Oto mój najnowszy felieton z „Warszawskiej Gazety”. Mam nadzieję, że w tych szczególnych dniach, będzie jak znalazł.
Przyznam zupełnie szczerze, że moją pierwszą i właściwie jedyną reakcją na pojawienie się w publicznej przestrzeni człowieka nazwiskiem Zbigniew Stonoga była zimna obojętność. Powiem wręcz, że jeśli już przez te wszystkie dni, kiedy on, to tu to tam, pojawiał się, czy to jako ktoś kto na swoim facebookowym profilu, jeszcze nawet zanim podano pierwsze wyniki tak zwanych exit polls, opublikował bardzo dokładne rezultaty wyborów, czy jako człowiek dzięki którego poparciu Andrzej Duda został prezydentem, czy wreszcie ostatnio, jako ktoś, kto opublikował prokuratorskie akta z afery podsłuchowej, moja myśl zatrzymała się na jego dokonaniach, to wyłącznie ze względu na owo wyjątkowo zabawne nazwisko. Daję słowo, że gdyby on się nazywał Bielecki, Marcinkiewicz, czy choćby Sienkiewicz, nie pamiętałbym nawet, że tam się cokolwiek w ogóle wydarzyło.
I sytuacji tej nie zmienia nawet fakt, że jak słyszę, liczba polubień, jakie ów Stonoga zarejestrował na swoim profilu przekroczyła właśnie 400 tysięcy, a on sam został przed chwilą aresztowany przez państwowe służby. Bo sprawy z mojego punktu widzenia wyglądają tak, że nawet jeśli on nie przeżyje dzisiejszej nocy, a w ślad za jego śmiercią pójdą aresztowania w kancelarii prezydenta Komorowskiego, to, co mnie w owej sprawie rusza, to wciąż nic więcej, jak tylko owo idiotyczne nazwisko.
Ktoś mnie spyta, jak to się mogło stać, że ja popadłem w taki marazm? Co mi się takiego stało, że podczas gdy najprawdopodobniej na szczytach władzy toczy się wojna, jakiej nasze życie polityczne dotychczas nie doświadczyło, wojna, która musi się skończyć eksplozją, która przyszłość polskiej polityki zdeterminuje na całe dziesięciolecia, ja wzruszam ramionami i nalewam sobie kolejną szklaneczkę whisky? Otóż stało się to, że ja mam na uwadze dwie rzeczy dla mnie znacznie ciekawsze i znacznie bardziej inspirujące. Otóż przede wszystkim dotarła do mnie informacja, że prezydent Komorowski pogrążony jest w ciężkiej depresji, której to, jeśli tylko jest prawdziwa, nie przykryłaby nawet wiadomość, że on resztę swojego życia spędzi w więzieniu, no a poza tym oczywiście, podobnie jak wielu z nas, widziałem Andrzeja Dudę, gdy podczas nabożeństwa z okazji Święta Dziękczynienia łapie niesioną wiatrem Hostię i z ową niezwykłą czułością odnosi Ją kardynałowi Nyczowi, który Ją od niego przyjmuje, a dookoła nie istnieje już nic, jak tylko ów wiatr, który właśnie ustał i nasze skamieniałe twarze – twarze ludzi, którzy właśnie ujrzeli cud.
Myślę więc już tylko o tym Wietrze, który wiele lat temu zamknął Księgę na trumnie z ciałem papieża Jana Pawła II, a dziś – dokładnie ten sam co wtedy – uczynił ów Znak prezydentowi naszej odradzającej się Ojczyzny, kazał mu wstać z kolan, wziąć tę Hostię w dłonie i ukazać się nam wszystkim jako Strażnik Eucharystii. Myślę już tylko o tym.
A w tej sytuacji, przepraszam bardzo, ale co mi jakaś tam stonoga?
Bardzo gorąco i szczerze zachęcam do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie dziś przede wszystkim kupujemy najnowszą część „Baśni jak niedźwiedź” Gabriela Maciejewskiego, ale także moje książki. Pod pewnym szczególnym względem, też baśnie i też jak niedźwiedź.
Bardzo gorąco i szczerze zachęcam do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie dziś przede wszystkim kupujemy najnowszą część „Baśni jak niedźwiedź” Gabriela Maciejewskiego, ale także moje książki. Pod pewnym szczególnym względem, też baśnie i też jak niedźwiedź.
Kiedys będąc świeżo upieczonym pokomunijnym ministrantem stałem sobie przy ołtarzu i z nudów myslałem sobie tak: Boże tu na ołtarzu stoją dwie świece. Zgaś jedną z nich tu i teraz i daj mi znak, że istniejesz. Teraz wiem, że w tym momencie powinienem raczej zaliczyć boskiego kopa w tyłek i to przynajmniej z paru powodów.
OdpowiedzUsuńAż strach pomyśleć jak i do czego to zobowiązuje.
No bo wcześniej,czy później będziemy musieli zacząć się zastanawiać nad tym, czy Michael Corleone może być człowiekiem miłym Bogu.
OdpowiedzUsuń@betacool
OdpowiedzUsuńO tak! To czy Michael Corleone może być człowiekiem miłym Bogu, to kwestia w pewnym sensie podstawowa.