Muszę się przyznać do pewnego wstydliwego bardzo kryzysu wiary. Otóż mimo że mamy wszyscy naprawdę mocne dowody na to, że wieje, wieje i wiać nie przestaje, w momencie gdy pojawiły się informacje, że podczas swojej sobotniej konwencji Platforma planuje zaprezentować broń autentycznie śmiercionośną, która doprowadzi do jej cudownego wręcz odrodzenia, pomyślałem sobie, że kto wie, co oni tam chowają po kieszeniach.
I oto przyszła ta sobota i okazało się nagle, że ponieważ poza konwencją Prawa i Sprawiedliwości nie ma nic, pojawia się problem, czy jest w ogóle jakikolwiek sens organizować coś jeszcze, a jeśli oni jednak nie zrezygnują, to czy ogólnopolskie media uznają, że ktokolwiek jeszcze jest gotów sobie nią zawracać głowę. No ale ostatecznie na mównicę weszła sama premier Kopacz, by wyjaśnić nam wszystkim, co oznacza skrót JOW, no a ponieważ premier to jednak premier, wypadało się już przełączyć.
Nie wiem oczywiście, jak na to, co się tam działo, zareaguje tak zwana opinia publiczna, gdy jednak chodzi o mnie, obiecuję, że już nigdy nie przyjdzie mi do głowy się obawiać, że tam cokolwiek może się jeszcze urodzić. To jest koniec ostateczny i nawet nie chodzi o to, że oni są zbyt głupi, czy że ów szok nie pozwala im działać racjonalnie – choć to oczywiście też – ale problem przede wszystkim polega na tym, że oni sami już nie wierzą w to, że warto walczyć. Oni sami doskonale sobie zdają sprawę z tego, że to już koniec i że z tego już nigdy nic nie będzie. I nawet gdyby tam nagle pojawił się jakiś czarodziej ze spełniającym życzenia dżinem, i obiecał im, że jeśli się wezmą do roboty, to nagroda będzie wielka i niczym nieograniczona, to jeśli oni się ruszą, to najwyżej na parę minut, a to z tego prostego powodu mianowicie, że tam już nie ma ducha. Nawet tego najbardziej czarnego, którego tak dobrze mieliśmy okazję przez te wszystkie lata poznać. Tam nie ma ducha, a więc też nie ma tej siły, które jest w stanie uruchomić maszynę. A skoro tak, to oni nie są w stanie się podnieść z przyczyn czysto fizycznych.
Oglądałem tę transmisję i mimo że miałem bardzo dużo okazji, by się odpowiednio zabawić, jeden moment zrobił na mnie wrażenie naprawdę duże. Otóż premier Kopacz skończyła swoje przemówienie, wróciła na miejsce... i nagle okazało się, że to już koniec i nikt ze zgromadzonych nie wie, co ma robić dalej. A zatem wszyscy stali, bili brawo, rozglądali się niepewnie dookoła, aż wreszcie na mównicę wszedł minister Trzaskowski, zawołał „Do roboty!”, i towarzystwo zaczęło się rozchodzić. I tak się skończyła ta konwencja.
Kilka lat temu na tym blogu, jeszcze zanim to wszystko zaczęło się realizować, napisałem, że to nieszczęście musi się skończyć z tego jednego powodu, że fizyka tego typu zjawiska nie zniesie. No i okazało się, że miałem rację. Im to, że będą rządzić wiecznie, wychodziło z liczb. A błąd polegał na tym, co zawsze: oni pomylili matematykę z fizyką.
Przypominam, że nakład książki o siedmiokilogramowym liściu, zawierającej wczesne felietony z tego bloga, się ostatecznie wyczerpał. Mam tu jej jednak jeszcze paręnaście egzemplarzy, a więc gdyby ktoś miał życzenie, proszę do mnie pisać na adres toyah@toyah.pl. Dedykacja w cenie.
Przypominam, że nakład książki o siedmiokilogramowym liściu, zawierającej wczesne felietony z tego bloga, się ostatecznie wyczerpał. Mam tu jej jednak jeszcze paręnaście egzemplarzy, a więc gdyby ktoś miał życzenie, proszę do mnie pisać na adres toyah@toyah.pl. Dedykacja w cenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.