poniedziałek, 17 listopada 2014

Jak głosowali Tomasz Jaśkiewicz i Mariusz Solecki, a jak my?

Ponieważ wczoraj wieczorem uznałem za stosowne zabrać głos w sprawie wyborów, uważam, że należy się Czytelnikom parę słów wyjaśnień. Otóż wczorajsza notka była, owszem, spowodowana częściowo tym, że wstępne sondażowe wyniki – po raz pierwszy od wielu lat – podały wyraźne zwycięstwo PiS-u nad Platformą, i to zrobiło na mnie pewne wrażenie. Nie mogę sobie bowiem wyobrazić lepszego potwierdzenia słuszności głoszonej przeze mnie od paru lat teorii, że między Systemem a rządząca Platformą Obywatelską toczy się wojna, której zwycięzcą może być tylko System. Ja wiem, że przez parę jeszcze dni będą się toczyły tajne targi odnośnie ostatecznych wyników tych wyborów, jednak tendencja jest już zaznaczona i dla Platformy w sposób oczywisty niekorzystna.
Drugi powód, dla którego zająłem się tym tematem, był już bardziej osobisty. Otóż ja tymi wyborami się praktycznie nie interesowałem, a ich wynik zajmował mnie tylko o tyle, o ile w ogóle interesuje mnie los tej bandy oszustów, którzy polską rządzą już od 7 lat. A więc, jeśli w ogóle zareagowałem, to głównie dlatego, ze wydawało mi się, że zareagować powinienem; że są ludzie, którzy chcieliby się dowiedzieć, co ja sądzę na temat tego, co się wydarzyło, i na choćby parę słów z mojej strony czekają. A więc to co mi leżało na sercu, napisałem. Natomiast poza tym, daję słowo, że tym razem, kiedy dzień wyborów w końcu nadszedł, ja już się znajdowałem kompletnie gdzie indziej i naprawdę bez jakiegokolwiek żalu. I proszę sobie wyobrazić, że nie tylko ja. Proszę sobie wyobrazić, że wczoraj wieczorem myśmy faktycznie włączyli wieczorem telewizor, faktycznie zerkaliśmy co chwilę okiem na ekran, by wiedzieć, co się tam dzieje, ale kiedy oni podali pierwsze wyniki, żadne z nas tego momentu nie zauważyło. Ja pisałem kolejny tekst dla Bachurskiego, żona sprawdzała jakieś prace, dzieci zajmowały się sobą… i wtedy dopiero ja rzuciłem okiem w telewizor, a tam już od paru minut emocjonowano się, że PiS wygrał.
Podobnie dziś rano. Obudziłem się i w ogóle nie pamiętałem o tych wyborach. Myślałem o dziesiątkach różnych rzeczy, a więc o tym, że ten tydzień będzie bardzo pracowity, bo to i normalna praca i w środę jadę do Warszawy na Morisseya, potem mamy te targi w Spodku, ale też i o tym, że pies jakiś chory i że mój biedny syn znów miał nocny dyżur i ciekawy jestem, jak on długo to wytrzyma, i dopiero wtedy sobie przypomniałem o tych wyborach i zajrzałem do Salonu, by sprawdzić, do kiedy Partia każe PKW naprawiać te ich komputery. No a chwilę później, i tak byłem już zupełnie gdzie indziej, czyli mianowicie, proszę sobie wyobrazić, przy Tomaszu Jaśkiewiczu, gitarzyście Chochołów, a potem już głównie Niemena. Właśnie tak: dalej już tylko myślałem o Jaśkiewiczu, o książce, którą on z jakimś drugim właśnie wydali, no i o tym, że ja dziś z okazji tych wyborów napiszę recenzję książki.
Jak wiedzą ci, którzy czytali moją książkę o rock’n’rollu, albo o podwójnym nokaucie, ja do zespołu Chochoły, a przy okazji, siłą rzeczy, do gitarzysty Jaśkiewicza, mam stosunek szczególny, a więc kiedy się dowiedziałem, że zapowiadana jest z nim książka-wywiad, najpierw się oczywiście odpowiednio zdziwiłem, a potem już tylko na tę książkę czekałem. No i właśnie jestem po lekturze, która zrobiła na mnie choćby takie wrażenie, że bardziej o niej myślę, niż o tym, że w Katowicach wreszcie Platforma dostała po nosie.
