wtorek, 3 lutego 2009

Lezą następni

No to i przyszła kolej na człowieka o nazwisku Goliszewski. Od czasu, kiedy zacząłem pisać w Salonie24, miałem szczerą nadzieję, ze los oszczędzi mi konieczności pisania o tym kimś w szerszym zakresie, niż w formie drobnej wzmianki przy okazji, wyzłośliwiania się na temat najbardziej szarych postaci końca Drugiej i początku Trzeciej RP. Wspominałem więc tu o Marku Goliszewski parę razy, zawsze w tonie wyjątkowo przykrym i zawsze wyjątkowo niechętnie. Ale – jak mówię – miałem nadzieję, że tak pozostanie i jakoś bez niego uda się przejść przez te czasy. Nie udało się.
Dlaczego akurat Marek Goliszewski budzi we mnie tak szczególnie silne emocje? W końcu mamy i Urbana i Michnika i Marka Piwowskiego i Kiszczaka i młodego Mellera i Barańskiego i Senyszyn i Palikota i Maleszkę i Żakowskiego i – cholera – cały korowód tych najbardziej zakutych, czarnych pał ostatniego trzydziestolecia. Czemu więc akurat padło na Goliszewskiego? Powiem zupełnie szczerze, ze do końca nie wiem. Z jakiegoś powodu właśnie on, z mojego skromnego punktu widzenia, symbolizuje wszystko to co najgorsze i najbardziej podejrzane na styku tych dwóch Rzeczypospolitych. Z jakiegoś powodu, kiedy myślę o Florianie Siwickim, czy nawet Grzegorzu Piotrowskim, to mam silne przekonanie, że dotykam czegoś bardzo mocno określonego i przejrzystego. Nawet jeśli wiem, że jeden z nich to morderca, a drugi też morderca – obaj ze swoimi tajemnicami i nigdy już pewnie nie wyjaśnionymi zagadkami – to jakoś też wiem, że ta sprawa jest w pewnym sensie załatwiona. Jeśli idzie o Goliszewskiego, kiedy go widzę, to wciąż lękam się, że to co było, to jeszcze nie wszystko.
Pamiętam Goliszewskiego jeszcze z ostatnich lat komuny. On się nagle pojawił, jako redaktor naczelny magazynu o nazwie Konfrontacje. Kiedy bolszewicy ostatecznie szykowali się do ostatecznego uwłaszczenia, a my jeśli nawet czuliśmy, że coś się dzieje, to bardzo niejasno, pojawiły się te nieszczęsne Konfrontacje i zaczęły odgrywać rolę zwiastuna tego niby-nowego. Pomysł był taki, że jeśli na lewej stronie Wiesław Górnicki pisał, że zbrodni w Katyniu dokonali Niemcy, to na stronie prawej, jakiś inny, wynajęty komuch wyjaśniał, ze może nie do końca na pewno. Jeśli na prawej stronie jakiś koncesjonowany specjalista pisał, że Kościół, to właściwie nic takiego bardzo złego, to z lewej strony można było poczytać Urbana, albo kogoś takiego, który pisał, że z tym klerem trzeba raz na zawsze skończyć. A nad tym całym cyrkiem, patronat sprawował właśnie Marek Goliszewski, o którym wówczas wiedziałem tylko tyle, ze wygląda jak wygląda i że został własnie wyjęty spod tej ruskiej kufajki do specjalnego zadania. Oto on dziś:



