sobota, 6 grudnia 2008

O plastikowym świecie i bohaterach z papieru

Pamiętam jak kiedyś ojciec Józef Bocheński opowiadał, że kiedy on słyszy zachwyty nad pięknem oprawy i samą religijnością Prawosławia, to przypomina sobie, jak kiedyś wszedł do cerkwi, a tam kompletnie pijany pop „coś ryczał", a jak on przestawał, to „ryczała cerkiew". To tyle, jeśli idzie o stanowisko ojca Bocheńskiego wobec Cerkwi. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z wszystkich zastrzeżeń, jakie można mieć do tego typu ocen i samego sposobu ich formułowania, niemniej wciąż pamiętam te słowa ojca Bocheńskiego i zawsze wspominam je z uśmiechem, a nie ze złością, czy zawstydzeniem. I to nawet nie dlatego, że sam, jeszcze jako dziecko, w mojej rodzinnej wsi, z rozbawieniem obserwowałem popów, albo śpiących na ławkach, albo jadących pod gazem na rowerach. Z jakiegoś powodu, wydaje mi się, że ja doskonale wiem, o co ojcu Bocheńskiemu chodziło i uważam, że tu szło nie tyle o wytykanie Prawosławiu ich kiepskości, ale pokazanie nam, że naprawdę nie ma co mieć kompleksów.
A więc, jeśli już się mam czegoś wstydzić, to nie naszego braku tolerancji, ale - wręcz przeciwnie - naszych kompleksów. W tych dniach, w Polsce przebywa z wizytą niejaki Dalajlama. Szczerze powiem, że ja osobiście nigdy nie rozumiałem atmosfery czci, która jest wokół niego roztaczana, ani nawet nie za bardzo wiem, kto to taki ten Dalajlama. To znaczy, wiem, że jest on przywódcą politycznym, tyle że nie on jeden, prawda? Wiem też, że jest on przywódcą religijnym, ale tu też tak się składa, że nie on jeden. Jest też Dalajlama laureatem Nagrody Nobla, no ale jeśli idzie o ten rodzaj zasług, to ja już bardziej wierzę w jego wybitność na każdym innym polu.
Wczoraj w telewizji wystąpiła przez chwilę jakaś ostrzyżona na chłopaka kobieta, która z głupkowatym uśmiechem Buddy opowiadała, jak to ona bardzo by pragnęła, żeby Dalajlama choć przez chwilę był łaskaw dotknąć jej dłoni. Ją akurat rozumiem. Jest - jak głosił podpis - buddystką, więc pewnie dla niej taka sytuacja to mocna rzecz. Ale ta cała reszta? O co tu chodzi? Ja się pytam, kto to jest Dalajlama? Ja mam swoje lata i znam parę kultowych imion z tej kolekcji - Maharishi Mahesh Yogi, czy Guru Sri Chinmoy. No ale to były postaci na intelektualna miarę swoich patronów z kręgów kultury pop. Ale Dalajlama? Czy on może jest jak Ghandi? Ale nawet wtedy, to by było chyba trochę mało, żeby cała Polska dostawała małpiego rozumu, ze on tu przyjechał i coś mówi.
Ale posłuchajmy, co mówi. Wczoraj i dzisiaj, nawet najbardziej otumanieni tą propagandą, wiedzą, że nie mówi nic, co by warto było nawet nie zapamiętać, ale w ogóle zauważyć. Mnie to osobiście nie dziwi. Choćby z tego względu, że kiedyś dawno, kiedy jeszcze czytałem regularnie Gazetę Wyborczą, miałem okazję przeczytać cały długi wywiad Adama Michnika z tym Dalajlamą ( http://www.webfabrika.com.pl/tybet/9815.htm ) . I do dziś pamiętam, że byłem rozłożony na łopatki. Bo wtedy już, wokół niego panowała atmosfera najdziwniejszego nabożeństwa, a ja czytałam, co on mówi i nie mogłem się nadziwić, że ktoś może być tak okropnie nudny, płytki i nieoryginalny. Przez całą tę rozmowę, Dalajlama robił wrażenie kogoś, kto nie jest w stanie sformułować jednej interesującej myśli. Nawet nie potrafi być po prostu zajmujący. Zupełnie jak jakaś Kasia Cichopek.
No ale, przyjechał ten Dalajlama i tłumy po prostu oszalały. Tak jakby uznali, że jego charakterystyczny strój wystarczy, żeby go uznać za coś specjalnego. Chociaż pewnie coś jest w tej atmosferze szaleństwa, że oto sam Dalajlama raczył zaszczycić nasz kraj swoją obecnością. Lech Wałęsa urządził sobie imprezę z okazji Nobla. Od kilku miesięcy zapowiadano, jak to przez te dwa dni, Polska stanie się religijnym, kulturalnym i politycznym sercem świata. Jak to na zaproszenie Lecha Wałęsy i premiera Tuska, przyjedzie do nas nie tylko sam prezydent Francji, ale inni najwięksi politycy z całego świata, odbędzie się tu u nas, w Polsce, szczyt na miarę nowej ery, a głupi Kaczor będzie się błąkał gdzieś w Mongolii.
No i przyszedł ten dzień. I z wielkich tego świata, widzimy jedynie Lecha Wałęsę, Donalda Tuska i Sarkozego. Możliwe więc, że na ich tle, Dalajlama faktycznie lśni.
Mamy więc obecnie w Polsce atmosferę czegoś epokowego, czegoś szczególnego, czegoś autentycznie wielkiego. Oglądam trochę telewizję i widzę przemawiających ludzi - Wałęsę, tego Dalajlamę, jakiś innych noblistów, z tej długiej egzotycznej listy, którą tu kiedyś nawet miałem przyjemność opublikować. A w fotelach na sali, siedzą panowie politycy i z nabożną czcią chłoną słowa nijakie, puste, szare - tylko słowa. I robią mądre miny, marszczą w zachwycie czoła, kiwają mądrze głowami, i wmawiają sobie, że oto biorą udział w czymś, co ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie. No i uśmiechają się ironicznie pod nosem, że ten głupi kartofel tymczasem musi się snuć po świecie zdezelowanym samolotem.
A troszkę poza tą salą Władysław Frasyniuk apeluje do wszystkich ludzi dobrej woli, żeby już nigdy, przenigdy nie podali ręki Jarosławowi Kaczyńskiemu. To mnie tez nie zaskakuje. Dokładnie tak, jak gawędziarski i intelektualny poziom wspomnianego tu Dalajlamy. Ja pamiętam, jak jeszcze dawno, dawno temu, jakiś bardzo szlachetny redaktor telewizyjny zapytał Jacka Kuronia, dlaczego podaje rękę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Kuroń, jako człowiek o wielkim sercu, odparł, że od czasu jak kiedyś, w więzieniu podał rękę oficerowi Gestapo, postanowił, że będzie podawał każdemu. Każdemu, a więc i komuś takiemu, jak Kaczyński.
Więc, jak widzicie, przygotowania trwały całe lata. Nic nowego.
Nowe są tylko czasy i ich bohaterowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...