Zanim przejdę do komplementów, powiem może, co mi się w książce Jaśkiewicza i tego Górki (bo jemu jest Górka) nie podoba. Otóż ona wygląda i leży w ręku mniej więcej tak, jak wyglądały i leżały w ręku książki wydawane w latach, kiedy Jaśkiewicz grał z Chochołami, a potem Akwarelami. Ja wiem, ile kosztowało wydanie mojej ostatniej książki, wiem, ile Gabriel z Tomkiem zapłacili za wydanie „Świętego królestwa”, natomiast gdy idzie o „Byłem gitarzystą Niemena”, to ono musiało kosztować znacznie, znacznie mniej zarówno od jednego, jak i od drugiego. To jest ten rodzaj taniochy, który już na samym starcie, niemal z automatu sprawia, że tę książkę będą kupować wyłącznie ci, co ja bardzo mieć chcą, bo reszta zwyczajnie będzie się brzydziła ją wziąć do ręki, zwłaszcza gdy za to ktoś im każe zapłacić 39,99 zł.
Nie podoba mi się też – choć tu, przyznaję, problemem są moje osobiste kompleksy – że Górka do Jaśkiewicza, było nie było człowieka z pewną bardzo poważną artystyczna historią i mającego w dodatku swoje lata, cały czas się zwraca z tym irytującym, protekcjonalnym „Tomku”, zupełnie, jakby rozmawiał z jakimś znalezionym na ulicy nieszczęściem. No i to mi przeszkadza. Poza tym, wszystkich serdecznie zachęcam do tego, by jednak tę książkę sobie kupili. Oczywiście, zawsze też można pójść do biblioteki, ale ponieważ zakładamy, że jednak Jaśkiewicz jakieś tam grosze od wydawcy za nią dostaje, choćby ze względu na niego, wypada się poświęcić.
Przyznam, że ja dawno nie słuchałem niczyjej opowieści z takim zainteresowaniem, jak tego, co Jaśkiewicz ma do powiedzenia na temat swojego życia – życia w tamtym środowisku, w tamtej Polsce, wśród tamtych ludzi. To jest raport o takiej intensywności, że ja, jak już wspomniałem, dziś mam już tylko w głowie atmosferę owych lat 60-tych, czy początku 70-tych, a więc czasów, których sam byłem dość uważnym świadkiem. No i jest jeszcze sam Jaśkiewicz, jako człowiek. Ja go nigdy nie miałem okazji poznać osobiście, tyle wszystkiego, że – o czym pisałem w swoich „Markach, dolarach…” – zdarzało mi się o niego potykać przy różnych okazjach, natomiast to co robi tu wrażenie zupełnie porażające, to to, jaki to jest miły i skromny człowiek. Wszyscy wiemy, jaki jest dziś styl pisania tego typu wspomnień. To czego publiczność oczekuje i to co oczywiście natychmiast dostaje, to cała kupa z jednej strony szokujących historii z alkoholem, seksem i przemocą w roli głównej, a z drugiej jeszcze więcej nareszcie ujawnionych tajemnic dotyczących tego, jacy byli „naprawdę” ludzie, których cenimy i uważamy za bohaterów. Jaśkiewicz o nikim z nich nie mówi źle. O nikim! Nawet kiedy opowiada o tym, jak całymi miesiącami, biedny i chory chodził do Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, w tym osobiście do jego szefa starego Cejrowskiego, by oni mu zapłacili to co mu się należało, a ten za każdym razem ryczał „Proszę wyjść!”, to i tak opowiada o tym w taki sposób, byśmy potraktowali ów epizod tylko jako epizod, a później i tak pisze, że po latach on z Cejrowskim sobie wszystko wyjaśnili i już było dobrze. Nawet kiedy opowiada, jak się ciężko pochorował i z dnia na dzień, bez słowa, Niemen wyrzucił go z zespołu, i nikt nigdy – w tym sam Szef – nawet do niego nie zadzwonił, by zapytać, co u niego słychać. Pytany o to, albo się wykręca i mówi, że nie ma do nikogo żalu, bo uważa, że nic takiego się nie stało, albo zbywa pytania uwagą, że on w tamtym czasie i tak nawet nie miał telefonu.
