek co jest do zilustrowania.
I stąd, myślę, kariera Olbińskiego. On wyjechał do tego Nowego Jorku, wysłał do „New York Timesa”, czy „New Yorkera” rysunek kobiety, która zamiast biustu ma dwa jajka i od razu znalazł się ktoś, kto powiedział: „Ty wiesz, że to jest ciekawe? Wyślij mu 50 dolarów”. No a potem już poszło z górki. Wystarczyło pić z umiarem, rysować te cycki i wysyłać je na czas.
Wygląda na to, że upływ czasu, no i, jeśli przyjrzeć się jego najświeższym zdjęciom, jednak ta wóda, sprawiły, że Olbiński poczuł, że pora się z tej Ameryki ewakuować, no i wrócił do Polski. Gdy wrócił, dokonał podstawowego rekonesansu, zorientował się w układzie sił, pogadał ze znajomymi, ci mu powiedzieli, co ma robić, na co Olbiński udał się do mediów i złożył odpowiednią deklarację lojalności wobec Systemu.
Cóż takiego ów Olbiński powiedział, że uznałem za stosowne się dziś nim zająć? Czy tam faktycznie było coś, co warte jest aż tak szczególnego potraktowania? Czy intelektualiści tacy jak Daniel Olbrychski, Andrzej Wajda, Zbigniew Hołdys, czy – bohater ostatnich dni – Jakub Kornhauser, przez lata publicznej aktywności, nie wyposażyli nas w wystarczająco grubą skórę, żeby się jakimś Olbińskim nie przejmować? Otóż nie. Olbiński to jednak mistrz. Posłuchajmy paru jego myśli:
- Moja córka, która jest Amerykanką, po przyjeździe do Polski była zachwycona Warszawą. Mówiła, że jest prawie tak fajna jak Berlin, co jest wielkim komplementem. Dla młodzieży z całego świata Berlin jest mekką w tej chwili.
- nagle wyszła z nas potworna morda chama, prymitywa, ksenofoba, homofoba, rasisty. I to jest autentyczne.
- Określenie „Polak” znaczyło tyle co „głupek”, „prymityw”. I na to zapracowało sobie kilka pokoleń Polonii. To nie jest żadna akcja żydowska, masońska czy jakaś inna. Nie, to Polacy, którzy przyjeżdżali do Stanów głównie z terenów Podlasia czy Małopolski i osiedlali się w Chicago. Tam zamykali się w swoich ksenofobicznych parafiach.
- Po prostu nie jesteśmy przygotowani do demokracji. Nie potrafimy myśleć demokratycznie, ponieważ zawsze był dziedzic i ksiądz, którzy decydowali za nas. Jeden nam załatwiał zbawienie wieczne, a drugi michę taniej potrawy. A myśmy dawali im tanią siłę roboczą i cały czas to robimy.
- Ta sama swołocz, która powtarzała plotkę, że Żydzi do macy używają krwi dzieci, a potem zamordowała kilkadziesiąt osób, dzisiaj demonstruje i chce wieszać Tuska za to, że brał udział w „zamachu smoleńskim”. Gdyby Tusk pojawił się w tym tłumie, myśli pani, że by go nie zamordowali gołymi rękami? Zrobiliby to!
- mam bardzo ambiwalentny stosunek do Żołnierzy Wyklętych. To nie jest biało-czarna sprawa. Robienie z nich teraz bohaterów jest wielkim nieporozumieniem w najbardziej ostrożny sposób mówiąc.
- Grzech wymyśliło średniowieczne chrześcijaństwo. Wszystko co cielesne, jest grzechem.
- wszystko na świecie kręci się wokół erotyzmu. Przecież, żeby dostać 500 zł, trzeba też coś w tym łóżku robić. Obawiam się, że, niestety, sporo ludzi będzie chciało mieć dzieci tylko po to, żeby dostać pieniądze wiadomo na co. Będziemy mieli mnóstwo dzieci alkoholików.
- Po cholerę kobiety mają wychowywać pięcioro czy więcej dzieci, kiedy mogą sobie mieć hobby, zainteresowania. Ludzi na świecie jest za dużo. Powinniśmy ograniczać przyrost naturalny, a nie produkować tanią siłę roboczą, jak to ma miejsce w Polsce. Po to, żeby Steve’a Jobsa wyprodukować, nie potrzebujemy mieć 500 zł na dziecko. A takich ludzi nam potrzeba coraz bardziej. Cała polityka w tej chwili jest nastawiona przeciwko elitom. I to jest porażające dla mnie. Powinniśmy dbać, chuchać i dmuchać na elity, bo elity tworzą cywilizacje, a nie masy.
- Piękno to jest szczególny moment, miałem kilka takich w swoim życiu. Nawet niedawno, kilka tygodni temu. Mężczyźni w moim wieku rano się budzą, żeby iść umyć ręce do łazienki. Wracając z tej łazienki nagle zauważyłem przez okno – mam widok na Wisłę – czerwoną zorzę. Kurcze – myślę sobie – będzie chyba wschód słońca. I stwierdziłem, że w zasadzie nigdy w Polsce nie oglądałem wschodzącego słońca. Wróciłem do kuchni, nalałem sobie lampkę czerwonego wina, położyłem nogi na parapet okna i czekałem. I to był taki moment niesamowitego wyciszenia. Nic nie było ważne, tylko ta rozszerzająca się zorza na horyzoncie, to czerwone wino i jakiś taki spokój płynący od wszechświata. I to było piękne.
