sobota, 15 listopada 2014

Bronisław Komorowski stawia pomniki

Zapraszam do kolejnego felietonu zamieszczonego w najnowszym wydaniu „Warszawskiej gazety”. Dziś o Panu Prezydencie:

Wbrew powszechnemu przekonaniu, Katowice, a więc miasto, w którym mieszkam i pracuję, to miejsce bardzo ładne, bardzo wygodne do życia, no a przede wszystkim niezwykle przyjazne w tym sensie, że ludzie są tu dla siebie bardzo mili, uprzejmi i życzliwi. Nawet w miejscach tak teoretycznie człowiekowi wrogich, jak ZUS, czy Urząd Skarbowy, ja na palcach jednej ręki byłbym w stanie wyliczyć wszystkie te przypadki, kiedy zostałem tam potraktowany nieuprzejmie. Nie wiem, skąd to się bierze, ale tak jest i tu nie ma choćby dyskusji.
Jak wspomniałem, Katowice są też miastem bardzo ładnym. Oczywiście jest cała masa miejsc wciąż bardzo zaniedbanych, brudnych, niekiedy wręcz zapomnianych, niemniej wystarczy podnieść wzrok, by zobaczyć choćby, jak piękne i architektonicznie oryginalne są katowickie kamienice. I to też jest fakt niepodlegający dyskusji.
Byliśmy dziś z żoną obejrzeć sobie dwa nowopowstałe punkty na mapie miasta, a więc nowy budynek NOSPR-u, z salą koncertową o, jak głosi wieść, najlepszej dziś akustyce na świecie, oraz otaczający to miejsce parkowy teren, oraz sąsiadujący z nim kompleks muzealny, wciąż jeszcze nieczynny, lecz zapowiadany już, jako Muzeum Miasta Katowic. I powiem szczerze, że i jedno i drugie pod każdym niemal względem robią wrażenie kolosalne. Jeśli ktoś mi nie wierzy, a ma ochotę sprawdzić, jak daleko się mylę, niech sobie znajdzie odpowiednia grafikę w Internecie i się przekona.
Chodziliśmy sobie więc po owych terenach, podziwialiśmy tę niezwykłą ekspozycję… i oto nagle, jak atak najgorszych sił ciemności, stanęło przed nami świeżo posadzone drzewko, obok pokaźny obelisk, a na nim z odpowiednim ceremoniałem wyryta informacja, że w ten oto sposób miasto Katowice pragnie upamiętnić dzień, w którym Bronisław Komorowski „Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej” zasadził w tym miejscu „dąb wolności”, by w ten sposób uczcić 25 rocznicę odzyskania przez Polskę „wolności”.
Stałem przed tym niby-pomnikiem, oniemiały i wstrząśnięty, gapiłem się na ten napis, na to nazwisko, ten tytuł „Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej” i nagle zrozumiałem, że to coś tu zostanie już na zawsze, i nawet kiedy czasy się zmienią i wszyscy dostaną to na co zasłużyli, będzie nas straszyło tak, jak te wszechobecne sowieckie pomniki, których my nie mamy determinacji likwidować, bo raz, że nie wiadomo po co, a dwa, że przecież nie wypada. No a tu jeszcze to przecież tylko drzewko.
A już po chwili przypomniałem sobie, że ostatnio mieliśmy bardzo dużo, że to tu to tam zawitał prezydent Komorowski i posadził kolejny „dąb wolności”, a ja się domyślam, że skoro on posadził dąb, to lokalne władze posadziły mu pomnik i to jest coś tak strasznego, że mnie osobiście brakuje słów, a jeśli jakieś mi jednak do głowy przychodzą, to Bachurski mi tu ich i tak nie opublikuje. A w tej sytuacji, by mnie licho nie podkusiło, już się może zamknę.

Przypominam, że moją najnowszą książkę o lichu, które skutecznie palimy, można kupować na stronie www.coryllus.pl. Szczerze polecam. Gdyby to miało kogoś przekonać, moim zdaniem, nie wydałem dotychczas nic lepszego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...