niedziela, 1 lutego 2009

Stół bez nóg

W zamieszaniu spowodowanym i piłką ręczną, którą od tygodnia bardzo się interesuje starsza Toyahówna, a przez to cała rodzina i kongresem, który – jak już wspomniałem w poprzednim wpisie – stanowi faktyczny gwóźdź do trumny z napisem Platforma Obywatelska, nie zauważyłem, że zbliża się okrągła rocznica Okrągłego Stołu. I pewnie bym tego niezwykłego wydarzenia nie zauważył w ogóle, gdyby nie to, że topiarze fryt z TVN24 wykorzystali tę rocznicę, by – rzutem na taśmę – spróbować przykryć wspomniany kongres. Skoro nie udało się panu Erykowi Mistewiczowi, nie udało się Platformie i nie udało się osobiście Januszowi Palikotowi, to na kogo można liczyć? Tak jest. W tej sytuacji tylko już służby medialne IIIRP coś mogą.
Zacząłem wesoło, ale wesoło nie będzie. Wręcz przeciwnie. Oglądając rozmowy, dyskusje, relacje, jakieś filmowe ścinki, a i też najprawdziwsze filmy dokumentalne na temat Okrągłego Stołu, czuję wyłącznie przygnębienie.
Oczywiście, relacje TVN-u absolutnie nie harmonizują z moim nastrojem. Wręcz przeciwnie. Zarówno wypowiedzi uczestników tych wspomnień, jak i nastrój obecny w prezentowanych materiałach nie pozostawiają jakichkolwiek wątpliwości. To z czym mieliśmy do czynienia dwadzieścia lat temu, to – z oficjalnej perspektywy – polskie szczęście i duma, a dzień dzisiejszy to po prostu święto. Przy tym, ciekawe jest jedno. O ile TVN24 przyzwyczaił nas do tego, że wszelkie debaty jednak toczą się z udziałem wszystkich stron konfliktu, to sposób w jaki potraktowana została ta 20 rocznica porozumień jest uderzająco szczególny. W sytuacji, gdzie Okrągły Stół jest oficjalnie i już chyba nawet historycznie uznawany za wydarzenie politycznie i moralnie niejednoznaczne, telewizja Mariusza Waltera najwidoczniej uznała, że o Okrągłym Stole powinno się mówić tak, jak się mówi o Powstaniu w Getcie, o wyzwoleniu obozu w Auschwitz, albo – ostatecznie – o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Bez jakichkolwiek kontrowersji.
W tej sytuacji, ja pozwolę sobie na odrobinę refleksji. Oczywiście, jak wielu z nas, 20 lat temu, kiedy ogłoszono, że będziemy się dogadywać z komuną, byłem autentycznie poruszony i – w pewnym sensie – szczęśliwy. Czułem, ze coś się dzieje – coś bardzo innego od wszystkiego, co było wcześniej – i autentycznie wierzyłem, ze to dopiero początek. Później przyszły wygrane wybory, cudowne nadzieje, fatalne rozczarowania, ból porażki i w końcu już tylko nadzieja na to, że może innym, następnym razem, uda się dojść do tego, do czego na razie dojść się nie udało. Minęło więc te 20 lat, a ja siedzę z Toyahową, oglądamy te twarze sprzed lat i zadajemy sobie następujące pytanie – dlaczego nagle oni postanowili walczyć o tę pamięć? No i pytania już bardziej szczegółowe – „Kto to jest ten facet?” „Pamiętasz tę kobietę z papierosem?” „Popatrz, Konopka, a co się z nim dzieje?” „O czym oni w ogóle gadają?” I nagle uświadamiamy sobie, że faktycznie to wszystko już minęło i, jak się uczciwie zastanowić, nie zostało z tego po prostu nic. Z wyjątkiem tych bardzo niejasnych i chyba bardzo niedobrych interesów.
Z tych wszystkich twarzy które nam migają na dokumentalnych zdjęciach pozostało zaledwie parę. Reszta albo umarła, albo zniknęła gdzieś w czeluściach IIIRP. Jest Michnik, jest Ciosek, jest Urban, jest Bogdan Lis . Natomiast już nawet nie wiem, czy Jakubowska siedzi, czy chodzi po wolności. Jak idzie o większość z nich, czy to z tych komunistycznych dziennikarzy, czy „naszych” działaczy, domyślam się, ze najprawdopodobniej umieścili się w jakichś biznesach i to raczej „nasi” w biznesach prowadzonych przez tych komunistycznych dziennikarzy, niż odwrotnie.
Pojawiło się pytanie, gdzie jest Konopka. Ale dobrze by było też wiedzieć, gdzie jest Bujak, gdzie Pietrzyk, gdzie te dziesiątki nazwisk, które kiedyś tak wiele znaczyły? Ale też nie tylko chodzi o to, że ich już nie ma, bo wsiąknęli gdzieś po drodze, jak nie przymierzając nasz późniejszy trochę bohater poseł Krzysztof Król. Oglądamy te dziesiątki twarzy kręcących się w kuluarach obrad Okrągłego Stołu, jak popijają drinki, palą papierosy, fajki, może gdzieś na zapleczu cygara, i zaprzyjaźniają się z tak nagle dobrymi władcami Polski. A ja chciałbym wiedzieć, ilu z nich – po jednej i po drugiej stronie – to dziś już potwierdzona dokumentami IPN-u agentura. Słyszę te głosy, z których wiele nagle sobie tak dobrze przypominam, tyle że nie potrafię przyporządkować ich konkretnemu nazwisku, a tym bardziej twarzy. I zastanawiam się – ciekawe co oni tam robili? W tym tańczącym dziwaczny taniec tłumie.
Patrzę na te stare zdjęcia, te niby znajome, niby nie znajome głowy i myślę sobie, że może i nie dało się bez tego stołu pociągnąć. Ale po ciężką cholerę o tym wciąż pamiętać? Przecież z dzisiejszej perspektywy to jest wyłącznie nędzna bzdura. I kompletna pustka. Z której autentycznie nie zostało nic, poza uszami Urbana, jąkającym się Michnikiem i ciepłym głosem Cioska. Szlag by to trafił!
I niech to będzie mój wpis na 20 rocznicę obrad Okrągłego Stołu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...