Może wystarczy. Jak widzimy, Olbiński się absolutnie nie oszczędza, a sugestia, że nadreprezentacja ludzkiego ścierwa na świecie pozbawia należnego komfortu nadludzi takich jak on, brzmi – zwłaszcza gdy człowiek, który to mówi naprawdę nazywa się Józef Chałupka i jako jeden z siedmiorga rodzeństwa urodził się w podkieleckiej wsi – dość ekstrawagancko. To co mnie jednak poruszyło szczególnie to refleksja Olbińskiego na temat piękna. Zanim jednak do tego dojdziemy, chciałbym przypomnieć coś, o czym kiedyś już pisałem, a co w znacznym stopniu uformowało moją opinią na temat tak zwanych „artystów”. Tu bohaterem jest reżyser filmowy Filip Bajon. Otóż pewnego bardzo wczesnego ranka wracał Bajon samochodem z jakiegoś festiwalu, zachciało mu się siusiu, zatrzymał auto, wysiadł, stanął przy drodze i zaczął sikać. I w tym momencie zobaczył tak piękny widok, że natychmiast wpadł na pomysł, by nakręcić film, w którym pokaże to, co właśnie ujrzał. Bajon nie wiedział, co to będzie za film, o czym i po co, jeszcze chwilę wcześniej nie miał nawet pojęcia, że będzie coś kręcił, ale wiedział, że musi to nakręcić, żeby pokazać ten poranek, tę mgłę, tę senną atmosferę i wtedy z tego będzie film jak złoto.
Gdyby Olbiński zobaczył ten wschód słońca robiąc kupę, albo rzygając, efekt byłby oczywiście znacznie lepszy, no ale on był tylko umyć ręce, a więc coś, co „mężczyźni w jego wieku robią z rana”, ale i tak się zachwycił. Poszedł rano umyć ręce, jak już je umył, zobaczył ten wschód słońca i zrozumiał, co to jest piękno. Ale dalej jest jeszcze lepiej. On się tak tym co zobaczył zdenerwował, że musiał się napić. Otóż, jak czytelnicy tego bloga świetnie wiedzą, ja też chleję, no ale przepraszam bardzo – nie od rana. Gdyby mi się zdarzyło zacząć dzień od flaszki, to bym się naprawdę przestraszył. No ale widocznie Olbiński ma inaczej, o czym musi świadczyć choćby to, jak on się tłumaczy z tego, że musi rano myć ręce. Tam zdecydowanie musi być coś więcej poza tą flaszką i tymi uświnionymi diabli wiedzą czym rękoma. Więcej nawet, niż to straszne zdjęcie, jakim ozdobiony jest ów wywiad, a które zamieszczam poniżej.
Ale dość już o Olbińskim. Mamy Euro we Francji i wczoraj Niemcy grali z Ukrainą. Jak niektórzy wiedzą, trenerem niemieckiej drużyny jest homoseksualsta o nazwisku Joachim Löw, znany dotychczas z tego, że w szaleństwie sportowych emocji zjada własne smarki. Wczoraj – co skrupulatnie pokazały światowe media – Löw postanowił zaprezentować nową sztuczkę i w pewnym momencie w trakcie meczu wsadził sobie rękę do majtek, wyjął ją i zaczął obwąchiwać.
A ja już się tylko zastanawiam, czy tak też potrafi Ubermensch Józef Chałupka, syn Józefa spod Kielc. W końcu od elit wymagamy więcej, prawda?
Zachęcam wszystkich do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie są do kupienia moje książki. Bardzo polecam.
Moim zdaniem potrafi więcej i mogę tego dowieść. Czemu tak twierdzę?
OdpowiedzUsuńZnalazłem mianowicie odpowiedź na pytanie, które nurtowało mnie od chwili,
gdy przeczytałem o tym porannym myciu rąk. Brzmi ona tak:
Why do we ritually wash our hands when we wake up?
A number of reasons are supplied for this washing:
a) During the course of the night, our souls ascend to the heavenly realms, where they "recharge";
drawing renewed life and energy for the following day. At that time, our bodies remain with only the
lowest soul-powers—those that control our mechanical functions, such as the digestive and
respiratory systems. The spiritual vacuum that ensues allows forces of impurity to cleave to the body.
When we awaken in the morning we ritually wash our hands to remove the last remaining vestiges of
these foreign influences.
b) God returns our souls to our bodies every morning. The reason? There is a specific mission we
have to accomplish today. We were given another day to serve God. In this way, we are similar to the
priest who is about to serve in the Holy Temple. Just as the priests were required to wash their hands
before service, so, too, we wash our hands before beginning our day's service.
c) During the night, chances are that our hands have touched areas of our bodies which are normally
covered. After touching such areas we are required to wash our hands before reciting the morning
blessings and prayers.
Yours truly,
Rabbi Menachem Posner
Widzimy więc, że nasz bohater profilaktycznie obmywa się na okoliczność c),
podczas gdy Löw tę okoliczność ochoczo eksploatuje.
Stoi więc Olbiński wyżej Löwa. (A jak Chałupka? Nie wiem.)
Tekst bardzo dobry.
OdpowiedzUsuńCo do Joggiego, to internety już podchwyciły temat;)
http://starecat.com/content/wp-content/uploads/sack-jogi-low-joachim-loew-fragnance-euro-2016-sniffing-smelling-his-balls.jpg
@2,718
OdpowiedzUsuńNo ale czemu on mówi o "mężczyznach w moim wieku"?