Ja oczywiście mam świadomość, że to co
się ostatnio ze mną dzieje to jest już swego rodzaju obsesja, ale – mimo że
dzisiejszy tekst traktuje jak najbardziej o obsesjach – nic nie poradzę na to, że widzę to co widzę i
jestem szczerze przekonany, że widzę bardzo dobrze. W ostatnim tekście
zacytowałem fragment niezwykłego wręcz opowiadania Roalda Dahla, gdzie pewien
cwany oszust trafia na kobietę, która w pierwszej już chwili, zupełnie jak
dziecko, daje mu do zrozumienia, że jest fanatycznym wrogiem wszelkiego
lewactwa, i to mu w zupełności wystarczy, by przy pomocy paru najbardziej
tanich haseł owinąć sobie ową nieszczęsną kobietę wokół palca. Przytoczyłem tę
historię, by pokazać jak zwykły strach, zwłaszcza gdy uznamy za stosowne go
publicznie ujawnić, czyni nas kompletnie bezbronnych wobec naszych
potencjalnych wrogów.
I pewnie by mi ten jeden mały przykład
wystarczył, gdyby nie to że własnie obejrzałem sobie na Netflixie dokument
zatytułowany „The Puppet Master” o pewnym niesławnym brytyjskim oszuście
nazwiskiem Robert Freegard, który na swoim procederze ugrał niemal 2 miliony
funtów, żerując na ludziach, którzy żyli w panicznym strachu przed zamachami
IRA. Wyłapywał Freegard z tłumu odpowiednicego kandydata, przedstawiał się jako
działający pod przykryciem agent MI5, informował, że dana osoba jest w stanie
śmiertelnego zagrożenia, a następnie oferował zarówno ochronę jak i możliwość
współpracy w zwalczaniu terroryzmu, no a potem już tylko ciągnął od owych
przerażonych, a jednocześnie znajdujących się na froncie walki, ludzi grube
pieniądze za dalszą ochronę.
Polecając jak najbardziej ów film,
chciałbym się jednak podzielić jak najbardziej aktualną refleksją. Otóż, jak
pewnie nie tylko ja zauważyłem, czas w jakim ostatnio żyjemy to nieustanny
strach przed wszystkim. Chętnie bym tu żartowbiliwie przypomniał stary bon mot
mistrza Młynarskiego „Bo chleba dosyć, lecz rośnie popyt na igrzyska”, gdyby
nie fakt że tym razem nie widzę tu szczególnie śmiesznego żartu, bo nawet jeśli
to czego jesteśmy świadkiem to wyłącznie pragnienie igrzysk, to za owym
pragnieniem stoją znane nam skądinąd „inne szatany”.
Znamy owe strachy bardzo dobrze. Jedni
drżą ze strachu przed Unią Europejską, że ona nam tu w Polsce zaprowadzi swoje
porządki, inni przed Jarosławem Kaczyńskim, że ten nam tu urządzi Koreę
Północną, jedni że Ruscy wejdą na Ukrainę, a potem już dalej do nas, a ci
drudzy, że przed Ruskimi do Polski wejdą Ukraińcy i będą nas rezać, a wreszcie
– jakże by się bez tego obejść – jedni siedzą zamknięci po domach w gumowych
rękawiczkach i pierwszej klasy maseczkach, w obawie by ich nie zabił wirus,
inni z kolei pogrążają się w stanie coraz większej histerii dysząc ze strachu przed szczepionkami,
które już za dwa lata wymordują jedną czwartą ludzkości, i chodzi już tylko o
to by samemu ocaleć.
Pisałem tu chyba niedawno o kobiecie, która umierając z powodu COVID-u, błagała lekarzy, by w jej karcie zgonu nie pisali, że to COVID, bo ona... w COVID nie wierzy. Myślę, że ktoś taki byłby idealnym materiałem dla jakiegoś lokalnego Freegarda, ale opowiem o kimś z drugiej strony tej obłąkanej sceny, a mianowicie o czlowieku, którego spotykam regularnie w swoim kościele. Człowiek jest raczej młody, na twarzy ma maseczkę jak większość innych, z tą różnicą, że ta maseczka roboi wrażenie nieco bardziej zaawansowanej technicznie, a on się zawsze bardzo stara by siedzieć jak najdalej od reszty. Gdy zbliża się Komunia, ten już jest ustawiony w bloku startowym, by broń Panie Boże nikt nie zdążył zainfekować księdzu palców, a gdy Msza się kończy, stoi przy samym wyjściu, by wyjść z kościołą przed wszystkimi. Gdy z kolei na początku Mszy ktoś nieopatrznie wejdzie w jego wolną od zarazy przestrzeń, jest gotów uciekać do bezpiecznego miejsca po drugiej stronie kościoła. Przepraszam bardzo, ale jaki ja miałbym problem z tym, żeby go poinformować, że jestem przedstawicielem Secret Service i dostałem zadanie chronienia go przed mafią antyszczepionkową, która uznała go za zagrożenie dla swoich globalnych interesów?
Myślę sobie więc o obejrzanym na
Netflixie Freegardzie i przychodzi mi do głowy, co by było gdybym ja zaczął
wyłapywać z ulicy te wszystkie dziwadła, które potrzebują mi pokazać jak one
się strasznie boją zakażenia, a razem z nimi – bo czemu by nie – również tych drugich, a każdemu z nich po kolei przedstawiał się jako tajny agent ABW i oferował
ochronę przed tymi co ich chcą zabić, czy to szczepionkami, czy brakiem
szczepień, pod warunkiem że każdy z nich natychmiast pobiegnie do najbliższego
banku i poprosi o kredyt. Ja oczywiście wiem, że ta piłka nie byłaby aż tak
krótka, co oczywiście nie zmienia faktu, że aby ją skrócić, i to skrócić
nadzwyczaj skutecznie, wystarczyłoby mi zaledwie parę na poczekaniu wymyślonych
historii i powiedzmy dwa tygodnie, by każdy z nich, w walce o przeżycie, był
gotów mi oddać wszystko co ma.
Mam znajomego, który jeszcze w latach
Solidarności, tak jak wielu innych, woził tam i z powrotem tak zwaną „bibułę”.
Opowiada mi on dziś, że jemu nigdy w życiu nie przyszłoby do głowy nosić w
klapie koszuli popularnego wóczas bardzo opornika. Nie dlatego, że bał się dekonspiracji – w końcu oni mieli tych wszystkich „bochaterów” głęboko w nosie
– ale dlatego tylko, że nie widział najmniejszego powodu do ujawniania przed
ludźmi sobie obcymi swoich politycznych poglądów. I tak ma do dziś. Nie przylepia
na swoim samochodzie naklejki z ośmioma gwiazdkami, ale też nie chodzi w
koszulce z napisem „Red is bad”. Postępuje tak oczywiście przede wszystkim
dlatego, że nie żyje swoimi obsesjami, ale również dlatego, że diabli wiedzą,
komu nagle przyjdzie do głowy by tę wiadomość wykorzystać przeciwko niemu.
I tego rodzaju czujności – a
jednocześnie przytomności umysłu – życzę nam wszystkim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.