niedziela, 17 marca 2013

Na Old Trafford wyrosły buraki

Wydaje się, że sprawa niesławnej ucieczki Tomasz Lisa ze stadionu w Manchesterze już nieco przebrzmiała, a ja sobie myślę, że, skoro najwyraźniej najistotniejszy moim zdaniem aspekt tej sprawy został skutecznie zlekceważony, nie zaszkodzi go tu wskazać. A chodzi nie o tchórzostwo, nie głupotę, nie zwykłe ludzkie zepsucie, ale pospolite chamstwo.
Dla porządku, krótko przypomnę, o co chodzi. Otóż na stadionie Old Trafford doszło do bardzo ważnego i prestiżowego pojedynku między drużynami Manchesteru United i Realu Madryt. Ponieważ go stać, Tomasz Lis kupił sobie na to spotkanie podwójny bilet i polazł na ten mecz ze swoją córką. W pewnym momencie Real strzelił Manchesterowi bramkę i wówczas Lis razem ze swoim dzieckiem wyskoczyli w powietrze i rzucili się sobie w ramiona. Ponieważ jednak skakali w sektorze Brytyjczyków, a sytuacja już była bardzo napięta, ze względu na ich bezpieczeństwo, oboje trzeba było ze stadionu ewakuować.
Główny ton komentarzy odnośnie tego szczególnego wypadku był taki, że Lisa należy zakwalifikować do konkursu pod nazwą „Nagroda Darwina”, gdzie przyznaje się wyróżnienia za najbardziej porażającą głupotę. Otóż gdzieś jakiś obywatel założy się ze swoimi kolegami, że wskoczy na łeb do skutej lodem rzeki, zrobi to i w następstwie owej próby umrze, i za to pośmiertnie zostaje nagrodzony wspomnianą nagrodą. W ten właśnie sposób, dla światowej głupoty zasłużył się Tomasz Lis, wchodząc w tłum wściekłych angielskich kibiców i pokazując im, jak to on ma ich wściekłość w pogardzie. Więcej – jak ta ich wściekłość go tak naprawdę bawi.
Otóż, moim zdaniem, Tomasz Lis owszem, udowodnił, że z rozumem on jest mocno na bakier, natomiast to, co mnie naprawdę tu zachwyciło, to owo chamstwo. Już tłumaczę. Otóż z mojego punktu widzenia, Lis, gdyby był człowiekiem głupim, ale za to dobrze ułożonym, wiedziałby, że w domu powieszonego nie należy opowiadać dowcipów o sznurze. Gdyby on był głupi, ale miał coś, co nazywamy wewnętrzną elegancją, wiedziałby, że szacunek dla cudzych uczuć jest sprawą podstawową. Gdyby on wreszcie był człowiekiem głupim, ale za to zwyczajnie grzecznym, w momencie, gdy Hiszpanie strzelili bramkę, on by stłumił tę radość, a może nawet w geście pocieszenia poklepałby któregoś z angielskich kibiców po ramieniu.
On tymczasem zachował się nie tylko jak kretyn, ale jak nieokrzesany burak, który o czymś takim jak wyczucie sytuacji w życiu nie słyszał.
Myślę o tym Lisie, i nagle wiem, skąd u nich owo posmoleńskie chamstwo? Czemu oni nie potrafią uszanować ludzkich łez? Skąd u nich to szyderstwo? Już wszystko to wiem, i teraz tylko żałuję, że Lis tego wybuchu radości nie zostawił na ostatni gwizdek sędziego. Ona by wtedy była dużo większa i bardziej irytująca. Lis by miał radość z tego, że jego ukochana drużyna wygrała, a my z kolei satysfakcję, że sprawiedliwości stało się zadość.

Powyższy tekst ukazał się w najnowszym wydaniu "Warszawskiej Gazety", i nie będę ukrywał, że redaktor Bachurski przy najbliższej okazji mi za niego zapłaci. Mimo to, moja prośba o finansowe wspieranie tego bloga jest aktualna, a zatem, jeśli kogoś te refleksje poruszyły i zainspirowały do kolejnych, może jeszcze ciekawszych, bardzo proszę o wsparcie tego bloga pod podanym obok numerem konta. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...