Kiedy niedawno pisałem o sposobach rozszarpywania budżetów przeznaczonych na tak zwaną kulturę, swoją uwagę głównie poświęciłem na sposób, w jaki są organizowane koncerty wykonawców okupujących przestrzeń, którą można nazwać „nowym undergroundem”. Nie wspomniałem więc na przykład o tym, w jaki sposób nie doszło do występu w Warszawie na Stadionie Narodowym Carlosa Santany, czy jak to już zupełnie niedawno, odwołano występ na jednym z festiwali ostatnio pierwszej gwiazdy światowego popu, Pharrella Williamsa. Zaledwie wspomniałem też o tym, jak to moim zdaniem wyłącznie ze względu na upór samego wykonawcy, a zapewne ku autentycznej wściekłości organizatorów, Justin Timberlake jednak w Gdańsku zaśpiewał. Skromnie, bez zwyczajowej oprawy, krótko i byle jak, ale uznając najwidoczniej, że bycie prawdziwą gwiazdą nie pozwala mu na dąsy i że wypada przynajmniej być, pojawił się jednak na scenie i zaśpiewał. Nie mogłem też w swoim tekście wspomnieć o odwołaniu zabrzańskiego koncertu gitarzysty zespołu Deep Purple Ritchie Blackmore’a, bo tu już jest sprawa bardzo świeża.
Ja zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja, jaką mamy dziś w Polsce kieruje naszą uwagę na miejsca znacznie poważniejsze i znacznie bardziej decydujące dla naszej przyszłości, niż estrada, niemniej uważam, że ponieważ to co się dzieje w tej akurat przestrzeni tak bardzo wyrasta z ogólnego zepsucia, jakie opanowało nasz kraj, i tak bardzo owo zepsucie uaktualnia, że nie zaszkodzi przynajmniej od czasu do czasu na ten temat wspomnieć. Tym bardziej , że owa estrada, przez to właśnie, że jest niejako odruchowo traktowana, jako coś niepoważnego, a zatem i mało ważnego, dla wszelkiej maści złodziei i kombinatorów stanowi przestrzeń do harców całkowicie bezkarnych, na poziomie takiej bezczelności, że gdyby coś takiego przydarzyło się w politycznym mainstreamie, musiałoby doprowadzić do prawdziwej burzy.
Jestem pewien, że ludzie, którzy mają okazję obserwować ów biznes estradowy z bliska, mieliby tu do powiedzenia znacznie więcej i znacznie ciekawiej, niż mogę to zrobić ja. Oni są tam na miejscu, często sami biorą udział w tych przekrętach i wiedzą rzeczy, od których włosy stanęłyby nam dęba na głowie. Ja chciałem jednak tylko jeszcze raz porozmawiać o tych odwołanych występach. Jeśli wpiszemy w internetową wyszukiwarkę hasło „odwołany koncert”, zobaczymy, ze zjawiskiem o jakiej skali mamy tu do czynienia. A jeśli przejrzymy najnowsze wiadomości i zlekceważymy informacje o tym, że Schetyna został ministrem spraw zagranicznych, a Szkoci powiedzieli Szkocji „nie”, niewykluczone, że się dowiemy, jak to jednak nie dojdzie do dwóch absolutnie historycznych wydarzeń, jaka współczesna Polska miała w planie przeżywać, a mianowicie wizyty dwóch wielkich aktorów – Ala Pacino i Arnolda Schwarzeneggera.
W czym rzecz? Otóż powiem szczerze, że o Schwarzeneggerze we Wrocławiu akurat wcześniej nie słyszałem, natomiast owszem, sprawę spotkania z Alem Pacino znam jak najbardziej. Od wielu miesięcy bowiem środowisko huczało na temat imprezy, która miała się odbyć w Teatrze Wielkim, pod tytułem „An Evening with Al Pacino”, a której cały sens polegał na tym, że słynny aktor Al Pacino będzie siedział na scenie i udzielał wywiadu dla równie podobno słynnego w branży specjalisty od sztuki filmowej, niejakiemu Sandro Monettiemu. W tej chwili już nie pamiętam, po ile organizatorzy tego przedsięwzięcia sprzedawali bilety, natomiast, owszem, zwróciłem uwagę, że w ofercie była „ekskluzywna” kolacja z Artystą po głównej imprezie, no i tam, żeby się odpowiednio napić, nażreć i napatrzeć, trzeba było wyłożyć ponad 6 patyków.
