Kompletnie nie mam pojęcia, dlaczego moje najmłodsze dziecko, kiedy jej to opowiadam, śmieje się ze mnie i informuje, że musiało mi się coś przyśnić i teraz już tylko miesza mi się fikcja z rzeczywistością. Nie rozumiem tego, bo przede wszystkim, moim zdaniem, dzieci powinny szanować swoich ojców, a nie wmawiać im, że mają pomieszane w głowie, a poza tym, moja historia, choć, owszem, dość szczególna – nieszczególnych, jak już czytelnicy tego bloga zauważyli, tu raczej nie ma – wcale nie jest aż tak egzotyczna, by trudno było w nią uwierzyć. A stało się tak, że jeszcze zanim zaczęła się ta zima na dobre, a więc zanim spadł pierwszy śnieg, któregoś ranka, jak zwykle, poszedłem z urodzinowym psem wspomnianej już mojej córki do parku na spacer. Jak mówię, śniegu jeszcze nie było, natomiast zrobiło się już zdecydowanie zimniej, i na trawie, na drzewach i na ławkach leżał szron. Pewnie dlatego, że było dość zimno i jakoś ponuro, park był raczej pusty i w polu widzenia mieliśmy właściwie tylko siebie. On mnie, a ja jego.
Kiedy w parku jest pusto, uczucia mam mieszane. Z jednej strony, cieszę się, bo wiem, że mogę bezpiecznie spuścić psa ze smyczy, nie ryzykując, że jego nieskończenie przyjazna natura każe mu potraktować inne osoby jak najbliższych przyjaciół, i tym samym wprowadzić mnie w stan poważnego zakłopotania. Gorzej, że nie ma ładnych dziewcząt z psami, z którymi można pogawędzić, a przecież dla kogoś w moim wieku, okazja do zamienienia paru uprzejmych słów miłą dziewczyną, stanowi zawsze bardzo sympatyczną odamianę. Zresztą, wcale nie musi chodzić tylko o dziewczyny. Nie wiem, na ile jest to wiedza powszechna, ale fakt jest taki, że ludzie, których spotkać można w parku przed południem, kiedy spacerują ze swoimi psami, to w ogóle najczęściej bardzo mili ludzie. A więc, kiedy się od czasu do czasu kogoś spotka, bywa dobrze.
Tym razem, jak mówię, w powietrzu było zimno, wszędzie dookoła leżał szron, powietrze zanurzone było w lekkiej mgle, a wokół nie było nikogo. W pewnym momencie w oddali zauważyłem chłopca z psem. Mówię „chłopca” na podobnej zasadzie, jak marszałek Ewa Kopacz mówi „chłopiec” o swoim idolu Palikocie, a więc jak ktoś, dla kogo w pewnym momencie życia nawet osoby już mocno dorosłe stają się wyłącznie chłopcami, czy dziewczynami. Ale, owszem, był to człowiek dość młody, z dużym, białym, kudłatym psem, możliwe że Husky. Szli sobie daleką alejką i wyglądali razem naprawdę bardzo ładnie. W pewnym momencie, chłopak zatrzymał się przy jednej z ławek i najwyraźniej zaczął coś na niej pisać palcem. To znaczy, oczywiście, nie po samej ławce – no bo jak? – ale po pokrywającym ją szronie. Po chwili ruszył dalej i zniknął nam z oczu. Przez chwilę jeszcze potarzaliśmy się po oszronionej trawie, obsikaliśmy parę patyków, a ja sobie pomyślałem, że pójdziemy w stronę tej ławki i zobaczę, co on tam uznał za stosowne nam powiedzieć.
