sobota, 28 czerwca 2014

Bogdan Zdrojewski zwariował ze strachu, czy z czystej nieuwagi?

Nie wiem doprawdy, który to już raz okazuje się, że wystarczy, że się temat urodzi i zacznie raczkować, niemal w jednej chwili widać, że on już żyje własnym życiem i nie ma sposobu, by go potraktować, jak ów smutny autobus, który swoje zrobił i może zostać sprasowany. Niemal tydzień czekałem na odpowiednią okazję, by zająć się tym gazem, którym Tenktórynieprzepuszczażadnejokazji, niemal jak owi kosmici z filmu Shayamalana o znakach, najwidoczniej karmi swoje sługi, a tu nagle trafiłem na dość już stary, bo sprzed dwóch niemal miesięcy, wywiad Mazurka z wówczas jeszcze ministrem kultury, a dziś europarlamentarzystą, Zdrojewskim w „Rzeczpospolitej”. Czemu Zdrojewski? Otóż on się, owszem, pojawił w moim wczorajszym tekście, jako bardzo dobry dowód na to, że Platforma Obywatelska to nie jest zwykła partia polityczna, ale projekt w pewnym sensie religijny, w dodatku religijny na poziomie, który znamy, czy to doniesień medialnych, czy nawet z dokumentalnych filmów poświęconych temu, że gdzieś tam w Południowej Ameryce tysiąc osób zgodziło się umrzeć, by już za chwilę odrodzić się w innej kosmicznej przestrzeni, a wszystko tylko dlatego, że ktoś im coś tam naopowiadał, a oni mu uwierzyli. Pamiętamy Zdrojewskiego jeszcze sprzed lat i mam wrażenie, że dla wielu z nas on był takim skromnym, w miarę porządnym, lokalnym politykiem, którego życie rzuciło akurat w objęcia Platformy Obywatelskiej, ale on tak naprawdę, jako porządny urzędnik, mógłby dobrze służyć każdemu. Pamiętamy, jak Zdrojewski miał zostać ministrem obrony narodowej, ale Tusk, widocznie uważając go za jakiegoś przybłędę, dał mu tę kulturę, no a on, grzecznie oczywiście, tę ofertę przyjął i próbował coś tam na swój określony sposób robić.
Ale pamiętamy Zdrojewskiego z jeszcze jednego wystąpienia, kiedy to podczas mszy za zmarłego w Smoleńsku swojego wiceministra Tomasza Merty przemawiał w kościele i autentycznie płakał, przepraszając za każde straszne słowo i każdy jeszcze straszniejszy czyn swoich politycznych przyjaciół, które doprowadziły do tej katastrofy i tej śmierci. Widzieliśmy beczącego Zdrojewskiego i jestem pewien, że wielu z nas zwyczajnie mu kibicowało, by jego następnym krokiem było już tylko demonstracyjne opuszczenie tego miejsca, które niesie tylko kłamstwo, cierpienie i śmierć.
I oto po latach mamy ów wywiad z Mazurkiem, a ja powiem szczerze, że czegoś takiego nie widziałem w życiu. Część z nas wie mniej więcej, jak te mazurkowe wywiady wyglądają. Pomijając rozmowy z takimi ludźmi jak Żuławski, czy Dwurnik, którzy Mazurkowi najwyraźniej czymś tam płacą, one są robione w taki sposób, by człowiek, którego on przepytuje, na koniec dostał cholery i wyrzucił go za drzwi, lub sam wyszedł, trzaskając drzwiami. Jest to wszystko oczywiście tylko pewną konwencją, no ale dzięki niej, te rozmowy potrafią być niekiedy dość ciekawe, a czasem i nawet pouczające.
Jak mówię, wywiad ze Zdrojewskim jest na tym tle czymś podwójnie szczególnym. Przede wszystkim, ja sobie nie przypominam bym kiedykolwiek miał okazję widzieć kogoś, kto od początku do końca, w najbardziej bezczelny i bezwstydny sposób kłamie, a z drugiej, właśnie z powodu tych kłamstw i ich intensywności, traktowany przez rozmówcę jak szmata, nawet się nie zarumienił ze wstydu. W rozmowie tej Mazurek robi to co zawsze, czyli wytyka Zdrojewskiemu najpierw kolejne krętactwa, potem już kłamstwa, a na końcu już, jak mówię, kłamstwa bezczelne i bezwstydne, Zdrojewski natomiast patrzy na niego tymi swoimi baranimi oczami i z uśmiechem mówi: „Ale pan jest dla mnie niedobry”. W końcu jest tak, że powstaje rozmowa w pewnym sensie najgorsza ze wszystkich dotychczasowych rozmów Mazurka, bo tam nie ma nic, tylko te kłamstwa, ich natychmiastowe prostowanie, kłamstwa kolejne, kolejny atak Mazurka i nowe kłamstwo, i nowy atak. Tam już, jak mówię, nie ma nic więcej; żadnej rozmowy, żadnego nowego tematu, żadnych emocji – tylko te kłamstwa. Wygląda na to, że nawet jeśli Mazurek na początku miał jakiś plan, by sobie ze Zdrojewskim, jak człowiek z człowiekiem, pogadać i mu tam trochę podokuczać, to Zdrojewski mu to zwyczajnie uniemożliwił.
Przypomina Zdrojewskiemu Mazurek, jak to ten obiecywał, że w Warszawie w ciągu trzech lat powstanie muzeum Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego. „I jest bliskie finału", odpowiada Zdrojewski. „Minęło sześć lat i muzeum ani widu, ani słychu”. „Jest odwrotnie”, mówi Zdrojewski. „Odwrotnie to by było, gdyby stało”, mówi Mazurek. „Stoi”, odpowiada Zdrojewski. Okazuje się, że nie stoi.
Dalej. Przypomina Zdrojewskiemu Mazurek, jak jesienią 2008 roku zapowiadał przykrycie Trasy Łazienkowskiej i otwarcie Muzeum Historii Polski. „Trasy nie przykryto, muzeum nie ma”, mówi Mazurek. „Nieprawda, znowu się pan myli”. „Tak?” pyta Mazurek. „To jedźmy do tego muzeum, chętnie kupię panu bilet”. „Minister kultury nie zajmuje się przykrywaniem Trasy Łazienkowskiej”, odpowiada wesoło Zdrojewski. „Muzeum Historii Żydów Polskich ma obsuwę”. „Przecież MHŻP stoi, mogę pana tam zaprosić!” krzyczy Zdrojewski, na co Mazurek informuje: „Stoi pusty budynek, w którym kiedyś będzie wystawa”.
Co więc się udało? Remont Arkad Kubickiego i Pałacu Pod Blachą, Muzeum Polskiego Malarstwa w Sukiennicach, Donald Tusk wbił łopatę pod Muzeum II Wojny Światowej, gdzie „jesteśmy w fazie głębokiego wykopu”.
A więc tylko remonty, mówi Mazurek, zmienia temat i pyta Zdrojewskiego o TVP. „Proszę wymienić jakiegoś członka Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, który należałby do Platformy Obywatelskiej. Choćby jednego!” woła Zdrojewski. Mazurek wymienia po kolei. „A czemu pan nie wspomina o członkach PiS w Krajowej Radzie?” „Bo ich nie ma”, mówi Mazurek. „Nieprawda, są!” krzyczy Zdrojewski. Okazuje się, że nie ma, na co Zdrojewski ze spokojem: „Pomyliłem się, chodziło mi o radę nadzorczą TVP, której członkiem jest prof. Wojciech Roszkowski”. „Jeden na siedmiu”, odpowiada Mazurek. „A zna pan jakiegoś członka Platformy w zarządzie TVP?” ripostuje Zdrojewski. „Braun”, mówi Mazurek. „Nie ja go tam delegowałem i nie może pan stwierdzić, że Platforma Obywatelska ma jakąkolwiek przewagę w mediach publicznych”.
I tak dalej do samego końca. Daję słowo, że tam nie ma praktycznie nic więcej, tylko ta rozmowa idioty:
- Dwa i dwa to pięć.
- Nie, proszę pana. Cztery.
- No dobra, może i cztery, ale trzy i trzy to z pewnością dwa.
- Nie. Sześć.
- Niech pan sobie myśli, co chce, ale ja mówię, że dwa.
- Ma pan trzy jabłka, a ja panu do tego daje jeszcze trzy, to ile będzie tych jabłek?
- Sześć. A więc tak jak mówiłem.
- Nie. Mówił pan dwa.
- Widocznie się pomyliłem. Nie wiem tylko, czemu pan się uparł, żeby rozmawiać ze mną o fizyce.
- Dodawanie to matematyka.
- Chyba wręcz przeciwnie.


