Kiedy pisałem poprzednią notkę, wydawało mi się, że wstępny – oczywiście, że tylko wstępny – atak skierowany przeciwko kampanii Jarosława Kaczyńskiego pojdzie pod hasłem, że oto elektorat Jarosława to tchórze, którzy się zwyczajnie swoich poglądów wstydzą. Może zresztą i tak było, jednak wydarzenia rozwijają się tak szybko, że już mamy kolejny szlagier. Otóż okazuje się, że Jarosław Kaczyński poinformował, że post-komunizm w Polsce się skończył, a tym samym zarejestrował swoją pierwszą wpadkę. Zarówno samo oświadczenie Jarosława Kaczyńskiego, jak i reakcje na nie, są czymś tak poważnym, że bez względu na to, czy ktoś będzie miał interes już do końca tej kampanii wykorzystywać tę dyskusję do kompromitowania Kaczyńskiego, czy za chwilę już pojawi się coś nowego, bardzo bym chciał się jednak nad tym czymś zatrzymać i zaproponować chwilę zastanowienia. A to z tej prostej przyczyny, że ja to zdarzenie uważam za coś tak dostojnego, że właściwie już nawet wynik tych wyborów nie wydaje się już aż tak istotny.
O co chodzi? Stało się mianowicie tak, że – jak on sam mówi – skutkiem katastrofy z 10 kwietnia Jarosław Kaczyński przewartościował swoje dotychczasowe poglądy, a wraz z nimi przewartościował również priorytety. Skutkiem tego przewartościowania, przede wszystkim oświadczył on, że zarówno idea IV RP, jak i stare antykomunistyczne resentymenty, podobnie jak cała dyskusja na temat smutnego dziedzictwa PRL-u i wszystkiego tego w co PRL przekształcił się w roku 1990, nie ma ją najmniejszego sensu. Okazało się, że podsmoleński mord tak bardzo zmienił całą życiową filozofię Jarosława Kaczyńskiego, że dla niego przestał cokolwiek znaczyć nie tylko Lech Wałęsa z jego ubeckimi teczkami, ale również cały ten post-komunistyczny tłum drobnych kombinatorów, którzy na tym nieszczęsnym Wałęsie postanowili wjechać do rzekomo nowej Polski.
Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, co źli ludzie, o złych sercach i jeszcze gorszych sumieniach mówią na temat tej przemiany i słyszę bardzo wyraźnie ich śmiech, ale tak się jakoś ciekawie układa, że ja ani w te ich słowa ani tym bardziej w ten ich śmiech nic a nic nie wierzę. Jestem bowiem bardzo mocno przekonany, że oni by serdecznie chcieli, żeby się Jarosław Kaczyński nie zmienił. Żeby został jak dawniej. I to wcale nie dlatego, że tamten stary i wściekły im bardziej pasuje, ale dlatego, że jeśli on się zmienił, to znaczy że on wie. A jeśli wie, to znaczy że oni są już w jak najprawdziwszych tarapatach. Bo jeśli on wie, to znaczy, że on patrzy już bardzo prosto i tym razem nie pozwoli, żeby go ktoś zdekoncentrował. A Kaczyńskiego skupionego i nie pozwalającego się wybić z zadania boją się jak jasnej cholery.
A więc co wie Jarosław Kaczyński? Najprościej byłoby powtórzyć to co mówią wczoraj i dziś – podobno z taką satysfakcją – media i wrodzy politycy. A mianowicie to, że post-komunizmu już nie ma. Ale to za mało. To nam jeszcze niczego nie wyjaśnia. Bo to co jest naprawdę szalenie istotne to jest to, że post-komunizm wobec tego, co się zdarzyło w tamten kwietniowy porannej wśród tej kwietniowej ruskiej mgły, to już jest coś co niektórzy lubią określać nazwą „mały pikuś”. Chodzi o to, że wobec tego co się stało pod Smoleńskiem, nie ma znaczenia nie tylko już Wałęsa, ale i Czarzasty, Oleksy, Kwaśniewski i cała banda tych peerelowskich pajaców. Dlaczego? Bo to nie oni strącili ten samolot. Oni zrobili dużo złych rzeczy, ale to nie oni zamordowali nam prezydenta. Jestem pewien, że Jarosław Kaczyński to wie. Że to nie oni. A ci co się dziś z niego śmieją tak bardzo, że na ich czołach zaczął pojawiać się charakterystyczny pot, wiedzą, że on wie.
Ale Jarosław Kaczyński wie jeszcze coś. Że wprawdzie nie ma już Oleksego i Millera, ale za to jest ktoś inny. I on już jest skupiony tylko na nim. Nie powiem na kim, bo mi Administracja tego tekstu nie puści. A ja bardzo chcę, żeby on tu był. I żeby ten fakt stał się powszechnie znany. Że Jarosław Kaczyński wie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.