Powiem uczciwie, że jako ktoś, kto zdecydowanie woli się trzymać z dala od wszelkich ekscesów, nie bardzo mam zaufanie do ludzi, którzy od czasu do czasu czują w sobie impuls, by wziąć i napisać coś na murze, czy w ogóle gdziekolwiek, na zasadzie opisanej wyżej. Nie wiem, z czego to wynika, ale wydaje mi się, że człowiek, który ma wszystko starannie poukładane w głowie i mniej więcej stara się kontrolować sytuację, nie znajduje w sobie potrzeby do tego typu pustych demonstracji. No bo co można napisać na murze? Zwłaszcza podczas porannego spaceru ze swoim psem. „CHWDP”? „Ruch psy”? „Kocham Monikę”? A może coś kompletnie niezrozumiałego, ale za to w jakimś oryginalnym bardzo kształcie, tak jak to robią młodzi hop-hopowcy? A więc szedłem w stronę tej ławki, z jednej strony z pewnym zaciekawieniem, a z drugiej – zdecydowanie bez większych nadziei. W pewnym momencie, pomyślałem nawet sobie, że coś mi się zdawało, i pewnie ten chłopak nic tam nie napisał. I proszę sobie wyobrazić, że wcale mi się nie zdawało. Na tym pokrywającym ławkę w moim parku szronie widniał, bardzo starannie, bardzo porządnie, równo i elegancko, wymalowany dużymi literami napis: „TUSK ZDRAJCA POLSKIEGO NARODU”.
Zdaję sobie sprawę, że w tej chwili mogą się tu pojawić niemal wyłącznie dwie reakcje. Jedna, ze strony wszystkich tych, którzy premiera Tuska nie szanują i mają ku temu swoje jak najbardziej określone powody, polegająca na pełnym poparciu dla tego niezwykłego, w tych – że zacytuję klasyka – okolicznościach przyrody, gestu, a druga, ze strony tych wszystkich, którzy twierdzą, że, aby nazwać Tuska zdrajcą, trzeba najpierw mocno zwariować, z pełnymi tej wiary konsekwencjami. Jak idzie o mnie, to ja przede wszystkim, naturalnie, odczuwam w stosunku do tego chłopaka wyłącznie sympatię, niemniej, w pewien bardzo szczególny sposób, czuję też coś na kształt strachu. Zwyczajnego strachu. Bo, proszę sobie uświadomić, że, jeśli tylko zachowamy w sobie przekonanie, że coś takiego jak zdrada narodu w tych szczególnie posuniętych czasach w ogóle jeszcze istnieje, tak naprawdę stoimy wobec dwóch tylko możliwości. Albo Donald Tusk w istocie jest zdrajcą, a wtedy – szczególnie biorąc pod uwagę fakt owej nieprawdopodobnej wręcz bezsilności, w jakiej musimy się poruszać my wszyscy, w tym też wyżej wspomniany chłopak – to że on sporządził ten napis na szronie, nie dość że stanowi z jego strony gest słuszny i wierny prawdzie, to wręcz konieczny. Jeśli nie – to nie ma o czym gadać, a ten tekst jest kompletnie pozbawiony sensu.
Otóż ja uważam, że tak, Donald Tusk, ale także większość członków jego rządu – i tego i poprzedniego – większość dziennikarzy, większość publicznych i medialnie wpływowych osób, popierających projekt o nazwie Platforma Obywatelska, sam Prezydent i jego współpracownicy – to są wszystko zdrajcy polskiego narodu. I nie mam co do tego najmniejszej wątpliwości. Wiem też jednak oczywiście, że dziś, gdy takie słowa jak wierność, miłość, prawda, uczciwość, oddanie, poświęcenie, wiara – możnaby wymieniać – praktycznie straciły swój pierwotny sens, również zdrada stała się czymś, co tak naprawdę nie wiadomo już, czym w istocie jest. A do tego jeszcze, nawet jeśli uznamy pojęcie zdrady za wciąż jakoś tam obowiązujące, to już z całą pewnością nie będziemy mogli się zgodzić z równie pierwotnym, jak samo to pojęcie, postulatem, by zdrada wobec Państwa i Narodu była traktowana jak najbardziej okrutna zbrodnia. No bo w końcu, czym jest Naród? Czym jest dziś Państwo?