A ja się już tylko zastanawiam, jak bardzo oni są nawet nie zdesperowani, ale zwyczajnie zatruci tą siarką, że stracili choćby podstawowy już wstyd. Przecież, cokolwiek by o Zdrojewskim nie powiedzieć, to jednak on musi mieć jakieś swoje życie, rodzinę, dzieci, wolny czas, który stara się spędzać tak jak każdy z nas. No dobra. Ktoś z nas powie to, co już było mówione wielokrotnie, a mianowicie to, że on, podobnie ja cała reszta uczestników tego czarnego projektu, ma znacznie więcej do stracenia, niż ktokolwiek z nas, i ja jestem to w stanie zrozumieć. Natomiast nie rozumiem, dlaczego on nie chce nam wysłać choćby jednego sygnału, że on tak naprawdę przez te kłamstwa prosi o ratunek. Dlaczego on, kiedy już udało mu się zostać tym europosłem i zapewnił sobie, jak to przyznał w swojej książce Migalski, jakiś milion złotych oszczędności w ciągu czterech lat, plus solidną emeryturę, nie wydusił z siebie choć jednego słowa prawdy, ale nadal – i robi to do dziś – nurza się w tym kłamstwie. Boi się, że go zabiją? Bez przesady.
Jest jednak coś, co, jak sądzę, i ich usprawiedliwia i przy okazji nam daje okazję do tego, byśmy się mogli nieco uspokoić. Otóż tam może chodzić już tylko o ten Smoleńsk. Może być tak, że ich wszystkich trzyma już tylko Smoleńsk. Każdy z nich, który spróbuje choćby drgnąć, naraża się na to, że zostanie odstrzelony, jako pierwszy. Dlaczego? Dlatego że tam był i dlatego, że nic nie powiedział. A to wystarczy, żeby się zwyczajnie bać. Innego wytłumaczenia nie mam, a to wystarczy mi, żeby się zastanawiać, czy to wszystko nie jest znacznie, znacznie prostsze. Tak bym wolał zdecydowanie bardziej. Jak zwykle, wszystko się sprowadza do tego, by nam było łatwiej żyć.

Przypominam, że w księgarni Coryllusa są do kupienia najróżniejsze, w każdym wypadku wybitnie interesujące, książki. W tym wszystkie, które dotychczas napisałem i wydałem, w liczbie pięć. Zachęcam szczerze i uczciwie. Jednocześnie, bardzo prosze o wspieranie tego bloga pod podanym obok numerm konta. Dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Gdy Ruch Ośmiu Gwiazdek zamawia świeżą dostawę pieluch

      Pewnie nie tylko ja to zauważyłem, ale gdybym to jednak tylko ja był taki spostrzegawczy, pragnąłbym zwrócić naszą uwagę na pewien zup...