poniedziałek, 10 listopada 2014

O cwaniakach, idiotach i o nas. O nas.

Szykowałem się od paru dni do tego, by dziś pociągnąć trochę temat nie tyle może policji, co owego szczególnego rodzaju obłąkania, gdzie wydawałoby się myślący i wrażliwi ludzie dostają nagle małpiego rozumu i widzą wyłącznie tego przysłowiowego banana. Gdy się im natomiast zaproponuje, by spojrzeli nieco szerzej, to już tylko pytają: „Gdzie banan?”. Ponieważ jednak są sprawy znacznie ważniejsze, a wśród nich kwestia najważniejsza, czyli co dalej z PiS-em, uważam, że, jak to się mówi, trzeba się jednak ustosunkować.
Mam znajomego – mało powiedziane znajomego, osobę bardzo bliską – którego minione lata ogłupiły do tego stopnia, że gdyby on był przede wszystkim nieco młodszy, a przy okazji nieco bardziej samotny, podejrzewam, że kupiłby sobie na ruskim targu pistolet i spróbował zastrzelić Jarosława Kaczyńskiego. Dla dobra świata i ludzkości. Poza tym człowiek ów jest osobą wybitnie poważną i stateczną, w każdą niedzielę chodzi do kościoła, uważa, że kraść, kłamać i krzywdzić ludzi absolutnie nie wypada, a agresja i przemoc to zjawiska złe i naganne. To jest, mówiąc krótko, ktoś taki, kto mógłby stać się pierwowzorem dla postaci granej przez Kazimierza Rudzkiego w serialu „Wojna domowa”. I proszę sobie wyobrazić, że człowiek ów, na wieść o tym, że tych trzech durniów z PiS-u plus ich głupie żony wybrali się do Madrytu, licząc na to, że przy okazji uda się wyszarpać z publicznych pieniędzy trochę dla siebie, powiedział lekko zawstydzony – jak, mówię, człowiek o którym rozmawiamy, to przeciętny, porządny obywatel – że tu akurat, gdy idzie o tych skurwysynów, on nie ma pretensji; on sam bowiem w swoim życiu zawsze, ile razy miał okazję, to na delegacjach kantował.
I, powiem szczerze, owa deklaracja mnie zaskoczyła wyłącznie w ten sposób, że ja bym się raczej spodziewał, że on, tylko po to, by splunąć swoją czarną śliną w stronę PiS-u, wyprze się samego siebie, podczas gdy on tymczasem, gdy idzie o te delegacje, okazał się kompletnie bezradny. Poza tym jednak, jak to się popularnie mówi – zero zdziwień. Rzecz bowiem w tym, że skorumpowany człowiek w skorumpowanym społeczeństwie skorumpowanego państwa musiałby być albo aniołem, albo idiotą, żeby porywać się ze swoimi zasadami na System. Gdyby ktoś sądził, że ja coś kombinuję, proponuję choćby zwrócić uwagę na książkę wydaną nie tak wcale dawno przez europosła Migalskiego. Ja do Migalskiego mam stosunek ambiwalentny, to znaczy, z jednej strony go autentycznie lubię, bo uważam go za miłego i sympatycznego człowieka, a z drugiej, jako polityka, za kompletnego idiotę i straceńca, natomiast na ową książkę zwróciłem uwagę przez to, że on w niej się zaprezentował, jako z jednej strony miły i sympatyczny człowiek, a z drugiej, jako kompletny dureń, który nie rozumie czegoś tak oczywistego, jak życie. O co chodzi? Otóż w swojej książce Migalski przede wszystkim przyznał, że przez swoje posłowanie w Parlamencie Europejskim on zaoszczędził jakiś milion złotych, a po drugie pokazał tak wyraźnie jak tylko było można, że ten milion to wynik czegoś, co się nazywa powszechną i bezczelną korupcją. Nie czytałem książki Migalskiego, bo aż tak dużo wolnego czasu to ja nie mam, ale, owszem, znalazłem jej bardzo solidne omówienia, i to mi wystarczy, żeby ogłosić tę prawdę zupełnie jednoznaczną: żyjemy w czasach powszechnej jumy i kto głupi, niech się stawia. Migalski, to jak się dorabia na projekcie pod nazwą Unia Europejska, opisuje dokładnie i z bardzo dużym talentem, a nam nie pozostaje nic innego, jak tylko uznać, że czas nas wyprzedził.