No dobra, ja wiem, że jak kto głupi – niech płaci. Ja wiem, że skoro to nie jest moja sprawa, to nie ma większego sensu, bym się miał zajmować jakimiś bałwanami, którzy nie mają na co wydawać swoich pieniędzy. Wiem jednak też coś jeszcze, to mianowicie, że nikt nie będzie bardziej zadowolony z tego, że sprawa obu „eventów” zostaje przykryta czy to przez sukcesy polskich siatkarzy, czy to niespodziewany awans Grzegorza Schetyny, niż ci, którzy w pewnym momencie wpadli na pomysł, że przydałoby się zrobić jakiś duży wałek z wykorzystaniem publicznych jak najbardziej pieniędzy. Stąd ów dzisiejszy tekst.
Jak mówię, przekrętu ze Schwarzeneggerem nie obserwowałem, ani nawet o nim wcześniej nie słyszałem, natomiast byłem dość na bieżąco z tym, co się wyprawiało wokół wizyty w Warszawie Ala Pacino. Spójrzmy na to jeszcze raz. Oto grupa jakiś cwaniaków zapowiada organizację historycznego wręcz eventu, gdzie jeden z największych krytyków filmowych na świecie będzie rozmawiał z jednym z największych filmowych gwiazdorów, krytyk z aktorem będą siedzieli na scenie i ze sobą rozmawiali, a rozmowie będzie się przysłuchiwało 1700 osób, z których każda zapłaci za wstęp (w międzyczasie sprawdziłem) od 500 do 2,5 tysiąca złotych. Do tego plan jest taki, że po imprezie, w miejscowej restauracji odbędzie się spotkanie już bardzo ekskluzywne, gdzie na aktora będzie można popatrzeć już bardziej z bliska, a w dodatku za jedyne 6 tysięcy złotych nażreć się i napić. Rusza więc akcja promocyjna, połączona ze sprzedażą biletów, a kiedy termin wydarzenia jest już tuż-tuż, okazuje się, że wszyscy wprawdzie bardzo się starali, no ale niestety impreza nie wypaliła i bilety można zwracać w miejscu zakupu.
Zastanawialiśmy się nad tym już poprzednim razem, gdy pojawiła się kwestia owych notorycznie odwoływanych występów i doszliśmy do wniosku, że prawdopodobnie chodzi o to, żeby z budżetu przeznaczonego na imprezę wyrwać tak dużo, by z tego co zostanie, ewentualnie spłacić danego artystę, rzucając mu na odchodnym, że właściwie to powinien się cieszyć, że nie dość, że nie musi się męczyć i się bez sensu produkować na scenie, to jeszcze za darmo wpadło mu w ręce parę złotych. Jeśli jednak idzie o Pacino i Schwarzeneggera, że już nie wspomnę o tym Monettim, myślę, że tym razem poszło o coś znacznie grubszego. Nie sądzę, żeby tu się działo tak, że któryś z tych gangsterów najpierw im narobił chętki na występ w Warszawie, a potem wcisnął im do kieszeni parę kawałków i powiedział, żeby się nie napinali, bo sprawy się pokomplikowały i impreza jest odwołana. Tym razem za całym przedsięwzięciem musiały stać znacznie poważniejsze biznesy, te mianowicie na które potocznie mówi się „pralnia”. Tym razem, jak sądzę chodziło o to, by przepuścić przez tę pralkę nie paręset tysięcy, tak jak to było w wypadku jakiegoś Cheta Fakera, czy choćby i Thoma Yorke’a, a paręnaście milionów, wrzucając do jednej dziury ten nie wiadomo gdzie zebrany syf, a z drugiej odbierając czyściutkie potwierdzenie przelewu. No i jeszcze coś. Tym razem nie sądzę, żeby ludzie, którzy zgodzili się firmować ten przekręt tak poważnymi wizerunkami, jak Arnold Schwarzenneger i Al Pacino, o niczym nie wiedzieli. Nie sądzę, żeby o tym nie wiedzieli też sami zainteresowani.
W ogóle mam wrażenie, że tak naprawdę wiedzą nie tylko oni, ale cała kupa innych przedstawicieli tak zwanej branży. I daję słowo, że nie zdziwię się, jeśli nagle się okaże, że tak naprawdę wiedzą już wszyscy, tylko nie my. Dla nas natomiast jest zmiana rządu, a dla tych bardziej ambitnych sprawy związane z ruską agresją na Ukrainę.
Wszystkich zainteresowanych zapraszam do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie można kupić książki moje, Gabriela Maciejewskiego i całą kupę innych frykasów. Szczerze polecam i jednocześnie bardz, bardzo, bardzo proszę o wspieranie tego bloga.
Wszystkich zainteresowanych zapraszam do księgarni pod adresem www.coryllus.pl, gdzie można kupić książki moje, Gabriela Maciejewskiego i całą kupę innych frykasów. Szczerze polecam i jednocześnie bardz, bardzo, bardzo proszę o wspieranie tego bloga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.