Nie zalazłem jednego fragmentu w całej książce, by Jaśkiewicz mówił źle o kimkolwiek. Nawet gdy opowiada o tym, jak w pewnym momencie Niemen wpadł w nastrój tworzenia muzyki kompletnie nie do słuchania i do współpracy zatrudnił tych dwóch pajaców, Nadolskiego i Przybielskiego, którzy wszystko to zdominowali do tego stopnia, że ludzie z koncertów zwyczajnie wychodzili, wciąż powtarza, że to byli naprawdę bardzo zdolni muzycy, a to, że się do niego nawet nie odzywali, nawet mu nie mówili „cześć”, traktuje jako szczegół bez znaczenia.
Jest też jedna historia, która zrobiła na mnie wrażenie naprawdę potężne. Otóż już w latach późniejszych, kiedy Jaśkiewicz ów telefon dostał, Niemen do niego zadzwonił i zapytał, co tam u niego. Jaśkiewicz powiedział, że jest biedny i nawet nie ma gitary. No i proszę sobie wyobrazić, że Niemen mu tę gitarę podarował, gitarę naprawdę pierwszej klasy, z tego co mówi, Jaśkiewicz, najlepszą jaką kiedykolwiek miał. Pyta Górka, co z tą gitarą dziś i na to Jaśkiewicz odpowiada, że jej już nie ma, bo kiedy Niemen umarł, zwrócił się do niego Franciszek Walicki i powiedział, że będzie otwierał muzeum rock and rolla i jemu by się ta gitara do tego muzeum przydała. Jaśkiewicz mu tej gitary dać oczywiście nie chciał, ale, jak opowiada, Walicki stopniowo zrobił się tak agresywny, że wreszcie musiał ustąpić i mu tę gitarę dał. Opowiada o tym, a później już, bez dodatkowego komentarza, wraca do tego, by opowiadać, jak to, będąc całkowicie poza środowiskiem, on nawet nie wiedział, że Niemen jest ciężko chory, i kiedy się dowiedział, że on umarł, był w prawdziwym szoku.
Są w książce zdjęcia. Stary jest już ten Jaśkiewicz – starszy, wysuszony, łysy facet z gitarą i z tymi wszystkimi historiami do opowiedzenia. Warto go posłuchać. I pewnie ta jego skromność byłaby dla nas, którzy wiemy bardzo dobrze, kogo słuchamy, miejscami nie do zniesienia, gdyby nie te parę wypadków, kiedy nawet on nie może się powstrzymać, by rzucić jakby od niechcenia – fakt, że mocno zawoalowaną – uwagę, która dla nas niesie przekaz jednoznaczny: „Byłem bardzo dobry. Wówczas najlepszy”. A my się na to nawet nie oburzamy, bo wiemy, że to najprawdziwsza prawda.
Jak już napisałem na początku, ta książka wygląda tak, że z niej pewnie nic nie będzie, poza paroma kawałkami dla wydawcy i dystrybutora. Górka i Jaśkiewicz może za to co im z niej kapnie raz na jakiś czas kupią sobie big maca.
Na targach w Krakowie spotkałem bardzo dobrego kolegę – nauczyciela, Mariusza Soleckiego, z którym miałem przyjemność przez kilka lat pracować w jednej szkole i z którym się lubiliśmy. Proszę sobie wyobrazić, że napisał on ostatnio, a wydawnictwo o nazwie LTW mu wydało, znakomitą książkę pod tytułem „Literackie portrety Żołnierzy Wyklętych”. Ponieważ Solecki uczył polskiego moją starszą córkę, a ona go bardzo lubiła, poprosiła mnie, bym jej kupił tych „Żołnierzy” Soleckiego, a jeśli go zobaczę, bym wziął od niego autograf. Spotkałem więc go, kupiłem tę książkę, wziąłem autograf dla mojego dziecka, no i chwilę pogadaliśmy. Okazuje się, że Solecki już nie jest nauczycielem, pracuje jako magazynier w jakimś sklepie, no a ostatnio dostał pieniądze za tych żołnierzy i ich sprzedaż z ostatniego pół roku – jakieś 400 złotych. No i bardzo się cieszy, bo to jednak są jakieś pieniądze.
A ja podkreślam – książka Soleckiego to jest coś naprawdę dużego. To jest coś naprawdę wyjątkowego. No a w dodatku, przyznać trzeba, oni mu ja wydali znacznie staranniej, niż tamci Jaśkiewicza. Szczerze polecam.
A teraz idę sprawdzić, jak tam serwery.