I oto dziś cała polska opinia publiczna żyje tym, że kilku posłów Prawa i Sprawiedliwości poleciało samolotem do Madrytu i na tym locie zarobiło – czy może zaledwie planowało zarobić – parę tysięcy złotych! Przepraszam bardzo, ale o czym my mówimy? Ja już tylko po to, by nikt mi nie zarzucił antytuskowych obsesji, odniosę się do całego okresu tak zwanej III RP i zapytam tylko, z czym my tu mamy do czynienia, jak nie z najbardziej bezczelną grabieżą publicznego majątku? Co to jest takiego, co przez minione 25 lat z taką pompą celebrowane jest przez tego ruskiego agenta, a co powszechnie jest dziś nazywane wolnością? Przecież to nie jest nic innego jak zwykła, codzienna juma, przerywana na moment tylko przez kolejne morderstwo, wyłącznie po to, by sprawy układały się bardziej gładko. A ostatnie 7 lat czym są? Czy ktoś myśli, że ludzie są ślepi? Zrezygnowani, owszem, ale ślepi – w żadnym wypadku.
I nagle się okazuje, że przyczyną całego polskiego zła jest tych czterech idiotów i te lalunie? Przepraszam bardzo, ale to jest już bezczelność nie do usprawiedliwienia.
O nie! Ten przekręt nie przejdzie. Problem nie polega bowiem na tym, że oni spróbowali okantować trochę któryś z kolejnych budżetów. To jest coś, co tu, w tym naszym biednym kraju robi się każdego dnia, a ja, ile razy mam okazję i siłę, o tym piszę. Tu mamy do czynienia z autentyczną jumą. To jednak, co mnie zadziwia, to fakt, że to zepsucie i ta korupcja do tego stopnia zniszczyła niektórych z nas, że wielu z nas tak naprawdę przestało na nie zwracać uwagę i kiedy nagle pojawiają się doniesienia o tym, że ktoś gdzieś coś ukradł, to dostajemy takiego wzmożenia, jakbyśmy ujrzeli autentyczny kataklizm.
Problem, który nas dotyczy, to nie te lewe delegacje. Nie łudźmy się: to co stanowi problem największy, to nie to, że jakiś Hofman, czy Kamiński uznali za stosowne złapać parę dodatkowych groszy. Jeśli już przyszło się nam czymś autentycznie martwić, to fakt, że właśnie otrzymaliśmy ostateczne potwierdzenie, że nie mamy elit. To co jest, to banda wsiowych głupków, którzy wsiadają do samolotu i pierwsze co robią, to wyciągają kupioną po okazyjnej cenie flaszkę, a gdy stewardessa próbuje im ją odebrać, podnoszą wrzask, że oni przecież są posłami, prezesami, dyrektorami, celebrytami i diabli wiedzą kim jeszcze – w końcu telewizor nadaje od rana do nocy. I to jest prawdziwy problem. Dopóki tego nie zrozumiemy, nie zrozumiemy niczego. A wówczas proszę nie mieć do mnie żalu. Ja nigdy nic nie ukrywałem.

Od paru dni na stromnie www.coryllus.pl jest do kupienia moja najnowsza książka. By już nie wspomnieć o poprzednich. Polecam serdecznie i szczerze.

4 komentarze:

  1. "nie mamy elit" - tak to do mnie dotarło już jakiś czas temu z przerażającą bezradnością. Nasze elity leżą 2m pod ziemią i co dalej? Kościół, szkoła, strzelnica? I może za jakieś dwa pokolenia będą elity? Jak je wykształcić bez własności, jeżeli my nic nie mamy z wyjątkiem kredytów na karku?

    OdpowiedzUsuń
  2. @Janosik
    Nic Ci nie odpowiem, bo nie chcę pogłębiać tego smutku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Toyahu,

    Wytlumacz mi symbolike okladki Twojej najnowszej ksiazki,prosze.Szczegolnie chodzi mi o zamiane czleka na bydlaka porownujac z Lisciem.

    OdpowiedzUsuń
  4. @tobiasz11
    Tu symboliczne jest tylko czerwone niebo.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...