czwartek, 12 czerwca 2014

Sowiniec i Libicki - dwaj przyjaciele z boiska

Bardzo nie chciałem tego robić, broniłem się przed tym zębami i pazurami, ale wygląda na to, że dłużej już nie dam rady i będę musiał w końcu tę sprawę odhaczyć, choćby po to, by móc powiedzieć, że co miałem zrobić, zrobiłem i się już więcej nią nie zadręczać. Chodzi mi mianowicie o relację między blogerami Libickim i blogerem Sowińcem – czy może raczej między Sowińcem i Libickim, bo z tego co widzę, Libicki się zachowuje, jakby był tu tylko pretekstem – i tym wszystkim, co z niej wynika dla Salonu24 i przy okazji dla nas, czyli polskiej tak zwanej konserwatywnej prawicy.
Kim jest bloger Libicki, wiemy wszyscy bardzo dobrze. Jest to przede wszystkim jeden z dwóch czy może trzech polskich polityków poruszających się na wózku, a poza tym były polityk PiS-u, dziś w Platformie Obywatelskiej, który prawdopodobnie ze strachu przed bankową windykacją staje na głowie, by zademonstrować władzom Partii swoją przydatność i w ten sposób przedłużyć polityczną karierę, w związku z czym, dzień w dzień, zamieszcza swoje refleksje na prowadzonym przez siebie blogu. W jaki sposób on to robi? Otóż jego teksty są oczywiście agresywnie antypisowskie, jednak napisane byle jak, no i kompletnie nieciekawe, przy tym – co istotne – bez niepotrzebnych wulgaryzmów, czy choćby drobnych niegrzeczności. Zwykła antypisowska publicystyka prowadzona przez człowieka, który nie jest ani zbyt inteligentny, ani szczególnie dowcipny, natomiast, owszem, stara się bardzo, by nie przekraczać tego, co się powszechnie uważa za granice podstawowej uprzejmości.
Kim jest więc tu bloger Sowiniec? To też wiemy mniej więcej wszyscy. Sowiniec to najprawdopodobniej samotny, patriotycznie zorientowany i ostatnio ewidentnie bezrobotny pracownik Uniwersytetu Jagielońskiego, który praktycznie cały swój czas spędza na Salonie24, udzielając się głównie, jako tak zwany „bingo-komentator”. Gdyby ktoś nie wiedział, w czym rzecz, Sowiniec od wielu już lat wstaje rano i już do nocy chodzi po blogach i wszędzie zostawia ślad w postaci słowa „bingo”. Czasem też zamieści jakąś patriotyczną notkę, apelującą o masowy udział w jakimś marszu, czy zbiórce, a do tego apel o masowe uczestnictwo, lub po prostu zawierającą informację, że w lokalnej telewizji będzie jego wypowiedź i żeby oglądać.
Jest jednak coś, co sprawia, że bloger Sowiniec nie jest aż tak jednowymiarowy i aż tak bezużyteczny. Otóż ile razy senator Libicki wklei swój kolejny artykuł, ów Sowiniec tam natychmiast przychodzi i obraża Libickiego tak, jak tylko potrafi, a więc najczęściej przy pomocy takich słów, jak głuptasek, głupek, dureń, prymityw i podlec. Czy pojawiają się jakieś argumenty, jakieś choćby ćwierć-merytoryczne zarzuty? Nie. Są tylko te cztery, czy może pięć słów.
Jak sądzę, ze względu na regulamin Salonu24, za swoje zachowanie wobec Libickiego, był Sowiniec już parokrotnie przez Administrację portalu karany tak zwanym „zwinięciem”, za każdym razem wracał jednak do łask, z zachowaniem wszystkich dotychczasowych zwyczajów. Czemu tak? Nie wiem oczywiście, ale jak sądzę, na Administracji robi pewne wrażenie, że Sowiniec jest w jakiś typowo krakowski sposób wciąż postacią publiczną i to, że go u siebie mają, państwu Janke po prostu imponuje. Może być też tak, że on sam, jako członek owego tak zwanego „środowiska krakowskiego”, ma paru wpływowych znajomych, którzy za każdym razem interweniują u Igora Janke i wszystko wraca na stary tor.