Żyjemy w czasach rozpasanego tak zwanego humanizmu, gdzie człowiek jest bytem absolutnie najwyższym, a przez to właśnie, że jest bytem najwyższym i całkowicie niezależnym od wszystkiego co poza nim, ma prawo zarówno do swojej wielkości, jak i swojego upadku. W końcu, jak to wie każde dziecko, w życiu, jak to w życiu – raz jest z górki, raz pod górkę. Poza tym, jak wiemy z telewizji, ludzkie życie jest tak niezwykle skomplikowane, że w efekcie człowiek nie ma wpływu na nic, i jeśli zdarzy nam się coś nieoczekiwanego, często nie jest to nawet nasza wina, lecz wina zwyczajnego zbiegu okoliczności. W dzisiejszym więc świecie, jeśli nawet przyjąć, że taki Donald Tusk istotnie zdradził Polskę, to jest naprawdę wystarczająco dużo kar, w tym udzielenie mu obywatelskiej nagany, by nie trzeba było się uciekać do tak drastycznych rozwiązań, jak sznur na szyję, czy kula w łeb. Przecież on tak naprawdę jest tylko zwykłym człowiekiem. Tak jak my wszyscy. To zaledwie jeden z nas. Z żoną , dziećmi, przyjaciółmi, marzeniami… A tu nagle jacyś dziwni ludzie chcieliby go narażać na tak ciężką nieprzyjemność jak sprawiedliwa kara.
Otóż, z mojego punktu widzenia, sprawa jest bardzo jasna i czytelna. Przede wszystkim, nikt Donaldowi Tuskowi – podobnie jak jego ministrom, Arabskiemu, Sikorskiemu, czy Kopacz – nie kazał brać na siebie odpowiedzialności za sprawy tak poważne i kluczowe, jak losy Narodu i Państwa. Podobnie, każdy z nich miał okazję żyć w czasach, kiedy o Polsce mówiło się wyłącznie z należnym nabożeństwem, i jeśli każdy z nich nagle doszedł do przekonania, że to wszystko jest jednak strasznie nudne i głupie, to – przepraszam bardzo – ale nie ma litości. Jeśli oni wszyscy, jeszcze przecież nie tak dawno, mieli świadomość tego że obraz – jakże okropnie absurdalny – polskiego samolotu, gnijącego w przemieszanej z rosyjskim błotem polskiej krwi na obcej ziemi, bez należnej pamięci i należnego szacunku, jest czymś absolutnie horrendalnym, a dziś – z sobie tylko wiadomych względów – doszli do przekonania, że jest akurat wręcz odwrotnie, że to wszystko jest warte jedynie śmiechu, lub irytacji – to znaczy, że dla nich nie ma już litości. Dla nich należałby się najpierw już tylko porządny sąd, a potem sznur, lub kula w łeb. Choćby ze względu na pamięć o tych, co dla Polski, jeszcze w czasach podstawowych wartości, oddali życie.
No ale niech będzie, że czasy faktycznie się zmieniły. Że skoro nawet nie można jak należy powiesić zwykłego, okrutnego mordercy – bo albo na to nie pozwala nowa cywilizacja, albo niezgłębione serce Ojca Świętego – to trudno sobie wyobrazić, by świat miał się brać za jakichś Bogu ducha winnych bałwanów, których, czy to dzieje, czy też ich rozbuchane ambicje, rzuciły tam, gdzie oni dziś są, a gdzie jest i trudno i niebezpiecznie. No więc dobra - niech sobie używają swojego nędznego życia. Ale skoro tak, miejmy przynajmniej odrobinę zrozumienia dla ludzi – młodych, kurcze, bardzo – którzy wstają rano z łóżka, by wyprowadzić psa na spacer, idą z nim do parku, chodzą sobie między drzewami, krzakami i alejkami, i nagle – być może wyłącznie po to, by im z tego wzruszenia nie pękło serce – napiszą palcem na zaszronionej ławce słowa prostej, zwykłej prawdy.
