wtorek, 17 czerwca 2014

Czy prezes Belka ma dłuższego od pastora Burpo?

Kwestia ta pojawiła się trochę w komentarzach pod moim wczorajszym tekstem i pewnie nie byłoby już do czego wracać, gdyby mój kolega Coryllus w dzisiejszej notce nie poruszył sprawy pewnego amerykańskiego pastora, jego cudem wyrwanego z objęć śmierci synka i filmu o tym, że niebo istnieje naprawdę. O co chodzi? Otóż ów wspomniany pastor nazwiskiem Todd Burpo, członek kościoła o nazwie Crossroads Wesleyan Church (nie mylić z setkami innych denominacji ze słowem „crossroads” w nazwie) ogłosił, że jego czteroletni synek, znalazłszy się w stanie śmierci klinicznej, przeszedł na tak zwaną „drugą stronę”, zobaczył Niebo, a w nim anioły, świętego Piotra, Jezusa, a nawet samego Pana Boga, odbył nawet krótką rozmowę ze swoją zmarłą przed wielu laty siostrzyczką, no i wrócił, żeby swoim świadectwem podzielić się ze światem. Relacja dziecka pastora była tak sugestywna i pod każdym względem wiarygodna, że na jej podstawie powstała najpierw książka, a następnie film, a dziś jedno i drugie z ogromnym sukcesem sprzedawane jest nawet u nas w Polsce.
Coryllus, wspominając o sprawie, miał swoje własne zamiary i zrealizował je jak zawsze zgrabnie i z pożytkiem dla nas wszystkich, natomiast jeśli ja dziś do niej nawiązuję, to jednak już z zupełnie innych powodów. Otóż, jak niektórzy pamiętają, mój wczorajszy tekst oparty by częściowo fikcyjnej, a częściowo – wbrew oczywistym pozorom – jak najbardziej autentycznej refleksji człowieka, który poruszony aferą podsłuchową nagłośnioną przez tygodnik „Wprost”, w ramach radzenia sobie z dość trudną sytuacją, postanowił wszystkie swoje emocje poświęcić kwestii alergicznych problemów Jarosława Kaczyńskiego. To co mną bardzo poruszyło, to fakt, że znaczna liczba czytelników uznała mój tekst za fikcję i żart, trochę pewnie na wszelki wypadek, by po raz kolejny nie ulec złudzeniu i nie wziąć ironii za poważne refleksje, gdy tymczasem akurat żartem była tylko narracyjna forma mojej notki. Otóż w dniach, kiedy cała Polska emocjonowała się taśmami z restauracji „Sowa i Przyjaciele”, naprawdę pojawił się człowiek, który akurat przeżywał coś zupełnie innego – to mianowicie, że ze sprzedawczynią w lokalnym sklepie mógł sobie bez przeszkód i w pełnym zrozumieniu wzajemnych emocji poszydzić z Jarosława Kaczyńskiego i jego alergii. I ja oczywiście, gdybym tylko mógł, szczerze bym go zachęcił do podzielenia się swoimi refleksjami na tym blogu, a on, gdyby tylko chciał i potrafił, je tu przedstawił, natomiast przyznaję, że bardzo zależało mi na tym, by sobie poradzić bez niego, no i sobie poradziłem.
A zatem mamy ową aferę taśmową, mamy prezesa Belkę, który debatuje z ministrem Sienkiewiczem na temat długości swojego członka… przepraszam – chuja, mamy ten nieprawdopodobny wręcz rynsztok , w którym zanurzona jest codzienność najprawdopodobniej każdego z faktycznych i potencjalnych bohaterów tego szczególnego zdarzenia, mamy wreszcie Monikę Olejnik, której wspomniany Belka wbija wręcz w twarz jej zarzuty dotyczące wspomnianego rynsztoka, pytając: „A pani rozmawia inaczej?”, w odpowiedzi słysząc: „No tak, ale mnie nikt nie podsłuchuje”, z zamykającym tę wymianę, pełnym satysfakcji „Żeby się pani nie zdziwiła”. Mamy to wszystko, a tymczasem ktoś z nas, człowiek daję słowo, że taki jak my, nie może się otrzepać ze szczęścia, że Jarosław Kaczyński ma alergię i że ten fakt jest rozpoznawany nie tylko przez niego, ale też innych członków społeczeństwa.
