sobota, 26 lutego 2022

Czy pop zabije Putina?

 

      Tak jak pewnie większość z nas, staram się obserwować wydarzenia na ukraińskim froncie, i tak też jak i każdy z nas, życzę Ukrainie powodzenia w jej walce o niepodległość. Jak to jednak mam w zwyczaju, poza oczywiście państwową telewizją, konfrontuję swój stan wiedzy z tym co przedstawią telewizje CNN, BBC, czy Sky News, a nawet nie omieszkam nastawić ucha, gdy coś tam na temat owej wojny powiedzą Donald Tusk, Borys Budka, czy nawet Franek Starczewski. I wsłuchując się w te wszystkie głosy, i obserwując bardzo uważnie sposób w jaki owe głosy są wzmacniane obrazem, nie mogę nie zauważyć, że całość przekazu z którym mamy dziś do czynienia została zdominowana przez tak zwany pop. I uważam, że tak jest dla nas bardzo dobrze.

      Na wpływ kultury popularnej na nasze życie – i to życie w każdym możliwym wmiarze – zwracałem uwagę jeszcze w czasie gdy ten blog zaledwie raczkował, a potem do owego popu powracałem wręcz obsesyjnie przy każdej nadarzającej się okazji; i zawsze w jednym celu: by zwrócić uwagę na fakt, że świat się dziś tak przepoczwarzył, że jeśli chcemy odnieść zwycięstwo na dowolnym froncie, to wyłącznie przez pop właśnie. I odwrotnie: jeśli od czasu do czasu przegrywamy, to wyłącznie przez to, że jakże głupio uznaliśmy, że ów pop jest nam zbędny, bo my, oczywiście i z godnością, od zawsze stoimy znacznie wyżej.

        Obserwuję więc wydarzenia na Ukrainie, ale może przede wszystkim przyglądam się sposobowi, w jaki one są relacjonowane przez światowe media i nabieram coraz większego przekonania, że moje wczorajsze prognozy są niemal na progu spełnienia. Przykładów jest wiele, poczynając od płonących domów i płaczących ludzi, przez te te biedne kobiety ze swoimi jeszcze bardziej biednymi dziećmi na dworcu w Przemyślu, po wreszcie rozstrzelanych obrońców Wyspy Węży na Morzu Czarnym, ale deziś chciałbym zwrócić uwagę na krótki filmik z tą dziewczynką, która błaga Putina, by zostawił ją w spokoju. Dziś owo nagranie jest już znane na całym świecie, a ja sobie myślę, że nie ma żadnego sposobu, by to właśnie on, czy tego rodzaju emocje nie zawojowały tego świata z, jak to mówią, palcem w nosie. A jeśli tak się stanie, to Putin nie ma w tej konfrontacji żadnych szans, bo zostanie wręcz pożarty przez siłę najpotężniejszą, nie ów śmieszny SWIFT, ale przez wspomniany pop, a więc coś przy czym te jego zdjęcia z czarnym pasem judo, z gołym torsem na koniu, czy walczącego z tygrysem stają się żywą komedią.

       Ale jest jeszcze coś. Otóż ta jakże nam dobrze znana banda durniów, jeszcze niedawno protestująca przeciwko terrorowi na polsko-białoruskiej granicy, restrykcyjnemu prawu aborcyjnemu, czy pedofilii wśród kleru, nagle straciła zainteresowanie dla całej tej agendy i przerzuciła się na wspieranie wolnej Ukrainy. Wyrzucili do kosza swoje czerwone błyskawice, portrety Jarosława Kaczyńskiego upozowanego na Hitlera, tęczowe flagi i zamiast nich dziś machają flagami niebiesko-żółtymi, a hitlerowski wąsik, zamiast Kaczyńskiemu, doczepiają teraz Putinowi. I to jest ów pop, który – przez to, że w taki czy inny sposób opanował nie tylko Polskę, ale, jak widać, cały dziś świat – musi odnieść zwycięstwo.

        Pisałem wczoraj, że moim zdaniem wojna na Ukrainie, jako pierwszy i tak naprawdę jedyny, cel stawia sobie zmianę przywództwa na Kremlu, ale oczywiście byłem pełen obaw co do tego, czy mam rację. Dziś nabieram coraz większej pewności, że to z czym mamy do czynienia dzisiaj nie ma żadnego odniesienia to tego rodzaju kryzysów pojawiających się tu i ówdzie od lat. Nigdy bowiem wcześniej tak silnym głosem w tego typu wydarzeniach nie zabierał głosu pop. Czy to Smoleńsk, czy rzeź Tutu w Afryce, agresja na gruzję, czy choćby zajęcie Krymu, nie spowodowało w popularnej kulturze choćby lekkiego uniesienia brwi. Dziś widać wyrażnie, że na żarty się nie zanosi.

       Na Ukrainę właśnie przyjechał, tym razem jako reżyser, wybitny aktor Sean Penn i zapowiedział, że będzie kręcił dokument o putinowskiej agresji na ów wspaniały naród. Przepraszam bardzo, ale cóż ja więcej mam do dodania?

 



3 komentarze:

  1. Wiadomości z tamtejszych frontów są nadzwyczaj skąpe. Z pierwszych dwóch dni właściwie żadne. Teraz już więcej, ale - uwaga, uwaga - zero od strony rosyjskiej. Coś się więc dzieje.

    Osobno popatrzmy na ten przedwczorajszy i wczorajszy atak na Kijów. Ten od strony lotniska w Hostomelu. Najpierw zdobyli je Rosjanie. Ale od czasów Arnhem nawet wojskowy debil w dowolnej armii wie, że nie zrzuca się desantu ("o jeden most za daleko"), gdy niepewne jest dotarcie tam cięższych wojsk lądowych. Wygląda, że rosyjscy szachiści "pomylili się" co najmniej o jeden dzień. Ale czy to pomyłka? No chyba nie. Zarazem bowiem desant na 20 śmigłowcach z zadaniem utrzymania sporego przecież obszaru lotniska, to są jakieś żarty. To w absolutnych już porywach daje najwyżej, niech im nawet będzie, 300 lekko uzbrojonych żołnierzy ... Kto to zaplanował? Ruski sabotażysta?

    Czyżby kręgi wojskowe olewały zwycięstwo dla Putina?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @orjan
      Taka jest moja teoria i tego się póki co trzymam.

      Usuń
    2. @toyah
      I z każdym upływającym dniem to się umacnia.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...