Przypominam, że na stronie www.coryllus.pl można kupić mój najnowszy wybór tekstów – tym razem o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji.

10 komentarzy:

  1. Straszny tekst. Mimo że nie znam żadnej z opisywanych osób. Ale zdarzenia i mechanizmy mówią mi wszystko.

    "Jeszcze parę dni będą trwały pertraktacje, co wstawić do wydruków", tych robionych gdzieś na korytarzu PKW, pod stołem, czy może na jakimś strychu, zapleczu u nich.
    Tak, właśnie. Nabrali rozmachu nowi jaśniepaństwo... grożą Systemowi, że ujawnią ludziom, a ci na to "róbcie jak chcecie, wkroczymy gdy skończycie". I znowu zimny pot, i znowu oferty poddaństwa i współpracy.
    A czas płynie. I to już widzi każdy, dosłownie każdy ciołek. Właścicielom Polski postawiła się ta ledwie okrzepła, mokra za uszami mafia, i pertraktuje jakby to jakiś Klub Demokraty był. Ci wielcy mafiozi mają oddech wielopokoleniowy. Kiedy mała nadwiślańska mikromafijka taki podstawowy fakt wreszcie pojmie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiedziałem, że są tacy ludzie w tych środowiskach. Wzruszające są te wspomnienia Jaśkiewicza. Ja się ostatnio o te chochoł pokłóciłem z moim jednym wujkiem, pisowcem, a czytając Twoją książkę o zespołach cały czas myślałem o tym nieszczęsnym rynku polskim. Na prawdę tylko te chochoły i skaldowie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziś się właśnie okazało, że salon24 na tych samych ruskich serwerach chodzi, co pkw. A może jakąś ciszę powyborczą ogłosili.

    OdpowiedzUsuń
  4. @L
    Nie jest tak źle. Ja akurat nastrój mam bardzo dobry.

    OdpowiedzUsuń
  5. @tpraw
    Republika była dobra, no i też mi się podobali Polanie. Ale oni nagrali tylko jedną płytę. No i Maleńczuk był kiedyś napprawde wielki.

    OdpowiedzUsuń
  6. @redpill
    No i widzisz, jak ja tu mam dobrze. Ale toyah.pl chodzi na serwerach amerykańskich. Po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnia plyta Morrisseya robi naprawde wrazenie,bede w O2 29/11 choc szczerze mowiac wolalbym go posluchac w Stodole.

    OdpowiedzUsuń
  8. @tobiasz11
    Ponieważ nie byłem ani w O2, ani w Stodole, to chętnie bym poszedł i tu i tam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Solecki zakupiony i przeczytany. Pozazdrościć córce:)

    OdpowiedzUsuń
  10. @książkowiec
    Bardzo się cieszę, że nie zawiodłem.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

The Chosen, czyli Wybrani

          Informacja, że PKW, po raz kolejny, i to dziś w sposób oczywisty w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, odebrała Prawu ...