Tekst o Węgrzech, który piszę od wczoraj i bardzo mi na nim zależy, będzie dopiero jutro, dziś natomiast proponuję najświeższy felieton z „Warszawskiej Gazety”.
Przed kilkoma dniami miałem zaszczyt i przyjemność uczestniczyć w audycji Katolickiego Radia Podlasie, w której głównym zaproszonym gościem był wybitny polski lekarz-ginekolog, a jednocześnie znany obrońca życia poczętego, którego zadaniem było przedstawienie słuchaczom istotnych faktów związanych z niewyobrażalnym wręcz oszustwem znanym pod nazwą „in vitro”. Ponieważ, jak mówię, sam miałem zaszczytną okazję w owej audycji uczestniczyć, poza tym tak się składa, że wspomniany lekarz jest od lat moim konsultantem, a my znaleźliśmy się właśnie na prostej drodze do zalegalizowania w naszym kraju owego wyjątkowo czarnego procederu, chciałbym podzielić się w tym temacie paroma bardzo krótkimi uwagami.
Otóż z informacji, jakie zostały mi przekazane przez dr. Fąka, wiemy, że skuteczność wspomnianej metody, i to realizowanej w najlepszych ośrodkach i przy użyciu najbardziej zaawansowanych medycznych technik, sięga zaledwie 20 do 30 procent. A należy pamiętać, że kiedy mówimy o owych procentach, mamy na myśli zaledwie skuteczną produkcję rokującego jakiekolwiek szanse przeżycia zarodka. Jaki jest tego ostateczny efekt, a więc, czy dziecko w ogóle się urodzi i czy będzie na tyle zdrowe, by przeżyć, wszystko to pozostaje już poza podstawową statystyką i, jak się zdaje, nikogo kompletnie nie interesuje. Pieniądze zostały zaksięgowane, robota wykonana. I to nie jest niczyja opinia, ale nagie, powszechnie rozpoznane fakty. To że realna skuteczność owej metody nie przekracza paru procent, to fakt, którego nikt kompetentny nie kwestionuje. Metoda in vitro stanowi cywilizacyjny eksperyment, który z medycznego punktu widzenia stanowi niemal całkowitą fikcję, a jego jedyną funkcją jest, z jednej strony, walka z tradycyjną moralnością, a z drugiej, generowanie zysków dla biznesu.
Wielu przeciwników stosowania metody in vitro w znanej nam postaci zwraca uwagę na fakt, że ceną jej legalizacji jest śmierć wielu niewinnych ludzkich istnień. I to jest fakt równie niepodważalny, jak wspomniana wcześniej nieskuteczność owego procederu. To jest fakt równie jednoznaczny, jak to, że tak naprawdę to owa śmierć stanowi jedyny, praktyczny sukces owego czarnego przedsięwzięcia. Tak naprawdę, w ostatecznym rozrachunku, jedyne czym mogą się pochwalić wszyscy ci, którzy postanowili się zaangażować w realizację owych procedur, jest to, że skuteczność owych zabójstw jest bliska 100 procent.
Zdając sobie sprawę z powagi owej konstatacji, chciałbym jednak wskazać na fakt, że zabijanie ludzi w imię różnego rodzaju ideologii nie dość, że nie jest wynalazkiem współczesnym, to w dodatku przez wielu komentatorów traktowane jest jako coś do tego stopnia zwykłego, że wręcz niewartego uwagi, a w związku z tym nie sądzę, by podnoszenie tej kwestii miało dziś dla nas szczególną wartość praktyczną. To co natomiast ma znaczenie, to fakt, że po raz kolejny, tylko po to, by zabić i jednocześnie mieć z tego realny zysk, również po raz kolejny, świat wielu z nas najzwyczajniej w świecie wystawił do wiatru, a myśmy nawet nie jęknęli.
Przypominam, że mam u siebie jeszcze kilka egzemplarzy z wyczerpanego już nakładu książki o „siedmiokilogramowym liściu”. Jeśli ktoś jest zainteresowany, proszę o kontakt mailowy na adres toyah@toyah.pl.
Przypominam, że mam u siebie jeszcze kilka egzemplarzy z wyczerpanego już nakładu książki o „siedmiokilogramowym liściu”. Jeśli ktoś jest zainteresowany, proszę o kontakt mailowy na adres toyah@toyah.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.