Doprawdy, te nasze ścieżki niekiedy plotą się tak, że nie dość, że nie potrafimy ich rozpoznać i nazwać, to nawet odpowiedzieć sobie na pozornie przecież bardzo proste pytanie, jak to się stało, że przyszło nam się na nich znaleźć. Spójrzmy choćby na to, co mnie się przytrafiło nie dalej jak wczoraj wieczorem. Oto, w sposób do dziś dla mnie całkowicie niezrozumiały, trafiłem na dwa teksty napisane przez osoby których ani istnienie, ani tym bardziej opinie, nie obchodzą mnie w najmniejszym stopniu, i tu nagle okazuje się, że z tego spotkania powstaje kolejna notka, a wraz z nią kolejny powód dla nas wszystkich, by się zastanowić nad miejscem, w którym nam dziś przyszło się znajdować.
Zanim jednak powiem, o kogo mi konkretnie chodzi i kto to tak skutecznie załatwił nam ów początek kolejnego tygodnia, proponuję rzucić okiem na fragmenty owych wypowiedzi. Naprawdę nie będzie tego wiele. Najpierw tekst numer jeden:
„Wybory uzupełniające wygrywają jakieś Koc, Kloc i Pupa. Dla tych samych klocków, zdemoralizowanych do szpiku kości, nieuków z czerwoną metryką, uporczywie apelujących do najgorszych ludzkich instynktów, do podłości i ciemnoty – wojnę polsko-polską wywołują wszyscy inni, ale nie oni, nie ich plugawy język, nie ich mowa nienawiści, nie oszczerstwa i ohydne kłamstwa”.
„A to oznacza poza realizacją zadań, nadanie priorytetu rozliczeniu Kaczyńskiego i dobranie się do tyłka całej tej klice z Panem Bogiem na gębach własne świństwa przypisującej innym. Czas łagodnych rządów Tuska, tolerancji dla łajdactwa dotąd bezkarnie znieważającego Polskę, jej władze i większość nas, Polaków, którzy te władze wybrali - skończył się”.
„Zużyte twarze Kaczyńskiego i jego służby domowej oraz partyjnej, tego bezczelnego, epatującego chamstwem i głupotą aferalnego towarzystwa – prawem kaduka, czyli prawem spuścizny po komunie usadzonej w polskiej polityce od dwudziestu pięciu lat muszą wreszcie zniknąć… Czas by wizerunku Ojczyzny, polskiej polityki, nie szpeciły wstrętne, wrzaskliwe, niemoralne, bezczelne, wredne, zawistne i pazerne na pieniądze zużyte twarze z PiS”.
A teraz tekst numer dwa:
„Każdego dnia ciąży mi żrący osad obłudy pierwszych lat wychodzenia z komunizmu. Truje mnie zarówno pokraczna spuścizna niedawnej przeszłości, jak i świadomość, że to mętne krętactwo trwa. Pierwszą miksturą alchemików III RP była obleśna czułość, z jaką liderzy strony solidarnościowej obłapiali owinięte w odległy cień Moskwy sflaczałe odwłoki zbankrutowanych władców PRL”.
„Opozycyjni petenci składali namiętne hołdy wystraszonym arystokratom z WRON lub KC w podzięce za bezkrwawe podzielenie się władzą”.
„Drugą precyzyjnie przeprowadzoną 25 lat temu operacją zatruwania Polski był szybki drenaż zasobów finansowych społeczeństwa, a po nim stopniowy proces kolonizacji gospodarczej, zsynchronizowany z programem niszczenia przemysłu. Żeby obie operacje przebiegły sprawnie, spod obfitującego w kanty okrągłego stołu warszawka wyciągnęła pożytecznych ludzi. Przekształceniem agentów Moskwy w mężów stanu opiekował się człowiek, który wcześniej przez pół wieku uczył się, jak na różne sposoby osiągać to, co dozwolone - Tadeusz Mazowiecki, który gdy został ostatnim premierem PRL, zapragnął być polskim Adenauerem i wykorzystać doświadczenia wychodzenia z klęski hitleryzmu. Diabeł aliancko-adenauerowskiego wzorca tkwił w szczegółach procesu, którym dyskretnie zastąpiono denazyfikację”.