Idą Święta. Następny tekst będzie dopiero w poniedziałek. Mam nadzieję, że wszyscy to zrozumieją. Raz że nie wypada, a poza tym – co widać, słychać i czuć – ja ostatnio nie mam sumienia, by pisać byle jak, i to mnie odrobinę spowalnia. Natomiast mamy jeszcze przed sobą kawałek czwartku i piątek. Gdyby ktoś miał ochotę i możliwości, bardzo proszę o wpłaty na podany obok numer konta. A ja obiecuję, że to wszystko zostanie wydane ze starannym pożytkiem. Poza tym, jest, jak zawsze, książka o liściu. Też obok. Zachęcam. To naprawdę dobra książka. Dziękuję i wszystkim życzę Wesołych Świąt Narodzenia Bożego.
Ach te Twoje przygody na spacerach... Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że zmyślasz.
OdpowiedzUsuńCo do meritum to oczywista oczywistość.
@toyah
OdpowiedzUsuńCała sytuacja w parku wygląda zupełnie odlotowo i nierealnie, a zarazem jakoś tak powiewa mistycyzmem.
Dobre podsumowanie naszej "demokracji", gdzie jednym z niewielu miejsc dyskursu publicznego pozostaje oszroniona ławka w pustym parku.
@zawiślak
OdpowiedzUsuńNo właśnie podobnie zareagowała moja córka. Tyle że nie zarzuciła mi kłamstwa, lecz zwykłe pomieszanie zmysłów.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że pani Toyahowa od początku wiedziała, że to się zdarzyło.
@Marion
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak to widzisz. Bo na mnie to wszystko rzeczywiście robiło trochę mistyczne wrażenie.
@Toyah
OdpowiedzUsuńPełen zimowego uroku opis spowodował, że nie dziwię się twojej córce.
To jest dobre, bardzo dobre.
Dziękuję za życzenia i mam zaszczyt już drugi rok życzyć Tobie i Twoim bliskim wspaniałych Świąt.
Do poniedziałku
@jazgdyni
OdpowiedzUsuńJak dobre, to dobrze. Dziękuję.
@toyah
OdpowiedzUsuńWidać uznał ten chłopiec, że to ważne przesłanie na najbliższe dni, i właśnie dlatego postanowił podzielić się nim z bliźnimi.
Pewien znany bloger absolutnym zbiegiem okoliczności jako pierwszy ujrzał owo przesłanie i bez wahania podzielił się z przyjaciółmi na blogu.
Zdrowych i Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia dla Ciebie i Przyjaciół odwiedzających to miejsce.
@Kazef
OdpowiedzUsuńNo tak. Można zobaczyć to i w ten sposób.
@toyah
OdpowiedzUsuńPrzed Świętami widać pewne rzeczy ostrzej, głębiej, może inaczej, jest czas na porównanie tych Świąt z poprzednimi... i siebie w te dni z sobą z lat minionych.
Nie za daleko odleciałem?
@kazef
OdpowiedzUsuńMoże trochę. Ale nic nie szkodzi.
@Toyah
OdpowiedzUsuńZawsze sobie powtarzam, żeby wcześnie wstawać.
@Marylka
OdpowiedzUsuńTak jest. Same korzyści. Z tym może tylko wyjątkiem, że spać się, cholera ciężka, chce. Cały dzień.
@Toyah
OdpowiedzUsuńNa to jest sposób - chodzić spać z kurami. No, z godzinkę później.
Napisz coś temu chłopcu następnym razem, proszę.
@Marylka
OdpowiedzUsuńSzkoda wieczora. Szkoda życia.
Temu z parku? Przecież ja go nie znam.
