Przeczytałem gdzieś wczoraj, że dla gnijącej Platformy prawdziwą wunderwaffe ma się okazać minister obrony Tomasz Siemoniak. Podczas gdy premier Kopacz jest jaka jest, a wszystko co się kręci wokół niej, robi wrażenie jeszcze gorsze, wybitni komentatorzy polskiej sceny politycznej stawiają właśnie na Siemoniaka, który tam podobno wyrasta ponad przeciętność i którego premier Kopacz szykuje, by to on zadał pisowskiej kontrrewolucji śmiertelny cios. Przeczytałem tę informację i od razu pomyślałem sobie, że to jest coś absolutnie fantastycznego, że zaledwie dwa dni wcześniej swój kolejny felieton dla „Warszawskiej Gazety” poświęciłem właśnie owemu cudownemu dziecku Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Będą mieli więc premierę jak się patrzy. Polecam.
Ile razy patrzę na któregokolwiek z posłów czy ministrów rządzącej koalicji i widzę, jak każdy z nich, zamiast wiać gdzie pieprz rośnie, nie dość, że jeszcze bardziej wydaje się lgnąć do tego trupa, to sprawia wrażenie, jakby życie w tej owej cuchnącej symbiozie było czymś, za co warto oddać życie, staję jak wmurowany. Tym bardziej sztywnieję, kiedy próbuję zgadnąć, jak to się dzieje, że ktoś, kto dotychczas w miarę bezpiecznie funkcjonował poza owym układem, zamiast tam dalej siedzieć, włazi z własnej i nieprzymuszonej woli pod tę rynnę, podpisując naturalnie na siebie wyrok. Tak było choćby w przypadku ministra zdrowia Zembali, który mając wydawało by się wszystko, co było mu potrzebne do szczęścia, wystawił się na odstrzał, którego świadkami jesteśmy choćby w tych dniach, praktycznie niszcząc sobie karierę. No i właściwie już w pierwszym dniu jego urzędowania wyszło na jaw, że ów Zembala jest tak fatalnie zadłużony, przy majątku wynoszącym jakieś 12 tysięcy złotych plus 105 dolarów, że wszelkie pytania typu: „Czemu on to robi” nagle straciły sens.
No a po Zembali pojawiły się kolejne informacje dotyczące kolejnych polityków, o których można by tu długo, ale by móc zrozumieć kolejne jego z pozoru absurdalne posunięcia, może wystarczy, jak wspomnimy choćby o 10 milionach złotych długu na koncie Janusza Palikota.
Ja natomiast ostatnio zwróciłem uwagę na deklarowaną w odpowiednim oświadczeniu majątkowym sytuację finansową ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka i myślę, że z powodów o których niżej, warto nam się nad nią zadumać. Otóż każdy w miarę uważny obserwator politycznej sceny zauważył ów najświeższy ruch wokół ministra Siemoniaka właśnie, który wskazuje na to, że tam toczy się autentyczna walka o to, co z nim zrobić, z wachlarzem szeroko rozciągniętym między prokuratorem, a drugim miejscem na liście wyborczej w Warszawie.
A więc zajrzałem do oświadczenia majątkowego Siemoniaka i proszę sobie wyobrazić, że on w zeszłym roku z tytułu ministrowania zarobił niemal 200 tysięcy złotych, z czego po spłaceniu bieżących zobowiązań zostało mu wszystkiego tych tysięcy zaledwie osiem. Cóż on zatem takiego spłaca? Otóż trzy kredyty, wszystkie we frankach, przy aktualnym saldzie w wysokości niemal 200 tysięcy CHF. Jeśli ktoś jest ciekawy, na co Siemoniakowi były te pieniądze, już odpowiadam: on za nie kupił trzy mieszkania, które postanowił wynajmować i w ten sposób złapać Pana Boga za palec. Co zatem z tych mieszkań? To też jest tam pokazane: 30 tysięcy złotych w zeszłym roku, czyli jakaś szósta część tego co on zarobił u Kopacz, z których też niemal nic już nie zostało. Jedyne więc co jest realne to te wciąż jakieś 800 tysięcy do oddania dla mBanku.
W październiku wybory, a ja już się zastanawiam, jak my zniesiemy tę falę samobójstw. Jeszcze zobaczymy jak bardzo to nie jest zabawne.
Przypominam, że pierwszy wybór tekstów z tego bloga „O siedmiokilogramowym liściu” można zamawiać już tylko u mnie pod adresem toyah@toyah.pl. Nakład „Elementarza” oraz „Biustonosza” zbliża się wprawdzie do końca, jednak obie są wciąż do kupienia w księgarni na stronie www.coryllus.pl. Zachęcam do pośpiechu.
Przypominam, że pierwszy wybór tekstów z tego bloga „O siedmiokilogramowym liściu” można zamawiać już tylko u mnie pod adresem toyah@toyah.pl. Nakład „Elementarza” oraz „Biustonosza” zbliża się wprawdzie do końca, jednak obie są wciąż do kupienia w księgarni na stronie www.coryllus.pl. Zachęcam do pośpiechu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.