Pojawiał się też ten szaro-nordycki typ od czasu do czasu w telewizji i coś tam gadał, zawsze nie pozostawiając cienia wątpliwości, kim on tam jest, po co tam jest, kto go przysłał i co on tam ma do zrobienia. Wyglądał wtedy mniej więcej tak samo jak dziś, tyle, że to wieśniactwo wówczas było o wiele bardziej wyeksponowane. No ale to akurat jest oczywiste. Wystarczy dziś popatrzeć na stare zdjęcia Millera, Kwaśniewskiego, Szmajdzińskiego, czy nawet Leppera, żeby wiedzieć o co mi chodzi. Jednak, kiedy nastąpiła zmiana systemu ze starego na obecny, z jakiegoś powodu ci, którzy postanowili pilnować interesu na poziomie bezpośredniej polityki, zmianie zaczęli ulęgać stopniowo. Proszę spojrzeć na Kwaśniewskiego, czy Millera z początku lat 90-tych: oni wciąż robią wrażenie ruskich buców. Inaczej było z tymi, których bolszewia skierowała na odcinek biznesowy. U nich odmiana była natychmiastowa i szokująca. Na pierwszy rzut poszły fryzury, potem okulary, po okularach marynarki, koszule, a potem już cała reszta.
To byli przedstawiciele nowego biznesu i przedstawiciele czegoś, co stało jakby obok biznesu, ale jakoś tam było z nim związane i właśnie wśród nich szczególnie rzucił mi się w oczy właśnie ten Goliszewski. Z tą swoją nową fryzurą, okularami i takim , jak to mówi młodzież ‘do pożygania’ ogólnym lansem. I z tym szyldem Business Centre Club. Ja od początku nie miałem pojęcia, co to jest ten BCC, do czego on służy i komu, niemniej cały czas miałem ciężkie podejrzenie, ze jest to coś o podobnym stopniu publicznej użyteczności, co nowy tygodnik o wdzięcznej nazwie Nie. Nigdy też nie chciałem się szczególnie nad tym czymś pochylać, więc nawet kiedy raz na jakiś czas pojawiała się nazwa Business Center Club, widziałem tylko ten szczególnie wymodelowany łeb i zmieniałem temat.
Dziś dowiaduję się, że Marek Goliszewski napisał list do Przemysława Gosiewskiego http://www.pb.pl/Default2.aspx?ArticleID=87b8328c-1bf6-427c-a8f8-b8a8236b43aa&ref=lastadd , w którym tłumaczy Gosiewskiemu, że on sobie nie życzy, żeby Gosiewski komentował jego interesy. Ja oczywiście nie śledzę tak bardzo dokładnie tej brudnej działalności, z której utrzymuje się Goliszewski i kto tam jeszcze z nim mieszka, ale – o ile mi wiadomo – jest to pierwszy przypadek, żeby on pozwolił sobie na taką bezczelność i wsadził swój nos w rejony, od których powinien się trzymać jak najdalej. Co się więc stało, że Goliszewski dostał nagle takiej cholery? Otóż okazało się, że kiedy Platforma – rzutem na taśmę – zaproponowała, żeby Państwo przestało utrzymywać partie polityczne, których – jak wiemy – użyteczność społeczna jest bez porównania większa niż użyteczność Goliszewskiego i jego szajki, Przemysław Gosiewski zasugerował, że w tej sytuacji, utrzymywaniem partii politycznych (tym razem już wybranych) zajmie się biznes. I ta własnie wypowiedz Gosiewskiego spowodowała, że Goliszewski zapomniał się na ten jeden krótki moment kompletnie i się obnażył.
W tej sytuacji, nie pozostaje mi nic innego jak przyjrzeć się co to jest ten Goliszewski dwadzieścia lat po tzw. transformacji i czym się zajmuje. Zdjęcie już znacie. A to naprawdę niemało. Zaglądam jednak do wikipedii: Marek Goliszewski (ur. 10 listopada 1952 r. w Warszawie) - polski przedsiębiorca, założyciel i prezes Business Centre Club. Absolwent Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (handel) i Uniwersytetu Warszawskiego (dziennikarstwo).Propagator wspierania inicjatyw prospołecznych, laureat wyróżnień za działalność pomocową - Przyjaciel Ludzi Bezdomnych (1996), Dębowy Laur Dobroczynności (2003), Wawrzyn Wyjątkowej Wrażliwości (2004), Laur Stokrotek Dobroci (2005) […]Prezes Polskiej Fundacji Klubu Rzymskiego – 1989. Członek: Zarządu Towarzystwa „Polska-Wschód” (1993), Społecznej Rady Planowania przy Centralnym Urzędzie Planowania (1994), Polskiego Forum Akademicko-Gospodarczego (od 1993), Klubu Europejskiego (1994), Stowarzyszenia Euroatlantyckiego (od 1994), Rady Integracji Europejskiej (1996), Narodowej Rady Integracji Europejskiej (2002), Środowiskowej Rady Integracji Europejskiej ds. Środowisk Gospodarczych (2002), Klubu Wschodniego – Stowarzyszenia Wspierania Współpracy Gospodarczej ze Wschodem (2002), Rady Biznesu Polska-Rosja (2002).Inicjator Rady Przedsiębiorczości (2002), Wiceprzewodniczący Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych, Przewodniczący Zespołu ds. Dialogu Społecznego (2002).Odznaczony Orderem Prymasowskim Dla chwalących Boga czynem (2004), założyciel i współprzewodniczący FORUM DIALOGU (Sygnatariusze z 25 ogólnopolskich organizacji składających się z 1800 związków, stowarzyszeń i podmiotów publicznych)[…]
Rozumiecie o co mi chodzi? Czujecie ten opis? Widzicie historię, która za tym opisem idzie? Naprawdę mam nadzieję, że wiecie już też, dlaczego się denerwuję. Ale proszę zwrócić uwagę. Człowiek urodził się w roku 1952. Jest trzy lata starszy ode mnie. A ja już mam swoje lata. On zaczął żyć w roku 1989. No może nie do końca. Notka w wikipedii wspomina o tym tygodniku o nazwie Konfrontacje i jeszcze o tym, że Goliszewski to „inicjator rozmów opozycja-rząd w 1988 poprzedzających Okrągły Stół.” To jest dopiero tupet, prawda? Tak na marginesie, ja się nie znam, ale czy to prawda, że informacje w wikipedii można osobiście redagować?
Więc akurat z tego nic się nie dowiemy. Zaglądamy więc dalej. Oto strona o nazwie: http://www.lozawielkopolskabcc.pl/?id=77 . Tym, którzy mają rozum po to, żeby z niego korzystać, wystarczy sam adres. Dla tych bardziej ambitnych, ów adres może się przydać jeszcze po to, żeby tam zajrzeć i sobie przelecieć przez menu. Dla reszty mam następującą wiadomość. Jest tam takie miejsce, które się nazywa: Loża Wielkopolska Business Center Club. Kto chce, niech sobie wejdzie. Jednak ostrzegam, to jest teren skażony.
A na koniec mam tylko jedną prośbę do Szanownego Pana Marka Goliszewskiego. Niech się Pan trzyma z dala od Polski. I niech Pan tę moją prośbę przekaże swoim braciom. Czy jak Wy się tam tytułujecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...