Gdyby ktoś mnie poprosił, bym jak najkrócej opisał swoje najbardziej istotne wspomnienie jak idzie o prezydenturę Lecha Wałęsy, prawdopodobnie powiedziałbym, że wciąż mi chodzi po głowie ów obraz, kiedy to widzę prezydencką kaplicę, za ołtarzem stoi ksiądz Franciszek Cybula, w pierwszym rzędzie siedzą Wałęsa i Wachowski, gdzieś trochę dalej Drzycimski, a obok Drzycimskiego któryś z wezwanych na poranne przesłuchanie ministrów.
Ktoś kto jest zbyt młody, by te czasy pamiętać – dziś pytałem o to Coryllusa, i on przyznał, że nie bardzo wie, o czym ja w ogóle mówię – prawdopodobnie czyta te słowa jak jakąś abstrakcję, natomiast dla mnie jest to wciąż bardzo żywe wspomnienie. Spróbuję bardzo krotko opowiedzieć, o co chodziło. Otóż prezydent Wałęsa miał tego swojego kapelana – księdza Franciszka Cybulę, swojego najważniejszego ministra – Mieczysława Wachowskiego i rzecznika prasowego – Andrzeja Drzycimskiego. O ile sytuacja nie wymagała tego, by Wałęsie towarzyszył tylko Wachowski, cała ta czwórka wszędzie poruszała się razem. Wałęsa, tych dwóch, no i ksiądz. Skąd ja wiem, jak wyglądało w tej kaplicy? Otóż zwyczaj był taki, że każdego dnia, z samego rana, Wałęsa wzywał do siebie któregoś z ministrów, czy szefów którejś z państwowych instytucji, opieprzał go za to, że źle pracuje, a wszystko to nagrywała specjalna ekipa, zatrudniona przez Wałęsę po to, by rejestrować każdy jego krok. Następnie materiał był puszczany w wieczornych wiadomościach.
Zanim jednak dochodziło do bezpośredniego spotkania z ministrem, wszyscy schodzili na dół do kaplicy, i uczestniczyli w porannej Mszy Świętej. To o tych właśnie nabożeństwach swego czasu wspominał Mieczyslaw Wachowski, opowiadając, jak to on je bardzo lubi, bo może wtedy sobie „pojeść komunię”. Wspomniane Msze również były filmowane, a następnie, choćby w drobnym fragmencie, pokazywane w telewizji. Żeby każdy wiedział, że Lech Wałęsa, to człowiek bardzo religijny.
Powiem szczerze, że dla mnie zawsze największą zagadką z tej grupy był ksiądz Cybula – oficjalny kapelan Lecha Wałęsy. Przede wszystkim dlatego, że ja nigdy nie potrafiłem zrozumieć, jak to się stało, że on był przy Wałęsie zawsze. Wałęsa spotykał się w jakiejś bardzo oficjalnej sytuacji z kimś równie oficjalnym, a obok Wałęsy już był ksiądz Cybula, i go nie opuszczał nawet na krok. Ale było coś jeszcze. Ksiądz Cybula nigdy chyba się nie odezwał. Z nim nigdy nie ukazał się żaden wywiad, żadna choćby króciutka rozmowa. Ja przez te wszystkie lata, chyba nawet nie zdążyłem się zorientować, jaki ten ksiądz ma w ogóle głos. To jedno. Druga rzecz była taka, że on robił wrażenie osoby wręcz karykaturalnie niesympatycznej. Nigdy się nie uśmiechał, nigdy nie spojrzał z jakimś weselszym błyskiem w oku. Był wiecznie ponury i zimny jak skała. A przez to, że siłą rzeczy kojarzył się bardziej z urzędem niż z kościołem, robił wrażenie przebranego za księdza urzędnika. I ja, powiem szczerze, zawsze się go bałem.
Oczywiście, była jeszcze cała ta polityczna część prezydentury Wałęsy, a więc prześladowanie opozycji, kwestie związków Wałęsy ze służbami, ten nieszczęsny Wachowski, o którym powstawały wręcz legendy. A na tym tle postać księdza Cybuli robiła wrażenie jeszcze bardziej złowieszcze.
Ponieważ właśnie jestem w trakcie pisanie tej nowej książki, potrzebowałem w pewnym momencie poszukać czegoś na temat dzisiejszych losów księdza Franciszka Cybuli, byłego kapelana prezydenta Wałęsy. Niestety tu akurat panuje dość jednoznaczna nędza. Co dziś robi ksiądz Cybula – nie wiadomo. Najbliżej jak udało mi się sięgnąć, to wywiad, jakiego on udzielił portalowi Opoka jeszcze w roku 2009, zatytułowany „Jestem zwykłym księdzem”, w którym opowiada on, że pracuje gdzieś na jakiejś parafii w Sopocie no i że dla niego wzorem księdza jest ksiądz Wojtyła. Ale są też i wspomnienia. I oto, ksiądz Cybula poproszony o wyjaśnienie, czemu on stał się w praktyce kolejnym prezydenckim urzędnikiem, odpowiada w ten oto sposób:„Prezydent chciał, abym był z nim wszędzie, nawet na konferencjach prasowych. Buntowałem się, nie chciałem w nich uczestniczyć. – Szefie, to jest źle odbierane – przekonywałem. A on: chcę mieć zawsze duchowe wsparcie.