Ktoś się zapyta, gdzie tu miejsce dla cudu, jaki się dokonał w Crossroads Wesleyan Church. Proszę, już wyjaśniam. Oto w tych samych niemal dniach, kiedy to System, dyscyplinując swoje sługi, porządkował sprawy i otwierał kolejne zakładki, spotkałem pewną znajomą panią, która zapytała mnie, czy widziałem ów film „Niebo istnieje naprawdę”. Ponieważ wiem, że pani ta jest osobą bardzo wykształconą, inteligentną a przy okazji bardzo pobożną, odpowiedziałem jej bardzo szczerze, że nie widziałem i oglądać nie mam zamiaru, bo przede wszystkim, jako człowiek mocno podejrzliwy względem owych 30 tysięcy protestanckich denominacji w Stanach Zjednoczonych, nie sądzę, by za tą całą historią stało coś o wiele szerszego, niż najbardziej przyziemne interesy owego Todda Burpo i jego kościoła, no a poza tym ja naprawdę nie potrzebuję wzmacniać swojej wiary kolejnymi cudami, bo to co już mam, w całości mi wystarcza. I proszę sobie wyobrazić, że znajoma moja – jak mówię osoba bardzo pobożna – odpowiedziała mi, że ależ tak, oczywiście, panie Krzysieńku, całe nasze życie jest cudem, popatrzmy chociaż na minione 25 lat odzyskanej Polski, jakież to piękne, że wreszcie żyjemy w wolnym kraju, który się rozwija, czyż to nie cud, że mamy swojego prezydenta, swojego premiera, te codzienne sukcesy? Bo tak, to jest prawdziwy cud, o którym jeszcze 25 lat temu nie mogliśmy marzyć, ale który nam wyprosił u Boga nasz Jan Paweł II… I tak dalej, w ten sposób. Na koniec znajoma pani powiedziała mi, że musimy się spotkać i porozmawiać, bo ona wie, że jestem człowiekiem otwartym i myślącym, a jest tyle ciekawych rzeczy, o których można podyskutować.
Oczywiście, powiedziałem jej, że bardzo chętnie, ale oczywiście wiem, że nic z tego nie będzie. W końcu, czego ona po mnie oczekuje? Że porozmawiamy sobie o alergii prezesa, czy może tego, że przyjdę i jej opowiem o moim długim chuju, i o tym, jaki to cud w tym wieku?
Tak to bowiem jest, moi mili. Ironia się już skończyła. Od dziś wszystko już będzie jak najbardziej naprawdę. Ogłosił to nam właśnie ustami redaktora Latkowskiego – System.

Przepraszam za obcesowość, ale wobec pojawiających się podejrzeń, że ja ten blog wykorzystuję do bardzo nieczystych gier, należą się nam wszystkim wyjaśnienia. OtóŻ jest tak, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy straciłem większość lekcji i dziś jest tak, że poza pensją pani Toyahowej, dwiema lekcjami na Skypie, przedwakacyjnymi resztkami korepetycji i wsparciem ze strony czytelników bloga, nie mamy praktycznie nic. Takiego kataklizmu dotychczas nie było. Pieniądze ze sprzedaży książek są natychmiast wydawane na pokrycie bieżących rachunków i kredyty, podobnie honorarium z "Warszawskiej Gazety". Poza tym nie zostaje nic. Proszę więc o nas pamiętać i w miarę mozliwości wspomagać ten blog. Bez niego, to wszystko może walnąć z dnia na dzień. Dziękuję.

2 komentarze:

  1. @Toyah
    Ten Lemming, ta znajoma...
    Kraina Grzybów po prostu. Nomen omen.

    OdpowiedzUsuń
  2. @zawiślak
    To są okropni ludzie. Ona i ten człowiek od alergii. No i te sprzedewczynie.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...