@Toyah
OdpowiedzUsuńSzkoda wieczora? Młodzik jesteś. Starsi ludzie o tej porze śpią.
No to co że go nie znasz? Mury, ławki i drzewa to przodkowie blogów.
@Marylka
OdpowiedzUsuńZgoda. Jestem młodzik.
Co do tego młodego faszysty, mam nadzieje, ze go kiedyś jeszcze spotkam.
@Toyah
OdpowiedzUsuńWysłałam ci mail o żarówkach
Spokojnych, pogodnych Świąt Bożego Narodzenia, łaskawości Pana Boga dla Ciebie i Twojej rodziny.
OdpowiedzUsuńA nam wszystkim, by w następne Święta Polska i Polacy byli wolni od tej bandy zdrajców i tchórzy.
Tego Tobie i sobie z całego serca życzę.
@Marylka
OdpowiedzUsuńSkorzystałem z Twojej rady i poszedłem spać. Teraz z kolei jadę uczyć, więc do skrzynki zajrzę trochę później. Żarówki, mówisz? Jestem bardzo podekscytowany.
@Jan
OdpowiedzUsuńWczoraj w Rzepie Magierowski napisał, że Tusk nie jest żadnym zdrajcą, ale zwykłym amatorem. Widzisz jakie to proste? Wystarczy że jesteś amatorem, i w tym momencie zdrada przestaje mieć moc zdrady. To chyba coś takiego jak jazda po pijanemu, prawda?
Dziś na roratach ksiądz Andrzej uświadomił mi potęgę wiary.Powiedział,że tylko godziny dzielą nas od Świąt. A przecież to były najpierw dni, potem miesiące, potem lata,potem wieki,a potem tysiąclecia.Uruchomienie wyobraźni nie wystarczy.
OdpowiedzUsuńToyahu! Połączmy nasze dobre myśli wokół tego jednego Człowieka, który musi znosić tak wiele i oby nasza nadzieja nigdy nie gasła zawsze zaczynając od Żłobka.
Wszystkim Czytelnikom tego bloga również Radosnych Świąt Narodzenia Pańskiego!
@kryska
OdpowiedzUsuńRoraty to potęga. Zawsze.
@Toyah!
OdpowiedzUsuńBaaaardzo to symboliczne - to zdarzenie w parku. Bo widzisz, czasem dla mnie cały nasz opór to takie pisanie palcem po oszronionej ławce. Mówi się też czasem - pisanie po wodzie.
Ale choćby nas była garstka a po drugiej stronie tłumy, zdrada pozostaje zdradą, choćby zdrajcą był pajac. To kwestia semantyki tak maltretowanej przez bolszewików.
No i nadszedł czas świąteczny.
Toyahowi i przezacnym bywalcom tego bloga życzę spokojnych, pięknych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia!
A jeśli ktoś nie czytał Toyaha przed dwoma laty, to proszę koniecznie zajrzeć do wpisu pt. Dym.
A potem posłuchać Toma Waitsa i obejrzeć wigilijną opowieść Augie'go na Youtube.
Bóg się rodzi, moc truchleje!
@Kozik
OdpowiedzUsuńTo bardzo miłe z Twojej strony, że wspomniałeś ten Dym i ten mój stary tekst. A to że Ci się to wszystko tak skojarzyło, świadczy o tym, że jesteśmy braćmi. Ot tak. Braćmi.
@Wszyscy
OdpowiedzUsuńW ten jesienno-wiosenny dzień Bożego Narodzenia cieszmy się wszyscy rodziną, karpiem, wspólną kolędą.
Szczęśliwości dla Wszystkich!