Przed jednym z prestiżowych spotkań powiedział mi: nie mam dziś weny. Ja na to: włączam więc turbodoładowanie niebieskie. Zacząłem się modlić. Przerwałem modlitwę, gdy otrzymywał owacje na stojąco. Połączenie sił duchowych z jego intuicją, oryginalnym podejściem do wielu spaw, dawało efekty zaskakujące. Gdy rozmawiałem o tym z prof. Franciszkiem Gruczą, językoznawcą, germanistą, mówił o nim, on i jego koledzy po fachu: Das ist eine politische Tier – to jest polityczne zwierzę”.
Trochę przydługi ten cytat i wcale nie wiem, czy w całości potrzebny. Bo tak naprawdę chodzi mi tylko o jeden fragment. Mianowicie o tego „Szefa”. Dla mnie świadomość, że kapelan prezydenta Wałęsy zwracał się do niego per „Szefie” jest autentycznie porażająca. Proszę zrozumieć, o co mi chodzi. Ksiądz Cybula zwraca się do Wałęsy, by go ze sobą wszędzie nie ciągał, bo to jest publicznie źle odbierane, na co Wałęsa mu tłumaczy, że mowy nie ma, bez dyskusji, ksiądz ma być i kropka! Na co Cybula – jakoś tym razem, słowo „ksiądz” mi nie przeszło przez gardło – prosi, „Ale, Szefie!”, na co Wałęsa: „A co z niebieskim tubodoładowaniem?” No i sprawa załatwiona.
Franciszek Cybula w wywiadzie dla Opoki nie wspomina, jak się do niego zwracał Wałęsa. W ogóle, mało już mówi. Tym bardziej też nie opowiada, jak wyglądała na przykład taka spowiedź, i czy, kiedy on karmił Wachowskiego opłatkami, to Wachowski był wyspowiadany, czy mówił Księdzu, żeby dawał tę komunię i nie robił cyrku. No i, może nie mniej ważne – czy on do Wachowskiego też się zwracał per „Szefie”?
Myślę o tej całej przedziwnej sytuacji, i nie mogę przestać myśleć, że oto mamy za sobą 2000 lat Kościoła, a ksiądz Franciszek Cybula jest jednym z tego Kościoła kapłanów. Że być może, teraz, kiedy ja pisze ten tekst, on tam siedzi na tej swojej sopockiej parafii i wspomina, jak to miał kiedyś swego szefa. Nie jakiegoś proboszcza, biskupa, czy papieża, a może nawet i bezpośrednio Jezusa Zmartwychwstałego, ale samego Lecha Wałęsę.
I nagle przychodzi mi do głowy myśl taka oto, że, jak nam wiadomo, minister Wachowski to był z pewnością wesoły człowiek. I czy w tej sytuacji nie jest przypadkiem możliwe, że ta spowiedź, nad którą przez chwilę się tak zadumałem, nie wyglądała tak, że to Cybula przychodził do Wachowskiego, który – już najedzony tymi komuniami – siedział sobie w konfesjonale, a Cybula klękał i mówił „Ostatni raz spowiadałem się wczoraj rano”?
Na co Wałęsa odwracał się od telewizora i krzyczał do swojego duchowego przewodnika: „Ciszej tam, bo za cholerę nic nie słychać!”
Powyższy tekst jest bardzo rozbudowaną refleksją, opartą o coś co już niedługo będziecie mogli znaleźć w mojej nowej książce. A na razie, sza! Póki co, bardzo proszę o mnie pamiętać, być tu ze mną, i w miarę możliwości wspierać ten blog finansowo. No i przypominam – wciąż jest do kupienia Liść. Dziękuję.
@toyah
OdpowiedzUsuńMuszę Cię zmartwić - "...Ks. F. Cybula jest autorem trzytomowej książki pt. "Posługa Słowa w kaplicy Prezydenta Rzeczypospolitej"..." - źródło: http://kartuzy.info/katalog,wpis,2225,Ks-Franciszek-Cybula.html
Ostatnio - to chyba było podczas mojego wyjazdu na Kaszuby - w księgarni widziałem tę pozycję.
Bardzo przepraszam ale się nie skusiłem.
Gdybym wiedział, ze szukasz czegoś w tym "temacie" niechybnie bym Ci sprezentował...
@raven59
OdpowiedzUsuńA ja bym to w tym samym momencie polał benzyną i podpalił.
@toyah
OdpowiedzUsuńTe słowo: "Szefie" brzmi przerażająco !
To brzmi tajemniczo - "okresowo przebywa w Gowidlinie". Tak jakby nie był już księdzem.