Jest jednak coś, co mnie autentycznie gryzie, a mianowicie pytanie, dlaczego Libicki nie zrobi czegoś, co się wręcz narzuca i jest tu w Salonie praktyką powszechnie stosowaną, czyli Sowińca nie zbanuje? Przecież to trwa tylko chwilę, nie wymaga żadnego wysiłku nawet od człowieka poruszającego się na wózku, a mogłoby cały problem rozwiązać w mgnieniu oka. Otóż moim zdaniem Libicki w jakiś sposób wie, że Sowiniec w swojej zwykłej formie jest Platformie bardzo przydatny. Zastanawiam się wręcz, czy nie jest tak, że jeśli on tu bloguje, to wyłącznie po to, by prowokować Sowińca do tych komentarzy i w ten sposób – na swoją oczywiście ograniczoną skalę – pokazywać, co to takiego ta polska prawica. Może też być tak, że oni w jakiś sposób są umówieni, bo tak naprawdę cel mają wspólny. Może być różnie, w każdym razie jedno jest pewne: gdyby tylko Libickiemu Sowiniec przeszkadzał, on by to dawno uciął. Ban i cześć.
Wiadomo też coś jeszcze. W sposób oczywisty administracja Salonu ma tu pewien kłopot, który ostatnio objawił się z podwójną siłą, i która stała się faktycznym powodem, dla którego postanowiłem się za sprawę ostatecznie zabrać. Ostatnio bowiem, jak zdążyłem zauważyć, postanowiono, że nie będzie się już Sowińca „zwijać”, tylko po to, by za chwilę ktoś zainterweniował i żeby trzeba go było „odwinąć” ponownie, ale wszystkie jego komentarze zamieszczane na blogu Libickiego – poza „bingo” naturalnie – bez dyskusji, bez jednego nawet słowa i natychmiast będą usuwane, i w ten sprytny sposób z jednej strony będzie chronione dobre imię Senatora, a z drugiej nie wyrządzi się zbyt dużej krzywdy cenionemu blogerowi.
Ktoś powie, że w tej sytuacji chyba nie ma już o czym gadać. Libicki nie musi czytać tych obelżywości, Sowiniec może przez kilka minut mieć tę swoją satysfakcję, a administracja Salonu24 poczucie, że „netykieta” działa bez zarzutu. No a co najważniejsze, współpraca na linii Libicki – Sowiniec pozostaje niezagrożona. Otóż chciałbym powiedzieć, że choć, owszem, ten rodzaj cwaniactwa robi wrażenie, ja osobiście mam wciąż pewien problem. Otóż, jak wiemy, bloger Sowiniec – wbrew woli i opinii wielu komentatorów – reprezentuje tak zwaną konserwatywną prawicę, a w związku z tym jego zachowanie jest oceniane i politycznie wykorzystywane przez ludzi, którzy polskiej konserwatywnej prawicy nie lubią i życzą jej wszystkiego najgorszego, jako bardzo mocny argument w politycznej debacie. Ja znam oczywiście opinię, wedle której, Igor Janke, jego żona Bogna i całe to towarzystwo ma jeden tylko cel – skompromitować wspomnianą prawicę i w ten sposób zagwarantować wieczny sukces wrogom Polski. Czy to ze względu na mój strasznie łagodny temperament, czy wiejską naiwność, czy może już mocno zaawansowany wiek, wolę jednak myśleć, że oni są zwyczajnie gnuśni – jak wielu z nas. A w tej sytuacji mam osobisty apel: proszę, spróbujcie się trochę wybić ponad tę okropną przeciętność i przestańcie nas kompromitować. Nas i jak najbardziej siebie również. Bo jeśli to tak już ma być do końca, to marny nasz wspólny los.

Jak informuje Coryllus, właśnie upadła fantastyczna częstochowska księgarnia i projekt ideowy pod nazwą „Latarnik”. Tak to, jak widać, idzie i na to rady nie mamy. Na szczęście www.coryllus.pl kwitnie, a tam nasze – i nie tylko nasze – książki. Zapraszam serdecznie. Kończy się nakład dwóch pierwszych książek Toyaha: Liścia i Elementarza. Dodruk nie jest planowany. Gdyby ktoś miał chęć wesprzeć ten blog finansowo, numer konta i adres paypal podane są tuż obok. Bardzo proszę i jeszcze bardziej dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

O porażkach zbyt późnych i zwycięstwach za wczesnych

       Krótko po pażdziernikowych wyborach rozmawiałem z pewnym znajomym, od lat blisko w ten czy inny sposób związanym ze środowiskiem Praw...