@All
OdpowiedzUsuńMam bardzo zacnego kościelnego, który składając życzenia, bez względu na okoliczności używa formuły nastepującej: "Życzę zdrowia, szczęścia, pomyślności, błogosławieństwa Bożego i opieki Matki Najświętszej." I choć po kilku latach wspólnego życia formuła ta moze się wydawać oklepaną, to zawsze z wielką radością i uwagą jej wysłuchuję, bo jest w niej to co najważniejsze (a to co najważniejsze jest niezmienne) i płynie prosto z ogromnego, szczerego serca.
Niech więc i dzisiaj, na tym blogu, w internetowym naszym domu te życzenia wybrzmią.
Niech błogosławieństwo Boże, którego znakiem jest pierwsze przyjście Mesjasza na ziemię, towarzyszy nam i całej naszej Ojczyźnie; Matka Najświętsza niech się nami opiekuje, tak jak kiedyś opiekowała się Dzieciątkiem w Betlejem; niech każdy z nas będzie zdrowy, byśmy całą naszą siłą służyli Bogu, Polsce i bliźniemu; niech wszystkie nasze dobre plany i dążenia zakończą się pomyślnym skutkiem. I niech każdy z nas zazna szczęścia w tym życiu i w przyszłym.
Radosnych Świąt!
@Don Paddington
OdpowiedzUsuńDziękuję.Czuję się pobłogosławiony od rana. A jak wiadomo, tak jest lepiej i łatwiej.
Księdzu przesyłam życzenia serdeczne.
Oby Iskra Boża nigdy Go nie opuszczała
@toyah i wszystkim,
OdpowiedzUsuńBóg się rodzi!! Niech miłość do Boga, do siebie i do bliźniego wypełni nasze serca w tym szczególnym czasie.
Przez jakiś czas, także i tutaj narastała nuta beznadziei. Ale oto:
OdpowiedzUsuńBóg się rodzi, moc truchleje!
i będzie dobrze,
byle przy Nim trwać!
Życzę zdrowia, szczęścia, pomyślności, błogosławieństwa Bożego i opieki Matki Najświętszej.
Najlepszego w Boże Narodzenie!
OdpowiedzUsuńToyahu, wszystkiego naj Tobie i Twoim bliskim and ALL.
OdpowiedzUsuńPozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
O Polsacie nie wspomnę.
TVPinfo wywaliłem z pilota.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
@Toyah i wszyscy
OdpowiedzUsuńBłogosławionych Świąt Bożego Narodzenia dla Ciebie całej Twojej Rodziny oraz dla WSZYSTKICH sympatyków tego bloga.
By wspomnienie Narodzin Bożego Syna przyniosło nam wszystkim nadzieję na pozytywna odmianę nas i całej otaczającej nas rzeczywistości.
Bóg się rodzi, moc truchleje !
@all
OdpowiedzUsuńMoc blogoslawienstwa Bozego dla Autora bloga i wszystkich jego dyskutantow i czytelnikow.
Nadchodzi Dzieciatko, ktore zbawi swiat, zmaze jego grzechy, takze te na ktore codzien tu pomstujemy. Trzeba tylko silnie wierzyc.
Serdecznosci!
Wesołych Świąt, Narodził nam się Pan!
OdpowiedzUsuńNamawiał, namawiał i w końcu namówił coryllus na zajrzenie do toyaha. Szkoda że taki uparty jestem i nie uwierzyłem mu od razu. Dzięki.
OdpowiedzUsuń@Przemko
OdpowiedzUsuńŻe namawiał, do zrozumiałe, ale to żeś Ty się tak zaparł... no nie wiem, co powiedzieć. Ale dobrze że w końcu jesteś. Dla na wszystkich.
Nic nie mów, ja już mam karę. Nie wiem czy coś wniosę, czytam z rozdziawioną gębą raczej, im starszy jestem tym głupszy się wydaję i tym mniej gadam bo się tej głupoty coraz bardziej wstydzę. Aczkolwiek wiem że dla twórcy odzew jest ważny, więc będę komentował. Ale nie tylko. Dzięki że jesteś toyahu.
OdpowiedzUsuń