OdpowiedzUsuń@raven59
OdpowiedzUsuńZajrzałem na ten link. Tam nic nie ma. A to by świadczyło o tym, że z nim już szczęśliwy koniec.
@Marylka
OdpowiedzUsuńO to mi własnie chodziło. Że już po nim. W międzyczasie trafiłem na jeszcze jedną informację. Że on już w tej Oliwie - nie w Sopocie - był tylko tak zwanym rezydentem. Z tego rozumiem, że nie miał swojej parafii.
@toyah
OdpowiedzUsuńlink podałem tylko w celu podania źródła informacji.
Wg strony:
http://www.diecezja.gda.pl/modules.php?name=Content&pa=showpage&pid=167.
"Księża diecezjalni (od litery A do Ł)
Spis na dzień 21 września 2011 r.:
64. Cybula Franciszek - emeryt" -
W internecie jest trochę informacji na temat jego współpracy w przeszłości z SB i żydowskiego pochodzenia ale źródła na które się powołują prowadzą donikąd...
@Toyah
OdpowiedzUsuńWszyscy ci ludzie Wałęsy szczęśliwie przepadli w niebycie. Podobnie jak ci z UD czy jak to się w różnych okresach nazywało. Jeszcze Komorowski próbuje ich reanimować, ale jedynym względnie żywym wydaje się Boni.
Parę dni temu minęłam na ulicy Mazowieckiego. Był dla ludzi zupełnie niewidzialny. Oprócz tego, że jest tak zgrzybiały, że cudem wydaje się, że żyje, on nie istnieje już w ludzkiej pamięci tak samo jak ksiądz Cybula. To bardzo pouczające i pocieszające. Kto za dziesięć lat rozpozna Tuska na ulicy?
@raven59
OdpowiedzUsuńO wszystkich ludziach Wałęsy mówiło się, że dobierał ich wg kryterium haka. Jak nie SB to inne sprawki.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@raven59
OdpowiedzUsuńJestem pewien, że z tym żydowskim pochodzeniem, to kłamstwo wymyślone przez jego promotorów.
@Marylka
OdpowiedzUsuńTo fakt, ze oni wszyscy powoli nikną. Gdyby nie Komorowski, pies z kulawą nogą nie słyszałby o Mazowieckim, Wujcu, czy Lityńskim. To jest coś nieprawdopodobnego, by posiadając tak wielkie wpływy, tak marnie skończyć.
@kazef
OdpowiedzUsuńPrzejrzałem. Poruszające. To jest taka ironia?
@kazef
OdpowiedzUsuńSprawdziłem tego Cichosza. On chyba jednak pisał to na poważnie. Nie do wiary!!!!!
@Marylka
OdpowiedzUsuńWałęsa nikogo nie dobierał. Sam był dobrany.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@kazef
OdpowiedzUsuńChyba jednak Cichosz. Romejko tę recenzję tylko opublikował. Tak mi się zdaje.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@kazef
OdpowiedzUsuńMusimy go zapamiętać, bo to ważny ksiądz.
@Toyah
OdpowiedzUsuńMyślisz, że nawet tej przyjemności mu nie dali?
Wczesniej byl ksiadz Jankowski.Ciekawe kto do kogo mowil "szefie".Stawiam na Bolka.
OdpowiedzUsuń@Marylka
OdpowiedzUsuńJestem pewien że nie. On nie mógł decydować o niczym.
@Maria235
OdpowiedzUsuńOczywiście że ksiądz Jankowski nie mógł mówić do niego "Szefie". Zresztą on do Księdza też nie. Ten by mu na to nie pozwolił. Inna sprawa, że oni mogli być po imieniu
@toyah
OdpowiedzUsuńPo imieniu- to sie swietnie w pisuje w tamten etap projektu Bolek. Na Ty z ksiedzem, Aaadasiem, moze z jakims profesorem albo innym intelektualista czy autorytetem.On w koncu uwierzyl we wlasna wyjatkowosc.
Oczywiscie ze po imieniu.
Kiedy pana nowa ksiazka bedzie w sprzdazy?
@Maria235
OdpowiedzUsuńLada dzień. Lada dzień.
Czekam z niecierpliwoscia.
OdpowiedzUsuńWracajac do Walesy:ten jego synek co to umie mowic w miare poprawnie po polsku, chce 100 tys odszkodowania od kierowcy samochodu w ktory sam uderzyl motorem.To jest znak czasu, wszystko mozna ba nawet trzeba.Rozboj w bialy dzien, w sadzie.Takich znakow jest pelno w kazdej dziedzinie zycia, ta bezczelnosc i ruska buta zalewa po prostu przestrzen publiczna.Kiedy i jak to sie skonczy?Bo przeciez musi sie skonczyc, prawda?
@Maria235
OdpowiedzUsuńNo właśnie, nie wiem czy musi.
Pozdrawiam Was z Roku Pańskiego 2017.
OdpowiedzUsuńChciałem Wam tylko powiedzieć, że na zachodzie bez zmian.
A co do Wałęsy to umacnia się na pozycji "Bolka".