Ja już naprawdę czuje się znużony nieustannym pokazywaniem, jak bardzo nasza dzisiejsza debata, po obu stronach politycznej sceny, sięgnęła wspólnego dna. Powoli zaczynam wątpić, czy stan intelektualnego, moralnego i zwyczajnie ludzkiego upadku, w jakim się znalazły nasze tak zwane elity, budzi troskę sięgającą choćby minimalnie poza ten blog i związane z nim środowisko. Coraz częściej zastanawiam się, czy to, co dla nas tutaj jest powodem do naprawdę szczerych zmartwień, dla większości uczestników tej debaty – a nie mam tu wcale na myśli ludzi, którzy w niej uczestniczą w przerwie między niedzielnymi zakupami w galeriach handlowych, a przeżywaniem kolejnego odcinka przygód Anny Marii Wesołowskiej – jest czymś zupełnie naturalnym, a co ważniejsze, pożądanym i dobrym.
Od paru już lat czytam teksty pisane przez najwybitniejsze umysły polskiej publicystyki, wysłuchuję opinii dostarczanych nam przez najważniejszych polskich polityków, oglądam wystąpienia największych autorytetów publicznej opinii w Polsce, a kiedy już zaczynam wątpić w to, że tak zwany mainstream będzie mi miał do przekazania coś naprawdę interesującego i inspirującego, sięgam do internetu, gdzie mam nadzieję, że trafię na coś świeżego, a tam okazuje się jest jeszcze gorzej. Więc wracam do mainstreamu, a tam… wypowiedzmy wreszcie to nazwisko Jan Polkowski – pisarz, poeta, no i od niedawna też publicysta tygodnika "W Sieci", i wiadomość autentycznie porażająca: to co dotychczas uznawaliśmy za manifestację obłąkania, jakie System na część z nas zesłał, by ułatwić sobie prowadzenie interesów, to żadne obłąkanie – to prawdziwy obraz naszej ludzkiej kondycji. My właśnie w tym stanie się dziś znajdujemy i nic nie wskazuje na to, by komukolwiek to przeszkadzało. A co do obłąkania, to wygląda na to, że jeśli ktoś tu jest obłąkany to na pewno nie oni. Na pewno nie ona.
No właśnie. Wciąż chyba nam brakuje tego drugiego nazwiska. Właśnie jednak sobie pomyślałem, że ono tu nie padnie. Nam niech wystarczy Polkowski. Natomiast, jeśli jemu będzie zależało, by się dowiedzieć, gdzie się czai autentyczna konkurencja, to niech już sobie sam poszpera w sieci. Może się przy okazji dowie czegoś o sobie. Jestem pewien, że sobie poradzi.
Zachęcam do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Tam wciąż – i już do wyczerpania nakładu – dwie książki Toyaha idą po 15 zł plus wysyłka, reszta zbliża się też do końca, tyle że o promocji na razie nikt nie myśli, no i już wkrótce będziemy mieli kolejny wybór felietonów, tym razem bardzo monotematyczny. Bardzo wszystkich prosze o wspieranie tego bloga. Bez tego, przyszłość wygląda gorzej jak marnie. Dziękuję.
Zachęcam do odwiedzania księgarni pod adresem www.coryllus.pl. Tam wciąż – i już do wyczerpania nakładu – dwie książki Toyaha idą po 15 zł plus wysyłka, reszta zbliża się też do końca, tyle że o promocji na razie nikt nie myśli, no i już wkrótce będziemy mieli kolejny wybór felietonów, tym razem bardzo monotematyczny. Bardzo wszystkich prosze o wspieranie tego bloga. Bez tego, przyszłość wygląda gorzej jak marnie. Dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.